4 maj 2014

~ Życie bez tlenu

To miał być niegroźny wypad. Miałeś do mnie szybko wrócić, obiecałeś...Pozwoliłem sobie uwierzyć w tą płytką obietnicę i teraz cierpię. Jak mogłeś mi to zrobić? Złamałeś dane słowo....ale tym razem już tego nie naprawisz...już nigdy...bo przecież ciebie już nie ma...
Na pogrzebie wszyscy płakali nad pustą trumną. Nawet nie mogłem po raz ostatni zobaczyć twojej twarzy! Tak mógłbym sobie wmówić, że śpisz. Że twojego ciała nie ściąga pośmiertne zimno tylko przyjemny sen. Że kiedy dziś wieczorem zasnę od natłoku łez, po prostu ty tam będziesz. Ale tak nie było. Twoje ciało spoczęło na dnie morza, wraz z innymi nieszczęśnikami. To taka wielka katastrofa...tyle młodych ludzi umarło przez jakiś głupi błąd...ale mnie nie interesują inni, tylko to, że ty jesteś wśród nich. Oh, czemu mnie nie posłuchałeś? Siedzę w naszym wspólnym mieszkaniu i oglądam nasze zdjęcia, wracając myślami do chwili, kiedy wszystko było dobrze....
Od początku nasza znajomość była jednym wielkim nieporozumieniem. Ty na studiach tanecznych, ja na fotografii. Ty przyciągałeś spojrzenia, ja starałem się tego unikać. Ty, mały i uroczy, wręcz do zjedzenia, ja zbyt poważny, bez poczucia humoru. Tyle różnic....ale rozumieliśmy się bez słów. Poznaliśmy się w tak dziwny sposób....pamiętasz? Wtedy z nudów zrobiłem zdjęcia waszemu klubowi, kiedy mieliście zajęcia na dworze. Ciepły maj, krótkie ubrania...zobaczyłem cię przez obiektyw... Byłeś niesamowity. Ciemne włosy lepiły ci się od potu do tej uroczej buźki. Zbyt skąpa bluzka opinała twoje delikatne ciało...cała masa twoich zdjęć powstała w ciągu kilku minut. Czy już wtedy to była miłość? Nie wiem. Czułem fascynację twoją osobą. Zaprzyjaźnienie się z tobą było takie łatwe. Ty byłeś taki przyjacielski, taki słodki...ale jednocześnie niegrzeczny, z pazurem. Cudowny. W ciągu kilku miesięcy staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi, wiedzieliśmy o sobie wszystko.... to było naprawdę niesamowite. Początek tego związku też zaczął się w dziwnych okolicznościach.
Na jednej z licznych dyskotek, na które mnie wyciągałeś...byliśmy tak mocno wstawieni, zaczęliśmy się całować...ubrania tak szybko skończyły na podłodze...wszystko działo się zbyt szybko. Ale pamiętam to doskonale - twoje dłonie na mojej nagiej klatce piersiowej, twoje drżące jęki, kiedy cię dotykałem...podziw i pożądanie w twoich oczach...twój głos, krzyczący moje imię, kiedy w tobie kończyłem... Jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze jak z tobą. A rano, kiedy otrzeźwieliśmy...kiedy obudziliśmy się nadzy, w moim pokoju akademickim... ty jak gdyby nigdy nic zaproponowałeś wspólną kąpiel. I znowu to zrobiliśmy. Wtedy zrozumiałem, że ta przyjaźń nie była normalna, dzieliliśmy gesty, których nie robili przyjaciele....ale nie żałowałem. Moja fascynacja była miłością i było mi z tym dobrze. Na początku było fantastycznie, wszystko widziałem przez różowe okulary. Owszem, często zdarzały nam się kłótnie, podejrzenia....jednak wszystko sobie wybaczaliśmy, prawda? Trudno nam było się gniewać na siebie, mieszkając razem, chodząc na jedną uczelnię, śpiąc razem...
Kochaliśmy się bez opamiętania, z dnia na dzień coraz bardziej, coraz mocniej. Kiedy skończyłem szkołę, wynająłem nam małe mieszkanko na przedmieściach. Jak się cieszyłeś...to było dla mnie jak magia - nawet w najgorszy dzień, jeden twój szczery uśmiech stawiał mnie na nogi. Wstawałem wcześnie, by przygotować ci śniadanie na uczelnie, spakować torbę...chyba byłem nieco nadopiekuńczy. Ale ty uważałeś, że to słodkie. Tak dobrze nam ze sobą było...! Akceptowaliśmy każde, nawet najmniejsze wady!  Wybaczałem ci wieczne spóźnienia, wiecznie nieodbierany telefon, zasypianie przy lekcjach ze zmęczenia. Ty ze swojej strony nie byłeś zazdrosny o wszystkich modeli, którym zrobiłem zdjęcia, choć gadałem o nich na okrągło. Byliśmy stworzeni dla siebie! Jak jeden moment mógł zniszczyć nasze życie...
Koniec semestru. Zaczął się okres wycieczek, wystawianie ocen...to był twój ostatni rok. Planowaliśmy wspólny wyjazd do Japonii - ja za kontraktem, ty za karierą. Wszystko było zaplanowane, mieszkanie wynajęte, rzeczy na miejscu, praca załatwiona....czekałem na ciebie na miejscu, szykując niespodziankę.... Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego jednego telefonu...
