7 mar 2016

~ Press Your Number


    Słońce było już wysoko na horyzoncie, podnosząc temperaturę do granic możliwości. Po raz kolejny dało się usłyszeć ”przerwa!" gdy tancerze mieli już dość. Opadłem na podłogę, ciężko dysząc. Ciężkie powietrze wcale nie ułatwiało - nie dość, że było wilgotne, to jeszcze pełne kurzu i piachu. "Że też musiała się zepsuć klimatyzacja...", pomyślałem, sięgając po wodę. Byłem wykończony dzisiejszym kręceniem, ubrania kleiły się do mojego ciała, a jakby tego było mało...nie słyszałem jego głosu od tak wielu dni. Spojrzałem na telefon, który leżał obok moich rzeczy. Czarny ekran. Ani jednej wiadomości. Byliśmy tak zapracowani...ale nawet to nigdy nas nie powstrzymywało. Teraz stanęła między nami jeszcze jedna bariera - strefa czasowa. Siedemnaście godzin różnicy między Los Angeles, a Seulem. Kiedy ja wstawałem, on już słodko spał, kiedy on był na nogach u mnie panowała noc. Nie mogliśmy się zgrać i to sprawiało, że czułem się tak cholernie samotny...brakowało mi jego dotyku, głosu...brakowało mi całej jego osoby tak bardzo, że niemal sprawiało mi to ból. Uderzyłem potylicą o ścianę, ściskając w dłoniach telefon. Zacząłem w myśli liczyć godziny. Teraz miałem 10:27...więc u niego była prawie czwarta rano. Przyłożyłem telefon do czoła. Kiedy u niego będzie pora lunchu, ja będę na treningu...kiedy będę miał wieczorem trochę czasu, on będzie nagrywał...i tak przez cały czas. Jakby los specjalnie nas rozdzielał. Zakląłem pod nosem, targając włosy. Miałem już dość tego całego "Press It". Byłem zmęczony zaduchem miasta, niekończącymi się poprawkami teledysków, zmianami plenerów...po całym dniu pracy w niekończących się problemach jedyne, o czym marzyłem, to orzeźwiająca kąpiel i sen w jego ramionach. Zagryzłem wargę, czując ból i krew w ustach. Najchętniej rzuciłbym to wszystko w cholerę, nie czując nawet większego żalu i wsiadłbym do najszybszego samolotu do Seulu.
   Jeszcze przez chwilę siedziałem tak na podłodze, niemal topiąc się w moim smutku. Dopiero kiedy ktoś zaczął mi machać ręką przed twarzą,  wróciłem do tego dusznego miejsca myślami. Ścisnąłem po raz ostatni telefon w ręce i niechętnie się podniosłem, otrzepując spodnie. Posłusznie usiadłem na stoliczku, pozwalając działać wizażystom i starając się nie grymasić na kolejną warstwę podkładu. Cienie pod moimi oczami z dnia na dzień wydawały się przybierać coraz ciemniejszy odcień sinego, a jakby tego było mało, soczewki podrażniały moje oczy na tyle, by nawet kiepskie oświetlenie je raniło. Miałem coraz bardziej dość tego albumu, ale wiedziałem, co to powoduje - byłem zirytowany, samotny, stęskniony...i niewyżyty, nie ma co ukrywać.
   Idąc w stronę parkietu, narzuciłem na ramiona kurtkę i poprawiłem szelki. Odłożyłem butelkę na stole i po raz ostatni sprawdziłem telefon. Postacie na zdjęciu wesoło się do mnie uśmiechały, przypominając tamto pożegnanie na lotnisku. Pogłaskałem ekran, czując kłucie w piersi. To takie niesprawiedliwe...dlaczego my musieliśmy się zapracowywać 10 tysięcy kilometrów od siebie,  podczas kiedy inni mogli budzić się i na dzień dobry widzieć twarz ukochanego? W tej chwili tak bardzo zazdrościłem Kibumowi...
   Zająłem miejsce między artystami, starając się ignorować zmęczenie. Pomyśleć, że zaczęliśmy dopiero przed dwoma godzinami...przyjąłem pozycje, słysząc pierwsze dźwięki piosenki. Zerkając prosto w obiektyw, starałem się było jak najbardziej rozluźniony, jednak...eh, to nie było łatwe, kiedy myślami wciąż byłem przy nim.
   Zaczęło się odliczanie scenarzysty i choreografa. Po raz ostatni poprawiłem ubrania i roztrzepałem włosy, starając się zakończyć to wszystko jak najszybciej. Może w tej sposób uda mi się wrócić wcześniej...przygryzłem wargę, skupiając się na własnym ciele.
3...2...1...

~*~

- I cięcie! - rozbrzmiały oklaski, nagradzające trudną pracę.

