25 sty 2015

~ Noc wspomnien

"Pamiętaj, niegrzeczne dzieci kończą na dnie jeziora"

Głos matki kochał prześladować mnie w snach.
Poderwałem się w swoim łóżku, jednocześnie mrużąc oczy w półmroku. Miałem wrażenie, jak a matka nie posiadał aby skrupułów. Przestraszony wizją i zły na własne emocje, błyskawicznie przetarłem oczy. W tym samym momencie usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Odwróciłem głowę, wiedząc, kogo w nich zobaczę.

- Zły sen? - spytałem cicho Kanato.

Fioletowowłosy stał niepewnie w drzwiach, rozglądając się, czy nikt go nie przyłapał. Byłoby bardzo niedobrze, gdyby ten nasz mały wspólny sekrecik się wydał. W końcu, Cordelia powiedziała wyraźnie - rodzina tylko spowolni twoją drogę do sukcesu. Jednak ja czułem, że to nie prawda i nie zamierzałem się odciąć od braci, po cichu się z nimi spotykając. Jednak Kanato odwiedzał mnie niemal co noc, bojąc się własnych snów. Nawet teraz wciąż tulił twarz w miśka, lękając się nie wiadomo czego.
Bezszelestnie podszedł do łóżka i się na nie wdrapał. Odchyliłem kołdrę i momentalnie poczułem, jak jego chude ręce obejmują mnie w pasie. Przykryłem go dobrze, pozwalając złożyć mu głowę na swojej piersi.

- Teddy mówi, że ty też miałeś zły sen - mruknął cicho wampir.

- Tak, ale o tym można pogadać kiedy indziej. Śpij, braciszku.

- Jestem głodny... - spojrzał na mnie, a z policzków zrobiły mu się pućki

Pogłaskałem go po głowie z lekkim uśmiechem i odchyliłem kołnierzyk nocnej koszuli, przekręcając głowę na bok. Kanato ułożył obie ręce na mojej piersi, muskając kodowa tymi w dotyku palcami moje obojczyki. Wdrapał się na moje kolana, starając dosięgnąć do nasady szyi. Nie czekał dłużej - minęła chwila, a już poczułem ukłucie jego kłów na mojej szyi w miejscu świeżo zagojonych ranek. Choć nigdy nie powinno się to wydarzyć, pozwalam mojemu małemu braciszkowi napić się mojej krwi. Zamknąłem oczy, gdy ból powoli przeradzał się w coś dużo bardziej intymnego. Tak, to nie powinno się dziać, ale nie potrafiłem mu odmówić. Nie mogłem znieść myśli, że miałoby mu czegoś brakować. Kochałem go tak bardzo mocno...dla niego nawet znosiłem hańbę, jaką było dokrwianie innego wampira.
Objąłem go ramieniem, ułatwiając mu picie. Jego małe łapki musiały z czułością skórę mojej szyi, przyprawiając o rozkoszne dreszcze...

- Ayato, do cholery, koniec leżenia. Za dwie sekundy masz być w szkole.

Moje wspomnienia urwały się równie nagle, jak się zaczęły, kiedy Raito sturlał mnie z kanapy.

