26 sie 2016

~ W cesarskim łożu

   Wpatrywałem się w biel wysokiego sufitu, wsłuchując się w ciszę. Czerń otaczała mnie grubym całunem, nie wpuszczając do owalnego pokoju choćby promienia światła. Wszystko wokół mnie zamilkło, celebrując chwilę, która równie dobrze mogła trwać eony. W tym czasie mogły upadać i wznosić się imperia, rodzić się i umierać setkami ludzie. A jednak ten świat przenikał obok. Nie było niczego innego po za otaczającymi mnie kolumnami, wysokim sklepieniem ozdobionym złotą i jasno-błękitną arabeską, a także aromatycznym zapachem kadzideł, których dym tańczył w ciemnościach niczym dwa nagie ciała splątane w jednym, harmonijnym rytmie. Przyglądałem się ciemności z nutą fascynacji i znużenia, pozwalając, by słabe płomienie dogasającej świecy zostały pochłonięte. Chwila ta nabierała magicznej nuty, niczym opowieść wędrownego baśniarza, który, opowiadając tą samą historię w różnych miastach i wsiach, tworzy nastrój, budujący tło powieści o heroicznych czynach króli, rycerzy i półbogów. Zamknąłem oczy, przypominając sobie jedną z takich historii. Widziałem siebie ponownie z perspektywy nieświadomego jeszcze dziecka, patrzącego na wędrowca, który sam sobą mógłby reprezentować postać z baśni tysiąca i jednej nocy. Zagłębiłem się we wspomnienia na tyle, że moje zmysły zewnętrzne, rejestrujące takie elementy jak jęk drzwi czy wygłoszony tytuł i powód wizyty uległy pewnemu rozproszeniu. Dopiero, kiedy drżące kroki, którym towarzyszyły brzęczące o siebie, dźwięczne, złote blaszki były wystarczająco blisko, zdołałem się wyrwać z sennego mirażu. Lekki uśmiech wstąpił na moją twarz, gdy materiał pościeli z najdelikatniejszych jedwabiów i z najpiękniejszymi haftami świata zadrżał, gdy drobna postać, jak młody koliber, dziewiczo wyrywający się z gniazda, który przysiada na swoim pierwszym kwiecie, ułożyła swoją głowę pośrodku łoża, przed którym klęczała. Uchyliłem powieki, by z największym zadowoleniem dostrzec kruchą, wdzięczna postać, która zgodnie z tradycyjnym obrzędem czeka najpierw na ruch swego pana. Przerwałem więc moją fascynację nad ciemnością i nie racząc w żaden sposób naznaczyć niewieście, że posiadła moją uwagę, ruszyłem wzdłuż ścian pokoju, obłożonych pięknymi boazeriami największych mistrzów bizantyjskich, zapalając w pięknie zdobionych, arabskich lampach, płomienie, rozświetlające na powrót erotyczną nutą sypialnię.
   Moje powolne kroki odmierzały pełny obwód pomieszczenie, tworząc napięcie niepewności, które przejawiało się w drżeniach ramion niewinnej dziewczyny, klęczącej nadal przy posłaniu. Po minięciu przestronnego wejścia na ogromny, pałacowy balkon, łaskawie skierowałem się na powrót w jej stronę, uśmiechając się niemal jak tygrys, zbliżający się do swojej ofiary. Musnąłem czubkami metalowych szponów przymocowanych do moich palców jej włosy, z zadowoleniem widząc u niej strach i skulenie ramion. Stanąłem za jej drobnym ciałem, okrywając ją w pełni swoim cieniem. Przesunąłem palcami do góry , łapiąc za kosmyki, które po osiągnięciu swojej długości wypadły mi z dłoni. Pochyliłem się nad nią niżej, ze złowrogim uśmiechem zbliżając swoje usta do jej karku. Musnąłem ustami skórę pokrytą bladoróżowym pyłem, który pozostał na moich wargach. Konwulsyjny niemal dreszcz wstrząsnął jej drobną postacią, co we mnie wywołało jedynie uczucie radości. Pastwienie się nad słabą służbą nie sprawiało mi przyjemności, jednak widok strachu, który odbijał się w ich postawie podobał mi się. Czułem wtedy, że jestem na właściwym miejscu, należnym mi z urodzenia i potęgi.
   Kończąc swoją złośliwą gierkę pstryknąłem palcami, co pozwalało dziewczynie na odwrócenie się w moją stronę. Jak przystało jej pozycji, dotknęła czołem rąbka szaty i nie śmiała się podnieść. Nie ułatwiając jej w żaden sposób zadania, opadłem ponownie wśród atłasu pościeli, rozkoszując się jej uniżeniem. Jedynym przejawem mojej dobrej woli był znak, który pozwalał jej, jako posłance, wyznać swoją wiadomość. Posłusznie wyprostowała plecy i patrząc w podłogę, drżącym głosem przekazała swą wieść.

