23 wrz 2014

If you stay...

Układasz całe swoje życie. Dokonujesz jakiś, wyborów, decyzji. Próbujesz wiele zachowań, starasz się coś ze sobą zrobić. Próbujesz przełamać monotonię, robisz coś szalonego. Albo wręcz przeciwnie. Wszystko masz idealnie przemyślane i przestudiowane, nie podejmiesz niczego pochopnie. Nie ważne, jak układasz swoje życie...zawsze może dążyć się coś, co sprawi, że już nie będzie tak samo. Bo przecież zawsze ktoś może skreślić zapisany los i napisać go od nowa....
~ autor nieznany




[ teraz ]

Świat był przykryty puchem. Wszędzie było pięknie. Ptaki, ukryte w swoich ciepłych domkach, pogwizdywały cicho. Śnieg, który spadał, robił to po cichu, z lekkim tylko stąpnięciem upadając na ziemię. Wszystko chowało się w magii i spokoju. Jednak pewna część wszechświata burzyła ten ład, brudząc biały kożuch czerwienią żył, zagłuszając trel okropnym chrzęstem łamanych kości. Przez chwilę nieuwagi ład świata został złamany, jak drzewo, w które bezlitośnie wgniatała się karoseria. Mrugnięcie okiem kosztowało świat powrócenie do ciszy, która nie trwała dłużej, niż wzięcie oddechu. Znikąd pojawiło się światło, równie oślepiające jak spojrzenie w słońce. Na chwilę jego serce się zatrzymało. Znowu to usłyszał. Cichutką melodię skrzypiec, grającą gdzieś w oddali. Uśmiechnął się mimo cierpienia.

- Zagraj dla mnie....ostatni raz

Szepnął, zamykając oczy.

[ 21 grudnia, 6 lat wcześniej ]

Ogrodzenie było lodowato zimne, jak przystało na metal w środku grudnia. Zaciskając na niej poczerwieniałe palce, patrzyłem w dół, na wpół zamrożoną rzekę. Byłem zdecydowany. Zdecydowany bardziej, niż kiedykolwiek. Przeskoczyłem barierkę, która odgradzała mnie od niechybnej śmierci. Stanąłem na niewielkim kawałku krawężnika, zaciskając palce. Zamknąłem oczy, pogodzony z losem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy mam z kimś się żegnać. Z zapijaczonym ojcem, który ciągle mnie bił? Z matką, która chciała mnie wymazać ze swojego życia? Poczułem ucisk w sercu. Ucisk żalu, nienawiści, bezradności...
Po policzku spłynęły mi łzy. Otworzyłem oczy, patrząc po raz ostatni na rzekę w dole. Odetchnąłem głęboko. Teraz wystarczyło tylko...

- Jest sens?

Przerażony, niemal się poślizgnąłem. Zaciskając mocno palce na krawędzi, spojrzałem w miejsce, z którego dochodził głos. Oniemiałem, oglądając, jak siada na barierce. Była...piękna. Wydawała się taka malutka, taka drobna....jej osoba wydawała się tonąć w czerni grubego szala, płaszcza i czapki. Jej twarz była urocza - jasna cera, tajemnicze, zielone oczy, idealnie skrojone usta i policzki zaczerwienione od mrozu. Nawet te tlenione, platynowe włosy dodawały jej uroku. W jednej chwili poczułem, że jestem zauroczony jej osobą. Nawet to, jak machała nogami, zaciskając palce na ogrodzeniu wydało mi się niezwykle dziewczęce i pasujące do niej.

- Czemu nie skaczesz? - jej głos był cichy i słaby. Poczułem, że powinna mieć kogoś, kto ją ochroni.

- Ja... - nie miałem pojęcia co powiedzieć. Nagle wszystkie powody wyparowały mi z głowy

- Wiesz... - przechyliła się niebezpiecznie w tył. Poczułem, jak serce podjeżdża mi do gardła. - ...to, że nie wiesz, co powiedzieć, oznacza mniej więcej tyle, że nie powinieneś skakać. Z resztą, kto wie? Może jutro kompletnie odmieni się twoje życie?

