8 gru 2013

~ Historia straconego serca

Cóż...jak mówiła, tak też zrobiłam i oto oddaję opowiadanie. Na początek nie jest jakoś szczególnie rewelacyjne, ale co tam, chyba się nada : )
Historia opowiada o tym, że tak naprawdę nigdy nie przestajemy kochać osób dla nas ważnych. 





Od śmierci Mikoto minęło pół roku. Ten czas pamiętam tylko z przypadkowych obrazów i dopiero ostatnie wydarzenie sprawiło, że otrząsnąłem się z letargu. Myślałem, że coś się zmieni, że coś się wydarzy, że wrócą stare czasy. W ciemności wszystko zaczęło nabierać sensu. Niestety zdarzyło się to zbyt późno... jak zwykle z resztą. Odzyskałem i jednocześnie straciłem swoje serce, swój sens. Jednak myślę, ze powinienem zacząć tą historię od początku.

~*~

List na wycieraczce pod drzwiami mojego mieszkania bardzo mnie zdziwił. Kto w tych czasach pisze listy? Tylko popieprzeni romantycy. Wziąłem go, jednak nie uznałem go za ważny, przez co szybko o nim zapomniałem. Dopiero niedawno, podczas sprzątania, odnalazłem list w stercie gazet. Zaciekawiony, szybko rozdarłem kopertę. Poznałem pismo od razu - w końcu, tyle razy przepisywałem od niego pracę domową. Fushimi. Chciałem spalić list, jednak coś mnie zainteresowało. Ostatnie zdanie albo raczej słowo: "proszę". Od kiedy go znam, nigdy nie słyszałem z jego ust tego słowa. Usiadłem wiec na kanapie i przeczytałem list. Jeszcze nigdy w życiu nic mnie tak nie zdziwiło.


"Chce ci coś powiedzieć. Spotkajmy się za tydzień, w lesie za szkołą, po zachodzie słońca. Tam, gdzie się poznaliśmy. Jest to dla mnie bardzo ważne, dlatego chce żebyś się tam zjawił. Proszę."


Spojrzałem na datę nadania listu - spotkanie przypadało na dzisiaj. Zerknąłem na zegarek. "Jeśli chce zdążyć, powinienem już wychodzić" - pomyślałem i szybko wyruszyłem na miejsce naszego pierwszego spotkania. Po głowie wciąż mi chodziło, czego mogła chcieć ta zdradziecka kreatura. Około dwudziestej byłem na miejscu. Przeszedłem pomiędzy wysokimi, zapuszczonymi krzakami i znalazłem się na niewielkiej polanie, jednak pozostałem w cieniu. Od razu zauważyłem dwie ciemne sylwetki, obie ubrane w niebieskie płaszcze. W jednej rozpoznałem Fushimiego, druga ukrywała twarz w cieniu. Walczyli. I wtedy to się wydarzyło - nieznajomy pchnął szabla Saruhiko. Moje oczy się powiększyły, tak samo jak jego. Bron przeszyła cale jego ciało na wylot. Upadł. Wybiegłem zza drzewa, chcąc dorwać drugiego osobnika, jednak ten zaraz zniknął. Podszedłem do mężczyzny leżącego na ziemi. Szabla sterczała z jego brzucha, a krew pokrywała czerwienia koszule i wszystko wokół. Kleknąłem obok niego i wtedy zauważyłem, ze na jego twarzy widniał dziwny, nieco zniekształcony uśmiech.

- S-...spóźniłes się.. Misaki... - powiedział cicho.

Zadrżałem, a cała moja nienawiść do niego po prostu wyparowała. Pozostało tylko to dziwne uczucie z lat młodzieńczych. To, które tak często próbowałem wyplenić. To, które w obliczu śmierci stało się nagle jedynym, co czułem do Fushimiego. Coś głęboko we mnie drgnęło, a moje policzki pokryły się łzami. Na ten widok Fushimi otworzył szerzej oczy.

- Misaki...nie płacz. Wszystko tylko...

Nie mógł nawet dokończyć. Zaczął kaszleć, a krew pokryła jego usta i policzki. Gdy krwawienie na chwilę ustało, wziął drżący oddech.

- N-nie płacz...przeze mnie...chociaż ostatni raz.

- Ty głupia małpo... przestań! Zaraz zawieziemy cie do Berła, tam cie ulecza. Wszystko będzie dobrze!

Złapałem Fushimiego za rękę i mocno uścisnąłem. Na jego twarzy zawitał nieco smutny uśmiech. Widocznie oboje wiedzieliśmy, że to już koniec. Nic nie można było zrobić. Nagle w oczach mężczyzny coś się zmieniło. Wiele razy zastanawiałem się, co to mogło być i zawsze znajdywałem tylko jedno wyjście. To musiał być strach. Strach przed śmiercią. Jednak nawet w jej obliczu pozostawał osobą, która dobrze znałem.

- Misaki... chce ci coś powiedzieć. Ja... chce przeprosić. Z-za wszystko. Zrobię wszystko, tylko mi wybacz...

Zalałem się łzami, opierając głowę na jego zakrwawionej piersi. Gdybym przyszedł piec minut wcześniej, gdybym wcześniej przeczytał ten list, gdybym od razu wyszedł na polane...on na pewno by przeżył. Wypłakując oczy poczułem rękę na głowie. Fushimi wyraźnie drżał.

- Jestem taki zmęczony, Misaki....

- Ty...ty głupku...

- Tylko chwilkę odpocznę..

- Saru!! Saru, idioto nie zostawiaj mnie!!

Wydarłem się z całej siły w jego ciało. W odpowiedzi usłyszałem tylko słaby chichot.

- Już nigdy cie nie zostawię. Prześpię się chwileczkę... i wszystko wróci do normy, dobrze...? Wiec.... wiec tylko chwileczkę...

Pierś Fushimiego poruszała się coraz wolniej, tak samo jak ręka, która mnie głaskał. Gdy śmierć miała go już w swoich objęciach, usłyszałem jego ostatnie, wypowiedziane szeptem słowa.

- Kocham cie, Mi...sa...ki...

A potem wszystko ustało.

~*~

Pogrzeb odbył się następnego dnia. Sprawce za to ujęto dopiero po miesiącu. Jak się później okazało, był nim dawny kochanek mojego Saru. Zabił go z zazdrości i teraz siedzi w wiezieniu Berła. Czekam na dzień, w którym zostanie wypuszczony, a ja będę mógł go zabić. Tylko to pragnienie trzyma mnie na nogach. W HOMRZE nikt nie zna prawdy. Nikt nie wie, co się wydarzyło. Pojawiam się w barze już bardzo rzadko, ponieważ większość czasu spędzam na cmentarzu. Siedzę tam, patrze na nagrobek i zapewniam Saru, że będę czekać, aż się obudzi. Zapewniam o swojej miłości i mowie o wszystkim. Opowiadam, jak mi mija dzień oraz jak bardzo za nim tęsknie. Późną nocą wracam do domu. Niemal dzień w dzień płacze, słysząc w głowie jego ostatnie słowa. Jednak potem się uśmiecham. Czuje gdzieś blisko obecność Saru. Czasem mam nawet wrażenie, że widuje go w odbiciu szyby, kiedy chodzę po mieście. To daje mi nadzieje, że kiedyś będziemy razem. Zawsze będę czekał na ten moment. Zawsze będę czekał, aż mój Saru wróci do domu i odda mi moje skradzione serce.


2 komentarze:

  1. NEIN! JA NIE KCE PŁAKAĆ... DLACZEGO *CHLIP...JA *CHLIP...PŁACZEEEEEE!!!! *RYCZY*

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2