~*~

Kiedy snułem się po szkolnych korytarzach, ciągle nad tym myślałem - nad zniszczonym dzieciństwem, Kanato i wspomnieniem tego snu. Starałem się pogrzebać wszystko, co dotyczyło czasu, kiedy Cordelia żyła. Nienawidziłem jej tak głęboko, że przychodziło mi z łatwością wyrzucanie z umysłu wspomnień z naszych wspólnych lekcji i czasu spędzonego w jej obecności. Nadal jednak wracały do mnie wykradzione dni. Zabawa z braćmi. Uczenie Raito gry na pianinie. Spanie z Kanato, kiedy się przestraszył burzy lub miał zły sen. Pomaganie w lekcjach, kiedy czegoś nie rozumieli. Te słodkie jak zatrute jabłka godziny wciąż na nowo budziły we mnie nostalgię i coraz większy gniew. Nie chciałem już nigdy być słaby jak wtedy. Nie chciałem już nigdy więcej skończyć na dnie jeziora. Wszystkie te emocje chciałem przekreślić i zapomnieć. Nigdy więcej się nie poddać. Ukryć siebie za fasadą arogancji i sadyzmu.
Dzisiaj jakoś szczególnie byłem świadomy dwóch okrągłych blizn ukrytych pod związanym na szyi krawatem. Co rusz go poprawiałem, upewniając się, że jego hańba nie wyjdzie na światło dzienne. To był obrzydliwy sekret mój i Kanato. Żadna inna osoba nie powinna o nim wiedzieć. Gdyby tak się stało....nie pozwoliłbym tej osobie przeżyć. Byłem dziedzicem. Nie mogłem pozwolić, by coś takiego zbrukało rodzinę. Z resztą, była to również sprawa osobista. To, co było między nami... Gdyby inni o tym wiedzieli, już dawno mógłbym go stracić. I chociaż przed samym sobą nie chciałem się do tego przyznać, tak już było. Chciałem go przy sobie mieć.
Na powrót w swojej sypialni, wpatrzony w ściany, moje myśli wciąż uciekały do tego niepozornego wampirka. Zdecydowanie zbyt często tak się działo.....zbyt często przypominałem sobie te odległe emocje, to uczucie, jakie towarzyszyło, kiedy wbijał kły w moją szyję. Ta dziwna mieszanka bólu i ekscytacji, dawania i odbierania. Zasłoniłem oczy, czując dreszcz rozchodzący się w dół kręgosłupa. Wspomnienie snu znów wróciło, przypominając mi to wszystko. Przypominając mi, jakie ciepło rodziło się we mnie, kiedy Kanato był tak blisko mojej osoby i dawał mi tyle radości świadomością, że beze mnie nie mógłby spać. Poczułem ukłucie w sercu. Nie wiedząc czemu, nagle znowu chciałem, by mój brat do mnie przyszedł i znowu ze mną spał. Zacisnąłem dłonie w pięści. Nie teraz. Musiałem czekać i być cierpliwy.
Podniosłem się z łóżka i podszedłem do zakratowanego okna, patrząc na las w oddali. Usiadłem na parapecie, wypatrując w oddali srebrnego błysku między drzewami. Tam nauczyłem się, że emocje i uczucia, zwłaszcza miłość i przywiązanie, nie są dla nikogo dobre. Empatia była karana tak samo, jak niegrzeczne dzieci - pobytem na dnie jeziora. A jednak nie mogłem się tego pozbyć. Nie mogłem tak po prostu zamknąć tego rozdziału.
Drzwi znajomo skrzypnęły, jednak się nie ruszyłem, nadal przyglądając się ciemności. Wiedziałem, kto przyszedł. W końcu, czekałem na to z niecierpliwością.

- Teddy powiedział, że na pewno chciałbyś deser. - rzucił, stawiając na stoliku nocnym półmisek.