- Władca sąsiedniej krainy wysłał do nas swoich posłów, by prosić Cesarza o zaprzestanie podboju. Czekają oni w skrzydle dla gości, czekając na przyjęcie.

- Pragną rozejmu... - zamyśliłem się na głos, jednak nie zamierzałem poświęcać temu problemowi więcej uwagi. - Przekaż naszym gościom, że spotkam się z nimi jutro, na Ceremonii.

- Oczywiście, Panie. - dziewczyna posłusznie wstała, i niemal z radością skazanego, którego wyrok został zawieszony, skierowała się do wyjścia.

   Kiedy zostałem sam, uśmiechnąłem się nieco przebiegle, podchodząc do ogromnych okien. Otworzyłem je jednym, silnym ruchem na oścież, wpuszczając w ciężkie od strachu i erotyzmu powietrze nieco świeżej nutki. Zapach morza wdarł się w przestrzeń sypialni, otulając wszystko wkoło. Skierowałem się w stronę przestronnego balkonu i przysiadłem na grubym murze ozdobionym płaskorzeźbami, który wieńczył balkon. Spojrzałem na roztaczający się widok stolicy mojego kraju. Pod jego potęgą uginały się imperia. Na moim dworze, przed moim tronem, klękały Chiny i Bizancjum, państwa Europy i Azji. Komnaty mojego pałacu pokazywały trofea z całego świata, od egzotycznych głów zwierząt w salach łowieckich po najkosztowniejsze kruszce w skarbcach. Byłem niemal panem świata, mojej potęgi nikt nie miał prawa podważyć. I ponownie okazałem się wyższością nad innymi. Kolejny naród zamierzał się płaszczyć przede mną, uciekając w popłochu z pól bitewnych przed przerażającą armią pod moimi proporcami. Coś na kształt niezdrowej dumy sprawiło, że moje serce urosło w piersi. Niewielkie państwo ojca przekształciłem w przerażającą potęgę, trzęsącą całym Starym Kontynentem i zdobywające kolejne ziemie Dalekiego Wschodu. Nikt nie mógł zagrozić moim ziemiom, rozpościerającym się dalej, niż horyzont.
   Spojrzałem w dół, na najbliższe budynki, znajdujące się w granicach pałacu i pałacowy ogród. Piękno tego miejsca potrafiło nie jednej osobie zaprzeć dech w piersiach. Tworzący go artyści mogli konkurować jedynie z aniołami o swój talent. Idealnie rozplanowany schemat alejek i wieńczące go ozdoby z marmuru, jadeitu, lapisu i wielu innych, szlachetnych i pięknych materiałów, pawie, spacerujące w spokoju wśród traw i egzotyczne ryby pływające w ustronnie umieszczonych oczkach wodnych pod rozłożystymi drzewami dawały mu charakter godny niemal miana Edenu, raju utraconego. Z uśmiechem przesuwałem wzrokiem po swoim bogactwie, po tym, co stworzyłem. Nie można było zaprzeczyć, że dzieło to było warte śmierci setek na najróżniejszych frontach prowadzonej przeze mnie gry.
   Miałem na powrót wrócić do komnaty, gdy dostrzegłem postać przemykającą się ogrodem. Nutka zaciekawienia pojawiła się w głębi mnie, zmuszając do ponownej obserwacji. Istota ta, swoim wyglądem wskazująca na jakąś wewnętrzną słabość, wyglądała na głęboko przejętą nieznanym mi widmem. Nie wiedząc dlaczego, patrzenie na nieznajomego gościa sprawiało mi pewną przyjemność. Zagubienie, widoczne w ruchach, sposób poruszania się osoby błądzącej...przypominało mi to zachowanie zwierzęcia złapanego we wnyki. Na moich wargach pojawił się niebezpieczny uśmieszek. Wróciłem do sypialni i jednym słowem wezwałem strażnika, któremu poleciłem sprowadzenie zguby mieszczącej się w ogrodzie. Po kilkunastu minutach dźwięk szamotaniny oznajmił mi, że mój biedny, schwytany w siatkę motyl został przyprowadzony. Drzwi dyskretnie się otworzyły, a strażnicy, wraz z moim nieznanym motylem wkroczyli do środka wśród pokłonów. Wypuścili moją zdobycz, która upadła na podłogę i opuścili sypialnię, przyjmując ostatnie rozkazy o nieprzeszkadzaniu mi do samego rana. Będąc już tylko we dwoje, podszedłem do mojego gościa.

