25 wrz 2016

~ White Rose

INFO: zamówienie zostało złożone 1. lipca. Mamy prawie koniec września. Bardzo, bardzo przepraszam....wiem, że zawaliłam sprawę, ale nie zrobiłam tego dlatego, że mi się nie chciało. Najpierw byłam na wakacjach aż cały tydzień, a potem...cóż, trochę rodzinnych spraw. Dlatego postarałam się...mam nadzieję, że wszystko ci się spodoba, Vampirex.
Zmieniłam trochę realia - po prostu nie mogłam znaleźć motywu spotkania Subaru z którymkolwiek z braci. Mam nadzieję, że to nie wpłynie źle na odbiór.

P.S.
przepraszam za błędy, ale jest prawie piąta rano i zasypiam z odciśniętymi na twarzy klawiszami od klawiatury

   Kiedy byłem małym chłopcem, matka opowiadała mi o złych wampirach, które pożerają ludzi. Porywały one swoje ofiary do zamków, gdzie zamykały je w podziemnych kryptach i wypijały ich krew. Jako dziecko panicznie się bałem spać przy otwartym oknie, bojąc się, że porwą także i mnie. Bałem się do tego stopnia, że wiele nocy pozostawało bezsennych. Wtedy właśnie sobie uświadomiłem, że każdej nocy tajemniczy mężczyzna odwiedzał moją matkę. Skradał się wokół naszego domu, czekając, aż wyjdzie ona z domu i znikali gdzieś w gęstwinie pobliskiego lasu. Dopiero nad ranem, kiedy słońce zaczynało rozjaśniać ciemne niebo, wracała do domu. Wtedy zaczęła chorować.
   Początkowo chodziła bardzo blada, nie mając nawet siły zapleść swoich długich włosów w najprostszy warkocz. Wtedy to ja zacząłem się opiekować domem. Wtedy też tajemniczy mężczyzna przestał przychodzić do naszego domu. Jednakże moja mama wciąż słabła...z ostatnich pieniędzy opłaciłem wizytę lekarza, która kompletnie nic nie dała. W naszej małej wiosce wszyscy zaczęli omijać nasz dom, który wcześniej nigdy nie cieszył się ogromem gości. Widząc mnie w mieście, wszyscy zaczynali szeptać i powtarzać jedno słowo - zaraza. Ostatecznie przestałem chodzić do miasta, chyba, że po najważniejsze sprawunki.
   Zająłem się nie tylko domem, ale także pracą. Musiałem jakoś zdobyć pieniądze, by kupić jedzenie i leki, które chociaż trochę pomagały matce. Chodziłem więc od domu do domu, wykonując prace w gospodarstwach. Kiedy pogoda nie dopisywała, zajmowałem się wyrabianiem świec. Wszystko, by w jakiś sposób utrzymać się na powierzchni życia.
   Kiedy zaczęła zbliżać się zima, z matką zaczynało być gorzej. Zaczynała kaszleć krwią, a na jej skórze pojawiały się niegojące rany. Teraz także mnie unikano w mieście, jakbym był trędowaty. Nie mogłem już pracować w wiosce. Zostałem sam z matką, rozumiejąc, że, prawdopodobnie, nie przetrwamy tej zimny.
   Pewnej bezksiężycowej nocy, płacząc w poduszkę, usłyszałem, że drzwi od naszego domu się otwierają. Na palcach więc podszedłem do klapy w podłodze, która prowadziła z poddasza do kuchni i izby matki. Ostrożnie ją uchyliłem, biorąc do ręki nóż, jedyną pamiątkę jaką miałem po ojcu. Ściskając jego rękojeść w spoconej dłoni, zacząłem nasłuchiwać. Słyszałem jedynie dźwięk okiennicy, która uderzała o szkło i odgłos wiatru, który przedzierał sie przez drewniane belki. Jednakże, kiedy miałem wychodzić ze swojego pokoju, usłyszałem męski głos z izby matki.