   Zadowolony, zdjął gumowe rękawiczki, które wrzucił do kosza na śmieci razem z czapką i maseczką lekarską. Koniec kręcenia na dziś. Otarł twarz wierzchem rękawa, jednocześnie żegnając się z ekipą, która rozchodziła się do swoich aut. Zamienił jeszcze kilka zdań z reżyserem, zgarnął następną część scenariusza oraz swoją torbę i szybko wsiadł do auta. Chciał już tylko wrócić do pokoju hotelowego i w spokoju odpocząć...był już zmęczony całym ciężkim dniem pracy. Wciąż przecierając oczy, jakimś cudem, bez wypadku, dojechał do hotelu, by po kilkunastu minutach otworzyć drzwi należnego mu pokoju. Rzucił wszystkie rzeczy na stolik i od razu skierował się do łazienki. Wziął lodowaty prysznic, zmywając z siebie makijaż, lakier do włosów, kurz i zmęczenie. Odetchnął głęboko, wycierając się i ubierając spodnie od piżamy, marząc jedynie o spokojnym wieczorze. Zerknął w lustro na zmęczoną twarz i po prostu poszedł dalej. W końcu, nic nie poradzi. Sam wybrał sobie taką pracę. Nie zawsze było lekko, ale ostatecznie zawsze praca była nagradzana - w końcu, półki w ich dormie niemal uginały się od najróżniejszych nagród, czy to grupowych, czy indywidualnych. Najlepsze albumy, układy, wokale, promocje...Jednakże, to nie miało takiej ogromnej wartości. Najlepszą nagrodą dla niego była uroczo zaspana twarz ukochanego o poranku, gdy próbował go obudzić na próbę, chociaż sam najchętniej by jeszcze pospał,...lub, gdy po ciężkim dniu ściągał mu okulary z nosa i wysyłał do łóżka, a kiedy już się do niego kładł, ukochany ubierał górę od jego piżamy i zwijał się w jego ramionach niczym małe dziecko. Uśmiechnął się sam do siebie, ubierając okulary i zapalając lampkę przy łóżku. Usiadł na jego skraju, ściskając w ręce scenariusz, który musiał na jutro powtórzyć, pełen myśli uciekających na zachodni brzeg USA. Żałował, że go tu przy nim nie było...wiedział, że nauka byłaby dużo przyjemniejsza, a sama jego obecność poprawiła by mu humor...spojrzał na telefon. Może jedno połączenie nie zaszkodzi? Nie widział go tak długo...nie słyszał nawet jego głosu. "Teraz, w LA była...piąta rano", policzył dosyć szybko, "Może już nie śpi?", pomyślał z nadzieją, wybierając jego numer. Zanim jednak nacisnął "połącz", zawahał się. A jeśli poprzedni dzień był dla ukochanego tak samo męczący jak dla niego? Patrzył w telefon, rozważając. Czy powinien zachować się jak dorosły? Przecież to było oczywiste, że przy nagrywaniu teledysków musiał być zmęczony...próby od rana do nocy na drugim końcu świata, w kompletnie innej strefie czasowej...to wszystko na pewno go rozstrajało. A teraz, budzić go z egoistycznych pobudek...nieco zrezygnowany odłożył telefon z powrotem na szafkę nocną. Nie mógł mu tego zrobić, nie ważne, jak bardzo tego by potrzebował. W końcu, tancerz potrzebował dużo więcej odpoczynku od niego, zdawał sobie z tego sprawę bardzo dobrze. W końcu, po ilu próbach odnosił go do łóżka, gdy zasypiał w samochodzie? Taemin zawsze dawał z siebie wszystko, byle wszystko wyszło zgodnie z oczekiwaniami. teraz, kiedy wszystko zależny tylko od jego ciężkiej pracy, presja musiała być jeszcze większa...a on nie pozwalał sobie na zejście poniżej 100%. Westchnął ciężko, otwierając scenariusz. Nie może być gorszy, prawda? Jednakże, jego uwagę wciąż rozpraszał telefon. Ostatecznie położył się na łóżku, rzucając gdzieś w kąt scenariusz. Położył głowę na poduszce, wpatrując się jednocześnie w wyświetlacz i jego numer. Powinność była jedną stroną, drugą natomiast stanowiły pragnienia. Tak bardzo chciał...tak bardzo. Choćby na chwilkę, na krótką chwilkę...nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha, tylko po to, by zaraz się rozłączyć na dźwięk sygnału połączenia. Nie...nie mógł tego zrobić. Grzecznie poczeka, aż w końcu będą mieli dla siebie czas. Już niedługo skończy się nagrywanie teledysku. Wytrzyma...wytrzyma...wytrzyma...?