- Twój Pan jest przed tobą. Niegodne jest zachowanie, jakie prezentujesz. - odezwałem się groźnie, lecz bez szczególnego unoszenia tonu. Moi poddani i bez tego wiedzieli, że należę do ludzi, których lepiej jest się bać. - Twój statut ci nie pozwala na tak obraźliwe zachowanie.

- Zaszła jakaś pomyłka...jestem posłem, przysłanym przez mojego ojca, Cesarza Wschodu. - drżący, ale jednocześnie dziwnie spokojny głos młodego mężczyzny przyjemnie brzmiał w moich uszach. - Opuściłem swoją komnatę, by się przewietrzyć...klimat waszej krainy powoduje u mnie duszności...

- Nie martw się, nikt cię nie ukarze za nocne wycieczki. - zaśmiałem się, przyglądając się jednocześnie, jak ten drobny mężczyzna siada, składając głowę do ukłonu. - Jednakże wszystko w tym pałacu, łącznie z gośćmi, staje się moją własnością. Teraz także i ty należysz do mnie.

- Mam ochronę poselską....

   Cicho się śmiejąc, odsunąłem się o krok. Nie spuszczając z niego wzroku, usiadłem na zdobionej pufce, patrząc z niemożliwą uwagą na jego twarz, na ukryte w oczach emocje. Przyglądałem się jego osobie w pewien oceniający sposób. Nie wyglądał na słabego fizycznie - spod zdobionego bezrękawnika bez problemu dało się zauważyć zarysowane mięśnie ramion. Był wysoki, urodziwy...nie dało się mu wyznaczyć choćby jeden rzeczy, która uczyniła by go tak słabym. A jednak jego oczy wyrażały niepokój, drżał delikatnie przez moim obliczem....jego zachowanie było naprawdę urocze - wyglądał jak małe zwierzątko, które właśnie, po raz pierwszy w swoim życiu, znalazło się w obliczu drapieżnika. Sprawiało, że coś wewnątrz mnie zabawnie drżało I nie mogłem ukrywać, że w tym strachu nie było czegoś podniecającego...nie wiedząc dlaczego, nabrałem chęci, by go zasmakować, by zanurzyć się w tym bladym ciele...by wycisnąć łzy z oczu. Uśmieszek wstąpił na moją twarz, gdy wyobraziłem go pod sobą...w takich chwilach jak ta rozumiałem, dlaczego mój własny harem się mnie obawiał. W mojej głowie już zrodził się plan, jak fantazje zamienić w realne zdarzenia. Ostatecznie, to właśnie te wymysły zapewniały mi panowanie we wszystkich stronach świata. Moje królestwo było podszyte mirażami, które zmieniły się w czyn - budowle, jakich nie dało się znaleźć gdziekolwiek indziej, zbudowany na nowo język, system kupiecki, mocno zakorzeniony absolutyzm, religia władcy i nauka. Państwo cudów zbudowane na przestrzeni kilku lat panowania. Wojsko, którym matki straszyły nieposłuszne dzieci, zmieniając żołnierzy w krwiożercze bestie. I władca, będący jednocześnie bogiem, który mógł zażyczyć sobie wszystkiego

- Rozbierz się. - mój głos rozciął ciszę

- R-rozbierz...? - jego głos podskoczył o oktawę. Spojrzał na mnie, spłoszony, jakby liczył, że tylko się przesłyszał - D-dlaczego miałbym to z-zrobić...?