- Christa...moja Biała Różo. Jesteś bardzo chora...pozwól mi się uzdrowić.

- Nigdy. Wolę to, niż zostać Twoją zabawką. Odejdź... - jej słaby głos przepełniony był dumą.

   Nie usłyszałem reszty, ponieważ klapa wyślizgnęła mi się z ręki i z głośnym trzaskiem upadła. Przestraszony, uciekłem pod łóżko, gdzie spędziłem niemal całą noc, bojąc się, że zostanę pożarty przez mężczyznę. Tej nocy zrozumiałem, że tym, który odwiedzał moją matkę, musiał być wampir.
   Kiedy obudziłem się następnego ranka, pierwszym, co zobaczyłem, były czarne plamy na drewnie. Po kilku sekundach poczułem zapach dymu, który skutecznie zmusił mnie do wyjścia spod łóżka. W przerażeniu dużo większym, niż wczorajszej nocy, podbiegłem do klapy i otworzyłem ją. Płomienie  lizały drewnianą drabinę, więc zeskoczyłem na ziemię, boleśnie upadając na nogi. Utykając na jedną, pobiegłem do izby mojej matki. Jej pokój trawił ogień, który zbliżał się niebezpiecznie do łóżka. Przerażony, podbiegłem do niej i złapałem ją za rękę. Chłód, jaki poczułem od jej skóry, sprawił, że na moment moje serce stanęło. Na szczęście jednak, otworzyła oczy.

- Uciekaj, Subaru. Ukryj się w lesie...przy niewielki jeziorze stoi stary, murowany dom. Ukryj się tam, kochanie. Biegnij, zanim ludzie tu przyjdą. Weź to i biegnij, mój delikatny chłopcze. - Spod poduszek wyciągnęła srebrny sztylet i medalion.

- NIE! Mamo! - pociągnąłem ją za rękę, czując, że moje serce pęka. - Ucieknijmy razem, proszę! Nie zostawiaj mnie!