~*~

   Nagrywanie teledysku wreszcie się skończyło. Przyjąłem tą informację niemal jak błogosławieństwo, gdy kierowałem się do pokoju, w którym wszyscy mogli obejrzeć sklejoną i gotową do wysyłki wersję. Przyglądałem się z uśmiechem filmikowi, uciekając już myślami do jego reakcji. Spodoba mu się? Zachichotałem cicho, przypominając sobie reakcję na "ACE". Do dnia dzisiejszego moje biodra pamiętały to uczucie...cóż...może wtedy byłem bardziej prowokujący i sobie po prostu zasłużyłem. I chociaż tym razem nie tańczyłem z nagą klatka piersiową, głęboko wierzyłem, że i tak mu się spodoba. W końcu, jeszcze nigdy nie narzekał na coś, co zostało przeze mnie przygotowane. Nawet powstrzymał śmiechy na widok obieranych przeze mnie jabłek. A to już musiał być dowód głębokiej miłości.
   Wszyscy serdecznie podziękowali sobie za pracę, ktoś otworzył szampana, rozlewając go do kieliszków. Z uśmiechem wypiłem zasłużoną lampkę, ciesząc się nie tyle z końca prac, co ze świadomości, że już niedługo wrócę do Seulu. Ah, następne 24 godziny czekania na samolot będą się rozciągać w nieskończoność! Jednak świadomość, że bilet spoczywa w moim portfelu w jakiś sposób uspokajała oszalałe serce.
   Po krótkim i bardzo kameralnym przyjęciu pojechałem prosto do hotelu. Torby już dawno spakowałem, jedynie przespacerowałem się po pokoju, sprawdzając, czy niczego nie zapomniałem. Usiadłem na fotelu, z którego rozciągał się widok na ocean. To uświadomiło mi, że w czasie całego wyjazdu jeszcze ani razu nie byłem nad brzegiem Pacyfiku. Z braku lepszych pomysłów ubrałem kurtkę, poprawiłem włosy przed lustrem i opuściłem hotelowy pokój. Na ulicy znalazłem się w mgnieniu oka i, idąc bocznymi uliczkami, starałem się nie zwracać uwagi. Brakowało mi tylko armii fanek, które otoczyły by mnie jak sępy. Oczywiście, naprawdę lubiłem nasze fanki, jednak czasem nie rozumiały, że gwiazdy także odczuwały potrzebę prywatności.
   Po godzinie wreszcie dotarłem na deptak, który ciągnął się wzdłuż całego wybrzeża, aż do obrzeży miasta. Przeskoczyłem niewielki murek i wylądowałem w piasku, który momentalnie wsypał mi się do butów. Nie mając więc innego wyjścia, podwinąłem nogawki i je zdjąłem, kierując się w stronę brzegu. Naciągnąłem kaptur na głowę, czując nieprzyjemny wiatr, wiejący od strony oceanu, który wzmagał się, im bliżej wody byłem. Stanąłem tak, by żadna z fal mnie nie dosięgnęła i spojrzałem na horyzont. Gdzieś tam, 10 tysięcy kilometrów od miejsca, w którym stałem, znajdował się dom i ukochany. Poczułem łzy w oczach, przetarłem szybko oczy. Nie ma co płakać. Już jutro miałem samolot. Już jutro go zobaczę, dotknę...uśmiechnąłem się w stronę horyzontu, powtarzając co chwile jego imię. Juz jutro. Już jutro. Jutro...!

~*~

   Westchnąłem zmęczony, sztucznie uśmiechając się do obiektywów i kamer. Inaczej wyobrażałem sobie powrót do Korei...już na lotnisku poczułem, że coś jest nie tak, gdy zamiast niego czekał na mnie Jonghyun. Przez cały przelot marzyłem o zaszyciu się w jego sypialni i spędzeniu w jego ramionach kolejnych stu lat. A tymczasem dowiedziałem się, że wraz z całą ekipą filmową pojechali gdzieś na drugi koniec kraju...jakby tego było mało, zamiast dostać zasłużony odpoczynek (a pięć godzin po takim czasie nagrań to żaden odpoczynek), wygnali mnie na jakąś galę, o której najchętniej bym zapomniał. Owszem, byłem szczęśliwy, że mój album bije rekordy popularności - w końcu ciężka praca się opłaciła. Jednak, zamiast słuchać gratulacji i pochwał, wolałbym teraz jechać autostradą do niego...tak więc, ze sztucznym uśmiechem mijałem roześmiane towarzystwo. Kołysząc szampanem w kieliszku, szukałem sposobu, by zaszyć się gdzieś w kącie i po prostu wyłączyć się. Jak zapewne łatwo się domyślić, miałem na to nikłe szanse.
   Kiedy tylko znalazłem sobie odosobnione miejsce między stolikami, dopadli mnie moi przyjaciele. Widziałem już wcześniej, że mnie szukają w tłumie, ale starałem się unikać nawet ich. Naprawdę byłem wykończony i to była nawet pierwsza uwaga Kibuma.

- Matko, wyglądasz paskudnie, Taeminnie. - starszy pogłaskał mnie po głowie, jednocześnie układając mi włosy. Po co ci wizażyści, kiedy masz Key?

- Mi też miło, hyung. - odgryzłem się, mrużąc oczy w ten sam, zabawny sposób co on. Uśmiechnąłem się do niego szeroko, mimo zmęczenia. - Co tutaj robicie? Nie bawicie się ze wszystkimi?

- Wiesz, obecnie musimy się chować przed managerem. - Minho zaczął chichotać, za co oberwał kuksańca od Key. - Ale o tym kiedy indziej. Naprawdę źle wyglądasz, Minnie. Musiałeś naprawdę ciężko pracować...chyba przydałby ci się odpoczynek.

- Może lepiej pozwolić mu odpocząć? - podłapał Jonghyun i spojrzał po pozostałych w jakiś znaczący sposób, którego nie zrozumiałem. Nie myślałem jednak nad tym jakoś szczególnie. Większość mojej uwagi pochłonęła zazdrość, gdy dostrzegłem, jak Kim obejmuje swojego chłopaka w pasie, wkładając ręce do jego kieszeni. Dlaczego ja tak nie mogłem?! - Może to zły pomysł....?

   Spojrzałem na niego pytająco, jednak zanim ten w ogóle zdążył otworzyć usta, nasza umma bardzo stanowczo uderzyła go w głowę, dając mu tym samym jasno do zrozumienia, że ma się zamknąć. Niezbyt rozumiejąc, patrzyłem po twarzach trójki przyjaciół, kiedy rozbrzmiał mój telefon. Wyjąłem komórkę z wewnętrznej kieszeni marynarki i szeroko uśmiechnąłem się do wyświetlacza, na co Minho zaczął się śmiać.

- Chyba ktoś tu by chciał prywatności. - klepnął mnie w ramię, jednocześnie wstając z krzesła po mojej prawej. - Dobra chłopaki, chodźmy sprawdzić, co jeszcze znajdziemy przy barze.

