24 gru 2014

~ Pierwsza gwiazdka

Otworzyłem oczy, zderzając się z szarą rzeczywistością. Pokój utopiony w czerwieni, nikłe lampy zatopione w ścianach i kolejny mężczyzna, który niszczył moje ciało. Jego ręce tworzyły na moich wątłych ramionach siniaki, doprowadzając do milczących łez. Choć rozrywał moje wnętrze i miałem ochotę wyć z bólu, jedynie cichutko pojękiwałem, tak jak tego po mnie oczekiwano. Nic więcej, nic mniej. Byłem tylko naczyniem.
"Obrzydlistwo", przebiegło prze moją myśl, kiedy ciepło zalało moje wnętrze. Mężczyzna odsunął się z wyrazem ulgi na twarzy, a ja jedynie upadłem z powrotem na poduszki. Byłem już tym zmęczony, jednak posłałem mu rozkoszny uśmiech i ciche "miło było". To, czego po mnie oczekiwano. Nic więcej, nic mniej.
Kiedy mężczyzna opuścił pokój, niemal uciekłem do łazienki, pragnąc jak najszybciej pozbyć się jego śladów. Szorowałem skórę tak długo, aż zrobiła się wściekle czerwona. Dopiero wtedy zanurzyłem się w wodzie, licząc, że przed następnym klientem zdążę doprowadzić się do porządku. Nie należało pokazywać się klientom w stanie zużycia. Nawet jeśli był on ostatnim na zmianie, miało się się wyglądać, jakby był pierwszym tej nocy. Najważniejsze były pozory.
Ciche pukanie do drzwi przebudziło mnie z letargu.

- Wejść. - mruknąłem cicho.

Do pokoju wsunęła się głowa uroczej sekretarki naszego Domu Uciech. Nie cierpiałem jej uśmiechu, bo...ją naprawdę cieszyło to, co się tu działo. Była pieprzoną sadystką i widok siniaków czy krwi tylko poprawiał jej humor. Każde dziecko w tym domu nie cierpiało tej kobiety. Jak zwykle była ubrana w elegancką, ciemnofioletową sukienkę, która ciągnęła się po ziemi. Próbowała być damą, jednak nie była lepsza od zwykłej szmaty. Za każdym razem, gdy oglądałem jej udawaną troskę i tandetny makijaż miałem ochotę ją uderzyć. Była to jedyna osoba w moim życiu, której tak bardzo nie cierpiałem.

- Oh, Kookie, jak się czujesz? Mam nadzieję, że wytrzymasz. Jeszcze jeden klient i cię zmienimy, zejdziesz na Dół. Na pewno się cieszysz. - uśmiechnęła się, kładąc na oparciu wanny stosik ubrań. No tak. Dół. Bar ze striptizem dla wszystkich napalonych gówniarzy, gdzie zawsze zarabiało się najwięcej, zarówno pieniędzy, jak i siniaków. - Nasz następny klient jest szychą, postaraj się. Chciałabym, by trafił do kanonu stałych klientów.

- Oczywiście. - mruknąłem, dobrze wiedząc, o co tej kobiecie chodzi. Zachłanna, pieprzona sadystka. Wskazałem na stos z ubraniami. - Co to?

- Ah, to życzenie naszego klienta. W końcu, dzisiaj Wigilia. - uśmiechnęła się, pokazując mi czapkę Mikołaja. Miałem ochotę wydrapać jej oczy.

Pokiwałem głową i wyszedłem z wanny pod jej czujnym spojrzeniem. Krytycznym wzrokiem obrzuciła moje siniaki i zadrapania, jednak tylko uniosła kąciki ust i pomogła mi ubrać czerwono-biały zestawik. Miałem ochotę zwymiotować, gdy zobaczyłem swoje odbicie w lustrze. Góra na kształt sukienki kończyła się w połowie ud, obszyta białym futerkiem, prezentując bieliznę w podobnym deseniu. Całości dopełniała wspomniana wcześniej czapka i związane nadgarstki wstążką.

- Mam być...prezentem?