   Zamiast odpowiedzieć, z trudem wstała z łóżka. Pod cienką koszulą widziałem, jak bardzo wychudła...zobaczyłem, ile świeżych plam krwi z niezamykających się ran posiada. Z przerażeniem podparłem ją sobą, czując, jaka słaba jest. Ona jednak z dumą się wyprostowała i podeszła do ogromnej komody, która także czerniała od ognia. Nie przejmując się tym jednak, szarpnęła z drzwi. Upadła na kolan i uniosła spód, który okazał się ukrytym przejściem. Złapała mnie za kołnierz koszuli i siłą wepchnęła do dziury. Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, nie słuchając mojego krzyku. A potem nie widziałem już niczego - zamknęła klapę, świadoma, że jej nie dosięgnę.
   Krzyczałem tak długo, aż nie straciłem głosu. Dopiero kiedy, wyczerpany próbami wspięcia się do klapy, upadłem na kolana, usłyszałem cichy głos. To moja matka nuciła, chociaż dobrze widziałem, że cały dom, łącznie z deskami podłogi, objął ogień. Nie zastanawiałem się, jak to możliwe, jedynie słuchałem, płacząc i czując, że to ja powinienem umrzeć, nie ona. Miałem wrażenie, że ta melodia jest pożegnaniem. Dopiero wtedy, kiedy kompletnie zamilkła, byłem w stanie zacząć myśleć
   Po wielu godzinach płomienie wreszcie wygasły. Moje lodowate ciało wydawało się nie słuchać moich poleceń, nie mogłem się ruszyć...ale w jakiś sposób musiałem się wydostać. Zacząłem się rozglądać za wyjściem. na czworaka podszedłem do klapy w przeciwległym końcu piwnicy. Kiedy wreszcie się wydostałem, od razu pobiegłem do domu, który teraz był jedynie szkieletem poczerniałych bali. W moich oczach ponownie zabrały się łzy, które wściekle wycierałem z twarzy, przedzierając się przez zgliszcza. Sypialnia matki była najbardziej pożarta przez ogień. Nie została się żadna rzecz po za poczerniałą podłogą i kawałkami mebli. Nigdzie jednak nie zobaczyłem poczerniałego ciała. Znalazłem za to w popiele śnieżnobiałą różę, którą, niemal z czułością, przytuliłem do piersi.
   Do zachodu słońca stałem w popiołach domu, tuląc delikatny kwiat. 
Dopiero po zmroku ruszyłem przez las, zgodnie z ostatnim poleceniem matki. Cały przemarzłem, a kiedy śnieg zaczął sypać, wielokrotnie gubiłem drogę, zapominając miejsca, w którym bawiłem się jako dziecko. Kiedy po raz kolejny upadłem, nie zamierzałem już wstawać. Skuliłem się na ziemi, ściskając z dłoniach kolczatą łodygę. Wtedy dostrzegłem identyczne, białe róże na pokrytym śniegiem krzewie. Stanąłem na czworakach i uważnie się rozejrzałem, dostrzegając kolejne krzewy. Ruszyłem ich szlakiem, docierając do zamarzniętego jeziora i rozpadającego się, kamiennego domu. Zaszyłem się wśród zimnych kamieni, okrywając w stare futra, które kiedyś tu przyniosłem. Liczyłem, że szybko umrę. Że zamarznę na śmierć i zobaczę z powrotem matkę.
   Zmęczony, skuliłem się w jednym z kątów, by po kilku minutach usłyszeć ciężkie kroki na kamiennej podłodze. Otworzyłem oczy i z przerażenia krzyk zamarł w moim gardle. Pochylał się nade mną mężczyzna, który, zapewne, wczorajszej nocy odwiedził moją matkę. Wampir uśmiechnął się do mnie, jakby bawiła go moja obecna sytuacja, a ja zrozumiałem, że umrę z jego rąk. Jednakże, zamiast przegryźć moją szyję złapał mnie w pasie i przerzucił przez ramię. Mimo moich krzyków i szarpania, ruszył w stronę lasu, zabierając mnie z kryjówki. Starałem się w jakiś sposób wyśliznąć z jego rąk, ale nie miałem żadnych szans. Mogłem jedynie prowadzić bezsensowną walkę...kiedy nagle pociemniało mi przed oczami.
   Obudziłem się, czując słodki zapach i ciepło. Kiedy otworzyłem oczy, okazało się, że siedzę w płytkiej wannie, otoczony przez kobiety. Byłem zaszokowany tą sytuacją - spodziewałem się lochu, szczurów w kątach i kapiącej z sufitu wody. W opowieściach matki o wampirach nigdy nie słyszałem o czerwonych zasłonach, zapachu róż, jasnych pomieszczeniach pełnych świec w złotych kandelabrach. Chciałem się kogoś zapytać, co się tu dzieje, jednak kobiety nakazały mi milczeć. Wyjęły mnie z wody, nie mówiąc ani słowa i zabrały do niewielkiego pokoju z drzwiami podobnymi do drzwi celi. Nic nie rozumiałem...dlaczego wampir po prostu mnie nie zabił? Przecież powinien to robić. Powinien mnie zabić. Wypić moją krew i porzucić moje ciało. O tym właśnie zawsze mówiła moja matka. Ale zamiast tego trafiłem do miejsca, które było dużo lepsze od mojego domu. Dużo lepsze od całej wioski. Nigdy, w całym swoim życiu nie widziałem tyle przepychu ile w miejscu, które, niewątpliwie, było formą celi. Nie wiedziałem jednak, czemu to wszystko miało służyć. Niestety, zbyt szybko się dowiedziałem.
   Kiedy przyszła kolejna noc, usłyszałem zamieszanie za drzwiami mojej celi. Podskoczyłem do drzwi, zastanawiając się, czy teraz w końcu umrę. Czy w końcu mnie zabierze do tego miejsca, w którym była mój mama? Liczyłem na to. Nie chciałem zostać wampirzym niewolnikiem. Chciałem się zamienić w białą różę, podobnie jak jedyna bliska mi osoba na świecie. Nasłuchiwałem więc, licząc, że drzwi od mojej celi się otworzą, wtargnie do niej ten mężczyzna i po prostu mnie zabije, pozwalając, by moja krew przeszła przez jego żyły.
   Oczekiwałem tego, jednak moich drzwi nie otworzył mężczyzna. Otworzyła je jedna z kobiet, które wczoraj się mną zajęły. Spojrzała na mnie ze smutkiem i złapała za nadgarstek, zmuszając do pójścia za nią. Grzecznie to zrobiłem, nie wiedząc dlaczego tak się zachowuję. Dlaczego byłem tak posłuszny? Przecież nie powinienem...a mimo wszystko spełniłem rozkazy tej kobiety, zachowując kompletną ciszę i idąc tam, dokąd ona chciała. Zaprowadziła mnie do przerażającego pokoju - bez ani jednego okna, z ciemnymi ścianami i ogromnym łóżkiem, który stanowił niemal centralną część pokoju. Mając na sobie jedynie cienką koszulkę nocną poczułem, jaki chłód bije z wnętrza sypialni. Nie chciałem tam wchodzić, ale kobieta bez krztyny delikatności wepchnęła mnie do środka i zamknęła mnie w półmroku.
   Stałem tak pod drzwiami, waląc w nie pięściami i prosząc, by mnie wypuściła, kiedy usłyszałem za sobą cichy śmiech. W przerażeniu odwróciłem się w stronę głosu, przyciskając plecy do ściany. Nikogo jednak nie widziałem...a dźwięk wciąż się rozprzestrzeniał. Moje ciało momentalnie przebiegły lodowate dreszcze, nie pozwalając mi się ruszyć ze swojego miejsca. Kiedy próbowałem odkryć, skąd dochodzi głos, poczułem, że nie jestem sam. Miałem ochotę zacząć krzyczeć, jednak zamiast tego po prostu zagryzłem wargę, czując, jak całe moje ciało drży. Czekałem, aż go zobaczę.
   Ostatecznie z ciemności po przeciwległej części sypialni ktoś się wyłonił. Wyglądał....jednocześnie zwyczajnie i niesamowicie. Ale lodowaty wyraz jego oczu budził we mnie coś przewyższającego przerażenie.