   Słysząc to, starszy Kim zaczął się śmiać i niechętnie odsunął się od swojego kochanka, jednocześnie stając pomiędzy pozostałą dwójką. Jego niski wzrost między Key i Minho dał się we znaki, ale najwidoczniej nawet o tym nie myślał, zbyt zajęty rozmową. Kiedy tylko zostałem sam, niemal błyskawicznie odblokowałem telefon, by zobaczyć tylko krótką wiadomość - "zaplecze". Nic nie rozumiejąc, posłusznie przekradłem się między kelnerami i kelnerkami na kuchnię, mijając sekcję wydzieloną do palenia. Zaszyłem się we wnęce drzwi, licząc, że mijające mnie osoby, wychodzące z palarni mnie nie zauważą, gdy telefon zaczął wibrować w mojej dłoni. Zaskoczony, szybko odebrałem, nawet nie patrząc na to, od kogo jest połączenie. Spodziewałem się jednak, czyj głos usłyszę w słuchawce.

- Halo? - mój głos był pełen niemal dziecięcej nadziei, na co w odpowiedzi dostałem jedynie śmiech.

- Nie słyszałem tego tonu ze dwa lata! - ciepły śmiech niemal topił mi uszy. Boże, tak bardzo chciałem zobaczyć, jak się śmieje. - Gratuluję sukcesu, kochanie. Naprawdę świetnie ci poszło. Właśnie odsłuchuję i jestem pod głębokim wrażeniem.

- Hyung, zawstydzasz mnie... - mruknąłem do słuchawki, starając się przybrać dorosły ton. - Ja już mam dość tych piosenek. Jestem teraz na gali i ciągle się one przewijają pomiędzy innymi utworami. Nawet... - zmarszczyłem nieco brwi, nasłuchując dźwięków dochodzących od drzwi. - Nawet ta sama piosenka teraz leci...

   Dopiero teraz zorientowałem się, że hałas w tle, który nieco go zagłuszał, to moja piosenka. Mistery Lover. Na policzki wstąpił mi ślad rumieńca - w końcu, tekst tej piosenki był...dosyć znaczący. Odwróciłem się plecami do drzwi, wchodząc głębiej w korytarz prowadzący do toalet i pomieszczeń gospodarczych. Coraz większa ilość ludzi zaczynała się kręcić na głównym holu, a ja nie chciałem zostać przyłapany i z powrotem zaciągnięty na salę.

- Oh, naprawdę? - znowu zaczął się śmiać, w tle usłyszałem także śmiechy innych osób. Zdziwiłem się. Czyżby dzwonił w przerwie między nagraniami? Przecież o tej godzinie powinien być już sam. - Widzisz, to zabawnie się składa. Jesteśmy w końcu w jest samej strefie czasowej...słuchamy tej samej piosenki... - zignorowałem kroki za sobą. Nie mogłem jednak zignorować silnego objęcia w pasie, wyrwanego z ręki telefonu i gwałtownego obrotu, przez który dotknąłem plecami ściany - ...i nawet jesteśmy w tym samym miejscu. Nieprawdopodobne zbiegi okoliczności.

   Przez chwilę po prostu patrzyłem mu w oczy, jakbym nie do końca wierzył w to, że przede mną stoi. Dopiero kiedy poczułem jego usta na własnych zrozumiałem, że on tu naprawdę jest, że to nie tylko mara powstała ze zmęczenia. Mocno objąłem go za szyję, jednocześnie zachłannie oddając pocałunek, który z niemal dziewiczego w jednej chwili zamienił się w pełen pasji i ognia. Spragniony, momentalnie poczułem miękkość w nogach....i podniecenie. W końcu, nie widzieliśmy się tak długo! A teraz tak po prostu stał przy mnie i tak mocno trzymał mnie w ramionach...miałem wrażenie, że nie czułem tego od setek tysięcy lat.
   Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, co naprawdę nie było łatwe, zaczęliśmy się śmiać. Tak po prostu, ze szczęścia. Przylgnąłem, do starszego, czując, jak moje serce rośnie w piersi. Po cichu starłem ślady łez z policzków, modląc się, by się kompletnie nie rozkleić i nie rozmazać. Nasza samotność nie trwała jednak długo. Ledwo zdążyłem uspokoić oddech, gdy trzy zaciekawione osóbki zajrzały w głąb korytarza z szerokimi uśmiechami. Przewróciłem oczami i, udając, że jestem dorosłym mężczyzną, odsunąłem się jako pierwszy.

- Nie chcielibyśmy przeszkadzać... - zaśmiał się dosyć znacząco Jonghyun. - Ale mimo wszystko to miejsce publiczne...no i czeka już taksówka.

- Dzięki, chłopaki. - Hyung zgarnął mnie ramieniem, a ja, niezbyt rozumiejąc, posłusznie za nim poszedłem. Zerkałem jednak przez ramię na resztę SHINee. - Później się wam odwdzięczę!

- No raczej. Ja nie zapominam o raz obiecanych zakupach. - Key zaśmiał się, machając nam na dowodzenia, ponownie objęty przez Jonghyuna.

