23 mar 2016

~ Taste the pleasures


   Zapach Twoich perfum dociera do mnie dużo szybciej niż obraz czy dźwięk. Mijasz mnie, muskając opuszkami palców mój kark, ściągając moją uwagę. Jestem na Ciebie wyczulony wszystkimi zmysłami, automatycznie podnoszę głowę, wyszukuję Cię w tłumie. Odrywam się od baru, zajmując mój ulubiony stolik na antresoli, skąd mogę patrzeć z góry na cały klub, stolik, który zawsze na mnie czeka. Przeszukuję żyjący i buchający rytmem parkiet, odnajdując Cię w zaborczych objęciach, między ramionami, które zbyt szybko wsuwają się pod Twoją koszulkę. Warknięcie rośnie w mojej piersi, jednak elektryzujący bas zagłusza każdy dźwięk wszechświata z wyjątkiem Twojego perlistego chichotu. Przylegasz do niego ciałem, wijesz się, podniecasz od samego patrzenia, wywołujesz wszystkie zazdrosne spojrzenia, zarówno mężczyzn jak i kobiet. Mój maleńki, jesteś zbyt dobry dla plugastwa w tym klubie.
   Wypijam kolejną szklaneczkę do dna, pozwalając Ci na tę swawolę. Pobaw się, uwodź tych wszystkich mężczyzn, dotykaj ich, patrząc mi prosto w oczy z każdym otarciem. Prowokuj. W końcu, do tego jest zaprogramowane Twoje ciało. Powinienem już dawno zmienić Twoje imię na coś bardziej wyszukanego, odpowiedniego. Patrząc, jak poruszasz się, dociśnięty przez inne ciała, które zabierają Ci całą dostępną przestrzeń, na moje usta ciśnie się tylko jedno określenie - pokusa. Ah, czasem mam wrażenie, że tylko po to powstałeś - by całe życie wodzić mnie w głąb tego piekła, w głąb tego pożądania. 
   Zaciskam palce na balustradzie, nie odrywając od Ciebie wzroku. Na Twoich ustach widnieje mój ulubiony uśmiech, masz na sobie ubrania, które sam Ci wybrałem dzisiaj rano...lekko prześwitująca koszulka, która teraz lepi się do twojej piersi stanowi widok zapierający dech, a czarne, skórzane spodnie tak niesamowicie opinają Twoje długie nogi...coś głęboko w moim wnętrzu, coś niezwykle pierwotnego, odezwało się ze snu. Po raz kolejny cudze dłonie wkradły się w okolice Twojego pępka. Zaciskam mocniej palce, starając się wciąż kontrolować swoje reakcje. Patrzysz na mnie prowokacyjne zza rzęs, pozwalasz się dotykać, bym czuł zazdrość. Poruszam niespokojnie szczęką, uważnie śledząc każdy Twój ruch. Dotykasz go, splatasz palce na jego karku, pozwalasz, by jego ręce ślizgały się po Twoich plecach, udach, pośladkach...i wciąż zerkasz na mnie z tym uśmiechem, z pewnością, że nie odwrócę wzroku. Zastanawiam się przez chwilę, czy ktokolwiek z Twoich "tanecznych" partnerów zdaje sobie sprawę, że są jedynie pionkami w grze, jaką prowadzisz. Czy są świadomi tego, że dla Ciebie stanowią jedynie pył, robactwo, które się nawinęło przy wydobywaniu diamentów...chociaż, będąc na ich miejscu, mogąc Cię dotknąć i spłonąć...zrobiłbym to bez zastanowienia. W tej chwili rozumiem zachwyt, jakim obdarzają Cię inni, zaborczość ich dotyku jest taka oczywista. Kto byłby w stanie Ci się oprzeć?
   Prosisz się o karę, domagasz się jej z każdym oddechem. Cudze usta śledzą kształt Twojej szyi, a jednak to moje imię ucieka z Twoich ust. To w moją stronę kierujesz każdy cichy jęk, który wywołują pieszczoty nic niewartego tłumu. Podniecenie rośnie w moim wnętrzu, nawet z tej odległości jestem w stanie stwierdzić, że Ty sam nie jesteś w lepszym stanie. Odrywam ręce od barierki, pstrykam palcami i wydaję polecenia, nie odrywając od Ciebie wzroku. Moi podwładni biorą się do roboty, posłuszne, w przeciwieństwie do Ciebie. Zagryzam wargę, gdy wpijasz się w cudze usta z taką pasją...krew w moich żyłach się gotuje, gdy widzę, jak to nic nie warte istnienie wpycha język do Twojej buzi. 
   To za wiele, czas ściągnąć Twoją smycz. 
   Ponownie pstrykam palcami, rzucam w tłum służby jedno krótkie polecenie. Przechylam się przez balustradę, teraz to na moich ustach pojawia się uśmiech, na widok którego marszczysz brwi. Kieruję się w stronę schodów, czuję na sobie Twoje spojrzenie, jednak nie zaszczycam Cię nawet zerknięciem, zaczynając tym samym Twoją karę. Mijam ochroniarzy, pilnujący skrzydła dla VIP-ów, schodząc jednocześnie do podziemi klubu. Zdejmując z siebie marynarkę, kieruję się w stronę części wydzielonej od gości. To nasze sanktuarium, do którego tylko my mamy wstęp. Z głębokim, wewnętrznym zadowoleniem, wchodzę do apartamentu, czekając na przesyłkę z baru. Jak zawsze, jest perfekcyjnie punktualna. Cichy dzwoneczek przy barku informuje mnie o zjeździe windy. Niezbyt się spiesząc, przygotowałem sobie drinka, ignorując odgłos szamotaniny. Na krótką chwilę przysiadam na barowym stoliczku, częstując się cygarem. Pikantny aromat, który wydostaje się z żaru przypomina mi Twój smak, więc nie karzę Cię dłużej. Z kieliszkiem szkockiej w ręku, otoczony dymem, podchodzę do złotych drzwiczek, które otworzyły się po naciśnięciu odpowiedniego przycisku.