- Mój ojciec cię tu przyprowadził w ramach zadośćuczynienia twojej matce. - jego głos wydawał się posiadać małe igły, które wbijały się w moje nagie ramiona i nogi. - Pod jego nieobecność, wszyscy w tym zamku należą do mnie. Ty także jesteś moją własnością, Subaru. I zrobię z tobą, co tylko będę chciał.

   Nie słyszałem jego kroków, jednak widziałem, jak się do mnie zbliżał. Chciałem, by moje ciało zatopiło się w kamiennej ścianie, ale to było niemożliwe. Moje serce biło jak oszalałe, kiedy stanął przede mną i złapał mnie za nadgarstek. Pochylił się nade mną, wciąż patrząc w moje oczy z tym przerażającym chłodem. Zanim jednak zrozumiałem wszystko, poczułem ból w nadgarstku.
   Moje oczy szeroko się rozszerzyły, kiedy zobaczyłem, że chłopak wgryzł się w moją rękę. Na podłogę kapnęło nieco krwi, a odgłos cichego ssania wypełnił powietrze. Nie potrafiłem wydać żadnego dźwięku, patrząc z otwartymi ustami, jak wampir się mną karmi. Dopiero kiedy oderwał wargi od rany i je oblizał, zdobyłem się na wysoki wrzask. Trwał on jednak zaledwie ułamek sekundy. Wolna ręka chłopaka, którą nie trzymał mojego nadgarstka, zatkał mi usta.