- Nic o mnie nie wiesz! - warknąłem, patrząc zdecydowanie na rzekę. NIe wiem czemu, ale byłem jednocześnie wściekły i zrozpaczony.

- Racja, nie wiem. Dla mnie jesteś tylko obcym, zagubionym jak dziecko we mgle. Ale wiem, że samobójstwo to nie wyjście. - spojrzała na swoje nadgarstki, ale nie miałem pojęcia, co tam zobaczyła. Nie myślałem racjonalnie. - Jeśli nie masz po co żyć, to żyj myślą, że może następny dzień będzie wyjątkowy.

Blondynka zeskoczyła z balustrady na chodnik. Poprawiła czapkę na głowie, naciągając ją nieco bardziej. Płatki śniegu opadały na jej osobę. Wydawała się niemal lśnić w tej ciemności. Każda sekunda, w której na mnie patrzyła wydawała się niemożliwa. Jednak po chwili spuściła wzrok, włożyła ręce do kieszeni i bez słowa odwróciła się na pięcie. Patrzyłem za nią tak długo, aż w końcu znikła mi z pola widzenia. Dopiero wtedy przeskoczyłem barierkę i znów pozwoliłem jej chronić mnie przed śmiercią. Spojrzałem na ślady nieznajomej, które wolno zakrywał śnieg. I, tak jak ona, odwróciłem się na pięcie, licząc, że jutrzejszy dzień będzie lepszy.

[ 5 miesięcy wcześniej ]

Czekałem na lepszy dzień niemal przez pięć lat. Pięć lat męczyłem się, powtarzając w głowie jej słowa. Wstawałem rano i liczyłem nie wiadomo na co. Jednak miało to jakiś sens. Nie ważne, jak ciężki był dzień, poranek przynosił nadzieje. W pewnym momencie nawet uwierzyłem, że przepowiednia nieznajomej, któregoś pięknego dnia się spełni. Walczyłem ciężko o swoją rację, starając się stać kimś. I ten dzień, ten niesamowicie piękny dzień w środku grudnia sprawił, że uwierzyłem. Ktoś łaskawie otworzył przede mną drzwi do lepszego świata. Kiedy dostałem stypendium, wreszcie mogłem uciec od koszmarów mojej rodziny. Nie było krzyków. Dostałem mieszkanie w akademiku. Walczyłem jeszcze zacieklej, starając się być pierwszym. Udawało się, bo każdy dzień nadal przynosił nadzieje. Owszem, bywało lepiej i gorzej. Ale...jej słowa wciąż pchały mnie do przodu. Aż w końcu dotarłem na szczyt. Teraz wszystkie drzwi stały przede mną otworem. A w tym niesamowitym cudzie zmian spotkałem....

~*~

Przechodząc przez szkolny korytarz nie spodziewałem się czegoś niezwykłego. Ot, może ktoś wyleci z sali, może jakaś para będzie się całować na schodach. Ale...ten jeden raz, kiedy przemierzałem tą samą trasę, nie wiadomo który raz, coś przełamało tradycję. Dźwięk wiolonczeli, który wylewał się z sali muzycznej zaczarował mnie. Przystanąłem na chwilę. To była...czysta magia. Nigdy nie słyszałem tak pięknej i jednocześnie smutnej melodii. Niemal dało się odczuć emocje wiolonczelisty. Wszystko w tej piosence wołało o pomoc i wybaczenie. Nigdy nie wyobrażałem sobie, by jakikolwiek instrument potrafił wydać z siebie takie dźwięki. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się przy drzwiach. Ostrożnie zajrzałem przez okienko i moje serce momentalnie się zatrzymało.
Gwałtownie otworzyłem drzwi, jednak to nie przeszkodziło w grze. Jak oparzony podleciałem do niej. Dopiero, kiedy stanąłem przed statywem z nutami, łaskawie podniosła wzrok. 