- Mądry chłopiec. Nic dziwnego, że zawsze dostajemy za ciebie gratisy, Kookie. - uśmiechnęła się szeroko, poprawiając wstążkę na moich nadgarstkach.

Westchnąłem ciężko, wracając do saloniku, w którym para pokojówek doprowadzała łóżko do porządku. Usiadłem na pufie, którą jeden z klientów upatrzył sobie jako wyjątkowe miejsce na seks. Każdy element tego pokoju przypominał mi poszczególnych mężczyzn i kobiety, które przewijały się przez ten pokój. Przymknąłem oczy, marząc, by ta noc się już skończyła. Pomyśleć, że to dopiero początek...
W okresie świątecznym nasz burdel był miejscem numer jeden wśród znudzonych biznesmenów, zbyt bogatych dzieciaków i tym podobnym. Z tej okazji pracowaliśmy od wczesnych godzin do niemal świtu. Cztery zmiany non stop obsługiwała mężczyzn i kobiety szukających rozrywek i ciepłych ramion. A my, dzieci z ulicy, dorośli z biedy, służyliśmy jako wszystko - zaczynając od służby, kończąc na uciesze oka.

- Kookie, mówię do ciebie! - mocne uderzenie w ramie obudziło mnie z ponurych myśli. - Zaraz przyjdzie klient.

Z cichym sykiem przeniosłem się z powrotem na łóżko, zajmując swoje standardowe miejsce w kącie. Mimo tego, że to nigdy nie podobało się naszej ukochanej sekretarce, miałem to teraz gdzieś. Marzyłem jedynie, by dzisiaj dano mi już spokój.
Kiedy, ku mojej uldze, zostałem w końcu sam w pokoju, odsłoniłem rolety i wyjrzałem przez okno na rozgwieżdżone niebo. Cudownie było patrzeć na zaśnieżone budynki, dzieci lepiące bałwany na chodniku i choinki w domach na przeciwko. Tak bardzo marzyłem o prawdziwych świętach....

- Wypatrujesz pierwszej gwiazdki?

Spojrzałem na nieznajomego, który z lekkim uśmiechem obserwował mnie. Miał na sobie jedynie czarne spodnie i białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Był pewny siebie, jakby od dawna przychodził do tego miejsca. Uh...najgorszy rodzaj klientów to właśnie ci, co czują się panami świata. Jednak nie miałem prawa grymasić. Dostawałem przyzwoite jedzenie, ciepłe łóżko i wynagrodzenie zdrowotne, a cała moja praca sprowadzała się z reguły do jęczenia i leżenia pod kimś. Nie miałem prawa się sprzeciwiać.

- Być może. - odparłem cicho, zasłaniając ponownie rolety.

- Aż tak ci spieszno, by odpakować prezenty?

- Nie czekam na prezenty. Ja jestem prezentem. Dla ciebie. - spojrzałem na niego swoimi ciemnymi oczami, pokazując związane nadgarstki.

Mężczyzna jedynie ciepło się roześmiał, kompletnie ignorując moją postawę. Podszedł do mnie mnie swobodnym krokiem i rozwiązał wstążkę na moich nadgarstkach. Jego palce były lodowate, jakby długo stał na mrozie. Zadrżałem, starając się to ignorować. W duchu miałem nadzieję, że zanim dojdzie co do czego już dawno zdążą się ogrzać. Nie cierpiałem zimna.
Spojrzałem mu w oczy, czując na sobie jego spojrzenie. Zaskoczony, zauważyłem,że w jego spojrzeniu nie ma nawet krztyny pożądania czy pragnienia. To było....nienaturalne. Po co przychodzić do burdelu, jeśli nie ma się potrzeb? "Chyba, że to jeden z tych, co lubią się bawić....", przebiegło mi przez myśl. Jeszcze gorzej. Naprawdę nie lubiłem gry wstępnej. Wolałem być po prostu zerżnięty i mieć jak najwięcej spokoju. Tak bardzo miałem dość swojej pracy....

- Mogę cię odpakować? Ten "papier" jest brzydki.