- Bądź grzecznym chłopcem. Inaczej tej nocy naprawdę znajdziesz liczne powody do krzyku. - Uśmiechnął się, jednak ten uśmiech był pusty, podszyty czymś, czego nie potrafiłem nazwać.

   Kiedy zabrał rękę, a ja posłusznie zamknąłem usta, szarpnął mnie w stronę łóżka. Stanął przede mną, blokując mnie między materacem a swoim ciałem, patrząc na mnie z niebezpiecznym błyskiem w oku. Miałem wrażenie, że patrzę w oczy drapieżnika, nie istoty o ciele człowieka. Chociaż...to był wampir. Przecież tak naprawdę był drapieżnikiem. Próbowałem sobie przypomnieć słowa matki, jednak bezskutecznie. Mój mózg wydawał się zatopiony w oczach mojego przyszłego oprawcy. Kiedy pchnął mnie na łóżko, zachowałem się jak lalka, której mistrz obciął sznurki. Runąłem na atłasową pościel, niemal w niej tonąc. Zacisnąłem oczy, kiedy zawisł nade mną, spodziewając się kolejnego ugryzienia. Zamiast tego jednak usłyszałem odgłos rwanego materiału i chłód na skórze. Bez otwierania oczu zrozumiałem, że to moja koszula została przemieniona w strzępy. Dlaczego to zrobił? Nie potrafiłem tego zrozumieć...do kiedy nie poczułem na skórze jego palców.
   Otworzyłem szeroko oczy i szarpnąłem się pod nim, jednak z miażdżącą siłą mnie unieruchomił. Poczułem, jak całe moje ciało przechodzą dreszcze. Wampir patrzył na mnie z dziwną mieszaniną uczuć, której nie potrafiłem rozszyfrować. Wolną ręką złapał z moje nadgarstki i unieruchomił je nad moją głowę, zmuszając moje ciało do wygięcia. Zadrżałem ze strachu, kiedy pochylił się niżej. Czułem strach, który mnie paraliżował i jednocześnie zmuszał do ucieczki. A jednak, jakby ktoś rzucił na mnie zaklęcie, po prostu patrzyłem, jak przykłada usta do mojej, szybko poruszającej się piersi, usta.
   Kolejne ugryzienie bolało jeszcze bardziej. Miałem wrażenie, jakby ktoś wyszarpywał ze mnie coś cennego. Liczyłem, że śmierć przyjdzie szybko, teraz jednak miałem świadomość, że minie jeszcze wiele czasu, zanim ten wampir pozwoli mi umrzeć. W moich oczach pojawiły się łzy, które tylko stanowiły oznakę mojej słabości. Nie potrafiłem ich jednak ukryć. Byłem zdany na wampira.
   Oderwał usta od mojej piersi, tylko po to, by po chwili przyłożyć je z powrotem. Tym razem nie poczułem kłów przeszywających moją skórę. Poczułem za to muśnięcie warg, podobnych do tych pocałunków, które składała matka na moim czole, kiedy wychodziłem na polowania do lasu. Zanim jednak spróbowałem sobie wytłumaczyć, dlaczego, poczułem język przesuwający się wzdłuż jednej z linii moich żeber. Głos uwiązł mi w gardle podczas kiedy ciepły oddech muskał moją zimną skórę w wysoce niewłaściwy sposób. Jeszcze nigdy się tak nie czułem...i nie chciałem się tak czuć. To było niewłaściwe. Jego dotyk był niewłaściwy. Jego spojrzenie było niewłaściwe. Dlaczego po prostu nie mógł go zabić?
   Język wampira przesuwał się coraz wyżej, aż dotarł do moich sutków. Przeszły mnie ciarki, kiedy poczułem, jak jednego z nich dotyka. Szarpnąłem się pod nim, zaciskając dłonie w pięści. Jedyną jego reakcją było rzucenie mi morderczego spojrzenia.

