12 maj 2014

~ Zagaszony żar

Ludzie to dziwny gatunek. Są tacy, którzy obiecują sobie gwiazdy z nieba a dają tylko cierpienie. Są tacy, którzy obiecują sobie dozgonną miłość, by zerwać po tygodniu. Są tacy, co pod fasadą słodkich słówek mamią słabe umysły.

Ludzie to dziwny gatunek. Możesz zniszczyć ich domy, a oni się podniosą. Możesz odebrać im wszystko, a oni znajdą nowe wartości. Możesz podsycać w nich nienawiść, a oni i tak będą działać razem.

Ludzie, którym odebrano wszystko są najbardziej groźni - nie ma już nic, co by ich ograniczało. Ludzie, którzy poznali smak miłości są najsłabsi - zrobią wszystko dla drugiej osoby, byle ją uratować.Ludzie, którzy mają honor nie łamią obietnic - mogą je odwlekać w nieskończoność, ale zawsze je spełnią.


Osobą, której odebrano wszystko, która znała smak miłości i miała honor był właśnie Nezumi.
Minęło już kilka lat, od kiedy mieszkańcy No.6 stali się wolni. Od kiedy mur upadł. Ludzie zza muru wrócili do swoich rodzin....a on, jak cień starych czasów, pozostał u siebie. Nikt go nie odwiedzał - bo i kto? Jedyna osoba, która mogłaby być mile widziana miała inne życie...życie, w którym nikt go nie uwzględnił. Życie, w którym była kochająca matka, nowy ojciec, szczęśliwy dom....życie, w którym nie było miejsca dla niego.
Bolało tylko przez jakiś czas. Potem stało się to rutyną, tak jak codzienne życie. Pobudka. Śniadanie. Gra na pianinie. Czytanie. Obiad. Naprawa szpiegów. Czytanie. Kąpiel. Kolacja. Sen. Poniedziałek. Wtorek. Środa. Czwartek. Piątek. Sobota. Niedziela. Styczeń. Luty. Marzec. Kwiecień. Maj. Czerwiec. Lipiec. Sierpień. Wrzesień. Październik. Listopad. Grudzień. Wiosna. Lato. Jesień. Zima. Szara monotonia, z której potrafiłaby go wybić tylko jedna osoba. Ale jej nie było. A czas nieubłaganie płynął do przodu.
Nezumiego czasem dopadały wspomnienia, których unikał jak diabeł święconej wody. Wspomnienia słodko spędzonego czasu. Wspomnienia białych włosów rozsypanych kaskadą na jego poduszce. Wspomnienia ciepłego, drżącego ciała oplecionego krwawą wstęgą. Wspomnienia głosu, który odbijał się echem od ścian, wołającego w ekstazie jego imię. Kiedy natłokiem wracały szczęśliwe chwile, zamykał oczy i chował twarz w dłonie. Jedna niepozorna osoba wprowadziła tyle do jego życia. Zapanował w nim nagle niesamowity ogień. A potem ktoś złośliwie zabrał ogień, zgasił go, pozostawiając chłopaka w ciemności z własnymi myślami, na pastwę losu. Jednak nauczył się żyć. W końcu, ktoś musiał. Życie płynęło dalej, nie miał czasu na rozpamiętywanie.
Zmienił się, zarówno z wyglądu jak i charakteru. Jego twarz stała się bardziej surowa, starsza. Włosy obciął na krótko. Przestał wyglądać na delikatną osobę. Skoro nie grywał kobiety, nie musiał taki być. Czas wydorośleć nastał. Stał się ponury, skryty w sobie. Nie zostało mu o co walczyć. Żył tylko po to, by podtrzymywać obietnice. Obietnice wspólnej przyszłości. Ale kiedy przyszłość nadejdzie? Chłopak zapominał już, co to znaczy tak naprawdę żyć, być człowiekiem, być potrzebnym. Więc, czy nadal dotyczyła go obietnica? Nie wiedział. Ale i tak czekał. Życie płynęło dalej, a on zapominał, jak to jest być szczęśliwym. Zapominał, że ktoś miał wrócić. Że ktoś nie wypełnił swojej obietnicy. Ale Nezumi nadal czekał.
Czekał przez cały ten czas, w szarej monotonni. Rok. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć....a potem nagle pojawił się płomyk. Nagle ludzie zaczęli wracać na opuszczony teren, zaczęły się na nowo hałasy towarzyszące życiu. Ale on nadal się nie zjawiał. I to powoli zabijało serce, które dość niedawno nauczyło się bić. Coraz wolniej toczyło krew. Jednak ktoś musiał żyć, ktoś musiał pamiętać. I choć tęsknota rozgrywała na coraz drobniejsze kawałki jego serce, nie śmiał wyrazić sprzeciwu. Już zapomniał, co to znaczy bunt.
Któregoś zimowego poranka Nezumi poczuł, że nigdy nie da rady spełnić obietnicy. Nie da rady czekać. Z jego serca pozostały jedynie kawałki mniejsze od ziarenek piasku, a on nie wiedział, jak je pozbierać. Miał dość ciemności, dość szarości. Dość życia bez celu.
Wstał, ubrał się. Wyszedł z domu. Przekroczył szczątki muru, który otaczał miasto. Krążył wśród wąskich uliczek miasta, szukając jedynego miejsca, w którym był jego ogień. Już z progu widział jego twarz. Uśmiechnięty, z błyszczącymi oczami, stał i rozmawiał z jakąś młodą dziewczyną. Była śliczna i zapatrzona w jego płomień jak w obrazek. W miejscu jałowiej pustyni w piersi nagle poczuł ból. Ale czemu? Myślał, że zapomniał, co to ból, co to uczucia. Jak zwykle ostatnio, mylił się.
Kiedy dziewczyna wyszła, a miejsce opustoszało, ruszył do przodu. Im bliżej, tym bardziej jego pustynia się kurczyła i rozdrabniała. W milczeniu, ze spuszczoną głową wszedł do środka. Wnętrze stało się kameralną kawiarnią, z doniczkami w oknach i świecami na stole. Zajął stolik w kącie i obserwował dyskretnie swój ogień za barem. Ogień podszedł do niego i z chłodną profesją i uśmiechem na ustach przyjął zamówienie. Jego świat nagle pociemniał. Czyżby zapomniał? Zapomniał o nim, o ich miłości, ich obietnicy? Nezumi zacisnął szczęki, wpatrując się w ciasto, takie samo jak to, które jedli miliony lat temu, przy pierwszym spotkaniu. Nie mógł tego znieść. Czuł się, jakby życie z sekundy na sekundę go opuszczało. Kropla po kropli wraz z padającym na zewnątrz deszczem. Wstał, nie ruszając zamówienia. Jedyne, co znaczyłoby o jego obecności, była malutka karteczka zostawiona na nietkniętym talerzyku. Nie było na niej niewiele, tylko dwa krótkie zdania. Te same, które kiedyś, zanim świat się skończył wyszeptał przed złączeniem po raz ostatni ich ust: "Kiedyś już na zawsze będziemy razem. A ja będę na to czekał". Chłopak wyszedł z pomieszczenia wprost w lodowate smugi deszczu. Szedł....nie wiedząc w sumie gdzie. Szedł nieznanymi sobie uliczkami nie wiadomo dokąd. Szedł, aż ubranie kompletnie nie przesiąkło mu wodą, aż ostatnie promienie słońca nie zaszły za horyzont. W egipskich ciemnościach wrócił do miejsca, w którym kiedyś był szczęśliwy, w którym kiedyś miał wszystko, czego potrzebował. Zrezygnowany, jak przegoniony robal wszedł pod ziemię. Podszedł do ciężkich stalowych drzwi, otworzył je z trudem....i para gorących ramion objęła jego szyje, czyjeś drobne ciało przyległo do niego, czyjś szloch rozbrzmiał w jego uszach. Machinalnie objął tą drobną istotkę, jego ręce od razu odnalazły swoje miejsce. W jego na wpół skruszony świecie nagle zapłonął nowy płomyk, odganiając ciemność
.
- Shion.... - jego głos, cichy, matowy w niczym nie przypominał dawnego siebie.