Kiwnąłem jedynie głową, pozwalając mu zdjąć tandetne przebranie. Niemal z ulgą odnotowałem fakt bycia nago. Miałem dość tego kostiumu w tej samej chwili, w której go zobaczyłem. Czyste obrzydlistwo, o którym próbowałem zapomnieć. Na szczęście, klient rzucił je na podłogę, po za zasięg mojego wzroku. Jednak momentalnie jego spojrzenie skupiło się na moim ciele. Nie miałem nic przeciwko temu, by oglądano mnie nago, w końcu od dziecka się z tym spotykałem. Jednak...jego spojrzenie było niezdrowe. Nie podobało mi się to....
Kiedy kazał mi wstać, posłusznie podniosłem się z z łózka i stanąłem na przeciwko niego, poprawiając pozostawioną na mojej głowie czapkę Mikołaja. Taksował mnie spojrzeniem od góry do dołu, zwracając uwagę chyba na każdego siniaka i każdą bliznę pozostawioną przez innych na przestrzeni kilkunastu lat mojej pracy. Kiedy mnie obrócił i zobaczył zadrapania na plecach, zacmokał niezadowolony. Musnął palcami rany, jednak byłem tak przyzwyczajony do ich pieczenia, że nawet nie mrugnąłem. Większą część mojej uwagi zajmowało to, czemu tak uważnie mnie ogląda. Co go interesuje stan wynajętej dziwki? Miał mnie tylko przelecieć. Bawił się w coś, czego nie rozumiałem i nie chciałem rozumieć. Dlaczego niby miał się o mnie....troszczyć? Bo właśnie tak to wyglądało - jakby chciał się mną zająć. Moje małe serduszko zabiło szybciej, kiedy jego palce błądziły po mojej skórze z czymś na kształt czułości. Nie chciałem tego...wolałem miliony razy ból od złudnej nadziei. Musiał coś zrobić, bo inaczej znowu się nabiorę na coś niemożliwego. 
Odsunąłem się odrobinkę po za zasięg jego palców z tajemniczym uśmiechem. Wyciągnąłem wstążkę i ponownie ją sobie zawiązałem, tym razem na szyi. Nadal się uśmiechając, usiadłem przed nim na kolanach, kładąc obie ręce na jego udach. Wychyliłem się odrobinę do przodu, jednocześnie zaciskając palce na jego spodniach. Musiałem coś w końcu zrobić, by pozbyć się tego dziwnego, nieznanego mi wyrazu z jego oczu.

- Widziałem już pierwszą gwiazdkę....więc, skoro otworzyłeś już swój prezent...zabaw się nim. - szepnąłem, rzucając sugestywne spojrzenie na jego krocze.

Szatyn jedynie pogłaskał mnie po policzki, jednocześnie poprawiając czapkę na mojej głowie. Jakie to było irytujące! Czemu on nie rozumiał, że chciałem mieć to już jak najszybciej za sobą? Ugh....czemu niektórzy muszą być tak ślepi. Tak bardzo chciałem się go teraz pozbyć z mojego pokoju...

- Jak się nazywasz? - odezwał się nagle.

- Kookie. - odparłem automatycznie, posługując się swoją ksywką.

- A naprawdę?

- N-nie pamiętam....od dziecka mówiono na mnie tylko tak... - rzuciłem niezbyt pewnie. Nie lubiłem tematu swojej przeszłości. Tak mało pamiętałem z czasów przed Domem Uciech.

- Więc od ilu lat tu pracujesz? - spytał, jakby zaskoczony moim wyznaniem.

- O-....od...j-jedenastu. - szepnąłem cicho, w jakiś sposób się wstydząc swojego stażu.

- A ile masz....?

- Czy to ważne? - spytałem, starając się nie podnosić głosu. Nie lubiłem tego robić. - Przecież nie przyszedł pan tu rozmawiać, prawda?

- Nie...rzeczywiście. Przecież....nie o to chodzi. - odparł po chwili, z zamyśleniem się we mnie wpatrując. - Muszę wypełnić tylko życzenie....