- Lepiej podporządkuj się mojej woli. Inaczej rzucę cię na pożarcie wilkom.

   Chciałem odpowiedzieć, jednak w tej samej chwili jego usta znalazły się na moich. Pocałunek był nachalny, natarczywy, pełen niezdrowego ognia. Chciałem go od siebie odepchnąć, ale nie mogłem. Poczułem na języku coś niesamowicie słodkiego...
   A potem z moim ciałem zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
   Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi gorący prąd, który pobudził każde zakończenie nerwowe. Wydawało mi się, że czułem każdy, nawet najmniejszy ciężar na ciele. Nagle zrobiłem się niezwykle świadomy obecności chłopaka, jakbym wcześniej widział go przez taflę szkła. Miałem wrażenie, że ktoś wyciągnął mnie z głębokiego jeziora, rzucając nazbyt wrażliwe ciało na pościel...i prosto w jego ramiona. Jęknąłem, nie mogąc się powstrzymać. W oczach wampira dostrzegłem zdziwienie, które niemal momentalnie zamieniło się na zadowolenie.

- A więc to jednak prawda...ojciec będzie miał wyjątkowo nieprzyjemną niespodziankę. - zaśmiał się, przywiązując moje nadgarstki do ramy łóżka. - Mów mi Ayato...braciszku.