- Uradowany ze swojej gry? - zapytałem, patrząc z zadowoleniem na jego związaną osóbkę. Ze świadomością, że tego nie cierpi, wydmuchałem dym w jego stronę. - A raczej, z jej finału?

   Patrzysz na mnie z mieszaniną nienawiści i pożądania, nie mogąc odpowiedzieć. Urocza, czerwona kuleczka knebluje Twoje seksowne usta, co tylko powoduje wzrost mojego podniecenia. Pstrykam palcami, do apartamentu wchodzą moi ludzie, którzy nie grzeszą delikatnością. Odsuwam się, pozwalając im na wykonywanie swojej roboty. Sam siadam w głębokim fotelu w stylu Ludwika XVI, odkładając na stoliczek szklankę i, dotykając dolej wargi dwoma palcami, delikatnie się uśmiecham. Szamoczesz się w ramionach obsługi, kiedy unieruchamiają Twoje ręce. Kajdanki z charakterystycznym dźwiękiem zamykają się na metalowej ramie łóżka, przed którym siedzę. Nie jestem jednak tak okrutny - łańcuch jest na tyle długi, 
byś mógł swobodnie poruszać ramionami. Ale pamiętam, że zasłużyłeś na karę, więc jednym skinieniem rozkazuję związać twoje nadgarstki jedwabną wstążką, byś przez przypadek nie popsuł moich planów, pomagając sobie.
   Przy całej tej zabawie, Ty ani na chwilę nie spuszczasz ze mnie wzroku, nadal prowokujesz. Wciąż nie masz dość i to mnie tak cholernie podnieca...nawet w tak niekomfortowej sytuacji ocierasz się o innych, kusisz ich, pokazujesz moje ulubione, kocie ruchy. Szepczesz im do ucha bezwstydne rzeczy...i dobrze wiesz, że jestem tego świadomy. W końcu, kiedy tylko ulegną Twojemu głosowi, kiedy muskają Twoje ciało, myśląc, że tego nie widzę, Ty cichutko jęczysz i rzucasz mi to spojrzenie wyższości...to spojrzenie najpewniejszej osoby na świecie. Wszystko w Tobie ocieka seksem, kochanie, i Ty jesteś tego aż za bardzo świadomy, prawda? Ciekawi mnie czasem, skąd u Ciebie ta bezgraniczna pewność siebie, ale z reguły wszelkie domysły kończą się w momencie, w którym zrzucasz bieliznę, tak więc jeszcze nie wpadłem na rozwiązanie. Nigdy jednak na to nie narzekałem. Twoje rozpraszanie zawsze jest nad wyraz przyjemne, zwłaszcza wtedy, gdy lądujesz przede mną na kolanach.
   Odsyłam służbę, pozostajemy tylko my dwoje. Rozsiadam się wygodniej w fotelu, ponownie wypuszczam dym w Twoją stronę ze złośliwym uśmieszkiem. Ah, gdyby spojrzenie mogło zabijać...byłbyś najlepszym mordercą na świecie. Przyglądam się z głęboką uwagą każdemu Twojemu ruchowi. Walczysz z rękoma, próbujesz się uwolnić, lecz ja wiem, że bez mojej pomocy Ci się to nie uda. Więzy są mocne, nawet jeśli zostały wykonane z jedwabiu. Kiedy i do Ciebie dociera wreszcie ta wiedza, zaczynasz niespokojnie się wiercić, sprawdzasz długość i wytrzymałość łańcuchów. Upijam łyk wyśmienitej szkockiej, patrząc, jak z wyciągniętymi ramionami siadasz na skraju łóżka, jak najbliżej mnie. Wypychasz językiem luźny knebel, na Twoich ustach pojawia się uśmiech, który stanowi synonim grzechu. Wyciągasz się w moją stronę na tyle, na ile możesz, na ile pozwala Ci Twoje własne ciało i więzy. Lgniesz do mnie, jakbyś nie mógł oddychać w powietrzu, w którym mnie brakuje, a to sprawia, że czuję się doceniony. Przez chwilę nawet myślę o uwolnieniu Ciebie, jednak nie dam się tak łatwo pokonać. Rozpocząłeś tą zabawę na parkiecie, igrając z ogniem. Nie pozwolę, byś się nie sparzył, zmuszę Cię do dotknięcie płomieni, skarbie. Nie po to Cię wychowałem karami i nagrodami, byś, po zwolnieniu ze smyczy zapomniał nauk. Dzisiejszej nocy dopiero się przekonasz, czym jest nieposłuszeństwo i jak się je tutaj karze. 