Chciałem zapytać "jakie", jednak ugryzłem się w język. Dziwka nie ma zasmucać klienta, wręcz przeciwnie. Miała odwracać jego uwagę od smutnych i szarych mankamentów życia. Dlatego, zamiast pytania, delikatnie go pocałowałem, jednocześnie obejmując za szyję. W pierwszej chwili miałem wrażenie, że mnie odrzuci, jednak szybko odwzajemnił moją pieszczotę, delikatnie głaszcząc moje plecy. Przysunąłem się bliżej, pozwalając mu odkrywać moje ciało. Czułem, jak jego dłonie błądzą po moim brzuchu, udach, szyi....jak wplatają się delikatnie we włosy, z czułością przyciągając bliżej swojego ciała. Nawet nie zauważyłem, kiedy mnie uniósł i posadził na swoich kolanach. Dopiero, kiedy zaczął obdarzać moją szyję drobnymi pocałunkami, zdałem sobie sprawę, że zmieniłem miejsce. Otworzyłem przymknięte powieki, powoli rozpinając jego koszulę. To co czułem do niego wcześniej....ten niepokój...kompletnie wyparował, zastąpiony pragnieniami. Chyba po raz pierwszy w życiu chciałem więcej od klienta - więcej pocałunków, więcej pieszczot....więcej jego osoby. Po raz pierwszy, z własnej woli chciałem, by wypełnił mnie sobą, by pozwolił mi zdzierać gardło. Czy to co czułem....nie nazywa się zaborczością? 
Obserwowałem jego poczynania. Położył mnie na poduszkach, muskając opuszkami palców moje biodra. Wolno przeszedł z szyi na pierś, bawiąc się czulszymi miejscami. Jedne głaskał, inne całował, kolejne ssał....miałem wrażenie, że moje ciało płonie, a jego palce są wszędzie. Perfekcyjnie stymulował zakończenia nerwowe. Bawił się mną, moim ciałem i moim umysłem....z idealnym wyczuciem, jakby robił to wcześniej milion razy. A widział, że tak nie było.
Wpatrywałem się w jego dłonie i odsłonięty tors. Tak...zdecydowanie nie należał on do "standardu" moich klientów. Był tak bardzo różny, wręcz nie namacalny w tym świecie przemocy, alkoholu i seksu bez ograniczeń. Miałem ochotę powiedzieć mu, że tu nie należy....kiedy przypomniałem sobie jego słowa. Cudze życzenie. Cudze....tylko, kto by wysłał ukochaną osobę do burdelu...? Kiedy on pieścił mój brzuch, na przemian całując i liżąc, wciąż nad tym myślałem, choć moje rozumowanie coraz bardziej się rozmywało. Było mi tak dobrze....
Zadrżałem, kiedy na powrót wrócił do mojej piersi, kręcąc coraz mniejsze kółka wokół moich sutków. To nie było coś, do czego przywykłem. Czułość jego dłoni czy ust była...nienaturalna. Przez tyle lat w zawodzie jeszcze nigdy nie czułem....tego. On nie był nachalny, zaborczy. Nie traktował mnie jak gorszego sobie. To było niesamowite. Stawiaj mnie na równi, a nawet wyżej od siebie. Tak jakbym....był kimś, na kim mu zależy.
Jęknąłem przeciągle, zarówno z przyjemności, jak i strachu. Za bardzo zbliżyłem się do miejsca, które musiałem pogrzebać już dawno, dawno temu, by przetrwać, utrzymać się i być najlepszą dziwką w tym Domu. Oddychałem coraz szybciej, pragnąc porzucić swoje myśli i zatracić się w tej ekstazie, ale....nie mogłem. Musiałem sobie przypomnieć, kim jestem i dlaczego tu jestem. "Bez uczuć i emocji. To tylko gra", napomniałem sam siebie, wyginając plecy w łuk i krzycząc cicho. Jak miałem się nie zatracić w tej rozkoszy? Jak?
Zacisnąłem bezskutecznie palce na jego ramionach, kiedy otarł się o moją męskość, wyraźnie podnieconą. Przeżywałem prawdziwe tortury, kiedy wpatrywał się we mnie bez słowa, zsuwając dłoń w dół po moim tułowiu. Jednak w momencie, w którym ujął rozgrzanymi palcami mojego członka, przebudziłem się z letargu. Z trudem uniosłem się na łokciach, cicho stękając. Wychyliłem się do przodu, pchając go na poduszki. Usiadłem okrakiem na jego biodrach, jednocześnie rozpinając jego rozporek.

