24 mar 2016

~ Pretty (bad) boy


   Wystarczy jedno spojrzenie.
   Od razu wiemy, do czego dojdzie, od razu domyśla się przebiegu wieczoru, który pragnę mu dzisiaj zagwarantować. Mija mnie na schodach, schodząc ze sceny z tym najseksowniejszym uśmiechem na świecie, w milczeniu wskazując ukradkiem garderobę. Uśmiecham się, podpisując coś jakiejś dziewczynie, która piszczy na mój widok. Wypisuję jeszcze kilka autografów, nie patrząc nawet co robię, skupiony na jego gorącym spojrzeniu, który rzuca mi z wnętrza korytarza, samemu zabawiając fanki po drugiej stronie backstage'u. W naszych ruchach dostrzegalny jest pośpiech, ale czemu się dziwić. Oboje chcemy tego samego, od chwili, w której stanęliśmy na jednej scenie, od kiedy mnie zobaczył w stylizacji, od kiedy tylko wyszeptałem mu o wolnej chwili po występie.
   Widzę każde spojrzenie, jakie kieruje w moją stronę, każde spojrzenie, które błądzi po mojej nagiej klatce piersiowej. Ze złośliwym uśmieszkiem poprawiam kurtkę, zakrywając się, co wywołuje na jego twarzy grymas niezadowolenia. Uśmiecham się. Teraz już wiem, że dzisiaj mi nie odpuści, a tylko na to czekam - na zrozumienie, akceptację i zaspokojenie.
   Zanim managerowie zgraną nas do domu, mamy godzinkę dla siebie. Z zachęcającym uśmiechem wchodzę do swojej garderoby, czekając. Dobrze wiem, że za chwilkę zjawi się w drzwiach, za chwilę mnie dopadnie. Cały wieczór gry wstępnej na scenie, głęboko ukrytej w każdym "przypadkowym" ruchu, pokazując światu,  że skończyli się "śliczni chłopcy". Nie ma już tamtych nas, pokazaliśmy światu to, co zamykaliśmy przez długi czas między szeptami i ramionami. Koniec tamtej gry, początek nowej rozgrywki.
   Ciche pukanie wywołuje mój uśmiech.
   Grzecznie otwieram, by sekundę później uderzyć plecami o drzwi, przyciśnięty w niemal stalowym uścisku. Cichy pomruk wydostaje się z mojej piersi, kiedy zatapiam się po raz setny w jego ustach, pamiętając tak doskonale smak jego warg. Jego ręce błyskawicznie znalazły się pod moją kurtką moje paznokcie wbiły się w jego ramiona, gdy zaczął bawić się moimi sutkami. Powietrze przesiąkło zapachem erotyzmu w niewielkiej przestrzeni garderoby, ciche pomruki i niegrzeczne komentarze wypełniły ciszę. Każdy z nas walczy o dominację w tym zabawnym, nie-uroczym tańcu, pełnym seksu i krótkich przekleństw. Zamknięci w swoich własnych oddechach byliśmy zupełnie innymi istnieniami, odseparowanymi od scenicznych twarzy. Tylko miedzy sobą zrzucaliśmy maski uroczych, zagubionych w dorosłym świecie chłopców, podobnie jak dzisiaj na scenie.
   Bo po za naszymi ramionami wszystko sprowadzało się do tych dwóch słów, jakby całe moje życie, nasze życie utkwiło na kolorowej karuzeli w parku rozrywki. "Jaki słodki!", "Taki dziewczęcy i delikatny!", "Seksowny czy uroczy? Oczywiście, że to drugie!". Stek bzdur, którym przysłuchiwaliśmy się z nieco głupkowatymi uśmiechami, ukrywając prawdziwy gniew. To zawsze my byliśmy tymi dziećmi w dorosłym świecie, niezależnie, jak bardzo próbowaliśmy uciekać od tych etykietki. Nie ważne, ile pokazywaliśmy, jak seksowny każdy z nas próbował być. Nie ważne, jakie było nasze zachowanie, nie ważne, ile zmian próbowaliśmy przejść. Zawsze byliśmy "ślicznymi chłopcami". Zawsze byliśmy tymi "uroczymi", "najmłodszymi". A jednak, wpadając na siebie, widzieliśmy swój gniew, przebiliśmy te bariery, jakimi otoczył nas świat. Tylko my wiedzieliśmy, co skrywają "słodkie" maski. Więc postanowiliśmy z tym skończyć w brawurowy sposób. Ten koncert będą wszyscy jeszcze długo pamiętać.