- Więc..? Czy usłyszę odpowiedź? - Nie spuszczając z niego wzroku, upijam następny łyk. - A może za bardzo Cię podniecili Twoi...partnerzy taneczni?

- Oh, więc jednak patrzyłeś... - wymruczał niskim głosem, który równie dobrze mógł być pieszczotą. -  To była...tylko zabawa, a Ty od razu jesteś zazdrosny...co z Ciebie za mężczyzna. - zaśmiał się, ponownie wyciągając się w moją stronę, napinając sztywno łańcuch i ramiona. - Jesteś aż tak niepewny?

- Pewności siebie mi nie brakuje, natomiast Tobie...przybyło pustej odwagi. - Zaciągnąłem się cygarem, by po chwili dym wypełnił wolną przestrzeń między nami. - Tam, nad nami...zachowywałeś się co najmniej tak, jakbyś się nie bał konsekwencji.

- A czego miałbym się bać przy tak słabym mężczyźnie, który nie potrafi wychować sobie nawet malutkiej kurewki na tyle, by była wierna? - Zmruży oczy w najbardziej seksowny sposób na świecie. - Z resztą, gdybyś mnie nie zostawił rano...nie doszłoby do tego. Zabawki służą do zabawy, a Ty tak rzadko korzystasz ze swojej ulubionej maskotki, że...czuje się niewyżyta.

- Bawiłem się moją maskotką przez całą noc, dopóki prawie nie straciła ona przytomności. - Uśmiechnąłem się z wyższością, widząc niezadowolony grymas na jego twarzy. Nie cierpiał, kiedy wytykałem mu nawet najdrobniejszą słabostkę. - Czy nie tak było...?

- To tylko gra pozorów, wiesz o tym najlepiej! Nawet teraz, siedząc tu przede mną...udajesz to piekielne opanowanie...! - syknął z prawdziwym gniewem w moją stronę, co wywołało mój uśmiech. - Myślisz, że nie wiem? Bez problemu dostrzegam Twoje podniecenie...to jak bardzo mnie pragniesz w tej chwili...nawet wtedy, gdy patrzyłeś, jak się ocieram o innych...jak oni dotykają mnie...to także Cię podnieciło, mnie nie oszukasz!
   