   Idąc śladem starszego Kima, objąłem Onew w pasie. Nic nie rozumiałem, ale nie czułem się w obowiązku znać prawdy. Jeśli mogłem spełnić marzenia, które rodziły się w mojej głowie przez ostatnie dwa miesiące...nie musiałem wiedzieć kompletnie nic więcej. Wystarczyła mi ta słodka tajemnica do zaspokojenia wszelkich potrzeb.
   Wyszliśmy wyjściem dla dostawców i, przekradając się niemal przez ulicę, pod nosami zarządu i gości sprowadzonych tak naprawdę dla mnie, wsiedliśmy do taksówki, która na nas czekała. Przylgnąłem do starszego, lecz wiedziałem, że na nic innego po za tą bliskością nie mogłem sobie pozwolić. Ledwo się powstrzymałem przed rzuceniem się na niego w tym miejscu, dlatego cały przejazd był dla mnie drogą przez mękę. Jedyne, co mi to ułatwiało, to palce strasznego, wkradające się co rusz pod mój garnitur, które, powoli, ale i znacząco rozpinały i zapinały podwójny rząd guziczków od koszuli.
   Do hotelu także weszliśmy tylnym wejściem. W Seulu trzeba było być czujnym na każdym kroku - nigdy nie wiesz, gdzie akurat są fanki czy paparazzi. Przejazd windą był jeszcze gorszy niż jazda taksówką - wciąż na niego zerkałem, czując, że on także śledzi moje ruchy spojrzeniem. Nie mogąc się oprzeć przed malutką prowokacją, oparłem się plecami o ścianę windy i rozpiąłem kilka górnych guzików, prezentując tym samym dekolt i obojczyki. Jego reakcja zagotowała mi krew - już to spojrzenie podnosiło mi ciśnienie, ale to tęskne westchnienie...nie wiem, do czego by doszło, gdybyśmy się nie zatrzymali na właściwym piętrze.
   Wysiedliśmy z windy i błyskawicznie się znaleźliśmy pod właściwymi drzwiami. Nie potrafiłem jednak być cierpliwym - straciłem tą umiejętność, wchodząc z nim w związek. Opierając się o drzwi plecami, przygarnąłem go do siebie, jednocześnie wpijając się w jego wargi. Odpowiedział na mój pocałunek z równą tęsknotą, nadal jakimś cudem siłując się z drzwiami. Zdążyłem pozbawić go marynarki i poluźnić krawat, gdy drzwi się otworzyły, a my niemal wpadliśmy do środka. Przed upadkiem ochroniły mnie silne ramiona, które zamknęły się wkoło mojej talii. Wracając do pionu, ponownie zatopiłem się w jego wargach, czując jednocześnie, jak jestem powoli pozbawiany ubrań. Zanim doszliśmy do łóżka, moja marynarka, muszka i koszula spoczęły na podłodze. I, szczerze, kompletnie za nimi nie tęskniłem, wręcz przeciwnie - chciałem, by pozostałe części garderoby podążyły ich losem. Zanim jednak to się miało stać, zaopiekowałem się koszulą Onew, która została gdzieś w okolicach wejścia, pozostawiając ukochanego jedynie w ciasnych spodniach, w których, już od pewnego czasu, jak pozwoliłem sobie zauważyć, brakowało miejsca.
   Kiedy tylko opadliśmy na łóżko, szybko nas przekręciłem, by zająć miejsce w jego biodrach. Z cichym pomrukiem, który tak bardzo lubił, otarłem się o jego krocze, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Cichy jęk, jaki wydobyłem tym ruchem rozgrzał mnie do czerwoności. Chciałem go już, teraz, zaraz...i wiedziałem, że on pragnie mnie tak samo mocno. Widziałem to w jego oczach i w sposobie, w jakim mnie dotykał - zachłannie, namiętnie,...ale jednocześnie z czułością. Cały hyung. I nie miałem pojęcia, czy to właśnie to było najbardziej podniecające, czy z milion innych aspektów, które miałem niemal wypalone w pamięci. Ah, każda myśl o nim i o tej miłości doprowadzała mnie do szaleństwa, z którego za żadne skarby nie chciałem zrezygnować.
   Z zamyślenia wyrwały mnie jego usta, które właśnie stapiały się z moimi. Wplotłem place w jego włosy, pragnąc przyciągnąć go jeszcze bliżej, choć to było już praktycznie niemożliwie - nasze piersi, stykające się ze sobą, poruszały się niemal w tym samym tempie, w tym samym rytmie dyktowanym przez pragnienia. Czując jego język w moich ustach, zadrżałem. Teraz także w moich spodniach zabrakło miejsca, co wprawiło mnie w rumieńce...przy nim tak łatwo zapominałem o pozorach. Całemu światu ukazałem się z kompletnie nowej strony - stałem się dorosłym mężczyzną, nie dzieckiem. Ciężko wypracowałem sobie drogę ze słodkiego maknae do osoby, która, podobnie jak Minho i Jonghyun, była określana mianem "seksowny". A jednak...przy Onew cała gra pozorów po prostu przestawała istnieć i znowu pokazywałem mu prawdziwego siebie, tą nadal niedojrzałą, figlarną i zarumienioną stronę. Ale dobrze wiedziałem, że, niezależnie od tego, jaką twarz mu zaprezentuje, będzie kochał mnie równie mocno co za pierwszym razem.
