6 cze 2016

~ Igły i ślady paznokci


   Zwykły dzień w szkole. Dłużący się w nieskończoność, nudny dzień w środku października. W tym okresie pamięta się jeszcze powiew wakacji, który przypomina wszystkim uczniom o tym, że szkoła to tak naprawdę okropne więzienie. I mimo tylu lat nauki, nadal tak czułem. I miałem nawet wrażenie, że z czasem to mi się pogarsza. Spojrzałem znudzony przez okno, bawiąc się ołówkiem w dłoni. Nie lubiłem siedzieć na nieproduktywnych lekcjach, a historia starożytna była właśnie czymś takim. Jedyne, o czym teraz marzyłem, to pójść spać lub zwiać z tej lekcji. Jednakże ani jedno, ani drugie nie wchodziło w rachubę, co tylko sprawiło, że ciężko westchnąłem. Dlaczego ja się w ogóle na to zgodziłem?
   Spojrzałem na śpiącego Misakiego, który, z nawet uroczą miną ślinił się na naszą wspólna ławkę. Co mnie podkusiło, żeby zgodzić się robić notatki? A, no tak....przecież wczoraj do późnej nocy go maltretowałem....uśmiechnąłem się delikatnie na to wspomnienie, odgarniając mu delikatnie włosy z czoła. Wstał rano taki padnięty...to i tak był cud, że zaciągnąłem go do szkoły. Zapierał się rękami i nogami przed wyjściem z łóżka, choć ostatecznie, bardzo niechętnie, uległ. I choć pierwsza lekcja umknęła na przekonywaniu tego rudzielca, druga, która, na całe szczęście, dobiegła już końca, była na tyle luźna, że mógł sobie spokojnie odespać jeszcze kilka minut.
   Rozbrzmiał dzwonek, który oznajmił, że ta katorga wreszcie się skończyła. Z ulgą położyłem głowę, na blacie, zdejmując okulary. Westchnąłem przecierając oczy i zastanawiając się, jak przetrwać ten dzień. Nie lubiłem smaku kawy, więc ten sposób odpadał, a moje zdrowie nie pozwalało na napoje izotoniczne. Kolejne ciężkie westchnienie uleciało z mojego gardła. A mogłem go posłuchać i zostalibyśmy w domu....
   W klasie zrobiło się małe zamieszanie, które kompletnie olałem. Jednakże, kiedy zaczęło się robić głośniej, a Misaki zaczął niepokojąco się wiercić, z ogromną niechęcią wstałem i podszedłem do zaaferowanych uczniów.

Co się dzieje? - rzuciłem w stronę grupy, ziewając.

Fushimi-senpai, godziny bilansu się zmieniły. - rzuciła jakaś dziewczyna, której imienia w ogóle nie pamiętałem. - Nie wiedziałeś o tym?

Ah, nasz przewodniczący zawsze o wszystkim zapomina. - zaśmiał się mój zastępca, któremu posłałem zatykającego gębę kuksańca w bok.

Um, wczoraj zapomniałem wam powiedzieć. - mruknąłem, przypominając sobie coś takiego. - Idziemy ławkami, tak jak było ustalone. Pierwsza ławka już może iść.

   Zakładając okulary, wróciłem do swojej ławki, z której spoglądało na mnie zombie z mocno
podkrążonymi oczami i nieco szarą twarzą, na której odcisnęły się wyryte rysunki w ławce. Uśmiechnąłem się nieco złośliwie, siadając na swoim miejscu. Misaki zawsze po obudzeniu był rozkosznym małym trupem. Oznaczało to mniej więcej tyle, że jego zaspane i opóźnione reakcje naprawdę były urocze, jednak wygląd mógł zostawiać nieco do życzenia. Nadal się uśmiechając, wytarmosiłem mu policzka, na co dopiero po sekundzie zaczął krzyczeć.

Saru, odwal się. - pacnął mnie w pierś, jednak niemal tego nie poczułem przez ilość użytej przez niego siły. - I weź coś zrób, żeby dali mi spać.

Próbowałem, ale zrobił się problem, bo bilans przesunęli na trzecią godzinę.

 - Co?! A chciałem sobie jeszcze pospać....