- Jeśli tego nie zrobisz...moja straż Ci pomoże. - Wskazałem znacząco na drzwi. - Nie są to łagodni ludzie...należą do bardziej, delikatnie ujmując, brutalnej grupy.

   Chłopak ze strachem spojrzał we wskazanym kierunku, biorąc głęboki i drżący oddech. Przez chwilę po prostu na mnie patrzył, jakby ważył powagę moich słów lub ewentualną odpowiedzialność. Trwało to znacznie dłużej, niż bym sobie życzył, po czym spojrzał na mnie, a w jego wzroku pokazało się coś...twardego, jakby jego wcześniejsze zachowanie było jedynie grą pozorów. Na widok tej stanowczości, na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Oh. Więc jednak są jeszcze ludzi niepokorni w stosunku do mnie. Nie mogłem jednak nie przyznać, że przez to chciałem go jeszcze bardziej. To, co mi właśnie pokazał sprawiło, że zapragnąłem naznaczyć jego skórę, by każdy wiedział, że należał do mnie. Zapragnąłem męczyć jego ciało przez długą noc, by zobaczyć, jak resztki siły opuszczają jego umysł, zastąpione moją osobą. Z zadowoleniem podniosłem się ze swojego miejsca, stając przed nim i niemal czując w powietrzu, co za chwilę wypowie.

- Nigdy tego nie zrobię. Mam swój honor i swoją dumę.

   Zadowolony, patrzyłem, jak w tej swojej hardości zaczynają drżeć mu ręce. Nie spuszczając z niego wręcz lodowatego wzroku pstryknąłem palcami. Dźwięk rozniósł się w złowrogiej ciszy, by po kilku sekundach ponieść się echem po kolistych ścianach. Tyle wystarczyło, by straż wlała się do pomieszczenia. Chłopak poderwał się do góry, jakby był gotowy do ucieczki, jednak od razu został pojmany i ponownie usadzony na kolanach. Spojrzał na mnie z mieszaniną strachu i niechęci, co tylko poszerzyło mój uśmiech. Podszedłem bliżej do niego i złapałem go za twarz, ściskając palcami jego policzki na tyle mocno, by kilka łez spłynęło do wnętrza mojej ręki. Patrząc w jego oczy, pełne wyrzutu, poczułem podniecenie. Puściłem go, by dać kolejny sygnał straży. Odwróciłem się na pięcie, podchodząc do zdobionego stolika i niemal się pławiąc w krzykach, jakie słyszałem za sobą. Jak gdyby nigdy nic, w pełnym skupieniu, dziękując bogom, zapaliłem kadzidełka, wypełniając powietrze aromatycznym zapachem. Nie przejmowałem się błaganiami, słanymi w moją stronę ani krzykami i groźbami, rzucanymi w stronę strażników. Byłem królem. Władcą wszystkiego, co znajdywało się wkoło mnie. Niby jakie prawo zabraniało mi wziąć sobie jego osobę w posiadanie? Należał do mnie, podobnie jak wszyscy, którzy kiedykolwiek przekroczyli pałacowy próg i po za niego się nie wydostali. Wszystko w obrębie murów należało do mnie. W stolicy każdy obywatel, każda cegła, każde zwierze i roślina były moje. Więc czemu nie miałbym sobie przywłaszczyć posła w zamian za pokój? To chyba sprawiedliwe, prawda? W końcu, przerywając wojnę traciłem nie tylko ziemie, ale i łupy. A skoro i tak bym zwyciężył, pokój powinien zostać podpisany na moich warunkach.
   Z tą myślą pstryknąłem na jednego ze strażników, by przekazał moje polecenie urzędnikom, a sam odwróciłem się do chłopaka. Jego szaty, a właściwie porwane fragmenty, leżały na podłodze, otaczając jego skuloną postać. Strażnicy mocno go trzymali, choć ten starał się trzymać możliwie jak najbliżej ciała kończyny, jednocześnie zasłaniając intymne miejsca. Patrząc na jego zaskakująco delikatną i jednocześnie męską sylwetkę nie potrafiłem powstrzymać uznania. Nie dało się odjąć mu urody...nawet gdy jego twarz przecinały łzy, a ciało już ozdobiły siniaki.
   Jego skóra, pokryta gęsia skórką, wzbudziła mój grymas. Nakazałem kolejnemu strażnikowi opuścić komnatę, by wrócił po chwili z jedwabną, czerwoną narzutką, która przysługiwała każdej członkini haremu. Wziąłem od niego lejący się materiał i nakazałem go podnieść. Po krótkiej szamotaninie mój rozkaz został spełniony zgodnie z moimi wytycznymi, przez co bez problemu byłem w stanie go ubrać. Machnąłem ręką, by strażnicy na powrót zmusili go do klęczek i stanąłem przed nim, muskając palcami ślady po łzach. Kiedy uciekł od mojego dotyku, zmrużyłem oczy. W moim królestwie brak szacunku był karany nawet śmiercią - w tym wypadku zastosowałem jedynie siarczysty policzek, który, przez metalowe szpony wieńczące palce, pozostawił głęboką, krwawą bruzdę. Chłopak spojrzał na mnie z mieszanką uczuć, w której na pierwszym miejscu był strach, a na drugim...początek nienawiści? Jakie to urocze. Kiedy dotknąłem go tym razem, już nie uciekł. I dobrze. Z uśmiechem wplotłem palce w jego włosy, jednym szarpnięciem przyciągając go bliżej mnie. Mój uśmiech się poszerzył, kiedy zobaczyłem, jak zaciska wargi w uporze godnym wojownika. Jednakże zdobycz już była w moich sidłach. Teraz wystarczyło zahipnotyzować ją spojrzeniem.