- T-to ja miałem pana dopieszczać....

- Cii... - musnął moje wargi swoimi ustami, jednocześnie głaszcząc moje plecy. -  Dzisiaj nie jesteś prostytutką...dzisiaj jesteś moim kochankiem....a mój kochanek nie będzie mnie obsługiwał

Kiedy zakończył to zdanie motylim pocałunkiem, poczułem łzy na policzkach. Zaskoczony szatyn z czułością je starł, jednocześnie mnie przyciągając do swojej ciepłej piersi. Schowałem głowę w zagłębieniu jego szyi, czując zapach jego perfum. Tak bardzo chciałbym, by ta chwila nie mijała....chciałem, by został tu na zawsze i powtarzał te słowa wciąż i wciąż....
Ponownie położył mnie na poduszki, patrząc mi głęboko w oczy. Głaskał moje uda, muskając od czasu do czasu moje wejście. Za każdym razem wydawałem z siebie cichutki jęk. Tego chciałem. Tak bardzo pragnąłem poczuć go w swoim wnętrzu. Zachłannie potrzebowałem go w sobie, jakby od tego zależało moje życie.
Kiedy wsunął we mnie palce, niemal tego nie poczułem. Odwróciłem twarz, czując wstyd. Teraz....nie chciałem pokazywać mu mojego zniszczonego ciała. Teraz chciałem, by naprawdę był pierwszym tej nocy. Pierwszym i ostatnim...do końca moich dni.

- Czy trzeba cię....?

- Nie. - przerwałem mu cichu, krztusząc się niemal własnym wstydem.

Mężczyzna pokiwał głową, zastępując palce czymś dużo większym. Zaskoczony tak szybką reakcją, wygiąłem plecy w idealny łuk, wydając dość głośny okrzyk. Jęczałem, w cale sie nie powstrzymując, kiedy szatyn wchodził coraz głębiej. Zaciskałem palce na pościeli z przyjemności, czekając na charakterystyczne odczucie. Kiedy i to się stało, poruszyłem delikatnie biodrami, wydając przeciągły, rozkoszny jęk. Było mi tak dobrze.....
On tylko uśmiechnął się, z czułością i pasją poruszając się w moim wnętrzu. Z każdym następnym pchnięciem mój głos podnosił się o oktawę, dodając uroku tej chwili. Mężczyzn był...idealny. Wiedział, jak doprowadzić partnera do obłędu. Na przemian zwalniał i przyspieszał, doprowadzając mnie do stanu, w którym błagałem o spełnienie, co robiłem po raz pierwszy w życiu. Błagałem jak pies, by przestał się mną bawić i narzucił jeden, stały rytm. A on, po kilku takich prośbach, wreszcie to zrobił.
Nie wytrzymałem nawet kilku chwil, jak wydałem z siebie okrzyk ulgi, dochodząc. Co najcudowniejsze, on samo zrobił to chwilę po mnie. Ciężko dysząc, zawisł nade mną. Ostrożnie objąłem jego drżące ramiona, kiedy poczułem na czole coś mokrego. Odwróciłem wzrok....i zobaczyłem, że to on płacze. Przyłożyłem rękę do jego policzka, jednak on odwrócił twarz. Nie wiedziałem, co się dzieje....czy coś zrobiłem nie tak...?

- Proszę pan....

- Zrobiłem, o co mnie prosił. - powiedział przez łzy, przerywając mi. - Spełniałem jego ostatnie życzenie....a powinienem być tam z nim, w szpitalu....

- Nie płacz.... - przytuliłem go do piersi, a on posłusznie na nią opadł. -  Dałeś mu coś, czego nie dał by mu nikt inny...dałeś mi to, czego nie zaznałem przez całe swoje osiemnastoletnie życie...