   Odrywam się od drzwi, jednocześnie przekręcając zamek na spust. Na chwilę przejąłem tą ruchliwą dominację, pchając go w stronę kanapy. Gdy tylko posłusznie opada, zajmuje miejsce okrakiem na jego kolanach, jednocześnie zrzucając z ramion skórzaną kurtkę. Z seksownym uśmiechem przeczesuje blond włosy, które tak ubóstwia szarpać, jednocześnie łapiąc go za podbródek. Lubię to spojrzenie, tą erotyczną ocenę w jego oczach, kiedy pragnie mnie bardziej, niż jest w stanie to powiedzieć. Kiedy staję się dla niego wszystkim, kiedy jestem małym grzechem w jego ramionach. Lubię to, że on o tym wie, lubię fakt, że podnieca go myśl o tym, czym go zaskoczę w tych krótkich chwilach wykradzionych światu. Lubię, kiedy oboje odrzucamy maski, zmieniając się w tych "niegrzecznych". Wpijam się w jego wargi, pragnąc zasmakować w jego ciele, pragnąc się w nim zanurzyć. Zanurzyć się w zrozumieniu, w prawdzie, którą we mnie dostrzegł.
   Przesuwa ręce wzdłuż moich boków wywołując dreszcze, podniecenie kumuluje się u dołu mojego brzucha. Zagryzam delikatnie wargę, gdy śledzi niewidzialne linie na mojej skórze, gdy sięga głęboko wewnątrz mnie, choć jego dotyk jest ledwo wyczuwalny. Mruczę cicho, czując to ciepło, czując tą zapowiedź. Patrzymy sobie w oczy, prowokuję go spojrzeniem, zmuszam do tego, by chciał mnie tu i teraz by mnie posiadł od razu, pomijając całą grę wstępną...tak bardzo lubię jego dominację, jego gwałtowność. Lubię, gdy traci kontrolę, gdy nie liczy się z moim ciałem, by potem w słodko-gorzki sposób mnie za to przepraszać. Pochylam się niżej, muskam wargami jego szczękę, ocierając się o jego krocze. Nie muszę czekać na odpowiedź - jego usta momentalnie dopadają moje, czuję jego język. Podniecenie, które rozpala moje wnętrze z płomienia zmienia się w pożar. Oh, tak bardzo pragnę spłonąć. 
   Moje ręce błądzą po jego piersi, bez trudu odnajdując kraniec materiału, który zasłaniał to, co najbardziej w tej chwili chciałem zobaczyć. Jednym sprawnym ruchem pozbawiłem go bluzki, oblizując delikatnie usta, co tylko podburzyło go do działania. Jest taki przewidywalny, ale lubię to tak cholernie mocno, że kiedy ląduję pod nim, nie mówię nawet jednego słówka w akcie sprzeciwu. Nie, kiedy z takim żarem całuje moje wargi, nie, kiedy tak bardzo się potrzebujemy. Nie ma czasu na zbędne gry w naszym ognistym pragnieniu. Za bardzo chcemy pokazać prawdziwych siebie, za bardzo gubimy się w swoich potrzebach. Ale to właśnie sprawia, że ten związek ma solidne podstawy.
   Nie potrafiłem określić momentu, w którym to wszystko się zaczęło. Jakaś zwykła sesja, kilka słów wylanego żalu w stronę aranżacji. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy obydwoje przemówiliśmy tym samym językiem. Kiedy stało się oczywiste, że oboje nosimy jedynie maski. Ale kiedy wszystko opadło...okazało się, że łączy nas zbyt wiele, by zostało to bez komentarza. Kilka szklanek później, kilka wylanych łez i pierwszy pocałunek w hotelowym pokoju, który szybko zamienił się w coś bardziej...intymnego...zmieniło naszą znajomość w ten splot pikantnych chwil, w te wykradzione momenty, pełne jęków, cichych krzyków, wymówionych imion...i prawdy, bez ukrywania pragnień, bez ukrywania potrzeb, bez masek "słodkich chłopców", pozostawiając jedynie prawdziwe wizerunki.
   Uśmiecham się w jego wargi, słysząc charakterystyczny dźwięk rozpinanego paska. Ah, ten pośpiech...uwielbiam, kiedy nie potrafi się powstrzymać, kiedy chce mnie tak bardzo. Zagryzam wargę, gdy skupia spojrzenie na mojej twarzy, pieszcząc moją pierś. Lubię, gdy jego oczy w ciepłym odcieniu czekolady niemal mnie pożerają, sięgając głęboko w głąb duszy, odkrywając wszystkie pragnienia. Pozwalam mu więc czytać we mnie jak w otwartej księdze nie ukrywam tego, co czuję, nie potrafię tego ukryć. Chcę, by to widział, chcę, by wykorzystał to przeciwko mnie. Pragnę tej "niegrzecznej" zabawy.