- Już niedługo twój władca dostanie swój wymarzony pokój - wyszeptałem do jego ucha, pochylając się nad nim. - Skończą się krwawe walki, gwałty i grabieże. Zatrzymam wojska w miejscu, w którym są. Ziemie zdobyte już należą do mnie. Resztę nędznego kraju...uratujesz ty. - Z zadowoleniem przygryzłem płatek jego ucha. - Ty w zamian za pokój. Jeden zwykły poseł za wolność i życie tysięcy. Chyba nawet ty, będąc tak młodym, dostrzeżesz moje miłosierdzie, prawda? Wasz władca otrzyma pokój, zwiąże się unią z moim państwem i to ja będę obrońcą, nie najeźdźcą. A ty jesteś jedynym warunkiem. Rozumiesz, co to oznacza, prawda? Już należysz do mnie.

- Nie... - jego spokojny lecz jednocześnie płaczliwy głos pieścił moje uszy. - Mój ojciec...on nie może tego zrobić...

   Odsunąłem się, ściskając między palcami jego twarz. Oh. Więc to nie był poseł. To był wysłannik króla. Jego własny syn. Przymknąłem oczy, skupiając się nad dynastią sąsiedniej krainy. Oh. Miałem w swoich rękach spadkobiercę tronu. Mój uśmiech poszerzył się, zmieniając w dużo bardziej okrutny. Wiedziałem, że, nawet jeśli to było jedyne dziecko, nikt o zdrowych zmysłach, nie odrzuci pokoju, który jest przypłacony tak niską ceną. Jednakże...może ten niewielki płomyczek nadziei w jego sercu sprawi, że będzie jeszcze ciekawiej.

- Więc zerwę tę umowę i doszczętnie spalę twój dom. - odparłem tonem całkowicie naturalnym i niemal wesołym.

- Nie!! Nie rób tego, błagam! Ja..! Ja...zrobię wszystko...wszystko, co będziesz chciał...za ten pokój...za ocalenie moich ludzi...zrobię wszystko.