Odwróciłem się i zeskoczyłem z parapetu, wzdychając cicho. Tak bardzo chciałem zapomnieć o tym wszystkim, ale zamiast tego zamykałem drzwi od pokoju na klucz pod jego czujnym spojrzeniem. Nie potrafiłem uciec od swoich słabości. Nie potrafiłem odmówić Kanato. Nie ważne, jak bardzo próbowałem przestać, pragnąłem coraz bardziej go chronić i się nim zajmować. Nie mogłem sobie odmówić pokusy, jaką był mój młodszy braciszek mimo najbardziej usilnych starań. Nie ważne, jak bardzo próbowałem zmusić go, by mnie zostawił. Nie ważne, jak mocno go biłem, jak bardzo go upokarzałem. Wracał do mnie jak bumerang, zawsze z tym uśmiechem na granicy szaleństwa. Ubóstwiałem ten wyraz jego twarzy.
Oparty o drzwi, przyglądałem się jego poczynaniom. Najpierw ułożył swojego pluszaka na podłodze koło nóg łóżka, szepcząc coś do niego cicho. Chwilę poczekał, przekrzywiając głowię jak ptak, jakby nasłuchiwał odpowiedzi. Kiedy ją "otrzymał", pogłaskał zabawkę po głowie i odsunął się od niego o krok. Wstał, by po chwili usiąść na poduszkach z półmiskiem w ręku. Wolno podszedłem do niego, nie spuszczając nawet na chwilę wzroku. Chociaż on na mnie nie patrzył, umyśle skupiając wzrok na truskawkach na talerzyku, wiedziałem, że jest świadomy mojej bliskości. Nie dało się ukryć, że byliśmy od siebie uzależnieni. Miałem wrażenie, że bez niego byłem po prostu nikim.
Stanąłem przed nim, a jego wargi rozciągały się w szerokim, psychodelicznym uśmiechu, który w innych budził strach, a we mnie pożądanie. Przyglądał mi się z ciekawością, kiedy klękałem między jego nogami, wtulając twarz w jego uda. Odłożył półmisek obok siebie, wplatając palce w moje włosy. Westchnąłem cicho, czując tą delikatną pieszczotę. Sama bliskość dawała mi satysfakcję, jednak moment, w którym mnie dotykał, był jak odpoczynek po dniu pełnym fizycznej pracy. Dzięki tak drobnej czynności moje ciało od razu się odprężało. Nienawidziłem tej słabości i kochałem ją jednocześnie.
Jego druga ręka błądziła po mojej szyi, muskając palcami wolno pulsujące żyły. Dotykał z czułością mojej skóry, jakby to była stronica bardzo cennej księgi. Ponownie westchnąłem. Tak bardzo teraz tego potrzebowałem. Potrzebowałem Kanato. Ah, byłem taki słaby. Zniżałem się do takiego poziomu, ciągnąc za sobą ukochanego brata. Byłem okropny. I nic, kompletnie nic nie potrafiłem z tym zrobić. Miałem wrażenie, że byłem na to po prostu skazany, jakbym to ja czymś zawinił.
Smukłe palce rozwiązały krawat na mojej szyi, ukazując korowód starych i nowych blizn oraz kilku świeżych ran. Była to cała kartoteka naszych zbrodni. Kartoteka tego, że łączyło nas coś więcej niż braterska więź. Ślady i dowody naszego chorego, nie naturalnego i haniebnego związku. Ale co z tego? Żaden z nas tego nie żałował, wręcz przeciwnie - im więcej razy to robiliśmy, tym więcej chcieliśmy. Czysta konsumpcja i żądza.
Pochylił się nade mną, dotykając ustami mojego ucha.

- Masz może ochotę na truskawkę? - spytał szeptem.