   Oboje wiemy, że to prawda. Nie potrafię Cię okłamać, jesteś tego świadom. Nie potrafię też powstrzymać swoich reakcji na Twój widok. Nie potrafię się opanować, gdy wyczyniasz te wszystkie cuda ze swoim ciałem, nie potrafię odwrócić wzroku, nie ważne, jak bardzo bym chciał. Nie podniecić się na Twój widok...na widok tego, jak elektryzujesz tłum, jak sprawiasz, że wszystko jest przesiąknięte erotyzmem...czyste świętokradztwo. Nigdy nie będę do tego zdolny i Ty o tym wiesz, wykorzystujesz to przeciwko mnie.
   Podnoszę się ze swojego miejsca, odkładając szklankę na stolik. Łapię Twoją twarz, zamykając ją między palcami, które boleśnie wbijam w Twoje policzki, powodując grymas Twojej buźki. Naprawdę...myślisz, że nie dostrzegam Twoich śmiesznych prowokacji? Naprawdę myślisz, że jestem słaby? Mam ochotę Ci przypomnieć o tym, jak Cię znalazłem, przypomnieć Ci wcześniejszego właściciela, wygarnąć to, jak Cię uratowałem. Przypomnieć Ci, że to ja trzęsę podziemiem w tym mieście, że to ja sieję postrach i jeśli będę miał ochotę, Twoja kara przestanie być przyjemna. Jednakże, zamiast tego jedynie się uśmiecham, co powoduje twoja niepewność. Oh? Więc jednak potrafisz odczuć respekt w moją stronę.

- Dobrze więc. Skończmy grę pozorów. Zabawię się moją ulubioną maskotką...w odpowiedni sposób. W taki, w jaki się ona prosi. - wyszeptałem mu do ucha po czym odepchnąłem go od siebie.

   Kolejne pstryknięcie palcami, do pokoju wchodzi zgrabna hostessa z niewielką, srebrną tacą w otoczeniu wcześniejszych mężczyzn, którzy zajmowali się Tobą wcześniej. Czeka na polecenie, więc, nie odrywając od Ciebie wzroku, na jedno skinięcie głowy biorą się do swojej pracy. Szybko Cię unieruchamiają, jednocześnie eksponując twoje przedramię. Szarpiesz się, próbujesz uciec, nagle Twoja odwaga zmalała, bo masz świadomość, do czego to prowadzi. Nie przejmuję się tym. Zasłużyłeś na tą karę i oboje to wiemy.
   Zabieg przebiega szybko. Twój krzyk rozcina ciszę, gdy kobieta wbija igłę w Twoje ramię, kiedy narkotyk dostaje się do Twoich żył. Spokojnie wydmuchuję dym, obserwując, jak służący opuszczają pomieszczenie. Na moich wargach widnieje delikatny uśmiech, gdy widzę, jak się kulisz.

- Moje laboratorium bardzo sprawnie pracuje. Każdego dnia eksperymentują z coraz to ciekawszymi środkami. Wczoraj na przykład stworzyli bardzo silny lek pobudzający aktywność seksualną. Zaczyna działać w przeciągu kilku minut. - zaśmiałem się, słysząc jego cichy jęk. - A jeśli osoba przyjęła odpowiedni środek w przeciągu 24 godzin, zaczyna działać w przeciągu minuty. Dlatego zapamiętaj skarbie - nie pije się drinków od nieznajomych w moim klubie.

- Ty cholerny...ah~! - Jęk rozcina powietrze. - Jak śmiesz...!

- Ja? Chcę się tylko zabawić z moją ukochaną maskotką...pilnując, by ta zbyt szybko nie opadła z sił.

- Ciągle mnie czymś faszerujesz...boisz się, że sam nie wystarczysz? - Spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem na ustach, sapiąc cicho. - Niepewny mężczyzna...taki niepewny...ah~

- Dobrze wiemy, że to nie dlatego, skarbie. - Podszedłem do niego, z czułością muskając jego policzek. - Dobrze wiesz, że to Twoja kara za nieposłuszeństwo.