Zadzwoniłeś któregoś dnia i powiedziałeś, że w nagrodę dostałeś się na wycieczkę promem na jakąś wyspę, której nazwy nie chce pamiętać. Obiecałeś, że po niej będziesz mógł od razu przylecieć do Japonii, że zobaczymy się za cztery dni. Ucieszyłem się jak głupi - wreszcie będę z moim ukochanym. W dzień wyjazdu krótko gadaliśmy przez telefon o jutrzejszym odebraniu cię z lotniska. Znowu, wszystko zaplanowane. Wręcz idealnie, nierealnie...
Wstałem wcześnie, włączyłem wiadomości, poszedłem zrobić kawę....i nagle mój świat się rozpadł...
"Dnia ** kwietnia 2014 roku, w okolicach wyspy ** rozbił się prom z wycieczką szkolną. Szacuje się, że około 300 osób jest pogrzebanych we wraku statku, który leży na dnie. Ofiarami padli głownie studencki z koreańskich uczelni. Przyczyny wypadku wciąż nieznane."
Te kilka zdań zabiły mnie. Mieliśmy żyć razem, szczęśliwie...wszystko już zostało wybrane...a ty umarłeś... Oh, Tae, moje serce nigdy się nie pozbiera...przeglądam kolejny stos naszych wspólnych zdjęć. Byliśmy tacy młodzi, tacy głupi...kłóciliśmy się o bezsens a mogliśmy ten czas wykorzystać na bycie razem. Jestem zdruzgotany. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. To tak, jakby ktoś odebrał mi tlen. Duszę się bez twojego uśmiechu, bez twojego głosu, bez ciebie. Umieram z każdą ulatującą sekunda w tym świecie, w którym nie ma ciebie. Czemu to mnie spotkało, czemu nie kogoś innego?! Bez ciebie jestem nikim - to ty nadawałeś mi koloru, pozwalałeś cieszyć się każdym dniem. Jak mam teraz ułożyć życie, skoro byłem tak zależny od twoich nastrojów, od twojego stylu bycia? Czemu nikt nie pomyślał o mnie, zabierając ciebie, Tae? Chce się wreszcie obudzić z tego koszmaru. Ciągle liczę, że to nie prawda, że obudzę się, a ty oburzony będziesz stał pod naszym mieszkaniem i oskarżał mnie, że o tobie zapomniałem, że sam musiałeś tu przyjechać z lotniska. Boże, proszę, spraw, by to był sen...
Leże w naszym wspólnym łóżku, zamykam oczy. Wszędzie jest tak ciemno. Czy tam, gdzie ty teraz jesteś, też nic nie ma? Mój świat nie istnieje tylko tydzień, ale czuje się, jakby minęły lata świetlne od naszego ostatniego razu. Minnie...na myśl o tobie moje oczy automatycznie zaczynają płakać. Przyciskam twoje zdjęcie, to pierwsze, które ci zrobiłem. Tule je do piersi, jakbyś w ten sposób mógł coś poczuć.
Tak ciężko mi się oddycha bez tlenu! Jednak nadal, uparcie próbuje łapać te jałowe powietrze. Wdech. Twój szczery chichot. Wydech. Twoje oczy, tak pełne pasji. Wdech. Twoje ciało, takie żywe, ciepłe. Wydech. Twój zarumieniony policzek w zimę. Wdech. Twoje jaśniejące od słońca włosy. Wydech. Twoja dłoń, taka malutka w mojej ręce. Wdech. Twój całus każdego poranka....płuca mi się zapadają od wspomnień.
Zasypiam, nie zdając sobie z tego do końca sprawy. Tkwię gdzieś między jawą a snem. Nawet tutaj ciebie nie mam. Samotność zadaje mi bolesny cios. Co mam teraz zrobić ze swoim życiem?! Nikt mi nie dał instrukcji życia bez tlenu! Wiem, jakie to uczucie umierać bez powietrza, Tae...umierałeś powoli, gdy z chwili na chwilę było coraz mniej tlenu....tak wygląda teraz moje życie,  kochanie. Powoli ktoś się pastwi nade mną...
Budzi mnie szary, deszczowy poranek...niebo wreszcie zrozumiało moją stratę i zaczęło płakać. Płacze wraz z nim. Kropelka za kropelką za każdą wspólną chwilę. Wiesz, ile ich było? Policzyłem. 4 lata. 1460 dni. 35040 godzin. 2102400 minut. 126144000 sekund. Tyle życia spędziliśmy razem...a ile będę zmuszony spędzić go sam? 50 lat? 18260 dni? 1095600 godzin? 65736000 minut? 3944160000 sekund? Ilość liczb mnie przeraża. Tyle będę musiał czekać na ponowne spotkanie...ale nie chce się zabić sam. Jeszcze zostałbym za to ukarany. Nie wiem, co mnie spotka na końcu. Może tak naprawdę nic po drugiej stronie nie ma? A może naprawdę raj istnieje. Nie wiem. Wierze tylko w to, że na pewno na mnie czekasz. Już niedługo, czas nieubłaganie płynie do przodu. Czy dam sobie radę w świecie bez tlenu, Taeminie? Nie wiem....ale będę próbował. Będę się starał, żeby znowu cię spotkać. W końcu, sam powiedziałeś, że twój Minho jest niepokonany, prawda....?







