11 gru 2014

~ Dobrze wiem


   Zerkam na zegarek, zastanawiając się, jak spędzasz kolejne sekundy. W głowie mam setkę kolorowych scenariuszy odnośnie każdego pojedynczego tyknięcia wskazówki. Moje myśli obsesyjnie krążą wokół Twojego uśmiechu, którym pewnie go obdarzasz, o Twoich dłoniach, które ślizgają się po jego ciele, wywołując rozkoszne dreszcze i zapewne ciche jęki. Jak nikt potrafisz zaczarować ciało partnera, pewnie ten, kto jest teraz pod Tobą umiera z nawału rozkoszy. Wstrząśnięty tą myślą, postanawiam zrujnować wszelkie plany i z westchnieniem wstaję, zrzucając z siebie koc.    Nago przechodzę przez kolejne pokoje, porzucając mój prezent dla Ciebie na pastwę kolejnych minut, w których tracę coraz więcej krwi. Kładę się do łóżka, zaciskając palce na pościeli, przesyconej Twoim zapachem. Kiedy w końcu łaskawie wracasz do domu, ja od dawna leżę w łóżku, starając się zasnąć. Cicho uchylasz wejście do sypialni i na palcach przekradasz się przez pokój. Nawet ciemnościach bez trudu zauważam Twój wygnieciony garnitur, luźno wiszący krawat i niedopiętą koszulę. Zamykam oczy, z łatwością powstrzymując samotną łzę. Słyszę, jak cicho z kimś rozmawiasz, słyszę, jak się z kimś umawiasz. Wzdycham jedynie, choć powinienem powstrzymywać szloch. Kiedy Ty bierzesz prysznic, ja sprawdzam godzinę. W pół do czwartej rano. Znowu wszystko zajęło ci więcej czasu niż wczoraj.
   Wślizgujesz się pod kołdrę i obejmujesz mnie w pasie, jednocześnie przylegając do mojego nagiego ciała. Muskasz opuszkami palców mój brzuch, rysując drobne kółeczka. Czyżbyś się zastanawiał, dlaczego niczego na sobie nie mam? Rozmyślam przez chwilę, czy by się nie odwrócić i ze łzami w oczach nie wyszeptać "zapomniałeś", ale szybko rezygnuję. Przecież nie po to wybaczam ci grzechy, by wyrzucać taką drobnostkę. Z resztą, widocznie miałeś lepsze zajęcia niż pamiętanie o rocznicy naszego pierwszego spotkania. Przecież to tylko błahostka, którą możesz pominąć, o której można zapominać. Co z tego, że nie pamiętasz żadnej daty - ani moich urodzin, ani rocznic...jednak nie uskarżam się. Po prostu to akceptuje.
   Zasypiasz. Czuję to w Twoim oddechu, kiedy zwalnia coraz bardziej. Delikatnie się obracam, przyglądając się Twojej twarzy. Dotykam z czułością i obawą Twojego policzka, jakby miał się zaraz rozpaść. Uśmiechasz się przez sen i szepczesz obce mi imię. Moje serce po raz kolejny się kurczy, ale nie reaguję. Prawda jest zbyt bolesna, więc tkam sobie złudzenie. Udaję, że znam tego kogoś, kogo imię wyszeptałeś lub sprawiam, że nic takiego się nie stało. Biorę drżący oddech, starając się wymyśleć wszystko po za tym, co mogło się dziać naprawdę. Bez tego już dawno pękła by moja samokontrola. Wystarczy, że straciłem instynkt samozachowawczy.
   Na Twojej twarzy widnieje niewinność, ale i pewność siebie. Myślisz, że o niczym nie wiem, a jestem nad wyraz świadomy. Z dokładnością pamięci fotograficznej opowiem historię Twojego wieczoru. Z łatwością odróżniam kłamstwa od prawdy. Choć to minimalna różnica w uśmiechu czy geście, potrafię ją dostrzec. Dobrze wiem, kiedy spotkanie biznesowe jest nocą u kochanka, a niespodziewane nadgodziny szybkim numerkiem z asystentem. Jestem perfekcyjnie wyuczony Twoich zachowań. Nawet najbardziej skryte uczucia potrafię wyczytać z Twojego zachowania. Stałem się selekcjonerem, wiem, kiedy powinienem wszystko akceptować. Dlatego pozwalam ci na te małe występki.