   Dotknąłem delikatnie jego piersi, podnosząc się na wysokość ramion. Spojrzenie, którym mnie obdarzył było takie głębokie, pełne uczuć i tęsknoty. Nie śmiałem go karać choćby sekundą zbędnej odległości - nasze usta po raz kolejny się złączyły, jednak tym razem pocałunek nie był tak naglący, spragniony...był delikatniejszy w swojej formie, ale jednocześnie niósł ze sobą zapowiedź na więcej. Uśmiechnąłem się, ponownie czując łzy pod powiekami. Wreszcie razem. Wreszcie mogłem go bezkarnie zamknąć w ramionach...! Wreszcie mój ukochany przy mnie był. Czego więcej mi było do szczęścia? Szybko znalazłem odpowiedź, gdy poczułem jego ręce na swoim kroczu. Z moich ust wydostał się cichy jęk, który zamknął się między naszymi wargami. Spojrzał na mnie tym przeszywającym spojrzeniem, jednocześnie rozpinając moje spodnie. Dźwięk rozporka wydawał się w tej chwili czymś zupełnie innym niż zawsze...między naszym spojrzeniem przeskakiwały błyskawice, podniecenie sprawiało, że wszystko wydawało się wyostrzone. Westchnąłem drżąco, gdy zsuwał ze mnie spodnie. Nie spuszczałem przy tym z niego spojrzenia, podobnie z resztą jak starszy ze mnie, jakby spojrzenie w bok mogło być karane.
   Moje spodnie skończyły na podłodze, chłód otoczył moje rozgrzane i podatne ciało. Jednakże chwilę później moją skórę rozpalały jego dłonie, pieszczące mój brzuch. Nawet nie zauważyłem, kiedy skończyłem na dole, z całym światem przysłoniętym jego osobą. Splotłem palce na jego karku, wyginając ciało pod jego dotykiem, domagając się więcej. Miałem wrażenie, że wszystko stało się intensywniejsze przez tęsknotę ostatnich tygodni. Nawet najmniejsze muśniecie kończyło się moim cichym jękiem - drżałem w jego ramionach jak za pierwszym razem, kiedy do podniecenia dochodził strach przed konsekwencjami ulegnięcia jednemu pragnieniu...wtedy postawiłem wszystko na jedną kartę i dzięki temu byłem teraz najszczęśliwszą osoba pod słońcem. Przymykając oczy, kilka łez, których nie byłem w stanie powstrzymać, spłynęło po moich policzkach. Objąłem go mocniej, w pewien zaborczy sposób, który rezerwowałem tylko dla niego. Tak bardzo go kochałem...tak bardzo.
   W ślad za jego dłońmi po moim ciele wędrowały jego usta. Wplotłem palce w jego włosy, rozkoszując się każdym pocałunkiem. Mój oddech przyspieszał z każdą malinką, którą "przypadkowo" zostawił na moich żebrach, brzuchu, pod obojczykiem...w jego ramionach stawałem się niemal czymś plastycznym, płynnym. Miałem wrażenie, że topię się w tej miłości, że każdorazowo odkrywamy ją na nowo, tworzymy jej inny model. Ale to był chyba efekt szaleństwa, jakie wiązało się z uczuciem, jakim go darzyłem. Kiedy był blisko, nie potrafiłem poprawnie oddychać, a co dopiero analizować coś tak...pierwotnego. Zamiast skupiać się na czymś tak bezsensownym, jak szukanie odpowiedzi na pytania bez rozwiązań, wolałem się oddać tej namiętności, spłonąć. Było to dużo prostsze...i przyjemniejsze. Myślenie wolałem sobie zostawić na samotne noce, podobnie jak wspomnienia. Z resztą...kiedy jego usta dotarły do moich sutków, nie byłem już w stanie wykrzesać z siebie czegoś inteligentnego. Wolałem się oddać rozkoszy i pokusom.
   Czując jego język w tak wrażliwym miejscu nie potrafiłem powstrzymać swojego głosu przed okazaniem, jak mi dobrze, a on perfidnie to wykorzystywał...bawił się mną w ulubiony sposób, który ja także kochałem. Z każdym ruchem jego języka miałem wrażenie, że mój głos podnosi się o oktawę, jakby w ten sposób próbował się doprosić o więcej. A starszy, skuszony niewerbalną prośbą, oczywiście dawał mi więcej. Potrafiliśmy się rozumieć bez słów, zawsze odpowiadaliśmy na swoje pragnienia. Jakbyśmy byli częściami jednego istnienia.
   Z moich ust uleciał kolejny jęk, gdy poczułem, jak zasysa się na mojej piersi. Zacisnąłem palce na jego włosach, czując dreszcze u dołu brzucha. Nie miałem pojęcia, ile jeszcze bym wytrzymał - miałem wrażenie, że moja wytrzymałość została gdzieś w Los Angeles.