- Seks z Tobą jest nagrodą, nie karą. - jęknął mi do ucha, kiedy lek zaczął działać

- Nie wtedy, gdy nie możesz dojść. - odparłem, odsuwając się. - A to się nie stanie, dopóki nie dostaniesz tego. - Wyciągnąłem z kieszonki na piersi niewielką tabletkę ze zwycięskim uśmiechem. - Jednakże...nic za darmo

   Twoje spojrzenie mówi teraz tak wiele. Zaczynasz klnąć pod nosem, gdy uświadamiasz sobie znaczenie moich słów. Oh, czyżbyś zapomniał, jak te leki działają? Ah, naprawdę poluźniłem Twoją smycz, zbyt długo pozwoliłem Ci rozrabiać bez kary. Rozpuściłem Cię. Ale nie martw się, teraz naprawię swoje błędy.
   Zajmuję na powrót swoje miejsce, patrząc uważnie na Twoją twarz. Delikatne wypieki pojawiły się na Twoich policzkach...to takie urocze. Nawet te ostre, seksowne rysy może zmiękczyć rumieniec, rozlewający się wzdłuż kości policzkowych. Wypuszczam malutkie kółeczka z dymu, obserwując szybko poruszającą się pierś i mocno zarysowane sutki pod przebijającym materiałem. Ponownie się szarpiesz, próbując uwolnić ręce. Nic z tego kochanie, nie ma łatwo. Nie dzisiaj. Tym pocałunkiem na parkiecie przypieczętowałeś ten wieczór. Nie pozwolę Ci zapomnieć tego, co zrobiłeś. Tego, że pozwoliłeś się dotykać innym, tego, że zbezcześciłeś ciało, które należy do mnie. Tego, że zapomniałeś, z kim powinieneś tańczyć i kogo powinieneś dotykać. Zapamiętaj sobie - Twoje ciało, dusza i umysł są podpisane moim imieniem.
   Poluźniam krawat, jednocześnie rozpinając pierwsze guziki. Patrząc na Ciebie, mi także robi się gorąco. Palący łyk szkockiej nie pomaga, ale nie przejmuję się tym, opróżniając szklankę do dna. Mam wrażenie, jakbym po prostu musiał się czymś zając, patrząc, jak powoli się podniecasz, jak wszystko w Tobie zaczyna mieć erotyczny wydźwięk. Każde westchnienie, każdy cichy jęk, każde przygryzienie wargi, każdy ruch, którym próbujesz maskować swój stan. Takie podniecające...takie grzeszne. Ah, to przez Ciebie kroczę tą ciemną ścieżką, to przez Ciebie nastąpiło moje spaczenie. To przez Ciebie polubiłem te wszystkie mocniejsze zabawy. Mój ty cudzie, to Twoja wina. I mam nadzieję, że jesteś tego świadom. To miłość do Ciebie tak mnie zmieniła. Ta miłość jest taka grzeszna, jest pewnym tajemniczym rodzajem szaleństwa zamkniętym między naszymi oddechami, między rozkoszą, a bólem, między miłością i nienawiścią. Może dlatego tak zachłannie siebie potrzebujemy, może dlatego tlen nie smakuje dobrze, gdy nie jesteśmy w swoim towarzystwie.
   To, co się teraz z Tobą dzieje, zaczyna być coraz bardziej wyraźne. Zaczynasz krztusić się własnym oddechem, wiercisz się, coraz mocniej podniecony. Przyszedł czas na zabawę. Podnoszę się ze swojego miejsca, po raz ostatni zaciągając się pikantnym posmakiem dymu, wiedząc, że zaraz posmakuję czegoś znacznie ostrzejszego. Gdy tylko staję blisko, od razu wyrywasz się w moją stronę nieświadomy tego ruchu. Z uśmiechem przeczesuję Twoje włosy, wkładając drugą rękę do kieszeni spodni. Niemal perwersyjną przyjemność sprawia mi patrzenie na Ciebie w takim stanie...z rozkoszą patrzę, jak wypinasz pierś w moją stronę, niemo prosząc o dotyk, o ulżenie w pragnieniu. Przechodzi mnie dreszcz, gdy widzę, jak bardzo podniecony już jesteś, jak bardzo czerń Twoich spodni uwydatnia wszystko....wzdycham cicho, czując, że sam zaczynam mieć problem. Zagryzam delikatnie wargę, gdy zaczynasz cicho mruczeć, cicho jęczeć, powtarzać moje imię z tym błaganiem...tak ciężko pozostawać bezwzględnym, ale to konieczne, by nauczyć Cię posłuszeństwa. Dlatego zabieram rękę, uśmiechając się na widok szarpnięcia w moją stronę, na dźwięk błagającego o jeszcze jęku. Oh, kochanie, cóż z Ciebie za słaby mężczyzna? Gryzę się jednak w język - nie muszę Cię wyśmiewać, ten zawstydzający stan wystarczy jako upokorzenie tej nocy.