Podniosłem głowę, patrząc na trzymany przez niego w ręku owoc. Otworzyłem usta, liżąc bitą śmietanę. Jego oczy były głęboko we mnie wpatrzone przy tej czynności Uśmiechnąłem się, gryząc delikatnie w truskawkę. Już wiedziałem, jak powinien wyglądać ten wieczór i co powinienem zrobić. W końcu, mój kochany braciszek miał tendencję do nudzenia - żaden wieczór nie mógł się powtórzyć dwa razy, inaczej byłby niezadowolony. A ja nie istniałem po nic innego, jak tylko do jego zabawy. Czułem się jego własnością i chciałem się tak czuć.
Jednym ruchem zabrałem mu półmisek i spojrzałem na niego z szerokim uśmiechem. Ostrożnie rozpiąłem jego koszulę, ukazując mi bladą klatkę piersiową oznaczoną setką starych malinek i śladów moich zębów. Odsunąłem się odrobinkę, jednocześnie wsunąłem palce w bitą śmietanę pod czujnym spojrzeniem, które mnie nie opuszczało. Teraz jego uwaga była mi bardzo potrzebna. Inaczej cała moja zabawa się nie uda. A w końcu chciałem, by bawił się jak najlepiej, prawda? Dlatego też pochyliłem się nad jego szyją, składając lekki pocałunek, w tej samej chwili marząc jego pierś bitą śmietaną. Z ust wampira wyrwało się drżące westchnienie, kiedy moje kły zahaczyły o odznaczającą się żyłę. On chyba jeszcze bardziej niż ja lubił czuć kły w swoim gardle. Oczywiście, nie omieszkałem dania mu tej bezmiernej przyjemności. Sekundę później syknąłem głośno, przebijając tętnice i wsłuchując się w głośny jęk chłopaka. Usta zalała mi krew, ciało nagła siła, a umysł głód. Potrafiłem się jednak kontrolować. Nie chciałem w końcu osłabić brata na samym początku. Zostawiając więc jedynie ślad kłów na skórze, odsunąłem się. Posoka od razu wypłynęła, spływając na moje dzieło zaczynające się od obojczyków. Śmietana mieszała się z krwią, a Kanato obserwował to z rosnącym głodem, co z łatwością wyczytałem z jego twarzy. Uśmiechnąłem się, jednocześnie pochylając nad jego pępkiem i ze złośliwością zacząłem zlizywać to wszystko. Jego oczy błyszczały z żądzy, jednak nawet nie drgnął. Dopiero po chwili, kiedy przesuwałem językiem wzdłuż jego mostka, odchylił delikatnie głowę do tyłu, wzdychając z przyjemności. Wplótł dłoń w moje włosy, sprawiając, że zadrżałem. Kręcąc niewielkie kółka wokół jego sutków, czułem, jak jego druga ręka ześlizguje się na moją koszulę. Wolno rozpinał moje guziczki, a ja zajmowałem się z lubością jego szyją, zlizując ostatnie ślady słodkości, jakie wampir miał na sobie. Kiedy zsunął a moich ramion koszulę wraz z marynarką, wstałem z  klęczek, zawisając nad nim. Odchylił głowę do tyłu i otworzył delikatnie usta, z których wystawały kły. Pogłaskałem go po policzku, odkładając mu włosy za ucho. Wampir przymknął oczy, wzdychając cicho. Jego reakcje już zaczęły zachodzić szybciej. Niesamowita wrażliwość* mojego brata, nie tylko nerwowa jak i emocjonalna właśnie się aktywowała. "Teraz dopiero zacznie robić się interesująco", przebiegło mi przez myśl. Czas zacząć właściwą zabawę.
Popchnąłem go na poduszki, zawisając nad nim jak kat. Jedną rękę zacisnąłem się wokół jego nadgarstków, przywołując na moje usta sadystyczny uśmieszek, który Kanato z chęcią odwzajemnił. Już chciałem związać mu nadgarstki, kiedy moja uwaga została skutecznie odwrócona. Gorący pocałunek brata skutecznie to zrobił.
Z mojego gardła wydostało się ciche warknięcie, kiedy zachłannie wpychał język do moich ust. Puściłem jego ręce, łapiąc go w pasie i przyciągając bliżej do siebie. Westchnąłem głośno, czując go tak blisko siebie. Przesunąłem się, by mieć nad nim większą dominację, jednak zrobiłem to za późno. Kanato błyskawicznym ruchem nas obrócił i zawisł nade mną, a jego oczy już przysłoniła mgiełka przyjemności. Uśmiechnąłem się, przyciągając go do siebie. Wpiłem się w jego ustach, błądząc dłońmi po jego plecach. Jego skóra drżała pod moimi palcami, wywołując we mnie coraz silniejsze pożądanie. Chciałem go z każdą sekundą coraz mocniej. Coraz więcej niezdrowej miłości i coraz więcej tych dziwnych, nienaturalnych i słabych uczuć. Ah....gdzie podziała się cała moja siła? Jednak teraz miałem to w głębokim powiązaniu. Marzyłem jedynie o jego bliskości
Wplótł mi palce we włosy, kiedy ja rozpinałem mu spodnie. Jego oddech zawisł między nami jak niema prośba, którą znałem na pamięć. Każdy coraz szybszy oddech był kolejnym błaganiem o więcej. Zsunąłem jego spodnie, kiedy jego usta zaczęły się przemieszczać w góre i w dół mojej szyi, muskając żyły kłami. Resztki jego ubrań skończyły na podłodze, a ja z podziwem oglądałem jego blade ciało, naznaczone siniakami po moich dłoniach i otarciami po sznurach. Muskałem palcami ostatnie blizny, które zostały z naszej wspólnej nocy. Pocałowałem delikatnie jedną z nich, mieszczącą się na jego obojczyku. Z jego ust wydostało się tęskne westchnienie. Zaśmiałem się cicho. Mój kochany braciszek masochista. Nauczyłem go jak odczuwać przyjemność z bólu, nauczyłem go wszystkiego, co potrafiłem. A teraz było nam ze sobą tak...niesamowicie.

- Ayato....przestań udawać, że jesteś grzeczny.... - jęknął mi do ucha, ocierając się o mnie.
Oczywiście, jak zawsze nie potrafiłem mu odmówić.