- Zasłaniasz. - jej głos był nieco niższy, niż to zapamiętałem.

- Nie pamiętasz mnie? - spytałem, niedowierzając. - Pięć lat temu. Na moście. Uratowałaś mnie...była ubrana w czarny płaszcz i czapkę z szarym pomponem na czubku

Jej twarz wykrzywił nagle grymas. Zauważyłem, że do oczu napłynęły jej łzy, jednak, zanim dotknąłem jej policzka, by je zetrzeć, gwałtownie odwróciła głowę. Byłem zaskoczony. Wtedy, na moście, wydawała mi się taka miła....taka beztroska i delikatna. A teraz wszystko wyglądało inaczej. I ciągle miałem wrażenie, ze jest jakaś inna....

- Nie chodzi ci o mnie. Dopiero niedawno przyjechałem do Korei.  - pociągnęła nosem, podsuwając mi pod nos niewielką fotografię. Były na niej dwie niemal identyczne osoby. Jedyną różnicę stanowił kolor oczu - jedna dziewczyna miała zielone, druga ciemnobrązowe. Teraz zrozumiałem, o było nie tak.  - Chodzi ci o moją siostrę, Yeonrin

- Jesteście bliźniaczkami? - byłem kompletnie zdezorientowany.

- Jestem jej  bratem bliźniakiem. - chłopak, co nadal do mnie nie dochodziło, schował fotografie. - Jestem Choi Minki. Ale wszyscy mówią mi Ren

- A...a mógłbym jakoś skontaktować się Yeonrin? Chciałbym jej podziękować.... - poczułem się zażenowany sytuacją.

Ren nagle zesztywniał i z dziwną powoli powolnością ruchów schował skrzypce do futerału. Przez cały ten czas uważnie go obserwowałem, nie mogąc uwierzyć. Jak to możliwe, że był chłopakiem? Oczywiście, zauważyłem już pewne istotne elementy, który to potwierdzały, jednak sama koncepcja jeszcze nie dotarła do mojego mózgu. On...po prostu był taki dziewczęcy, taki drobny i dziewczęcy. No i wyglądał niemal identycznie, jak jego siostra. Nawet włosy miał dokładnie takie, jak Yeorin pięć lat temu.
Chłopak wyprostował się, ubierając na ramie torbę i spojrzał mi prosto w oczy. Jego własne, w kolorze czekolady, były niesamowicie głębokie.

- Rin nie żyje. - głos chłopaka stał się lodowato zimny. - Kilka miesięcy temu popełniła samobójstwo. Podcięła sobie żyły. Za dziesiątą próbom w końcu się jej udało.

I wyszedł, zostawiając mnie w ciężkim szoku i niedowierzaniu.
Usiadłem na krześle, czując, jak wszystko we mnie na chwilkę zamiera. Jak to możliwe? Jak mogła to zrobić? W jakiś sposób mnie to zabolało. Skoro mnie uratowała, czemu sama się zabiła? To przecież nie miało sensu! Czemu nie żyła nadzieją, jak nauczyła tego mnie? Wtedy, kiedy ją poznałem...czy już wtedy miała doświadczenie? czy dlatego patrzyła na swoje nadgarstki? Łzy kapnęły mi na koszulkę. Nie wiem czemu, ale....tak bardzo mnie to bolało. Ona...jak mogła umrzeć? Czy to wszystko nie miało w takim razie sensu?Moja nadzieja? Zacisnąłem ręce w pięści. Musiałem się dowiedzieć, co się stało. Musiałem wiedzieć, co popchnęło Yeonrin do samobójstwa. Ale kluczem do tego był jej brat bliźniak. Tyle tylko, że kiedy to mówił....w jego oczach błyszczała czysta rozpacz i nienawiść. Co takiego więc ukrywa ten chłopak, tak podobny do mojej nadziei?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2