   Kiedy składał obietnicę, jego głos był cichszy niż szelest jedwabiu na jego ramionach. A jednak mi sprawiło to perwersyjną przyjemność. Widok jego poniżenia był przyjemniejszy od oglądania podbitych miast, od widoku palonych wiosek i gwałconych kobiet.
   Odesłałem straż jednym machnięciem ręki. Pozostaliśmy sami w komnacie. Tylko on i ja. Unikał mojego wzroku, skulony na podłodze, u moich stóp. Ah, ten widok działał niezwykle pobudzająco...z uśmiechem zdjąłem ciężki płaszcz, który dźwięcznie upadł na posadzkę. Jednym szarpnięciem podniosłem go z podłogi, by w następnej sekundzie przygwoździć go swoim ciałem do posadzki. Czułem, jak bardzo pode mną drżał, ale to sprawiało tylko, że moje ciało jeszcze bardziej go pożądało. Chciałem sprawić mu ból, ale jednocześnie chciałem dać m przyjemność. Chciałem widzieć łzy w jego oczach. Łzy rozkoszy i łzy piękących ran. To pragnienie było silniejsze od innych uczuć w moim ciele.
   Musnąłem palcami ranę na jego policzku, nie mogąc się powstrzymać przed delikatnym uśmieszkiem. Wydawał się taki delikatny...taki bezbronny. Taki kuszący. Stawał się moją zabaweczką, która mogła liczyć na miano tej "ukochanej". O ile w tym świecie i w moim sercu mogło się pojawić coś takiego.
   Zsunąłem z niego satynowy materiał, którym go okryłem. Jego skóra wydawała się chłodna w dotyku, ale i zaskakująco miękka, choć bez problemu mogłem wyczuć pod nią grające mięśnie. Przyjrzałem się mu dokładnie, ponownie oceniając, tym razem nagie, ciało. Tak...nie myliłem się - na pewno nie był słaby. Jego ciało należało do wojownika, pokryte siatką mięśni. Z uśmiechem musnąłem palcami jego brzuch, delektując się tym uczuciem. Chciałem go. Chciałem go posiąść. I zamierzałem to robić całą długą noc, aż nie będzie w stanie myśleć o niczym innym niż ja. Aż zapomni o rodzinnym mieście, o państwie, z którego się wywodził. Tak długo, aż będzie miał tylko mnie przed oczami.
   Wpiłem się w jego wargi, delektując się piskiem protestu, jaki wydał. Jego usta były zaskakująco delikatne i przyjemne w dotyku....nawet moja ulubiona członkini haremu takich nie miała. Nawet kiedy szarpał się, próbując tego uniknąć, nie mogłem zaprzeczyć, że to było niezwykle przyjemne...po raz kolejny nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Ta noc zapowiadała się na wyjątkową...wraz z nim, z posłem, który się tego nie spodziewał, z synem władcy, z którym miałem zawrzeć pokój. Który wyglądał jednocześnie słodko i niebezpiecznie, kusząco i pociągająco...zawisłem nad nim, przybliżając usta do jego ucha.

- Jeśli będziesz współpracował, nie będzie bolało...aż tak. - Przygryzłem płatek jego ucha. - Powiedz mi swoje imię.

- ...nazywam się Haruka. - Zaskakiwał mnie ten spokojny ton, jednak czułem, że w ten sposób ukrywał swój lęk przed tym, co go czekało.

- Kobiece imię...cóż za ironia. - zaśmiałem się, aż nazbyt świadomy, że los sprawił nam tego samego psikusa. - Tak więc, Haru...bądź posłuszny.