- Hyung, ah~! - jęknąłem, wyginając się w delikatny łuk, dopraszając się więcej. - Proszę....proszę...nie dam rady...wytrzymać...więcej...!

   Spojrzał na mnie, odrywając usta od mojej skóry. Posłał mi rozbrajający uśmiech, jednocześnie wsuwając się w dół mojego ciała, pozostawiając za sobą gorące ślady ust w okolicach mojego pępka i podbrzusza. Zagryzłem wargę, gdy jego palce wsunęły się w moja bieliznę, by sekundę później po prostu się jej pozbyć. Zadrżałem, czując na sobie to gorące spojrzenie, jakim mnie obrzucił. Musnął palcami moje biodra, uda, brzuch...droczył się ze mną, chociaż dobrze wiedział w jakim stanie jestem. Jednakże, ja także zdawałem sobie sprawę, że zaraz ta tortura się skończy. Oboje byliśmy tak bardzo spragnieni, że nie bylibyśmy w stanie kontynuować tej zabawy.
   Złożył kilka pocałunków na moim udzie, przez co stanąłem na skraju szaleństwa...każdy pocałunek był coraz bliżej, na coraz delikatniejszej i wrażliwszej skórze....ponownie wygiąłem plecy w łuk, czując jego palce na mojej męskości. Rozłożyłem zapraszająco nogi, zerkając na niego kątem oka i widząc to magnetyczne spojrzenie...w tej chwili naprawdę nie wiele mi brakowało. W końcu, dobrze wiedziałem, co to spojrzenie oznacza. Zanim zdążyłem się na to przygotować, choćby zaczerpnąć oddech, poczułem, jak bierze go do ust. Zakrztusiłem się powietrzem w płucach, jednocześnie zmuszając gardło do krzyku. Oh, to ciepło...już w tym momencie czułem, że niewiele wytrzymam. To było dla mnie po prostu za dużo. Domyślałem się, że własnie rozpocząłem walkę o własną dumę.
   Miałem wrażenie, że to ciepło niemal mnie osacza. Czułem jego język, który sprawnie pieścił czubek, czułem każde zaciśnięcie i każdy ruch, który doprowadzał mnie niemal do omdlenia. Moje ciało, tak bardzo spragnione, traciło nawet umiejętność poprawnego oddychania pod wpływem jego ruchów. Nie potrafiłem się mu oprzeć,...ale dopraszałem się o więcej. Czując, jak przyspiesza jak zaciska usta na mojej męskości...i jeszcze ta tęsknota...to połączenie nie pozwoliło mi na zbyt długie przeciąganie tej zabawy. Nie potrafiłem wytrzymać, gdy było mi tak niesamowicie dobrze.
   Doszedłem z jego imieniem na ustach, zaciskając palce na jego ramionavh. Oddech w chaotyczny sposób uciekał z moich płuc, tworząc akompaniament do bicia mojego serca. Z trudem i lekkimi zawrotami głowy podniosłem skę, by wpaść w jego ramiona. Objąłem go jedną ręką za szyję, drugą natomiast zsunąłem po jego szyi na pierś, muskając palcami sutki. Z delikatnym uśmiechem zacząłem cichutko śpiewać mu do ucha piosenkę, która towarzyszyła nam przy ucieczce z gali. Pieściłem delikatnie palcami zarysowane mięśnie brzucha, próbując unormować oddech. Ostatecznie moja ręka skończyła w jego bokserkach, czemu towarzyszył słodki jęk, który momentalnie podniósł ciśnienie mojej krwi.

- Hyung...wejdź we mnie...proszę...chcę cię już poczuć... - wplotłem swoją prośbę w tekst piosenki.

   Zanim zdążyłem dokończyć, znowu skończyłem na plecach, czując jego palce w swoim wnętrzu. Syknąłem, nieprzygotowany, ale momentalnie zacząłem się rozluźniać, pragnąc moczuć mojego hyung jak najszybciej...chociaż czułem ból, pocałunki Onew pozwalały mi się rozproszyć, dzięki czemu już po kilku minutach słodko jęczałem do jego ucha, rozkoszując się jego dotykiem.
   Zagryzłem wargę, kiedy zabrał palce. Wziąłem głęboki oddech, by po chwili poczuć jego usta na swoich. Ponownie utonąłem w jego pocałunku, czując jego język z zapałem odpowiedziałem, nie kogąc sobie odjąć tej przyjemności. Przyciągnął mnie bliżej, na co delikatnie się uśmiechnąłem, obejmując go za szyję. Drżąc na całym ciele, słuchałem cichego wyznania miłości, jednocześnie czując, jak na mnie napiera. Jęknąłem mu prosto do ucha, nie chcąc się odsuwać choćby o milimetr, niezależnie od tego, jak bardzo bolało. Pragnąłem go równie mocno jak on mnie...dlatego żadne z nas nie potrafiło racjonalnie myśleć. Teraz wszystkie ruchy były dyktowane czymś niezwykle prymitywnym w naszych sercach. Czysta miłość, chyba tak jest to nazywane. Miedzy nami było tylko to uczucie - czyste, klarowne i bezgranicznie silne. A im bardziej nasze pragnienia pchały nas do siebie, tym szczęśliwsi byliśmy my sami. Tym większe szaleństwo nas ogarniało. I było nam z tym tak cholernie dobrze...
   Czasem brakowało nam w tym wszystkim odrobiny kontroli. Teraz także tak było - emocje podyktowały nasze ruchy. Nie mogąc się ppowstrzymać, zapewne przez tęsknotę, zapomniał o delikatności i jednym silnym pchnięciem wszedł we mnie. Pokój wypełnił się moim krzykiem, pełnym rozkoszy i spełnionych pragnień. Wczepiłem się paznokciami w jego ramiona, zalany falą przyjemności. Zaplotłem nogi w jego pasie i zakołysałem biodrami. Nie potrafiłem być przy nim cierpliwy, a w takich chwilach każda sekunda cięgnęła się jak millenium, a ja...tak bardzo go pragnąłem. Tak zachłannie...chciałem dać mu przyjemność, która była warta tego czekania.
   Czułem każde leniwe pchnięcie głęboko w sobie, dostrajając do ttego tempa ruchy swoich bioder. Już dawno straciłem panowanie nad moim głosem - zdartym gardłem, które zapewne będzie eefektem tej nocy będę się martwił rano. Teraz chciałem tylko pokazać, jak mi dobrze...jak mi z nim cudownie. Nawet nie zauważyłemz kiedy bezkształtne jęki zamieniły się w słodkie "hyung", od którego bardziej się podniecał. Początkowo leniwe ruchy teraz nabrały tempa, stały się mocniejsze...wygiąłem plecy, domagając się więcej, pragnąc się z nim stolic. Tak bardzo go kochałem, a w tej chwili nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak przeżyłem każdą sekundę bez niego, będąc tak daleko. Jak to możliwe, że potrafiłem oddychać powietrzem, w którym go nie było, jak przeżyłem bez jego dotyku, głosu...jak to możliwie, że zasnąłem po za jego ramionami, że potrafiłem dojść, gdy to nie on mnie dotykał tylko ja sam. Ah, te tygodnie wydawały się teraz niemal boską karą.
   Nie mogąc się powstrzymać, złączyłem nasze wargi w nieskładnym i chaotycznym pocałunku, przetykanym imionami, jękami i prośbami o więcej. Przyspieszył swoje ruchy, sięgając niemal do mojej duszy, czytając w moich pragnieniach jak w otwartej księdze. Kiedy chciałem mocniej, on nieświadomie spełniał to pragnienie, gdy w myślach błagałem by przyspieszył, narzucał szybsze tempo. Byliśmy tak perfekcyjnie dobrani! Z każdym naszym zblizeniem tylko potwierdziło się między nami powiedzienie "bratnie dusze". Bo jeśli coś takiego naprawdę istniało, to my powinniśmy być ilustracją do definicji. Nawet w tej chwili, na moje nieme pragnienia odpowiadało jego ciało, całkowicie podświadomie. Nasze usta łączyły się i rozłączały w tym samym rytmie, splecione dłonie zacisnął się na sobie w tych samych momentach. Byliśmy perfekcyjnie dopasowani. Nawet w podobny sposób biły nasze serca.
   Brakowało mi powoli sił, by się powstrzymywać, jednak czułem, że nie tylko ja stałem na skraju. Nie zamierzałem pozostać biernym, zostawić wszystko Onew. Wykorzystałam całe swoje ciało, by zdobyć upragniony cel. Tym razem to ja narzuciłem tempo, jednocześnie zaciskając na jego męskości mięśnie. A w tym stanie, przy naszym podnieceniu, tęsknocie i pragnieniu, naprawdę niewiele trzeba było. Wystarczyło jedno idealne pchnięcie, byśmy oboje doszli w tym samym momencie, z imionami na ustach i cicho powtarzanymi wyzwaniami.