Trzeba było iść spać, kiedy mówiłem, a nie grać całą noc. 

Trzeba było dać mi spać, kiedy chciałem skończyć grę. - odgryzł się, delikatnie rumieniąc się pod oczami.

Nie narzekałeś. - uśmiechnąłem się.

   Zawstydzony, nie zebrał się na kąśliwą uwagę, tylko zaczął niechętnie i na odwal przepisywać notatki, które zrobiłem. Przyglądałem mu się, jednocześnie odczytując niektóre niewyraźne słowa. Powoli jego twarz zaczęła przyjmować swój zwykły, stary koloryt, a cienie, choć wciąż mocno widoczne, stawały się nieco bledsze. Ten widok sprawił, że jakoś spokojniej mi się oddychało.
   Przerwa się skończyła, zaczynając jednocześnie godzinę wychowawczą, która, jak zwykle, zamieniła się w lekcje matematyki. Zaczęliśmy więc wykonywać zadania, a kolejne grupy wychodziły na bilans. Zajęty obliczaniem i jednoczesnym robieniem pracy domowej dla mnie i Misakiego nawet nie zauważyłem, jak przyszła nasza kolej na wyjście do pielęgniarki. Dopiero szturchnięcie w ramie mnie obudziło.
   Podnieśliśmy się z miejsca i razem poszliśmy w stronę gabinetu pielęgniarskiego, niezbyt się do niego spiesząc. Po drodze rozmowa się niezbyt kleiła, między innymi dlatego, że Misaki ciągle ziewał, co mnie strasznie bawiło. Jednakże, dobrze wiedziałem, ze musi czuć się strasznie zmęczony. W końcu, czułem się dokładnie tak samo. "Dzisiaj pozwolę mu się wyspać", zdecydowałem, wchodząc do gabinetu pielęgniarskiego.
   Pokój ten był chorobliwie blady i dzielił się na dwie części. W jednej były łóżka oddzielone kotarami i duża ilość szklanych szafek na leki i sprzęt do pierwszej pomocy. W drugiej części natomiast mieściło się biurko głównej pielęgniarki oraz jej asystenta i biurowe szuflady na akta. Na ścianach była cała masa plakatów propagujących zdrowe odżywianie, gorszące palenie i tablice do badania wzroku. Zwykły, nudny gabinet pielęgniarski, który można odnaleźć w każdej szkole.
   Zgodnie z poleceniem zdjęliśmy mundurki, pozostając jedynie w podkoszulkach i bieliźnie. Na pierwszy ogień poszedł Misaki, którego zaczęli ważyć i mierzyć. Jak zwykle przy tym jego twarz zrobiła się wściekle czerwona, gdy został powiadomiony, że kompletnie nic się nie zmieniło. W międzyczasie ja miałem badanie wzroku, które skończyło się tym, że znowu moja wada się pogorszyła. Następnie zamieniliśmy się - mój mały rudzielec jak zwykle miał perfekcyjny wzrok, podczas gdy ja urosłem kilka centymetrów i znowu schudłem. Później sprawdzono nam kręgosłupy, postawę i sprawność ruchową. Wyniki były dokładnie takie same jak w poprzednim roku, co nikogo nie dziwiło. Niemal nigdy nasz bilanse się nie różniły. Przebiegały niemal w tym samym schemacie.
   Po 5 minutach kazano nam się ubrać. Przyglądałem się, jak wypisują dokumenty, zapinając jednocześnie koszulę.

- Fushimi-kun, musisz koniecznie coś zrobić ze swoją skórą! Zalecam witaminę B. I mówię to poważnie. Więcej snu, odpoczynku i warzyw! - pielęgniarka spojrzała na mnie groźnie, na co w ogóle nie zareagowałem. - A ty, Yatagarasu-kun, musisz jeszcze chwileczkę zostać. Fushimi-kun może już wracać.

- Ja? Co się stało? - zaskoczony od razu podszedł do pielęgniarki.

- Masz zaległe szczepienie. Na twoje szczęście, możemy zrobić je na miejscu.

- Sz-sz-szczepienie?! - panika w jego głosie zwróciła moją uwagę.