6 komentarzy:

  1. Kolejny shot, który zrobił na mnie wrażenie. Biedny Minho ♥ Tak bardzo mi go szkoda. Świetnie piszesz ~

    OdpowiedzUsuń
  2. piękne, smutne, ale piękne. normalnie wstyd mi się robi kiedy wchodzę na swojego bloga, za dobrze piszesz ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze jak czytam twoje angsty, to czuję taką pustkę ;__; Jesteś niesamowita~ Hwaiting c:
    Anem.
    Ps. Zapraszam do mnie ;w

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj~!
    Wpadłam tu przypadkiem, ale z miejsca zaczarował mnie sam wygląd bloga, te migające subtelnie, jakby w oddali gwiazdy kreują wyjątkowy klimat *~* Weszłam i... cóż, uradowałam się widząc opowiadania z SHINee! Naprawdę szalenie ich ostatnio mało, czasem mam wrażenie, że w końcu pozostanę jedyną piszącą o naszych chłopcach duszą >.<
    "Życie bez tlenu" przykuło moją uwagę w spisie one-shotów z dwóch powodów. Pairing (2min to moja największa słabość) i opis (!). I powiem Ci, że choć są w tym opowiadaniu kwestie, które można by dopracować, to główny zamysł mnie urzekł *~*
    Hm... nie jestem dzisiaj zbyt elokwentna, za co musisz mi wybaczyć, ale powiem tyle, że przyrównanie obecnego stanu Minho, do sposobu, w jaki z Taemina uleciało życie... to było naprawdę świetne posunięcie, uwielbiam teksty z tego typu metaforami.
    "Czy dam sobie radę w świecie bez tlenu, Taeminie?" - dźwięczy w mojej głowie, wywołując tępy ból w sercu. 3944160000 sekund bez oddechu, jak pełne cierpienia wydaje się przyszłe życie Minho... Wykorzystanie przelicznika czasu naprawdę przemawia do wyobraźni, sprawia że odbiorcę uderza ogrom smutku, zawartego w tej opowieści. Dostrzegłam w tym tekście wiele drobnych zabiegów (jak choćby ten fragment z oddychaniem przeplatanym wspomnieniami), które nadały mu szczególnego wyrazu, w piękny sposób dopełniając ogólną koncepcję.
    Cieszę się, że tu zbłądziłam ^^ Nie obiecuję, że prędko zajrzę do innych Twoich opowiadań, ale w końcu to nastąpi. Być może wtedy wrócę z lepszymi komentarzami (bo ten niezbyt mi wyszedł, wybacz ;;).
    Życzę Ci dużo weny, zapału i czasu, i obyś dalej pisała o SHINee, są tego warci :3
    Pozdrawiam,
    Shizu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o wow
      jestem niesamowicie wdzięczna za takie słowa, wywarły na mnie ogromne wrażenie. Bardzo, bardzo dziękuję za drobne rady i pochwały. Naprawdę wiele dla mnie znaczą takie słowa, stanowi to niesamowitą motywację. Mam nadzieję, że te przypadkowe odwiedziny nie będą ostatnimi i jeszcze wiele razy tu zajrzysz. A o SHINee nie martw się, nigdy z nich nie zrezygnuję. Chyba, że w końcu za któregoś wyjdę ^^

      Usuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2