   Muskam palcami obojczyki nadal ukryte pod materiałem koszuli, nagrodzony głośnym jękiem. Z chytrym uśmieszkiem rozpinam Twoją koszulę, czując to palące spojrzenie i obserwując coraz szybciej poruszającą się klatkę piersiową. Drżąco wzdycham, widząc, jak bardzo zachęcający jest widok ukryty jeszcze chwilę temu pod materiałem koszuli. Opieram jedno kolano o łóżko, pochylając się nad Twoją piersią, którą tak zachęcająco wypinasz w moją stronę...z chorą satysfakcją muskam palcami czubki wyraźnie podnieconych sutków. Twój krzyk przecina ciszę w pokoju, lekarstwo zaostrza Twoje reakcje do maksimum...mógłbyś dojść teraz od najmniejszego ruchu, gdyby nie działanie uboczne. Widzę na Twojej twarzy to, co teraz dzieje się w Twoim wnętrzu, widzę, jak bardzo chcesz, bym Cię dotykał i jak bardzo to na Ciebie działa. Dlatego rzucam Ci wyzwanie z perwersyjną, niezdrową radością, dobrze wiedząc, jak przy tym będziesz się czuł. Układam ręce na Twoich plecach, byś nie mógł uciec. Czuję, jak cały drżysz, nie mogąc się uwolnić, jak emocje kumulują się w Twoim wnętrzu. Mój umysł i pragnienia są w nie lepszym stanie, coś pcha mnie do tego szaleństwa, coś nakazuje mi Cię dręczyć tak długo, aż będziesz w stanie błagać jedynie o litość.
   Pchany w ten mrok, zamykam usta na jednym z tych jasnobrązowych maleństw, od razu czując szarpnięcie Twojego ciała w tył, próbę ucieczki. Ciszę ponownie przecina głośny krzyk, nieskładne słowa, pomiędzy którymi pojawia się moje imię. Niemal ze złośliwością muskam językiem czubek, by po chwili zacisnąć ostrożnie zęby. Próbujesz uciec, jednak moje ramiona są skutecznym imadłem dla Twojego ciała. Pieszczę wrażliwą skórę, na zmianę liżę i zasysam się, doprowadzając go tylko taką zabawą na skraj szaleństwa, wyłapując z jęków i krzyków prośbę o więcej i jednocześnie prośby, bym przestał. Pcham go na poduszki, zawisając nad nim z oceniającym spojrzeniem. Na moje usta wstępuje uśmieszek. Wstaję z łóżka, czując, jak uważnie śledzi mnie spojrzeniem. A to tylko mi schlebia i jednocześnie prowokuje do działania. Dlatego też, zanim zdążę podejść do przeciwległej ściany, moja koszula zostaje odwieszona na oparcie krzesła, wśród Twojego na wpół zadowolonego, na wpół zniechęconego jęku. Z uśmiechem satysfakcji podchodzę do dwuskrzydłowej szafy, którą otwieram jednym ruchem ramion. Przyglądam się zawartości ze zbereźnymi myślami, zastanawiając się, co będzie dla Ciebie najodpowiedniejsze, zważając na to, jak łatwo doprowadzić Cię teraz na skraj. Myśląc nad tym, wsłuchuję się w rytm, jaki nadają Twoje ciche jęki, których nie jesteś w stanie opanować. Właśnie wtedy do głowy przychodzi mi genialna myśl, która...ubarwi nasz wieczór.
   Zerkam na niewielki kartonik - świeży nabytek naszej seksualnej kolekcji, którą wciąż powiększasz. Jakie to zabawne, że Twoje własne "zakupy" staną się moją bronią, od której zapewne polegniesz.
