27 kwi 2014

~ Przez Ciebie i dla Ciebie


   Mężczyzna, zmęczony, wolno wracał do domu. Jego twarz ukryta w cieniu, nie wyrażała nic, oprócz przemożnej chęci powrotu. Choć centrum miasta było spokojne o tej porze, dopiero po chwili trafił pod wysoki wieżowiec. Wszedł do środka, wjechał windą na ostatnie piętro. Otworzył po cichu drzwi. Była już głęboka noc, nie chciał nikogo obudzić. Powoli przekradł się do łazienki, nie zapalając po drodze światła. Zdjął ubrania, wziął prysznic. Ubrał na siebie spodnie od piżamy i na paluszkach przeszedł do sypialni. W wielkim łóżku, zwinięta w malutki kłębek leżała drobna postać. Chłopak uśmiechnął się, kładąc obok. Niestety, wszystkie jego zabiegi, by nie zbudzić ukochanego spełzły na niczym. Jednak nie żałował, że najdroższy rudzielec wtulił się w jego bok.

- Saruhiko, wreszcie jesteś. Martwiłem się. - odezwał się Misaki.

   Fushimi pogłaskał ukochanego po głowie, jednocześnie odgarniając mu włosy z czoła. Lekko go ucałował, uśmiechając się z czułością.

- Przecież wiesz, że nie masz o co. Zawsze wracam, prawda? - wymruczał mu do ucha

- Tak, ale....wszyscy się podporządkowują. Oh, z resztą, nie ważne. Po prostu cieszę się, że jesteś cały.

- A ja się cieszę, że już mogę cię mieć w ramionach. - delikatnie ucałował jego skroń.

   Rudzielec położył głowę na jego piersi, kręcąc po niej palcem. Wolno zataczał kółka coraz węższe, docierając do spalonej skóry na obojczyku. Uniósł się lekko na łokciu, skupiając na niej spojrzenie. Ostrożnie obrysował ranę, czując na sobie czujne spojrzenie kochanka. Musnął palcami insygnie, taki sam znak, jaki on posiadał na swej piersi. Ten znak tyle dla niego znaczył....uniósł wzrok, napotykając parę niebieskich oczu za szkłami okularów. Patrzyły na niego czujnie, w skupieniu.

- Saru...powiedz mi...

- Co, kochanie?

- Co się działo z Tobą przez te trzy lata. Wytłumacz te dziwne blizny na swojej skórze, te wspomnienia, które wykrzykujesz przez sen. Wytłumacz, skąd masz takie doświadczenie z mężczyznami...czemu ode mnie odeszłeś...

- Misaki, już ci mówiłem, że....

- Proszę, kochanie...dość długo już czekam. Prawie rok, odkąd jesteśmy na nowo razem...

   W pokoju zaległa cisza, przerywana tylko ich oddechami. Niebieskowłosy chłopak patrzył na drugiego, kalkulując. Po chwili westchnął cicho, zdjął okulary i przetarł oczy. Odłożył szkła na stolik nocny i lepiej przykrył ich oboje. Yata uśmiechnął się zwycięsko, wiedział bowiem, że dziś dostanie swoją długo wyczekiwaną historię. Przymknął oczy, biorąc za rękę ukochanego i z namaszczeniem słuchał jego słów.

- Tylko potem nie żałuj.....