~*~

- Hyung...jak to w ogóle możliwe, że przyjechałeś? Nie nagrywałeś czasami gdzieś w górach? - spytałem, odkładając mokry ręcznik i wchodząc do łóżka, by spleść z nim palce i wtulić się pleckami w jego pierś, ciesząc się ciepłem, jakie pozostawiła na mnie wspólną kąpiel.

- Nagrywałem. - odparł całkiem spokojnie, bawiąc się moimi, jeszcze mokrymi, włosami. - To reszta mnie tu ściągnęła. Kiedy zobaczyli, jakiego dołka złapałeś po powrocie do domu, jak się snujesz po dormie, zaczęli kombinować - zaczął się śmiać, jakby przypomniał sobie dobry żart. - Jonghyun pojechał do radia, skąd zadzwonił do managera, mówiąc, że spadł ze schodów i ma najprawdopodobniej znowu złamaną nogę. Co więcej, NAPRAWDĘ pojechał na SOR, gdzie twardo udawał, że w rzeczywistości tak jest. Po pól godzinie od tego telefonu, Key zadzwonił z centrum handlowego, mówiąc, że jego karta kredytowa została odrzucona przez kasę, a oboje wiemy, jak potężny kredyt może na nią wziąć. A na deser po godzince zadzwonił Minho z jakiegoś hotelu na przedmieściach, że prawdopodobnie jego dziewczyna jest w ciąży. Manager nie miał pojęcia, co zrobić, więc kazał mnie natychmiast ściągnąć. Kiedy już przyjechałem, noga Jonghyuna cudem się zrosła, Key na żadnych zakupach nie był, a dziewczyna Minho rozpłynęła się w powietrzu.

- Hyung, błagam, powiedz, że się zgrywasz... - spojrzałem na niego, nie wiedząc, czy mam się śmiać, czy płakać.

- A wiesz, co jest najlepsze w tej historii? To JA dostałem za nich wszystkich po głowie. No, może z wyjątkiem Key, któremu zabrali karty. Przez to musiałem obiecać mu zakupy. No i jeszcze Jonghyun. Musiał zapłacić z własnej kieszeni karę za niepotrzebny przyjazd karetki. - zaczął kręcić głową na samo wspomnienie, poprawiając kołdrę, którą byli przykryci

- Boże, co za idioci....

- Ale zobacz, jak bardzo cię kochają. - zaśmiał się, jednocześnie całując mnie w kark. - Oczywiście, nie tak mocno jak ja.

________________________________________________________
Opowiadanie z dedykiem dla ukesia

3 komentarze:

  1. Czytalam to sluchajac soundtracku z titanica i ...BECZALAM
    poczatkowo z tego jak sobie wyobraziilam ta rozlake ontae a na koncu ze smiechu ale kurcze beczalam jak nie wiem x.x Jestem szczesliwa ze tak szybko podjelas sie pisania o plycie naszego taesia ♡
    Hwaiting!
    -musze wylaczyc ten soundtrack bo znow mnie bierze - XDDD
    ♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc... muszę ci powiedzieć, że jesteś winna doprowadzenia swojego ukesia do stanu, w jakim się wcześniej nie znalazł bez obecności swojego seme. Jeja, serio nie wiem co napisać... Płakałam i śmiałam się jednocześnie, serio. I oczywiście na tej najfajniejszej scenie reszta domowników zaczęła krzątać się po korytarzu, więc musiałam uważać, żeby się za mocno nie jarać. Kocham cię i pamiętaj, że to nie tylko za to, że wyleczyłaś moją chorobę. XD <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg jak ja dawno nie czytałam smuta.. bardzo fajny one shot. Przyjemnie się czytałko. Fighting!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2