   Nie rozumiałem jego słów - mój mózg zamienił się w watę wypełnioną myślami. Zamiast jednak spróbować coś z tym zrobić, czując dotyk chłopaka, porzuciłem wszelkie nadzieje, że ten stan się zmieni. Coś z moim ciałem było nie tak...reagowało tak dziwnie. Ale to było takie przyjemne...ni potrafiłem się oprzeć temu uczuciu.
   Jego dłonie wędrowały po moim ciele, podobnie jak usta, które przesuwały się wzdłuż szyi, pozostawiając zaczerwienione plamy i ślady po ugryzieniach. Pościel wokół mojej głowy z ciemnego błękitu zamieniła się w czerń za sprawą spływającej krwi, którą Ayato leniwie zlizywał. Całe moje ciało drżało pod nim, nie słuchając moich rozkazów, oddając mu się w pełni. Z każdym jego ruchem w mojej głowie wybuchały czerwone fajerwerki, nie pozwalając mi zebrać choć jednej myśli w całość. Mój oddech stał się urywany, co tylko rozśmieszyło chłopaka. Przesunął językiem po kolejnej ranie, tym razem poniżej obojczyka, zsuwając ręce z mojej talii na biodra. Poczułem ostry ból i pieczenie, kiedy stworzył paznokciami długie, ale płytkie rozcięcia wzdłuż moich ud. Uśmiech satysfakcji na jego twarzy po moim okrzyku bólu wydawał się uśmiechem demona po skuszeniu niewinnej duszy.
   Robił ze mną to, co się mu żywnie podobało, wyciągając ze mnie dźwięki, których się wstydziłem. Wypełnił pomieszczenie moimi jękami, krzykami i posapywaniem, patrząc mi prosto w oczy za każdym razem, gdy palił moje zakończenia nerwowe. Jego język sprawnie pieścił najdelikatniejsze części mojego ciała, doprowadzając mnie do białej gorączki. Czując jego ruchy, zwłaszcza na sutkach, miałem wrażenie, że robił to nie jednej, podobnej nocy. Nie potrafiłem jednak zrozumieć, dlaczego tak mnie to złości i dlaczego tak bardzo błagałem o jeszcze. W końcu wiedziałem, że to złe. Wiedziałem, że tak nie powinno być. A jednak z mojego gardła nie wydostało się ani jedno "nie" od kiedy poczułem ten słodki smak.
   Kiedy zostawił moją pierś, nie potrafiłem już doliczyć się ugryzień i ognistych plamek. Moje ciało stało się plątaniną zaschniętej i świeżej krwi oraz nerwów przystrojonych kwiatami w tym samym kolorze co posoka. Z twarzy Ayato nie schodził uśmiech, kiedy podziwiał swoje dzieło. Moje ręce, wciąż związane, sprawiały mi ból, jednak nie potrafiłem się nad tym skupić. Nie potrafiłem się skupić na niczym, nawet na własnym, drżącym oddechu. Moje ciało już dawno przestało być moje.
   Jego ręce zsunęły się na płytkie cięcia na biodrach. Zacisnął dłonie, ponownie wbijając paznokcie i tworząc kolejne linie w kakofonii mojego krzyku. Jego cichy śmiech wydawał się taki przerażający...jednak nie tak bardzo jak jego palce przesuwające się wzdłuż cienkiej i bardzo wrażliwej skóry we wnętrzu uda. Zacisnąłem mocno oczy, kiedy poczułem jego usta w tym miejscu. Kły po raz kolejny przecięły skórę, mój jęk bólu rozproszył po raz kolejny ciszę, podobnie jak odgłos ssania. Palce Ayato przesuwały się po moim podbrzuszu, a kiedy oderwał się od świeżej rany, patrząc mi w oczy, wsunął we mnie palce.
   W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Czułem ból. Nie chciałem tego. Ale jednocześnie moje ciało powtarzało, że potrzebuje tego bardziej od oddechu. Dlaczego to wszystko się działo?! Czemu nad sobą nie panował? Dlaczego Ayato nie mógł go po prostu zabić?! Zacząłem krzyczeć, kiedy Ayato zaczął poruszać palcami. Skuliłem się, czując, że nie wytrzymam więcej. Nikogo to jednak nie obchodziło, a zwłaszcza wampira. Brutalnie szarpnął moim ciałem, pozostawiając kolejne siniaki, których także nie potrafiłem zliczyć. Rozszerzył boleśnie moje nogi, dokładając jednocześnie palce i poruszając nimi szybciej. Mój krzyk podniósł się o oktawę, łzy ponownie spłynęły po policzkach. Ale to nie było ważne. Wiedziałem, że i tak mnie splugawi.
   Poczułem ulgę, kiedy zabrał palce, ale w moich oczach szybko pojawiło się przerażenie, kiedy chłopak zawisł nade mną. Sadystyczny uśmiech sięgnął jego oczy, gdy szarpnięciem odwrócił moją głowę, by gwałtownie wgryźć się w szyję i jednocześnie wbić się we mnie. Głos uwiązł mi w gardle, ciało się wygięło, a kolejne łzy, strumieniem, przecięły moją twarz. Ayato był jednak nie wzruszony. Oderwał się od rany, zlizując krople krwi i poruszając się leniwie w moim wnętrzu. Z każdym pchnięciem czułem mieszaninę...przyjemności i bólu, słodkiego zapomnienia i rozpaczy. Byłem w pełni posłuszny woli wampira.  A on o tym wiedział i wykorzystywał każdy, nawet najmniejszy, aspekt.
   Każde kolejne pchnięcie było mocniejsze i gwałtowniejsze od poprzedniego. Czułem jednocześnie, że mnie rozrywa i daje oszałamiającą przyjemność, jakbym balansował na linie pomiędzy tymi dwoma stanami. Moje ciało wyginało się w jego stronę, kiedy mój głos powtarzał wciąż płaczliwe "przestań". Jedynie noc słuchała moich słów. Wszystko inne milczało, pozostawiając mnie na pastwę sadysty.
   Był coraz szybszy, a ja traciłem oddech i świadomość coraz łatwiej, chociaż byłem nazbyt świadomy swojego ciała. Czułem, że niewiele wytrzymam - wiedziałem, że jestem na skraju...nie tylko wytrzymałości, ale przytomności. W pewnym momencie Ayato chyba także to zrozumiał...spojrzał na mnie tak, jakby nigdy mnie nie widział i przystawił nadgarstek wpierw do własnych ust, a potem do moich. Nie rozumiałem, czego ode mnie chciał, ale nagle poczułem ponownie ten słodki aromat...jakbym robił to całe życie, wgryzłem się w jego nadgarstek, by usta wypełniły mi się tym cudownym uczuciem.
   Wampir oderwał szybko rękę od moich warg, ale to wystarczyło. Poczułem, jakby trafił mnie piorun. Wystarczyło jedno pchnięcie, bym doszedł, wykrzykując niezrozumiałe słowa. Poczułem, jak moje wnętrze zalewa fala gorąca. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, skąd ona się wzięła. Niemal pytająco spojrzałem na Ayato, on jednak tylko się zaśmiał i zszedł z łóżka, poprawiając swoje ubrania oraz zostawiając mnie wciąż związanego i nago.