   Moje spodnie lądują blisko kurtki, już niewiele na mnie zostało. Ot, bielizna i kilka krzyży, które poruszają się z każdym przyspieszonym oddechem, którymi teraz się bawi, patrząc mi w oczy, wypróbowując moją cierpliwość. Wplatam palce w jego włosy, unoszę się tylko po to, by złączyć nasze usta, by spić z jego warg słodki grzech. To takie lubieżne, podobnie jak sposób, w jaki drażni wrażliwe partie mojego ciała. Mój głos rozcina ciszę, gdy domagam się więcej, gdy jęczę dla niego nie-słodkim tonem, który wibruje w nadmiarze erotyzmu w pokoju. Czy tylko mi tak duszno? Ah, dobrze wiem, że powoduje to jego obecność - moje płuca wciąż nie przywykły do tego tańca, do jego obecności. Ale, nawet jeśli to miałby być ostatni oddech, poświęciłbym go na posmakowanie w nim.
   Czuję parzące ciepło, gdy zamyka usta na moim sutku,  gdy jego dłoń wsuwa się za gumkę bokserek. Powtarzam nie-słodkim głosem, jak mi dobrze, powtarzam jego imię, jednocześnie nakazując mu dać więcej. Ah, jednoosobowa dominacja jest czymś tak obcym i nudnym - nasza wersja jest zabawniejsza, lepiej pasuje do "słodkich chłopców", prawda? Każdy z nas mógłby być na górze, każdy z nas mógłby być na dole. Dlatego, w świecie naszych ramion to ja wydaje rozkazy, on je posłusznie wykonuje. On mnie wypełnia, ja go zabawiam. Albo na odwrót. Albo nie. Jest nam ze sobą tak cholernie dobrze, więc...pozwalamy sobie na wiele. Rozumiemy swoje potrzeby jak nikt inny. Nikt inny nie potrafiłby tego zrozumieć, nikt inny by tego nie docenił. Tylko my potrafimy dostrzec w tym "piękno".
   Drapię paznokciami jego plecy, tylko po to, by złapać za szlufki jego spodni i je z niego zsunąć. Wsuwam palce w jego bieliznę, przygryzam jego wargę z cichym pomrukiem. Już chwilę później jest nago i mogę podziwiać tą oszałamiającą "nie-uroczą" krasę jego ciała, krasę, która sprawia, że na samą myśl nie mogę się powstrzymać przed reakcją, przed zboczonymi myślami i wspomnieniami, zalewającymi myśli falami. Przejeżdżam ręką po jego piersi, uśmiecham się, widząc, że mu się to podoba. Wypycham biodra, by się o niego otrzeć, by go sprowokować. Nie trzeba wiele - tylko tym niewinnym ruchem zasłużyłem sobie na własną nagość.
   Przez chwilę tylko patrzymy na siebie, pochłaniamy spojrzeniem nasze ciała. Lubimy patrzeć, lubimy się nagradzać tą zachłannością w oczach. Ale nie trwa to zbyt długo - to ma być nagroda, nie kara, nie potrafi bez siebie wytrzymać na tyle długo. Zamyka mnie w ramionach, przysłania mi sobą cały świat, zabiera oddech zachłannymi pocałunkami. Boże, to takie przyjemne. Świat, który otwieraliśmy między sobą był pełen pokus, pragnień i seksu, przyjemności i rozkoszy, zaborczych ramion, malinek i zadrapań. Nie był to świat dla "miłych i uroczych".
   Jego palce odnajdują moje wejście, oboje jesteśmy spragnieni, spieszymy się. Nigdy nie mamy dla siebie dużo czasu, zawsze nas gdzieś gonią, ktoś nas potrzebuje. Nauczyliśmy się już tego pośpiechu, jest on niemal zapisany w naszym kochaniu. Ale nie szkodzi. Potrafimy sobie wynagrodzić to tempo, potrafimy znaleźć chwilę na powolne i długie zabawy, na noce pełne grzechu. Potrafimy się rozliczyć z tego bardzo dokładnie.
   Robi się coraz goręcej, czuję, jak bardzo go pragnę, nie potrafię się rozluźnić, kiedy tak zachłannie oznacza moje ciało. Znowu będę musiał się tłumacz, znowu będę musiał się ukrywać, to takie irytujące...jednak lubię te momenty, kiedy zostawia ślady swojej obecności na mojej piersi, na udach...w końcu, ja sam pozostawiam podobne ślady na jego plecach. Nasze małe, zbereźne pamiątki, które sprawiają nam tyle przyjemności.
