29 lis 2016

~ I'll break you

- Rozpieszczony bachor. - Ayato uśmiechnął się sadystycznie. - Tym razem tak łatwo go nie znajdzie.

   Ponownie spojrzałem na świeżo zamknięty sejf, czując, że coś się we mnie woła o przerwanie tego. Byłem w stanie sobie wyobrazić awanturę, która się zacznie, gdy Kanato odkryje, że znowu został pozbawiony swojej ukochanej zabawki. Znowu będzie krzyk i płacz, próby pocieszenia i kolejne krzyki na Ayato, bo każdy wiedział, że to jego sprawka. Ta dwójka, chodź stanowiła rodzeństwo z krwi i kości, miało paskudne zwyczaje. Zwłaszcza te, o których nikt miał się nie dowiedzieć...
   Przeszły mnie ciarki na samą myśl o tym. Nie, nie dopuszczę do tego. Nie dam mu tej chorej satysfakcji. Chociaż raz to j mogę być tym dobrym, prawda? Przecież nie zawsze muszę sie temu przyglądać z boku...i dzisiaj nikt się nie dowie, że to moja sprawka.
   Na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. Poczekałem, aż wszyscy wyjdą do szkoły. Nigdzie się nie spiesząc, z łatwością (czyt. siłą) otworzyłem sejf, wyjmując ze środka pluszowego miśka. Przyjrzałem mu się z ciekawością, zastanawiając się, jak coś takiego może stanowić taką wartość dla Kanato. Przecież to był tylko zbór nici i tkaniny, którą tak łatwo można było uszkodzić. Momentalnie jednak pomyślałem o tym, co sam ukrywałem jako pamiątki przeszłości, czując niemal dreszcze. W tym byliśmy podobni, co niechętnie do mnie przychodziło. Nie chciałem mieć nic wspólnego z tą zgrają, która, niezaprzeczalnie, mogła nosić miano potworów. Każdy z nich był czymś, czego świat nigdy nie powinien zaznać. Zniszczyli to, co było dla mnie wartością i musiałem z tym żyć. Moja nienawiść nie zrodziła się jednak tylko z tego.
   Ściskając w palcach głowę pluszaka, ruszyłem do pokoju Kanato. Powtarzałem sobie, że w ten sposób zaoszczędzę po prostu nerwów. Nie kierowały mną żadne inne uczucia...a przynajmniej chciałem, żeby tak było. Nikomu jednak nie zamierzałem pozwolić na odkrycie prawdy. Ten sekret, podobnie jak te, związane z matką, postanowiłem ukryć głęboko w sobie, nie pozwalając, by ktoś je po prostu odkrył.
   Im bliżej pokoju byłem, tym miałem coraz większe obiekcje przed wejściem do środka. Co je powodowało? Przede wszystkim, dziwne dźwięki, dochodzące zza drzwi. Jeszcze zanim nacisnąłem na klamkę, wiedziałem, co tam zobaczę. Mimo wszystko jednak, widok wprawił mnie w szok.
   Moje uczucia okazały się w 100% trafione, ale i tak z wrażenia upuściłem pluszową zabawkę. Pieprzone, zboczone i przede wszystkim kazirodcze rodzeństwo...to naprawdę było obrzydliwe. Ale mimo to...nie mogłem oderwać spojrzenia od Kanato.
   Jego skóra była niemal w całości upstrzona siniakami, malinkami i ugryzieniami, z których wciąż sączyła się gęsta już krew. Ramiona i uda były pełne blizn po otarciach od lin i kajdanek, widziałem także kilka świeżych, które otaczały skórzane pasy, którymi był pospinany, tak, by nie mógł się ruszać i z łatwością można było się z nim zabawiać. Ręce musiał trzymać wysoko uniesione, przez co nie miał innej pozycji do wyboru, jak klęczki, które uskuteczniał na środku łóżka. Byłem wstrząśnięty tym widokiem, pełnym okrucieństwa i sadyzmu...ale nie powstrzymałem swoich kroków, musiałem podejść bliżej. Nie mogłem się oprzeć.
   Miał związane oczy, jednak momentalnie spojrzał w moją stronę, reagując na dźwięk. Z cichym chlupotem wypchnął knebel z ust, uśmiechając się.

- Braciszku~? - jego głos był słodkim zaproszeniem, które podziałało na mnie z szybkością błyskawicy. - Tak szybko wróciłeś?