   W odpowiedzi dostałem jedynie pojedyncze skinienie głowy.
   Chwilę później nasze usta ponownie się połączyły. A czując jego niewinną odpowiedź, chciałem go jeszcze bardziej...jeszcze mocniej. Zaskakujące było to, jak bardzo. A przecież był mężczyzną...jednak dla mnie nie zmieniało to niczego. Od dziecka powtarzano mi, że mogę mieć wszystko, co tylko będę chciał, że każdy mój rozkaz jest rozkazem absolutnym. Od kiedy objąłem władzę, życzenia stawały się rzeczywistością, tym razem nie mogło być inaczej.
   Moje ręce szybko odnalazły słabe punkty jego ciała. Skutecznie pieściłem jego skórę, czując, jak całe jego ciało drży, zarówno ze strachu jak i z przyjemności, do której nie chciał się przyznać. Moje usta przesuwały się wzdłuż linii jego szczęki, odchylając jego głowę, by mieć lepszy dostęp. Przesuwałem się powoli po jego szyi, pozostawiając za sobą ścieżkę z malinek i śladów zębów, jednocześnie pieszcząc palcami sutki chłopaka. Z lubością wsłuchiwałem się w nieśmiałe jęki, jakie wydawał, chociaż za wszelką cenę starał się nad tym panować...próbował się powstrzymać, zasłaniać usta...jednak ja chciałem coś innego.
   Złapałem za jego nadgarstki i jednym ruchem przełożyłem je nad jego głowę, by zapiąć na nich złote bransolety przymocowane do zdobionej ramy łoża. Spojrzałem mu w oczy, jednocześnie mocniej zaciskając palce na jego sutkach. To, co zobaczyłem, ten delikatny rumieniec kryjący się w cieniu rzęs i dłonie zaciskające się na zdobieniach...poczułem przypływ podniecenia, którego już dawno nie czułem, patrząc na tancerki i liczne kobiety, które mnie otaczały. Dlaczego właśnie przy nim to poczułem? Co było w nim takiego pociągającego? Nie wiedziałem, jednak...jakie to miało znaczenie? Mogłem go po prostu dołączyć do moich ulubionych zabaweczek. Na nowo przyssałem się do jego szyi, naznaczając go jako swoją własność. Zsuwałem się coraz niżej, pieszcząc językiem delikatną skórę i wsłuchując się w cichutkie jęki, uciekające pomiędzy sapnięciami. Składałem drobne pocałunki na jego piersi, od czasu do czasu liżąc i zaciskając zęby, podczas kiedy moje dlon zjeżdżała niżej, muskając palcami biodra i podbrzusze. Zamknąłem usta na jego sutku, ciesząc uszy słodkim jękiem. Zassałem się, sprawdzając, jak zareaguje na pieszczotę - i tym razem mnie nie zawódł. Zadowolony, kontynuowałem pieszczotę, jednocześnie bawiąc się palcami drugim. Rozkoszne i przede wszystkim nieśmiałe pojękiwanie wypełniło przestronną sypialnie, od okrągłych ścian odbijało się echo. Mój gość przestał się kontrolować, jakby wreszcie zrozumiał, że, niezależnie od decyzji swojego ojca, i tak zostanie ze mną, i tak będzie moją zabawką. Jakby zrozumiał, że nie opuści już tej komnaty.
   Z uśmiechem zauważyłem, że moja mała ofiara jest podniecona. Zacisnąłem palce na jego męskości, momentalnie jego ciało się szarpnęło, cichy okrzyk zagościł w moich uszach. Zaśmiałem się, przesuwając palcami wzdłuż jego członka, który drżał pod moim dotykiem. Ponownie złączyłem nasze wargi, jednocześnie pocierając czubek. Wepchnąłem język do jego ust, zaciskając palce. Między nami zawisł kolejny krzyk, który tylko wywołał mój uśmiech. Poruszałem ręką, przyglądając się, jak zaczyna mocniej drżeć, jak wygina się, by jednocześnie uniknąć mojego dotyku i dostać więcej. Resztki dumy, które zostały w nim starały się przejąć kontrolę nad jego ciałem i głosem, jednak nie było na to większej szansy. Przyjemność za bardzo go zdominowała, nie pozwalając na kontrolę. I byłem aż bardzo tego świadom.
   Wolną ręką odnalazłem na szafce nocnej malutką karafkę. Wylałem jej zawartość na dłoń i, unosząc delikatnie jego biodra, odnalazłem lepkimi palcami jego wejście. Bez szczególnej delikatności wsunąłem w niego palec,  jednocześnie przyspieszają ruchy ręki. Ciężkie powietrze ponownie przeciął jego krzyk, krzyk bólu, ale jednocześnie i krzyk podniecenia. Choć jeszcze nie świadomy, polubi to. Czułem to, wsłuchując się w podwójne brzmienie jego głosu, czułem to w każdym wygięciu się w moją stronę. Już wiedziałem, że w ten sposób będziemy spełniać noce i dnie. Już wiedziałem, że zapamiętam to zbliżenie jako jedno z niewielu, które potrafiły zostać w mojej głowie.