   Najpierw jednak muszę uszykować grunt. Muskam palcami jedwabne wstążki, które wiszą na niewielkiej, metalowej rurce na drzwiach szafy. Wybieram jedną spośród najróżniejszych odcieni czerni i czerwieni, wracając do Ciebie. Patrzysz na mnie oczami pełnymi pożądania i pragnień niewypowiedzianych na głos. Nie mogąc się powstrzymać, wpijam się w Twoje wargi, zamykając między naszymi ustami słodki jęk i jednocześnie wiążąc Ci oczy. Początkowo jesteś zdezorientowany, jednak szybko przyzwyczajasz się do elementu, który towarzyszył nie jednej nocy. Muskam palcami Twój policzek, jednocześnie przyspieszając Twój oddech. Moja dłoń przesuwa się delikatnie po linii Twojej szczęki w stronę ucha, by zjechać w dół po podstawie szyi, na pierś...i dalej, w dół brzucha. Twój oddech zaczyna drżeć, Twoja klatka piersiowa faluje w nierównym rytmie...oczekujesz następnego ruchu. Droczę się z Tobą, kręcąc malutkie kółka wokół Twojego pępka, przedłużam to wszystko z  rosnącym podnieceniem. Kiedy z Twoich ust ulatują pierwsze, powstrzymywane jęki, w ramach "nagrody" rozpinam Twoje spodnie. Nie jestem jednak aż tak dobry. Powolutku, wsłuchując się w nieskładne prośby i błagania, zsuwam z Ciebie ostatnie elementy garderoby, pozostawiając Cię jedynie w kajdankach i fragmentach jedwabiu. Dopiero teraz widać skalę działania leku - Twoje podniecenie jest tak silne, że ledwo powstrzymuję ochotę, by bez słowa Cię posiąść, poddać się Twoim słodkim słówkom. Jedynym, co pozwala mi wytrzymać w postanowieniach jest słodka zapłata, której jestem świadom po podaniu Ci antidotum. A póki tak się nie stało, dalej będę Cię karał w ten słodko-gorzki sposób.
   Wracam po pudełeczko, które czeka cały czas na użycie, na rozpoczęcie zabawy. Kładę je na skraju łóżka, kontynuując przygotowania. Rozwiązuję Twoje ręce tylko po to, by unieruchomić je nad Twoją głową, zaraz przy bezgłowiu łóżka. Drżysz, czekając na działanie, nie wiedząc, co planuję, nie wiedząc, do czego mogę być zdolny. Nie jesteś świadom, że czekasz na tortury. Ta myśl wywołuje mój śmiech, który powoduje u Ciebie wzdrygnięcie. Zabawne. Czyżbyś zaczął odczuwać niepokój, kochanie? Zupełnie..."niepotrzebnie".
   Jednym ruchem rozkładam Twoje nogi, z Twoich ust wyrywa się krzyk. Czekasz, aż Cię posiądę, aż w Ciebie wejdę...cóż. Poczekasz jeszcze trochę skarbie.
   Delikatnie unoszę Twoje biodra, uśmiechając się niemal w sadystyczny sposób. Sięgam do pudełka, wyciągając "gwiazdę wieczoru". Jednym, silnym pchnięciem wsuwam w Ciebie wibrator, oszołomiony skalą Twojego krzyku i ilością przyjemności. Powtarzasz moje imię tak błagalnie...jeszcze nie świadomy. Dopiero wtedy, gdy niewielka obrączka zaciska się także na Twoim członku, zdajesz sobie powagę z sytuacji. Twój głos, pełen przyjemności, nagle zaczyna drżeć, gdy powtarzasz, bym tego nie robił. Czyżbyś sobie własnie uświadomiło, co to? Czyżbyś własnie sobie przypomniał opis zamówienia? Niestety skarbie, już za późno. Oto Twoja kara.
   Wracam na swoje miejsce przed łóżkiem, przekładając między palcami niewielką, metalową rurkę. Z uśmiechem siadam z powrotem w fotelu. Twój głos zaczyna się łamać w prośbach, nieskładnych zdaniach, zaczynasz się szarpać, nie wiedząc, co zrobić, by sobie ulżyć, chociaż i tak nic Ci to nie da. Czuję się prawie winny, jednak wiem, że muszę Cię wychować. Inaczej znowu złamiesz zasady.