~*~

   Spotkaliśmy Mikoto. Był...inny niż wszyscy ci, którzy nas zaczepiali. Nie był protekcjonalny, nie traktował nas jak dzieciaki z ulicy. Traktował nas tak, jak zawsze chciałeś, by nas traktowano - jak coś znaczącego, ważnego, nie jak śmieci. Mnie zależało jedynie na twoim szczęściu, więc kiedy powiedziałeś, że wstępujesz do HOMRY...zrobiłem to samo. I byłem tam przez chwilę naprawdę szczęśliwy. Jednak z czasem przestałeś mnie zauważać. Nagle twój świat przysłonił Mikoto. Przestała się dla ciebie liczyć szkoła, którą rzuciłeś, zerwałeś stare przyjaźnie...porzuciłeś nawet mnie, choć pewnie nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Każdą rozmowę sprowadzałeś do Czerwonego Króla, a ja....nie mogłem tego znieść. Byłem zazdrosny. Chciałem odzyskać uwagę, która mi się należała. Przecież to my się przyjaźniliśmy. To ja wiedziałem o tobie wszystko. A on zajął moje miejsce w twoim sercu, o które postanowiłem walczyć. Poszedłem do niego. Błagałem na kolanach, by cię zostawił, by nie dawał ci nadziei. Przecież karmił cię złudzeniami...złośliwie trzymał cię blisko, bo zawsze byłeś na jego najmniejsze skinienie. Wtedy on....spytał, czy zrobię dla ciebie wszystko. Nie zawahałem się, od razu się zgodziłem. Przecież...kochałem cię, jak mógłbym więc zwlekać z odpowiedzią? Nie przewidziałem jednak konsekwencji. Wykorzystał moją miłość. Wykorzystał mnie. Dosłownie... Przynajmniej raz w tygodniu kończyłem w jego sypialni. Wtedy...to tak bardzo bolało. Każdy, nawet delikatny dotyk, każde zadrapanie, każdy siniak....czułem się zbrukany, kiedy ściągał ze mnie ubranie, kiedy mnie zmuszał do tego wszystkiego. Miałem wrażenie, że zdradzam swoją miłość. Czułem do siebie obrzydzenie...ale co miałem zrobić? Było za późno, by się wycofać. Byłem w tym za głęboko. I nadal.. łudziłem się, że to, co robię, ma pożądane skutki. Jednak...nie wytrzymywałem tego. Tych wszystkich jego uśmieszków, tego, że mnie oszukał i wykorzystał. Wciąż cię do siebie przyciągał, a ty...nie słuchałeś. Stałem się dla ciebie powietrzem, więc...odszedłem, wstępując do Berła. Przynajmniej zyskałem gram twojej uwagi. By kogoś nienawidzić trzeba mu poświęcić coś więcej, niż przelotną myśl, prawda? Ale...tak bardzo cierpiałem. Tak bardzo płakałem. Kiedy widziałem cię gdzieś na mieście, uśmiechniętego, miałem ochotę paść u twych stóp i błagać o przebaczenie. Byłem gotowy znosić Mikoto nieskończenie wiele razy, byś znów nazwał mnie swoim Saru....
   I jeszcze ta insygnia. Bywały chwile, że piekła żywym ogniem, bolała nie do zniesienia. Chciałem zagłuszyć ból. Chciałem go tak bardzo wyprzeć z pamięci. Zacząłem pić. Chodziłem od klubu do klubu, nie przychodziłem do pracy. W pewnym momencie zacząłem sypiać z kobietami, których w ogóle nie znałem. W alkoholowym amoku kochałem się z kim popadnie....i rzeczywiście, przestałem czuć ten ból. Jednak nie trwało to długo. Szybko przestało mi to wystarczać, a widok ciebie gdziekolwiek potęgował ten ból. Sięgałem dna z miłości do ciebie. Zaczęły się narkotyki. To było okropne....uzależniałem się z dnia na dzień, podając zbyt duże dawki. Brałem w każdy możliwy sposób - najczęściej dożylnie lub domięśniowo. Stąd te okrągłe kropki w zgięciach łokci. Nie pamiętałem, co zrobiłem, z kim i gdzie byłem...do czasu, aż obudziłem się w łóżku jakiegoś faceta. Chyba uznał mnie za dobrego członka dla jego haremu. Wtedy zacząłem brać się w garść. Niebieski Król bardzo mi w tym pomógł. To on mnie znalazł. Posłał na odwyk....wrzuciłem się w wir pracy, byle tylko zapomnieć o tobie. Mój wyniszczony organizm ledwo to znosił. Natłok pracy i myśli. Siedziałem po 12 godzin, by późną nocą wrócić do mieszkania. Robiłem to, by już nie widzieć twojej twarzy, by nie czuć się odrzuconym...jednak to nie działało. W moim mieszkaniu było byt wiele ciebie, zbyt wiele wspomnień. Rzucałem się na łóżko, na którym tak często spaliśmy razem, siedziałem na kanapie, na której razem oglądaliśmy filmy. To było straszne. Przeprowadziłem się. Tak bardzo chciałem zacząć nowe życie, byle tylko przestać czuć to odrzucenie. Wiesz, podczas tych trzech miesięcy straciłem kompletne poczucie własnej wartości. Wiec...nie szkodziło mi sprzedawanie własnego ciała. Pozwoliłem, by ta wartość spadła do kompletnego minimum. I wiesz co? Było mi z tym dobrze. Te wszystkie kobiety, które legły do mnie, spragnione krztyny czułości....byłem w jakimś stopniu lepszy od nich. I to pozwalało mi przetrwać. Ale kobiety były takie przewidywalne, takie słabe....więc przerzuciłem się na mężczyzn. I zyskałem szybką, plugawą sławę - byłem zdrajcą HOMRY pracującym w Berle, który daje w nocnych klubach. Po za tym moje umiejętności nie były najgorsze - Mikoto mnie dobrze przygotował.
   To było łatwe. Wystarczyło leżeć i ładnie wyglądać. Ale pozostawiało po sobie ból i uczucie pustki. Nic jednak się nie równało ze stratą ciebie. Na swój sposób lubiłem tą pracę. Nie wymagała wiele wysiłku. Za dnia pracowałem w Berle nad papierami, w nocy leżałem pod klientami. Pozwalałem im robić ze sobą co tylko chcieli. Ile malinek musiałem ukryć pod kołnierzem munduru, ile siniaków zasłaniałem warstwami ubrań. Którejś nocy dostałem umowę na duże pieniądze. Podpisałem ją, nawet nie czytając. To był błąd...
   Już pierwszej nocy dowiedziałem się, o czym ta umowa mówiła. On....to była najgorsza noc w moim życiu...od kiedy się rozstaliśmy. Ból był nie do wytrzymania. Był sadystą. Umiał się obchodzić z zabawkami. Wielu części ciała nie czułem. Nikogo to jednak nie obchodziło. A ja na to pozwoliłem. Od tamtej chwili odwiedzali mnie sami fetyszyści, głownie BDSM*. Wielokrotnie przelewali moją krew. Oh, ile razy leczyłem rany przez wiele tygodni, mimo, że mam zdolności uzdrawiania. Cieli mnie. Czasem przypalali. Byłem ulubioną zabawką. Tygodniami dochodziłem do siebie, by pokazać się komukolwiek. I tu znowu Reisi...był chyba jedyną osobą, którą faktycznie martwił mój stan. Kiedy przez trzy tygodnie nie byłem w pracy, przyszedł do mnie. Jego przerażenie na mój widok...to było zabawne. Zastał mnie w wannie, w kompletnie czerwonej wodzie. Chyba myślał, że próbowałem popełnić samobójstwo. A to wszystko było winą ostatniego klienta. Pociął mnie na tyle subtelnie, że każda rana się otwierała przy najmniejszym ruchu. Król zrobił wszystko, byle uleczyć najgroźniejsze z nich.
To było z jego strony takie dobre....nie zasłużyłem w żaden sposób na gram jego dobroci. Tacy jak on, dobrzy z natury, odebrali mi ciebie. Nienawidzę tego rodzaju ludzi, choć jestem wdzięczny Munakacie za ratunek. Wiesz, że jemu pierwszemu opowiedziałem swoją historię? Długo płakałem, mówiąc, jak bardzo cię nienawidzę, jak bardzo pragnę z tobą być. Jak szarpiesz moje serce każdym spotkaniem, gdy mijasz mnie, nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem. Matko, jeszcze nigdy tak nie krzyczałem twojego imienia. A on to zrozumiał i kazał mi się stawić następnego dnia w pracy. Jak gdyby nigdy nic. I tak zrobiłem. Skończyłem z tym. Tak po prostu. Wymazałem rok cierpienia jakby nigdy go nie było. Ale był i mnie zmienił. Stałem się masochistą, chodziłem z mężczyznami do łóżka, choć zacząłem uważniej dobierać partnerów. I już nie byłem tym samym człowiekiem. Nie pozwoliłem przeszłości wyjść na wierzch. Stałem się arogancki, nieznośny. Ale miałem też nowy, wewnętrzny ogień, dzięki któremu stałem się najlepszym wojownikiem. Trafiłem do pierwszego oddziału. A resztę już znasz...zaczęliśmy walczyć miedzy sobą....ja z cierpienia, ty z nienawiści. A ból nigdy nie zniknął. Bolał coraz bardziej z każdą na nowo ci zadaną raną, z każdą walką. Bolało, kiedy bolało ciebie, kiedy cierpiałeś, a ja nie mogłem być blisko, bo sam kazałem ci odejść. To było chyba najgorsze. Nie móc być, kiedy ty płakałeś....i za to cię przepraszam..

