28 lut 2016

~ Na drodze szaleństwa


And some kind of madness,
Has started to evolve, mmm.
And I, I tried so hard to let you go.
But some kind of madness
Is swallowing me whole, yeah.*

- Ah, zwolnij...! Nie wytrzymam juź więcej...ah~! Błagam...

   Otwieram oczy. Przez chwilę patrzę po prostu w biel sufitu, która przebija się przez ciemność pomieszczenia, wciąż rozkoszując się snem, jaki do mnie przyszedł. Jeszcze przez chwilę, niemal wypalony pod powiekami, będę miał jego obraz...delikatny uśmiech wstępuje na moją twarz, skradając się niemal jak złodziej w drodze do skarbca. Cichy głos wokalisty, który pobrzmiewa w słuchawkach wydaje się idealnie wyczuć to, co teraz rodziło się w moim wnętrzu. To błogie westchnienie uciekające z płuc przez wieki inspirowało kochanków do działania. Teraz było podobnie. To samo, odwieczne pragnienie atakowało moją dusze, domagając się pokarmu. Domagając się delikatnego ciała pod palcami, niewinnych i mniej niewinnych muśnięć, pocałunków...
   Kolejne wspomnienie przyszło niespodziewanie. Jasna skóra, pełna czerwonych kwiatów otulających zakończenia nerwowe. Błyszczące ścieżki, niczym srebrny brokat na powiekach dostojnej damy, udający pył gwiezdny. Pozycje, przynosząca fantazje seksualne i podniecenie, zaciśnięte na pościeli palce i nawołujący w ciszy głos, powtarzający moje imię...drżenie przechodzi przez moje ciało, gdy podnoszę się z wanny. Mokre ubranie idealnie przylega do mojego ciała, woda kapie po podłodze. Nie przejmując się niczym, wychodzę z łazienki, zostawiając za sobą wilgotny ślad z kropel wody. Wchodzę do swojego pokoju i podchodzę do szafy. Starannie wybieram ubrania, pamiętając, że lubi, kiedy się stroję. Wyjmuję idealnie białą koszulę, która delikatnie otuliła moją pierś czułym aksamitem, czarne spodnie idealnie przylegają. Poprawiam koronkowe mankiety, uśmiechając się. Kolejne wspomnienia odwiedziły moją pamięć.

I have finally seen the light.
And I have finally realized.
What you mean.
Oh oh oh

And now, I need to know is this real love.
Or is it just madness
Keeping us afloat.*

- Jeżeli nie przestaniesz... - sapnął, patrząc na mnie z tym seksapilem, tym pragnieniem. - ...stracę rozum. Kompletnie oszaleję...przy tobie nawet nie mogę skupić się na tym, co mówię...

   Zerkam po raz ostatni na siebie w lustrze, upewniając się, że spodoba mu się mój wygląd, zanim ubrania skończą na podłodze. Po cichu wychodzę z pokoju. Wolno przemierzam korytarze, które pamiętały nie jedną schadzkę, pamiętały nie jeden jęk, nie jedno zbliżenie. Niektóre rzeczy nosiły nasz sekret podobnie jak nasze ciała i serca. W labiryncie ścian, sufitów i podłóg mijam jego pokój. Cicho stukam do drzwi i po prostu idę dalej, jak zawsze. Zostawiam tylko sygnał, pewnego rodzaju podpowiedź, zaproszenie. To, czy z niego skorzysta, jest jedynie jego decyzją.

So I love when you call unexpected
Cause I hate when the moment's expected
So I'm a care for you, you, you
I'm a care for you, you, you, you, yeah

Cause  you're perfect
You're always worth it
And you deserve it
The way you work it
Cause you earned it
You earned it***