- I co teraz, skarbie? - Mój głos przerwał jego próby przebłagania mnie. - Żałujesz?

- J-ja...? - Ledwo dawał radę mówić, jego głos stawał się ciężki i powolny. - Nigdy...zas-...zasłużyłeś...sobie...

- Zła odpowiedź. - zaśmiałem się, jednocześnie naciskając przycisk na rurce.

   Twoje ciało momentalnie wygina się w łuk, gdy zabawka wewnątrz oraz obrączka zaczyna wibrować. Nie przestajesz krzyczeć i wić się, błagasz, by przestał, błagasz, bym to wyłączył...dopiero po chwili, słuchając jak Twój głos staje się zachrypnięty, spełniam Twoją prośbę. Ciężko dyszysz, nadal niespokojnie się poruszasz, a ja...podniecam się tak bardzo patrząc na Ciebie. Ale nie poddam się. Jeszcze będziesz błagał o wybaczenie.

- Pozwolisz dotykać się innym mężczyznom? - Zapytałem, kiedy jego oddech się "unormował", jeśli w ogóle można tak to nazwać w tym stanie.

- Jonghyun...błagam, przestań...chcę Cię poczuć...chcę dojść z Twoim imieniem na ustach...błagam, pozwól mi... - Jego głos był taki płaczliwy, uroczy i...cholernie podniecający.

- Zła odpowiedź. - Ponownie poddałem go torturze. - Dalej będziesz taki nieposłuszny?

- Ty pieprzony sadysto...bawi Cię ta chora gra, prawda? - jęknął, kuląc się na łóżku. - Podnieca Cię patrzenie, jak bardzo cierpię?

- Zła odpowiedź. I nie powiesz mi, że Ciebie też to nie podnieca. - Ponownie włączyłem urządzenie, wsłuchując się w jego głos. Powtórzyłem to jeszcze pięć razy, dostając z każdym pytaniem niezadowalająca odpowiedź. - Czy jeszcze raz...

- NIE...! Dość, proszę!! Będę już grzeczny, przysięgam...! Jonghyun...proszę, błagam...już nie wytrzymam...obiecuję, że będę już tylko Twój, tylko błagam...przestań...

  Uśmiecham się, wreszcie zadowolony. Wyjmuję z kieszeni koszuli niewielką tabletkę, którą wsuwam do własnych ust. Wchodzę na łóżko i zawisam nad Tobą, dopiero z tej odległości widząc drobne ranki w kształcie półksiężyców wewnątrz Twoich dłoni. Czując się nieco winny, rozwiązuję Twoje oczy, a także nadgarstki, choć nadal Twoje ruchy ograniczają łańcuchy. Zaplatasz ręce wokół mojej szyi, czuję, jak zamykasz nogi na moich biodrach. Wpijam się w Twoje wargi, jednocześnie podając Ci antidotum. Jego działanie jest niemal natychmiastowe - ledwo zdążyłem się od Ciebie odsunąć i już widzę efekty - narkotyk odpuszcza, Twoje podniecenie osiąga stan szczytu w kilka sekund. Wystarczy jeden ruch. Tak więc, ponownie wpijam się w Twoje wargi, jednocześnie naciskając włącznik. Najgłośniejszy krzyk wieczoru wyrywa się spomiędzy naszych warg, gdy z ulgą wreszcie możesz dojść. Patrzysz mi w oczy, na Twoich wargach pojawia się błogi uśmiech.

- Uwielbiam Twoje kary...oh, tak bardzo Cię kocham. - szepnął mi do ucha, pchając mnie na plecy i z trudem się poruszając. Całe jego ciało drżało, gdy odpinał obrączkę by wyciągnąć z siebie zabawkę i ze wstrętem odrzucić ją na podłogę. - Teraz nadszedł czas na moją nagrodę, prawda?

- Prawda... - mruknąłem, patrząc jak mnie rozbierał. - Czas na najlepszą część kary.
____________________________________________
Opowiadanie z dedykiem dla mojego ukesia~

1 komentarz:

  1. Wiesz co ci powiem? Teraz dzwonisz do mojego taty i przepraszasz za to, że jego córka zaśliniła laptopa.

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2