   Wszystko w nim mówiło, że najchętniej uciekły w tej chwili z pokoju i nigdy więcej tu nie wrócił. Jego ramiona się trzęsły, w oczach dostrzegłem małe łezki, a palce zbielały od zaciskania ich na blacie. Przez kilka sekund zastanawiałem się, czego się tak boi, aż przypomniało mi się, że przecież Misaki panicznie bał się igieł. Zawsze unikał wszelkich możliwych szczepień i odwlekał je w nieskończoność. A kiedy przychodziło co do czego...cóż, jego krzyk i szarpaniny były niemal legendarne w dzielnicowym szpitalu.
   Pielęgniarka poprosiła Misakiego na kozetkę, jednak ten niemal kompletnie zesztywniał i zdębiał, oblewając się potem. Biedna kobieta nie miała pojęcia co zrobić, więc wiestchnałem tylko i podszedłem do chłopaka, delikatnie go pchając do przodu. Z trudem udało mi się go ruszyć i posadzić na wskazanym miejscu - całe jego ciało zesztywniało tak mocno, że miałem wątpliwości, czy uda się wbić igłę w tak napięte mięśnie. Nie patrząc na pielęgniarkę i nie pytając jej o zgodę, usiadłem obok chłopaka. Widząc, jak mocno zaciska pięści, kierowany podświadomą pewnością, posadziłem Misakiego sobie na kolanach. Zarzuciłem jego ręce sobie na ramiona, a jego palce momentalnie wczepiły się wraz z paznokciami w moją skórę. Starając się to ignorować, podwinąłem jeden z jego rękawów i spojrzałem na pielęgniarkę, przeciągając głowę chłopaka do siebie i układając ją w zagłębieniu pomiędzy szyją a ramieniem, tak, by niczego nie mógł zobaczyć. Cała operacja zajęła mniej niż minutę.

- Proszę się pospieszyć, zaraz mu przejdzie i zacznie krzyczeć. Jeśli nie chce pani ryzykować, mogę ja to zrobić.

   Kobieta patrzyła to na mnie, to na Misakiego, próbując zrozumieć zapewne, co tu się dzieje. Westchnąłem, zirytowany jej marnowaniem czasu. Zaraz mogło dojść do prawdziwej tragedii...na szczęście jej asystent miał nieco lepszy refleks. Delikatnie przetarł miejsce, w które zamierzał się wkłuć i przygotował igłę. Ostrożnie złapał mojego rudzielca za ramię i wbił się powoli w ramię. Widziałem, jak na twarzy Misakiego emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie, grożąc wybuchem, więc zrobiłem to, co pierwsze przyszło mi do głowy - pocałowałem go. Jak zawsze, pierwsze sekundy stanowił opór, jednak po chwili całe jego ciało, co wyczułem bez problemu, rozluźniło się, odpowiadając na pieszczotę. Z uśmiechem poczekałem, aż nieco zaszokowany asystent skończył podawać lek i wysunął igłę. Sam także się odsunąłem, stawiając chłopaka na nogi

- Proszę tak nie patrzeć. Nie chciałaby pani opcji B.  - rzuciłem do pielęgniarki, wychodząc wraz z Misakim, którego trzymałem za rękę.

   W połowie drogi poczułem silne szarpnięcie. Odwróciłem się, widząc swojego małego kochanka w kuckach na podłodze, którego twarz niemal płonęła. Uśmiechnąłem się. Dopiero do niego dotarło, co się stało.

- Misaki... - Kucnąłem obok niego i pochyliłem się nad jego uchem. - A Ty byś wolał plan B? Jeśli będziesz grzeczny, to dziś wieczorem Ci to dam

- S-saru... - odezwał się po dłuższej chwili - ...powinienem dostać nagrodę za zastrzyk.

   Uśmiechnąłem się, wstając i ciągnąć go za sobą. Oh tak.. jednak ten dzień nie był taki zły. Zamykając za nami drzwi od pokoju samorządu uczniowskiego czułem, że częściej powinienem chodzić z Misakim po lekarzach. Było to bardzo opłacalne.
_____________________________________
Obiecana miniaturka dla ukątka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2