Odwróciłem go na plecy jednym szybkim ruchem, wybijając mu powietrze z płuc. Pocałowałem go zachłannie, przygryzając jego dolną wargę. Krew momentalnie popłynęła, wylewając się do naszych ust. Kanato ponownie jęknął. Zacisnął palce na moich ramionach, wbijając głęboko paznokcie. Przeszedłem na jego szyję, zostawiając za sobą kilka malinek. Moje dłonie błądziły po jego udach, zostawiając czerwone pręgi. Z każdym mocniejszym zaciśnięciem palców mój braciszek coraz szybciej oddycha, domagając się więcej i więcej. Jego tętno przyspieszało coraz szybciej pod moimi palcami, kusza i wywołując gwałtowne reakcje. Dodatkowo, emocje, które przepływały w powietrzu pobudzały Kanato. Zachowywał się, jakby z sekundy na sekundę był coraz bardziej odurzony. A to z kolejki nakręcało mnie. Idealne połączenie naszych reakcji.
Moje palce przebiegły po jego biodrach wśród cichych wzdychań. Ponownie zacząłem całować jego pierś, wśród całej kakofonii dźwięków. Wampir pode mną wyginął się coraz bardziej - te drobne gesty przestały mu wystarczać. Wiedziałem już, że za parę chwil i mnie zacznie brać podniecenie. Nasze reakcje były od siebie uzależnione. Idealnie się dopełnialiśmy. Dlatego też skończyłem się drażnić i przesunąłem się na skraj łóżka, znowu kończąc na kolanach na podłodze. Złożyłem delikatny pocałunek na jego udzie, przesuwając dłońmi po ich zewnętrznych stronach. Z lekkim uśmiechem całowałem delikatną wewnętrzną stronę, wsłuchując się w pojękiwania brata. Za każdym razem, kiedy jego głos podnosił się o kilka oktaw, moje usta znajdowały się coraz wyżej. Jego głos stawał się coraz bardziej drżący, a podniecenie coraz bardziej widoczne. Dobrze wiedziałem, jaki był jego stan - przez samo słuchanie go czułem podobnie.
Kanato podniósł się i spojrzał na mnie w tym samym momencie, w którym ja brałem jego męskość do ust. Głośno jęknął, wbijając palce w moje ramiona na tyle głęboko, że przebił skórę. Kolejna dziesiątka pół księżyców trafiła do kolekcji. Pamiątki każdej udanej nocy, które jak w kalejdoskopie prze mieszkały się po moich plecach, od bioder do karku. Byłem z nich w jakiś sposób dumny. Dawały mi uczucie niesamowitej satysfakcji. Wywoływało to we mnie uczucie rosnącej przyjemności, której i tak było już za dużo. A kiedy jeszcze wampir uniósł zakrwawione palce do ust i tak perwersyjnie zaczął zlizywać krew....ah, myślałem, że Kanato nie może być bardziej podniecający, a tym czasem tym ruchem wszystko zmienił.
Kopiując jego ruchy, przesunąłem językiem po jego członku. Ten tylko przymknął oczy, wydając przeciągały jęk. Kiedy wreszcie zrozumiał, że powtarza jego ruchy, na jego ustach pojawił się perwersyjny uśmiech, który podniósł mi ciśnienie. Przybliżył swoją twarz do mojej, zostawiając odrobinę krwi z palców na moim policzku. Dobrze wiedziałem, co miało to na celu, ale mimo wszystko ledwo powstrzymałem wysunięcie się kłów. Zamiast tego zacisnąłem mocno usta, jednocześnie się zasysając. Jego plecy wyginęły się w łuk w kakofonii głośnego krzyku. Przyglądając się krasie jego ciała, leniwie poruszając głową. Zaciskał palce coraz mocniej na pościeli, w miarę przyspieszania moich ruchów. Jednak nie mogłem pozwolić, by tylko jeden bodziec zadecydował o końcu. To by było dla nas zbyt słabe i po prostu zbyt proste. Dlatego też wyciągnąłem rękę w jego stronę, a on, łapiąc ją w drżące dłonie, po chwili mocno wgryzł się w mój nadgarstek. Moje własne kły wysunęły się, przecinając skórę. Nie trzeba było więcej, by Kanato skończył w moich ustach. Odsunąłem głowę, głośno