   Ty nadal widzisz we mnie dziecko z naszej pierwszej wspólnej nocy. Uważasz mnie za młodzika, zbyt niedojrzałego, by zrozumieć Twój dorosły świat, w którym miłość nie zawsze jest niewinna. Jednak nawet nie chcesz się przekonać, jak dojrzałem. Nie wyobrażasz sobie, co jest tak naprawdę w mojej głowie. Myślisz, że jesteś idealnym aktorem i nic ci nie grozi. Ty grasz, udajesz niewinnego, który jest idealnym przykładem. Tymczasem moja dziecinna maska pozwoliła mi przejrzeć każdą Twoją rolę, poczynając od kochającego opiekuna, a kończąc na zapracowanym biznesmenie.
   Próbujesz chronić mnie przed "złym" światem, trzymasz mnie pod kloszem. Pozwalam ci na to z delikatnym przymrużeniem oka. Ciągle powtarzasz, że moja nieporadność mnie zgubi, a ja posłusznie się zgadzam, chociaż dobrze wiem, czemu nie pozwalasz mi wychodzić, czemu zatrzymujesz mnie pod byle pretekstem. Twoje wykręty nie działają na mnie, Twoje zachowanie nie ogranicza mojego spojrzenia, którym już dawno cię prześwietliłem.
   Wiem, że lubisz mnie zdradzać, wiem, że masz mnóstwo kochanków. Wiem, że niektórzy są chwilowi, niektórzy na stałe. Wiem, że lubisz sie upić, pójść po pracy do klubu i przespać się z przypadkowym facetem. Wiem, że lubisz, kiedy jesteś w centrum uwagi, kiedy Cię podrywają. Wiem, że lubisz eksperymenty, że oczekujesz czegoś więcej niż seks - chcesz zabawy, gry, która wyróżniłaby każdą noc. Wiem, że nałogowo zdradzasz mnie z kilkoma osobami jednocześnie, zdradzając każdą z pozostałą. Nie wiem, ilu ich jest...jestem pewny tylko Luhana. Ot, zwykły kolega z pracy, prawda, kochanie? Wiele razy był u nas, wiele razy wyjeżdżaliście razem na szkolenia. Ale tak naprawdę to wszystko było kłamstwem. Myślisz, że nie znam hotelu, do którego razem jeździcie? Myślisz, że nie wiem, co tam razem robicie? Jednak mylisz się. Wiem o tym aż za dobrze. Wiem, czemu wracasz w wymiętolonych ubraniach, czemu czasem Teoja koszula jest źle zapięta, choć wcześniej była perfekcyjnie ubrana, czemu nosisz na sobie zapach cudzych perfum. Jestem perfekcyjnie poinformowany o wszystkich Twoich występkach.
   Skoro posiadam tą wiedzę, rodzi się pytanie - czemu nie reaguje? Czemu nie płaczę, nie pije po nocach czekając na ciebie, nie robię ci scen i nie przyłapuje na gorących uczynkach? Czemu po prostu się nie spakuje, nie zostawię obrączki ma stole i nie odejdę? Coż, to by było dużo prostrze niż powoli kurczące się serce. Jednak to nie jest takie łatwe. Myśle, że na poczatku naszej znajomości uzależniłem sie od Ciebie tak bardzo, że nie umiem juz funkcjonować zdala od ciebie. Od naszego pierwszego sopotkania nie mogę wziąć spokojnego oddechu, nie myśląc o Tobie.  Nie potrafie przeżyć jednego dnia bez Twojego dotyku. Nie przeżyłbym bez Twoich czułości, bez Twojego głosu. Tak bardzo Cię kocham, że teraz nie potrafię wrócić do normalności. Osiągnąłem chyba najwyższe stadium milosci. Dlatego pozwalam Ci na te wszystkie zdrady, pozwalam Ci łazić po klubach i hotelach. Pozwalam Ci mnie zdradzać, chociaż sprawia mi to ból. Jednakże nie daję tego po sobie poznać. Staram się udawać, że wszystko jest dobrze, że moje serce wcale nie kurczy się z dnia na dzień.