- Myślę, że wieczność może stać się trochę bardziej interesująca. - wymruczał, podchodząc do ściany i rozpalając w kominku. W żółtawym świetle dostrzegłem krew spływającą po jego nadgarstku, dopiero teraz rozumiejąc, co zrobiłem. - Ojciec na pewno się ucieszy. Jesteś jego najmłodszym dzieckiem. Witamy w rodzinie Sakamai. I nie myśl, że to ostatnia taka noc.

3 komentarze:

  1. Po pierwsze, muszę bardzo, ale to bardzo Ci podziękować, droga Autorko. Myślałam, szczerze mówiąc, że zapomniałaś o mnie albo wprowadziłaś jakiś limit na ilość zamówień... A tu nagle wchodzę i... Kyaaa! XD
    Troszkę mi wręcz głupio, że musiałaś się tak dla mnie poświęcić...

    Tak szczerze mówiąc, miałam nieco wątpliwości, kiedy przeczytałam, że zmieniłaś realia. Ale szybko je rozwiałaś. Nie ważne o której godzinie, zawsze wychodzi genialnie :)
    Zauważyłam tak poza tym, że masz, moja Autorko, fazę na pisanie gwałtów! (To, że nie komentuje, to nie znaczy, że nie czytam. "W cesarskim łożu" też mam już za sobą. Nie myśl sobie, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.) Jeśli miałabym się czegoś uczepić, to kilka literówek, z góry wybaczonych oraz... DLACZEGO TO JUŻ KONIEC?!

    Ekhem, khym. Dobrze. Już się uspokoiłam. Jednakowoż, po wszystkich Twoich one- shot'ach miałam całkowity spokój w sobie, wszystko było zaspokojone, zakończone, zamknięte. A teraz? To nie powinno się skończyć. Ja wiem, że czasem trzeba zostawić otwarty wątek, by czytelnik mógł uruchomić swoją wyobraźnię nieco ponad przeciętną, ale przy tak wyraźnym zarysie fabularnym, to się nie godzi. Czegoś... Czegoś tu brakuje.
    Na końcu postawię Ci pytanie, moja droga: To NIE koniec, prawda?

    Z pozdrowieniami, Vampirex.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję ^^ cieszę się, że czytasz o moich ostatnich zboczeniach (ostatnio gwałty to mój ulubiony temat, heheszki)
      I, szczerze powiedziawszy, nie planowałam robić z tego serii, ale tak po przeczytaniu tego, by wyłapać błędy, dopiszę jeszcze jedną część. Minimum ^^

      Usuń
    2. Czasem warto przeczytać coś drugi raz. Tak więc, powodzenia, droga Autorko! Wierzę w Ciebie! ^^ I, czy to nie będzie dziwnie wyglądało, jak znowu będę dziękować...? Ale na serio, jaram się! :D

      *próbuje być spokojna, by nie wyjść na jeszcze dziwniejszą*

      Vampirex

      Usuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2