   W najmniej używanym skrzydle, w pokojach pełnych ukrytych przejść, kurzu, pajęczyn i wspomnień, docieram do sekretnej sypialni, do naszego azylu. Siadam na swoim miejscu, w głębokim fotelu z epoki wiktoriańskiej, przyglądając się wystrojowi. To miejsce jest przepełnione erotyzmem i wspomnieniami - ściany i meble pamiętały nacisk naszych ciał, pamiętały jęki i błagania o więcej. Ponownie w mojej głowie urodziła się retrospekcja. Mijane spojrzeniem przedmioty przypominały mi o tym, w jaki sposób ich dotykał i co było dalej - sposób porzucenia na półce...niby znudzony zabawą paniczyk, odkładający figurę na właściwe miejsce...lub sposób zrzucenia na podłogę, by chwilę później skończyć wśród satyny pościeli czy na zabytkowym blacie. Wspominając, śledzę żłobienia w zdobionych oparciach. Przypomnam sobie noce podobne do tych, pełne ciężkiego grzechu lubieżnych ciał, zamkniętych w oddalonym od innego istnienia wszechświecie. Moja głowa ponownie się nim wypełniła, jakbym nie potrafił tego kontrolować. A może nie potrafie? Może gubiłem się we własnej jaźni? Z tych myśli wyrywa mnie odgłos oddalonych kroków. Podnoszę się ze swojego miejsca, by pozapalać liczne świece, zatopione w kandelabrach czy też w drewnie mebli. Końcówka cienkiego niczym igła drzewca rozpaliła się rubinową czerwienią i pomarańczową łuną ognia. Mijam pozłacane łuki oblepione resztkami wosku i zapalam czarne knoty świec. Pokój wolno wyzbywa się mroku, zastępując go tajemnicami i obietnicami. Światło odbijające się od ścian i luster delikatnie otulało sekrety i wspomnienia, dając psychiczne ciepło, odrobinę nienamacalnego komfortu. Kiedy już wszystko było gotowe, drzwi delikatnie się uchylają pod motylim naporem. Uśmiecham się do niego niczym gospodarz najznakomitszego balu. Niemal tanecznym krokiem, zbyt wolnym, by nazwać go normalnym i zbyt rytmicznym, by nie zwrócić uwagi, podchodzę bliżej, pławiąc się w jego spojrzeniu, nagrodzony głębokim pragnieniem, które wołało mnie spod czerwieni tęczówek. 
   Cisza między nami dłużyła się i ewoluowała, by zaskakiwać formą i zdradzać nasze wnętrza. Cisza stała się burzą, szalały w niej jasne gromy, które mogłyby zabić tego co się odezwie. Milczeliśmy, stojąc naprzeciw siebie, wypróbowując nawzajem posiadaną przez nas silną wolę. Nie ważne jednak, ile by to trwało, i tak zawsze ulegał. Był to niepotrzebny element gry wstępnej, początek naszego tańca, który zawsze wprawiał mnie w delikatny, zadowolony uśmiech. Kiedy kładł ręce na mojej piersi, wiedziałem, że pierwsza tura zakończona. Teraz przyszedł czas na prawdziwy pokaz. Ah, ten żar palił nas obu...

You may be a sinner
But your innocence is mine 
Please me
Show me how it's done
Tease me
You are the one 

I want to reconcile the violence in your heart
I want to recognise your beauty's not just a mask
I want to exorcise the demons from your past
I want to satisfy the undisclosed desires in your heart**