- Musisz się rozluźnić...inaczej Cię rezerwę. - Zaśmiałem się, jednocześnie patrząc mu w oczy znacząco.

   Od razu wyczułem zmianę, jakby z jego piersi został zdjęty ciężar. Zadowolenie wstąpiło na moją twarz, kiedy rozciągałem jego wejście przy pomocy kolejnych palców. Byłem jednak spragniony...i niecierpliwy. Nie chciałem czekać...nie potrafiłem czekać. Za bardzo przywykłem do rozpieszczonego życia, więc nie potrafiłem spełnić obietnicy o nie zrobieniu mu krzywdy.
   Na krótką chwilę odsunąłem się od niego, by zdjąć pozostałe elementy mojej szaty. Przez cały czas czułem na sobie spojrzenie Haru, jakby potrafiło wypalić na mojej skórze piętno. Nie miałem jednak do tego głowy - za bardzo go pożądałem. Jednym ruchem rozpiąłem jego nadgarstki i zarzuciłem jego ręce na swoją szyję. Wpiłem się zachłannie w jego wargi, ponownie unosząc jego biodra do góry i szybko wbijając się w jego gorące i ciasne wnętrze. Jego ciało się wygięło, paznokcie boleśnie wbił w moje nagie ramiona, jednak...nie wydał żadnego dźwięku. W jego zaszokowanych oczach widziałem jedynie łzy i mgiełkę przyjemności. Jednakże, kiedy po krótkiej chwili zacząłem się poruszać, z jego ust uleciał najpierw skowyt bólu...dopiero później, z kolejnymi pchnięciami, usłyszałem ciche i nieśmiałe jęki przyjemności. Z każdym następnym jego głos stawał się głośniejszy, a nuty, jakie w nim pobrzmiewały, wyraźniejsze i łatwiejsze do odczytania.
   Przycisnąłem go mocniej do siebie, wchodząc szybciej i gwałtowniej w jego ciało, czując jak bardzo drży. Nie potrafiłem przestać, ale nie zamierzałem tego robić. W tej chwili najważniejszym celem była moja przyjemność. A nie mogłem zaprzeczyć, że jego ciasne wnętrze było cudowne...chciałem tego więcej, więc brałem go coraz mocniej, moje ruchy szybko traciły swój początkowy rytm. Byłem oszołomiony tym, jak dobrze mogło mi być z drugim mężczyzną. Początkowo zamierzałem to tylko ośmieszyć, upokorzyć, zbezcześcić. Teraz czułem jednak, że jego los może się inaczej potoczyć. Z kolejnymi pchnięciami, im bliżej skraju byliśmy, tym ta myśl wydawała się coraz bardziej oczywista. Złączyłem nasze wargi w długim i namiętnym pocałunku, obezwładniając jego ciało rozkoszą i podziwiając łzy w jego oczach. Spełnił wszystkie moje potrzeby i oczekiwania.
   Tempo stawało się coraz szybsze, nasze głosy i oddechy zlewały się w jedno. Niewiele trzeba było nam obu. Wystarczyło jedno pchnięcie...stawałem się agresywny z każdym kolejnym ruchem, czując kolejne piekące bruzdy na ramionach. Żar, który nas otoczył, był zbyt ciężki, by w nim oddychać. Ale wiedziałem, że to już koniec, że nie zostało wiele czasu. Drżenie naszych ciał wszystko demaskowało.
Doszliśmy niemal równo, a przepełnione krzyki Haru jeszcze przez długą, arabską noc mi towarzyszyły. Co zaskakujące, mimo poniżenia, jakie mu zaoferowałem, zasnął u mojego boku, tuląc się w nocy. Rankiem zająłem się traktatem pokojowym, przyglądając się 
jego śpiącej twarzy. Z zadowoleniem bawiłem się kosmykami jego włosów, świadomy, że kiedy znów zapadnie wieczór, zamknę go między sobą, a cesarskim łożem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2