~*~

   Zaległo milczenie. Saruhiko patrzył w sufit, głaszcząc Misakiego po głowie. Nagle poczuł na swojej piersi krople. Spojrzał na ukochanego, który płakał z zamkniętymi oczami. Usiadł i ostrożnie wziął go w ramiona. Yata wczepił się w niego jak dziecko. Delikatnie go kołysał, zmartwiony.

- Czemu płaczesz...?

- Saru...przeze mnie tak cierpiałeś, a ja o tym nie wiedziałem.... nie wiedziałem, czemu mnie zdradziłeś....a to ja zdradziłem ciebie. Powinieneś mnie nienawidzić! Tak cię przepraszam....tak bardzo...

- Kochanie...wybaczyłem ci wszystko rok temu, kiedy oboje skończyliśmy w tym łóżku, rozumiesz? Wtedy, kiedy powiedziałeś, by było jak dawniej i że mnie kochasz. To były najcudowniejsze przeprosiny

   Delikatnie złapał go za podbródek i pocałował. Dało się w tym czuć smak łez, miłość i przebaczenie. Był długi, czuły, taki, jaki powinien być. Rudzielec mocno wtulił się w jego pierś, jakby chciał wręcz stopić się w jedno. Zamknął oczy, przykładając czoło do jego czoła. Musnął palcami cienkie, pionowe blizny na jego plechach, świadomy, że powstały z jego winy. Zerknął spod przymrużonych powiek na jego opatrzony znak na obojczyku. Wszystko zaczęło się przez niego. Ta jedna myśl kołatała się po jego głowie. Chłopak westchnął i spojrzał ukochanemu w oczy. Cierpiał, jednocześnie go kochając. A on, jak ostatni idiota, podążał za kimś, kto wykorzystał jego najlepszego przyjaciela. Może gdyby nie był taki zapatrzony w Mikoto zauważył by wcześniej, że coś jest nie tak. Może wcześniej dowiedział by się prawdy, a Saru nigdy by nie przeżył tego strasznego roku.

- Kocham cię. - szepnął cicho.

- Ja ciebie bardziej. - rzucił z uśmiechem drugi, splatając ich ciała w miłosnym uniesieniu.




_______________________________________
* syndrom sadomasochizmu, seksu w klatkach z użyciem "zabawek"

2 komentarze:

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2