   Przyciaga mnie w niewinnym pocałunku, jego ciepłe dłonie, trzymające moje serce wydawały się takie zaborcze. Uśmiecham się, zmuszając go do oparcia pleców o drzwi, ograniczam mu swoją osobą cały świat. Nie pozwalam mu drgnąć, trzymając go mocno w ramionach, delektując się miękkością jego warg...przez chwilę nie mogę myśleć o niczym innym, poza jego smakiem - mieszanką mocnego wina, wiśni i czegoś zakazanego. Myślę o tym, że chcę zatopić się w aromacie cynamonu, jaki roztacza wokół siebie, gdy jego ręce, kompletnie niewinnie, wsuwają do pod moją koszulę. Opuszkami palców śledzi żebra pod moją skórą, podobnie jak moje usta, śledzą linię jego żuchwy i niebieskie wstążki żył, widocznych na bladej szyi. Ciśnienie wzrasta, jego ramiona przyciągają mnie bliżej, mocno go obejmuje...jednak w tej chwili tracę kontakt z jego ciałem. Jednym pchnięciem odsuwa mnie od siebie, by sprowadzić moją osobę na łóżko. Opieram się na łokciach, patrząc, jak zawisa nade mną, powoli zdejmując swoje ubrania. Przez chwilę pozwalam mu pławić się w tej dominacji, stałem się bierny, dostosowując się do jego egoistycznej potrzeby bycia tą ważniejszą częścią. Choć dla mnie i tak jego ciało było świątynią, czymś, czego godnym być nie powinienem.
   Jego sprawne palce świetnie sobie radzą z guzikami mojej koszuli. Patrzy mi przy tym cały czas w oczy, jakby potrzebował się upewnić, że jego postępowanie jest słuszne. Odwzajemniam to spojrzenie, czując, jak głęboko na dnie mojej duszy rodzi się paląca potrzeba zanurkowania w jego oczach. Może byłem od niego uzależniony...kiedy byliśmy razem, cały mój świat zamykał się w jego osobie. Nie potrzebowałem niczego po za nim, po za świadomością, że należy do mnie i w każdej chwili mogę go posiąść, pocałować...po prostu dotknąć i pieścić tą doskonałą skórę. 
   Czując jego dłonie na nagiej piersi, wzdycham cicho. Łapię go za nadgarstek i przyciągam jego rękę do ust, by złożyć delikatne pocałunki na opuszkach jego palców. Rozproszenie widoczne na jego twarzy jest naprawdę urocze, nie mogę się powstrzymać przed wykorzystaniem tego faktu. Jednym ruchem obracam nas, teraz to ja zawisam nad nim, wciąż delikatnie trzymając jego dłoń. Między nami przeskakują iskry, gdy, niemal z namaszczeniem, przenoszę jego ręce za głowę. Splatamy palce, gdy ponownie wpijam się w jego wargi, łaknąc smaku jego ust. Kiedy się od siebie odsuwamy, pragnienie wisi nad nami jak miecz Damoklesa, grożąc śmiertelnym ciosem. Ale...czy nie obaj tego chcemy? Gdy patrzę mu w oczy wiem, że podobnie jak ja nie może istnieć bez tej bliskości, więc...sam przecinam linę, chroniącą od śmierci.
   Moje palce suną przez chwilę po jego twarzy, bym mógł po kilku sekundach śledzić ślady ustami. Delikatnie całuje jego skórę, delektując się tym uczuciem. Oddaję się w temu w całości, czuję się pochłonięty. Pod naporem mojego języka jego skóra staje się niezwykle wrażliwa, ubieram zakończenia nerwowe w jasnoczerwone malinki, smakując jego duszę. To, co dzielimy, wydaje się takie głębokie, choć to najbardziej prymitywny instynkt, jaki znajdujemy w swoich ciałach. Ta paląca potrzeba bliskości, która łączy nasze ciała niemal nierozerwalnym łańcuchem.

On that lonely night
We said it wouldn't be love
But we felt the rush
It made us believe it was only us
Convinced we were broken inside, inside***

- Błagam, dotknij mnie...

   Szept roztapiał mi uszy swoim ciepłem. Nie mogłem zrozumieć, w jaki sposób jego głos wyczyniał ze mną takie rzeczy, ale czułem się na to podatny niczym narkoman. Moja niezależność zawsze była brukana przez niego, ale chciałem tego tak bardzo, że dobre imię w tej chwili nie znaczyło dla mnie nic. Jedyną wartością stawały się jego palce wplecione w moje włosy i moje dłonie, zjeżdżające w dół po umięśnionym brzuchu.
   Moje usta ponownie złączyły się z jego wargami. Dyktowani niewidzialnym pragnieniem, zawsze do siebie legliśmy, zawsze w tym samym momencie pragnąc tego samego. Wsłuchując się w jego ciche pomrukiwania, wolną ręką zacząłem pieścić te delikatne fragmenty jego ciała - moje palce przesuwały się po cienkiej skórze wokół sutków, jednocześnie zbliżając się do jego krocza. Słodkie jęki wypełniły pomieszczenie, elektryzując powietrze. Bawiłem się nim, tak jak lubił, nagradzany cudownymi dźwiękami, doceniany, chwalony...rozpinając jego spodnie, nie mogłem nie spojrzeć w jego twarz, na której widniał zawstydzony rumieniec. Podniecenie było tak mocno zakorzenione w wyrazie jego twarzy...czułem się oszołomiony ta dawką egzotyzmu. Pragnąłem go posiąść, sprawić, by jego twarz ukazała mi tą rozkosz. Zrzucając z niego ostatnie ubrania, przejąłem bezpowrotnie dominację. I wiedziałem, że kochał ten moment, w którym, już na całą długą noc, zdobywałem władzę.