   Jęczę jego imię, gdy pieści wrażliwą, wewnętrzną skórę uda, dobrze wiedząc, gdzie zaraz poczuję jego język. Rozciąga moje wnętrze, drażniąc się, torturując...a jego usta są coraz bliżej. Mój oddech traci swoją stałą częstotliwość, staje się nieskładny...i przemienia się w krzyk, gdy czuję ten żar na swojej męskości, gdy czuję, jak muska czubek językiem. Ledwo powstrzymuję reakcję, tak bardzo chcę więcej...zaciskam place na jego ramionach, kiedy bierze go do ust, mój krzyk rozcina względną ciszę. Tak cholernie mi dobrze...z każdym jego ruchem to powtarzam, wykrzykuję, jęczę...nie potrafię się powstrzymać i wiem, że on to lubi, że mocno go to podnieca. To takie grzeszne, ale dlatego  tak bardzo nam się to podoba.
   Nie wiem, ile wytrzymam i czego bardziej chcę - by kontynuował czy wreszcie mnie posiadł. Bawi się mną tak intensywnie, czuję każdy ruch, każde zaciśnięcie ust, każde muśnięcie języka, zaraz oszaleję, kiedy...przerywa...! Pomiędzy moimi wargami już się układają przekleństwa, kiedy wysuwa ze mnie palce i jednym, mocnym ruchem mnie wypełnia. Zapominam nawet, jak mam na imię, otwieram usta, nie wydając żadnego dźwięku. Oh, właśnie tak...właśnie tak jak lubię...tak jak wie, że najbardziej pragnę. 
   Zawisa nade mną, patrząc mi w oczy, czekając, aż będę gotowy. Ale ja nie potrafię czekać, poruszam biodrami, jednoczenie pozwalając mu na więcej. Zaplatam nogi wokół jego pasa, czując go tak wyraźnie...ale to wciąż za mało. Za mało dla nas obu.
   Narzuca leniwe tempo, które powoduje mój jęk niezadowolenia. Odpycham się rękoma od materaca, zmuszając tym samym go do położenia się na plecach. Przejmuję kontrolę, teraz to ja staję się dominującą osobą, która spełni wszystkie jego zachcianki, wypisane na jego seksownej buźce.
   Poruszam się szybko, wsłuchując się w nasze splątane jęki, zmieszane z pobrzękiwaniem łańcuszków i krzyży na mojej piersi, które poruszają się wraz z ze mną. Śledzi każdy mój ruch spojrzeniem, splatamy razem palce, by mógł mnie przytrzymać. Znowu rodzi się między nami pośpiech, chcemy więcej teraz, zaraz, natychmiast. Nie potrafimy sobie odmówić tej rozbrajającej przyjemności, dlatego tempo stale przyspiesza, tracimy kontrolę nad ruchami, głosami. Powoli stajemy się jednym ciałem, nasze serca zaczynają być jednym rytmem. Nie pozostaje w nas nic z "ślicznych chłopców", pozostaje jedynie pierwotny instynkt i pragnienie bliskości, które oszałamia z każdym ciężkim oddechem.
   Zagryzam mocno wargę coraz bliżej końca. On także nie jest w lepszym stanie, czuję to w sposobie, w jakim zaciska palce na moich dłoniach. Zaciskam się na jego męskości, pragnąc go sprowokować, pragnąc skończyć tę grę w możliwie najcudowniejszy sposób. Nagle puszcza moje ręce, układając je na moich biodrach, dociskając do swojego ciała...krzyczę jego imię, zaciskając palce na jego ramionach, nie przejmując się, czy ktoś nas nakryje, czy nie. To jesteśmy prawdziwi my, nie ma tu żadnych "ładnych chłopców".
   Dociska mnie mocniej, nie potrafię się oprzeć temu uczuciu, jest tak gwałtowny w moim wnętrzu. Nie trzeba mi już nic więcej - jedno celne pchnięcie sprawia, że dochodzę. Całe moje jestestwo drży, jednak to jeszcze nie koniec, jeszcze kilka pchnięć i oboje osiągamy spełnienie. Połączeni niemal wspólnym oddechem opieramy się o siebie, szukając podpory dla zmęczonych ciał. Teraz już nie pozostało nic z naszych masek, jest tylko to, co nas spaja i czym jesteśmy. Nie mogąc się powstrzymać, biorę jego twarz w dłonie, składając na jego wargach delikatny, nie podobny do innych pocałunek.

- Mój ty "śliczny niegrzeczny chłopcze" - szepczę w jego usta, bardzo cichutko, by mnie nie usłyszał

     

_________________________________________
Opowiadanie z dedykacją dla Tae

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2