   Mój oddech zaczyna drżeć. Staram się uspokoić, nie patrzeć na Ciebie z rosnącym oskarżeniem. W końcu to nie Twoja wina, że Ci nie wystarczę. To moja wina, że nie jestem na tyle dobry, byś dostrzegł mój potencjał. Cóż, trudno. Pogodziłem się z tym, że jestem tylko tym, który gotuje i sprząta, tym, co rzadko dostaje nagrodę. Pogodziłem się z myślą, że ja służę ci jedynie jako ktoś, kogo masz zawsze pod ręką, kiedy potrzebujesz. Że jestem tym, kogo możesz rzucić na kolana, zmusić siłą do seksu, kimś, z kim możesz zrobić co zechcesz. Bo nie ważne, ile mam siniaków i tak kocham Cię coraz zachłanniej...
   Tlen w pomieszczeniu nieubłaganie się kończy. Tak bardzo chciałbym, byś porwał mnie w ramiona...jak kiedyś. Byliśmy tacy szczęśliwi na początku... Jednak z każdym następnym dniem tego szczęścia jest coraz mniej. Staram się Ciebie zatrzymać obok, ale to nie jest łatwe. Z każdym porankiem coraz bardziej wyrywasz się z moich rąk, posiadam coraz mniej Ciebie. Z sekundy na sekundę coraz mniej światła dociera do mojego cienia. Bo tym właśnie jestem - cieniem tego, czym byłem kiedyś. Jestem cieniem naszej dawnej miłości. Jestem Twoim cieniem. Kiedy w końcu zrozumiesz, że bez Ciebie nie mogę żyć...?
   Wstaję z łóżka, starając się Ciebie nie obudzić. W końcu nie chcę, byś zobaczył, co robię niemal każdej samotnej nocy. Po co masz odkrywać sekrety? Jest dobrze tak jak jest. Ty nie wiesz nic, ja wiem wszystko. Idealny układ sił dla mojej psychiki.
   Zamykam się w łazience i odklejam opatrunek spod ramienia. Nawet nie zauważyłeś, że on tam jest. Trochę mnie to zabolało, ale potem zrozumiałem, że tak jest po prostu lepiej. Wyciągam z półki apteczkę, wszystko idealnie rozkładam na blacie. Systematycznie, jak robot, przyglądam się bandażom i rurką. W końcu wyciągam to, na czym mi najbardziej zależy - malutka strzykawka w mojej dłoni wygląda tak niewinnie, niemal tak samo jak Ty, kiedy śpisz...a oboje jesteście dla mnie tak samo zabójczy...
   Szybko odnajduje pierwsze wkłucie i wbijam igłę dokładnie w tym samym miejscu. Wydaję z siebie cichy syk, jednak i tak wbijam głębiej, czekając na cudowne odurzenie. Po chwili niemal czuję, jak ta biała ciecz przemierza moje żyły, śmiertelnie uzależniając. Uśmiecham się lekko do mojego zmarnowanego odbicia. Jest dobrze, mówię temu po drugiej stronie lustra, to jest z każdym dniem coraz lepsze.
   Wyrzucam igłę, robię opatrunek i chowam wszystko na miejsce. Zatrzymuję się w garderobie, ubieram i idę do kuchni. Wypijam malutki kieliszek alkoholu i dopalam papierosa, którego Ci podkradam. Potem wzdycham tylko cicho, otwieram taras, wypuszczając psy na podwórko. Z wymuszonym uśmiechem biorę się za swoją pracę. Staram się być jak najciszej, nie hałasować. Kiedy w milczeniu nakładam na talerze, zauważam Twoją osobę w korytarzu. W oczy od razu rzuca mi się malinka na szyi, jednak ignoruję kłujący ból w okolicach serca i uśmiecham się szeroko przytulając się do Twojej ciepłej piersi.

- Tao...

- Kochanie, zrobiłem ci śniadanko. - szepcze cicho, wtulając się w Ciebie

2 komentarze:

  1. Cudo :D Biedny Tao, tak mi go szkoda ;_; w sumie też bym tak robiła jak on, żeby tylko być przy tym, kogo kocham ♥
    Weny~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałabym do tego kontynuację. Jak Tao w końcu odzyskuje wole trzeźwego umysłu i odchodzi. Bo po co Kris ciągle z nim jest, skoro może mieć wielu, bez Zitao? Coś musi dla niego znaczyć. A to "coś" gdzieś tkwi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2