You know our love would be tragic
So you don't pay it, don't pay it no mind
We live with no lies
Hey, hey
You're my favorite kind of night***

   Przez chwilę tylko podziwiam to nieskalane ciało. Dotykam delikatnie zakończeń nerwowych, przesuwam palcami po krzywiznach jego ciała, odnajdując w nich dzieło geniusza. Wystarczy jednak tylko jedno spojrzenie, bym zrozumiał, jak bardzo nie może wytrzymać. Z szarmanckim uśmiechem pochylam się nad jego ciałem, zatapiam usta w wrażliwej skórze pełnej drobnych, okrągłych blizn, podobnie jak jego palce w moich włosach. Rozumiemy się bez słów, odgadujemy swoje pragnienia perfekcyjnie. Przyciąga mnie do siebie bliżej, wciąż coraz bliżej. Nękany niewypowiedzianymi prośbami, posłusznie za nimi postępuję, wgryzając się w tą delikatną skórę. Jego ciało się wygina, nabiera kształtu łuku, by opaść w kakofonii jeku z powrotem na pościel. Krew wypełnia moje usta, nie mogę się powstrzymać przed cichym jękiem. Wbijam kły głębiej, nie mogę się powstrzymać, w końcu tak mi dobrze. Nie potrafię się odsunąć, nie pomaga mi także jego głos, który wciąż i wciąż powtarza, jak mu dobrze...
   Odrywam się po krótkiej chwili, co jest prawdziwym cudem. Moje usta wypełnia jego krew, ten smak jeszcze na długo pozostanie na moich wargach. Wpijam się w jego usta, wsuwam język do jego buzi, jednocześnie biorąc w palce jego męskość. Jego jęk niknie w naszym pocałunku, kiedy delikatnie pieszczę czubek, delektując się jego wrażliwością. Na krótką chwilę całkowicie tracę kontak z własną jaźnią, przypominając sobie setki innych sytuacji. Kiedy jednak kłami rozcina moją wargę, od razu wracam do tu i teraz. Patrzę w jego twarz, skupiam się na tym niegrzecznym uśmieszku, który szybko zostaje zastąpiony podnieceniem, gdy w ramach kary zaciskam palce mocniej na jego członku. Patrzę mu w twarz, zaciskając palce, przyglądając się jego ekspresji, podniecając się samemu...mam wrażenie, jakbym mógł patrzeć na to całe życie.
   Zagryza wargę, kiedy przyspieszam. Jego ciało wierci się pode mną, dopraszając się o więcej. Z uśmiechem na ustach na nowo zacząłem bawić się jego piersią, moje usta ponownie zamykały się na jego sutkach w rytmie ruchów ręką i jego jęków. Zerkam na niego, czując rosnące podniecenie, potrzebę zanurzenia się w nim i jego potrzebę dojścia. Jego męskość drży między moimi palcami, podobnie jak jego głos, jak urywane krzyki rozkoszy. Nagradza mnie swoją osobą, nawet nieświadomie...ponownie przyspieszam, nie mogę przestać. Chcę poczuć to ciepło, które zaleje moją dłoń, serce, duszę...dążę do tego pragnienia, wykorzystując wszystkie wrażliwe miejsca na jego skórze. Jego nagie ciało jest takie fascynujące, pozostawia mi tak dużo do popisu. Jego głos wspina się na kolejne szczeble, powtarzając moje imię coraz piskliwiej, im bliżej skraju jest. Unoszę się, przyglądając się dziełu, jakie zostawiłem...wtedy on łapię moją twarz w dłonie i, patrząc na mnie niemal ze łzami w oczach, szepcze:

- Proszę...pozwól mi już dojść... wejdź we mnie...ah, tak bardzo chcę Cię poczuć, Shū...

   Nie potrafiłem się sprzeciwić tym prośbom - jednym ruchem sprawiał, że dochodzi, wypełniając sypialnię jego krzykiem, który jeszcze długo pobrzmiewa w moich uszach. Wzdychając drżąco, wtula się w moją pierś, jednocześnie składając drobne pocałunki na skórze obojczyków. Unoszę go i sadzam na swoich kolanach, patrzę mu w oczy, odgarniając włosy za ucho. Wolną rękę zsuwam po jego plecach, by po kilku minutach wsunąć palec w jego wnętrze. Delikatnie krzywi się, odrobina bólu pojawia się na jego twarzy, więc próbuję odwrócić jego uwagę pocałunkami. Delikatnie rozciągam jego wnętrze, dokładając kolejne palce. Po krótkiej chwili wyraz jego twarzy się zmienia, skomlenie zamienia się w nieśmiałe jęki, które wywołują na mojej twarzy uśmiech. Jego wnętrze ustępuje pod moim naporem, chociaż nadal jest tak perwersyjnie ciasne...nie potrafię zbyt długo czekać, nie potrafię być cierpliwy, gdy jesteśmy tak blisko finału. W jednej chwili moje ręce chwytają go pod kolanami, odpowiednio ustawiając jego biodra. Na jego twarzy przez kilka sekund widnieje pytanie, uśmiecham się. Nie mogę się powstrzymać, zbliżam usta do jego ucha.