- Tak cię przepraszam! Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Boże, tyle bym dał, by cofnąć czas! Tyle lat minęło....a ja zapomniałem. Zapomniałem o nas, o tobie, o obietnicy. Zapomniałem, jak bardzo cie kocham. Nezumi....wiem, ze mnie nienawidzisz, ale błagam, wybacz mi. Wybacz, że złamałem obietnice. Wybacz, że kazałem ci czekać. Nie każ mnie za ten błąd, błagam! Jeśli już mnie nie koch....

Nie dokończył. Nie mógł. Czyjeś usta go uciszyły pocałunkiem, tak wolnym, tak czystym. Był niezgrabny, niepewny, ale pełen tęsknoty, pełen sklejonych na nowo kawałków serca, które nieśmiało, bardzo pozwoli zaczynało bić. Woda zalała ich twarze - łzy mieszały się z deszczem...ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Bo kto? W świecie obietnicy tylko oni przetrwali. Nie było niczego - świateł, powietrza, ziemi, ciemności...był tylko ogień w ich sercach który łączył ich ciała w jeden pożar. Sekunda po sekundzie splatał ich ciała w jeden organizm. Dzielili ten sam tlen, te same odczucia. Dzieli siebie, dając sobie nawzajem co tylko mogli. Wypełniali się.
Ogień płonął coraz bardziej. Raz po raz ktoś, nie wiem kto, dolewał do niego oliwy. Z chwili na chwilę potrzebowali siebie coraz bardziej, chroniąc nawzajem ten płomień. Ich nagie ciała perfekcyjnie się łączyły, ich głosy splatały w jeden. Żar sklejał ich razem, nie pozwalając się odsunąć od siebie choćby o milimetr. A oni nie chcieli, by było inaczej.

Ludzie są naprawdę zaskakujący - zmieniają słabości w siłę, honor w hańbę. Potrafią przetrwać i wybaczyć wszystko w imię wyższych celów. Tak samo było z Shionem i Nezumim. Potrzebowali siebie zbyt zachłannie, byli sami zbyt długo, by rozłąka, nie ważne jak długa, zagasiła ich ogień. Zmienili swą miłość w siłę, wręcz niemożliwą do zliczenia. A my? Gnamy wciąż do przodu, zapominając o swoim ogniu. Zapominając o słabościach, sile, honorze i hańbie. Może czas w końcu przestać? Przysiąść nad pamiętnikiem, nad starym zdjęciem i poczuć ogień w środku...?


3 komentarze:

  1. Cudo <3 nic dodać, nic ująć <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż mi serducho szybciej zabiło! <3 Na pewno będę odwiedzać twojego bloga! ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejciu jakie to było smutne, aż mi się łezka w oku zakręciła! Potrafisz naprawdę świetnie opisać sytuację głównych bohaterów i ich uczucia. Podziwiam cię za to :)

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2