przełykając zawartość. Podniosłem się z klęczek, gwałtownie zabierając mu rękę. Złapałem go za ramię, mimo, że miałem rozharatany nadgarstek i pchnąłem na powrót na poduszki. Samemu rozpiąłem spodnie i je z siebie zdjąłem pod przymrużonym spojrzeniem. Posłałem mu mój standardowy uśmieszek i jednym mocnym ruchem w niego wszedłem, zatykając mu usta pocałunkiem.Mimo wszystko jednak usłyszałem ten rozkoszny jęk z głębi jego gardła. Pchnąłem, wchodząc głębiej i czując, jak Kanato zagryza moją wargę. Odsunąłem, niezbyt zadowolony, jednak wampir zaraz podniósł się za mną, wdrapując na moje kolana. Choć skomlał z bólu, poruszał lekko biodrami. Przyciągnąłem go bliżej siebie, odchylają jednocześnie głowę. Wampir od razu przyszła się do mojej szyi, wbijając kły w starą bliznę. Ból od razu rozszedł się po moim układzie nerwowym, wprawiając mnie w drżenie przyjemności. Objąłem go mocniej w pasie, wykonując kolejne, leniwe pchnięcie. Kanato lekko się zakrztusił, ale nie odsunął się. Jedyną oznaką jego rosnącej przyjemności były palce bijane w moje barki.
Kiedy w końcu się odsunął, zostawiając na mojej szyi wciąż krwawiącą ranę, przyległ ciasno do mojego ciała, kręcąc biodrami i domagając się więcej. Z szerokim uśmiechem wszedłem w niego głębiej, posapując coraz głośniej. W końcu, chciałem tego równie mocno co on sam, dlatego z przyjemnością spełniłem jego prośbę. Narzuciłem dość szybkie tempo, całując wampira zachłannie. Im szybciej się poruszałem, tym bliżej siebie byliśmy. Poruszaliśmy się w jednym rytmie, a nasze serca pracowały na tych samych obrotach, pompując naszą zmieszaną krew. Byliśmy idealną jednością. Nie było niczego,co by nas różniło w tej chwili - podejrzewałem, że nawet nasze myśli biegł tym samym torem. Nasze emocje splatały się ze sobą, a oddechy przemykały się z ust do ust. Byliśmy kochankami, rodzeństwem. Byliśmy dla siebie wszystkim.
Doszliśmy w tym samym momencie, a z naszych ust wymknął się identyczny jęk ulgi. Spojrzałem na Kanato, który zwinął się na moich kolanach i już powoli zasypiał ze zmęczenia. Pocałowałem go delikatnie w czoło, dobrze wiedząc, że i tak wytrzymał zaskakująco długo. Ostrożnie położyłem go na poduszkach i przykryłem nas kołdrą. Wampir automatycznie się we mnie wtulił, szukając ciepła i bezpieczeństwa. Głaskałem go delikatnie po głowie, dopóki jego oddech się nie uspokoił. Moje myśli zaczęły krążyć wokół wspomnień. Znowu poczułem się, jakbym zaraz miał dostać karę. Objąłem mocniej brata, niemal samemu chowając się w jego chudych ramionach. 

- To ty jesteś moją siłą... - szepnąłem, zamykając oczy. - To ja jestem twoją zabawką.




__________________________________________________________
Opowiadanie urodzinowe dla mojego ukesia ^^
* Kanato ma zdolność odczuwania i manipulacji emocjami (opisane w mandze)

5 komentarzy:

  1. Boziu, to jest cudne! Chcem wiencej opowiadań z nimi. (*´∇`*)

    OdpowiedzUsuń
  2. One-shot jest super, jednakże osobiście nie lubię tej animy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Widzę, ze trafiłam w odpowiednie miejsce. Jestem ogromną fanką yaoi i Diabolik Lovers. Super one-shot. Nie spodziewałam się po takim paringu. ^^

    Jako Anonimowy, ale podpiszę się jako Vampirex, chciałabym zamówić one- shota z Laito i Subaru, jeśli nie byłby to dla Ciebie problem :)
    Vampirex

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj,
    zapraszam Cię do katalogu blogów o tematyce DL :)
    https://katalogblogowdalovers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2