- Rozluźnij się, Subaru... - wyszeptałem, liżąc płatek jego ucha.

   Wbijam się w niego, nie czekając na reakcję. Krzyk roznosi się w pokoju, rozcinając noc i moją samokontrolę. Nie czekam, aż przywyknie, nadaję leniwe tempo, sapiąc cicho. Jego palce wbijają mi się w ramiona, co tylko mnie nakręca. Jego ciasne wnętrze otula mnie, to gorąco sprawia, że pragnę się nim stopić, pozostać z nim tak blisko już na zawsze. Zanurzając się w jego ciele, w jego duszę, mogłem istnieć na zupełnie innych warunkach. Mogłem zasmakować  raju. Dlatego zamykam go w ramionach, zapadam wraz z nim w odmęt szaleństwa. Potrzeba bycia blisko niego była oszałamiająca, sprawiała, że myśli zawsze kroczyły w jego stronę. Gdy byliśmy blisko siebie, drzwi do świata zewnętrznego były zamykane na klucz. Po co nam był świat, skoro mieliśmy siebie? Wsłuchując się w rozkoszne jęki, słuchając wszystkich wyznań, nie mogłem nie stracić jasności umysłu. Z każdym kolejnym pchnięciem jestem coraz bliżej nieba. Jego ciało jest moją bramą do zbawienia, moją świątynią. Kiedy przyciąga mnie bliżej do siebie, kiedy zaciska palce na moich ramionach, domagając się więcej, czuję się wybrany, namaszczony...tak bardzo kochany. Zamykam ramiona w koło niego, przyspieszając, wchodząc coraz gwałtowniej, mocniej...nasze głosy splatają się w tej grzesznej nocy, kierując nad do spełnienia.
   Jest mi za mało, odwracam nas, pchając go na plecy. Moje palce zaciskają się na jego biodrach, kiedy nadaję mu moje gwałtowne tempo. Patrzymy sobie w oczy, zdradzają wszystkie swoje emocje. Między nami nie ma tajemnic. Jest tylko to czyste uczucie i czyste pragnienie. Ta szalona, niepowstrzymana miłość, niczym niezmącona. Kochać i pragnąć, dawać i brać. Motto naszego istnienia. Jestem coraz bliżej skraju, jego ciało pode mną ciągnie mnie jeszcze bardziej w dół. Przepaść jest spiralą naszego podniecenia - im bardziej się oddajemy sobie nawzajem, tym głębiej spadamy.  Ale czy nie tego chcemy, czy to właśnie nie są nasze prośby? Kiedy łączymy się w pocałunku, jestem pewny, że to, co nas łączy nigdy nie przestanie istnieć. Czuję, że mam rację, gdy patrzę mu w oczy, gdy tak zachłannie do mnie lgnie, błagając o jeszcze, zaciskając się na mnie...jeśli jeszcze nie oszaleliśmy, był to tylko cud.
   Kończę to wszystko jednym silnym pchnięciem. Dochodzimy w tym samym momencie, nasze imiona zawisają w postaci jęków między nami. Opadam na niego, jego ramiona delikatnie zamykają się wokół mnie. Zanim się odsunę, jeszcze przez chwilę rozkoszuję się tym ciepłem. Dopiero po chwili wycofuję się, by położyć się obok niego. Momentalnie do mnie przylega, kładąc głowę na mojej piersi i wysłuchując uspokajającego się serca. Oddychając powoli, dla ukojenia bawię się jego włosami, przyglądając się, jak zasypia. Z uśmiechem zamykam oczy, pragnąć dołączyć do niego na drugim brzegu****

Come to me,

Just in a dream,

Come on and rescue me,

Yes I know, I can't be wrong,

And baby, you're too headstrong,

Our love is...madness*

______________________________________
Opowiadanie z dedykiem dla Yuki Yuki :)
* Muse - Madness
** Muse - Undisclosed Desires
*** The Weeknd - Earned It
**** w Japonii, zamiast "objęć Morfeusza" występuje "wizyta na drugim brzegu"

1 komentarz:

  1. *A* Dziękuję. <3
    Rozpływałam się, jak to czytałam... Ah. *q* Uwielbiam twoje One Shoty... Ale tym skradłaś mi serce. Piszesz genialnie i tak rozlegle. Po prostu cudnie. <3
    Życzę jak najwięcej weny i pomysłów. ^^
    PS: Jeszcze kiedyś zobaczysz moją prośbę~. :P

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2