Mężczyzna jeszcze przez chwilę leżał na mojej piersi, a ja głaskałem go po głowie, rozumiejąc. Jego ukochany leżał teraz gdzieś w szpitalu, zapewne z nieuleczalną chorobą, a on....spełniał jego ostatnią prośbę. Nie mogłem jednak zrozumieć, czym ona była. Ale z wdzięcznością przyjąłem ten prezent bożonarodzeniowy.
W końcu szatyn się uspokoił i zasnął mi na piersi. Kiedy przyszła nasza sekretarka, poprosiłem ją o wolne na resztę wieczoru, na co dość niechętnie się zgodziła. Sam ubrałem się w piżamę i przykryłem nieznajomego, po czym odsłoniłem okno. Usiadłem na parapecie, głaszcząc go z czułością po włosach. Zerknąłem na rozgwieżdżone niebo i przymknąłem na chwilę powieki.

- Dziękuję Ci....jego miłości.

~*~

A gdzieś, w odległej części miasta, pełnej świateł i zapachów Bożego Narodzenia, w zapomnianej przez świat sali szpitalnej leżał nieco starszy od naszego bohatera chłopiec. W jego pokoju nie dało się czuć Ducha Świąt, chociaż wszyscy bardzo się o to starali - w rogu sali stała piękna, żywa choinka mieniąca się setką kolorowych lampek i bombek, w oknie wesoło machał pluszowy bałwanek, a pościel na łóżku była w reniferki. Jednak, nawet najsilniejsze próby pielęgniarek nic nie dawały samotnemu chłopcu, który wpatrywał się w milczeniu w okno. Jego skóra była cienka jak papier i ziemista, zniekształcona przez wystające spod niej kości. Jeśliby się spojrzało na jego twarz, wiadome było, że nie dotrwa świtu. Z resztą, w jego oczach, przerażająco zaszklonych, było widać tą przerażającą świadomość nadchodzącej śmierci. A jednak....na jego twarzy widniał uśmiech, mimo nadchodzącej zguby i samotności. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - ten chłopiec miał dobre serce, delikatne i czułe na krzywdę innych. I, tak jak nasz Kookie, też kiedyś czekał na prezent. Dlatego podarował to, co miał najbardziej cenne, miłość swojego życia, komuś, kto potrzebował nowej wiary i nadziei.
Kiedy aparatura wydała ostatni dźwięk, po jego policzku spłynęła samotna łza, a usta, po raz ostatni, ułożyły się w imię, tak cenne...

~ Dziękuję, że podzieliłeś się z kimś naszą miłością.... Ji- ....min...

_____________________________________________________________

Dzisiaj Wigilia! Życzę Wam wszystkich ciepłych, radosnych, szczęśliwych i przede wszystkim rodzinnych świąt w gronie ukochanych osób. Mam nadzieję, ze Wasz mikołaj będzie bogaty, opłatek smaczny, a jajko kolor...ah, to nie te święta. Cóż, już późna godzina, a wcześnie trzeba wstać, tak więc....wszystkiego dobrego dla Was i waszych bliskich od waszej zwariowanej yaoistki, czyli mnie ^^


9 komentarzy:

  1. Omo aż się popłakałam <3
    Piszesz pięknie i masz talent.
    To opo było prześliczne.
    Dziękujemy i tobie też życzę Wesołych Świąt :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ^^
      Postaram się dalej pisać w tym stylu, bo idzie mi najlepiej xD

      Usuń
  2. Boże Mimo że nie Przepadam za Jikookiem To W tym opowiadaniu to Było Takie Piękne Aż się wzruszyłam ;;
    Dużo weny na więcej Takich Pięknych opowiadaniach ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. No ładnie. Po raz pierwszy zdarzyło się mi, tak zapalonej yaoistce, popłakać przy opowiadaniu. Naprawdę. Poryczałam się jak bóbr. I... chyba Ci za to dziękuję. Dziękuję, że mogłam przeczytać coś tak wyjątkowego.
    Vampirex

    OdpowiedzUsuń
  4. Nienawidzę Cię, zabrałaś mnie, nienawidzę ryczeć a ty to zrobiłaś. Doprowadziłaś mnie do płaczu. To jest pięknie pisz tak dalej.Nie wiem co dalej pisać bo końcówka była po prostu cudowna.

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2