   Nie odezwałem się nawet słowem, czując, jak temperatura mojego ciała się podnosi. Kanato się świetnie bawił, wyczekiwał powrotu swoich braci z perwersyjną przyjemnością...a oni robili z nim co chcieli. Chociaż wiedziałem o tym od dawna, to wcale mnie nie przygotowało na taki widok. Przełknąłem cicho ślinę, na co ten przekrzywił głowę, jak zaciekawiony ptak. Poruszył niespokojnie rękoma, podciągając się i rozkładając przede mną nogi. Nie zdążyłem odwrócić wzroku, rozumiejąc teraz sens skórzanych pasów na jego biodrach - skutecznie nie pozwalały mu dojść, obwijając się między jego udami...i nie tylko.

- Przepraszam za to, że byłem nieposłuszny. Nie mogłem już wytrzymać...Laito tak szybko się we mnie poruszał....tak bardzo chciałem już dość... - jego głos wyrażał prawdziwą, skruchę. - Zasłużyłem na karę, ale...proszę, braciszku~! Zdejmij...to boli...

   Podejrzewałem, że gdyby nie opaska na oczach, mógłby zacząć płakać. Poczułem, jak coś w mojej piersi się ściska. Nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się przy łóżku...stanąłem jak wryty, na wyciągnięcie ręki od Kanato. Co ja, do kurwy nędzy, robię? Czy naprawdę chciałem....przeszły mnie ciarki, ale...nie odsunąłem się. Jedna część mnie powtarza, że muszę w tej chwili wyjść i głośno trzasnąć drzwiami, ale ta druga, którą próbowałem ukryć głęboko w sobie...przypominała mi, że to może być moja jedyna szansa.
   Stałem tak jak wryty i pewnie stałbym tak jeszcze przez kilka dobrych minut, po których wysłuchałbym głosu rozsądku i wyszedł, gdyby Kanato nie odwrócił się do mnie i nie wygiął w moją stronę. Moje palce natrafiły na zbitkę mięśni, ozdobioną bliznami po kłach któregoś z braci. Krew momentalnie się we mnie zagotowała, a cały zdrowy rozsądek poszedł Bóg jeden wie gdzie. Złapałem za karabińczyk, który wymuszał na nim klęczki i zdjąłem łańcuch przypięty do skórzanych kajdan na nadgarstakch z licznych haków u bezgłowia, posyłając wampira na plecy. Zawisłem nad nim, opierając ręce na jego kolanach, nie wiedząc, co robić dalej. Znowu dałem się zwieść instynktom...przecież od razu będzie wiedział, że to nie ja...jednakże i tym razem Kanato podjął decyzję za mnie. Wciąż związanymi w nadgarstkach rękoma objął mnie za szyję i wpił się prosząco w moje usta. Nie potrzebowałem niczego więcej - zachłannie i gwałtownie mu odpowiedziałem, przyciągając jego drobne ciało do własnego. Jego skóra wydawała się taka cienka...miałem wrażenie, jakby mógł się rozpaść pod moimi rękoma, ale nawet to nie otrzeźwiło moich zmysłów. Było już za późno.
   Zszedłem ustami wzdłuż jego szyi, nie pozostawiając miejsca bez pocałunku. Moje dłonie błądziły po jego piersi, wśród skórzanych pasów i metalowych kółek, pieszcząc ciemnofioletowe, wrażliwe na dotyk plamy. Schodziłem coraz niżej, wsłuchując się w jego drżące jęki, które tylko mnie nakręcały...czułem się tak, jakby nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Chciałem się w tym zanurzyć...zbyt długo już fantazjowałem o tej chwili, o tym kruchym ciele. Kto by się spodziewał, że dzięki Ayato trafi wreszcie w moje ramiona?
   Odsunąłem się, biorąc głęboki oddech. Czułem, jak jego palce wplatają się w moje włosy, jego słodki głos drażnił mi uszy...nawet nie myślałem, że może to być takie cudowne. Pochyliłem się, zaciskając usta na jednym z sutków. Jego jęk przeszył mnie w całości. Zassałem się, jednocześnie zaciskając między palcami drugiego. Momentalnie stwardniały, co tylko mnie rozochociło. Byłem gotowy się założyć, że bracia przez całą noc się z nim zabawiali, przez co nawet najmniejszy dotyk wywoływał u niego dosyć widoczne już podniecenie...o ile dodatkowo go czymś nie faszerowali. Znając ich i patrząc na to, co zastałem, wcale bym się nie zdziwił.
   Przesuwałem się niżej, nie odpuszczając sobie zostawienia kilku malinek. Przecież tak wiele znaczyło już jego skórę...kilka więcej nie zrobi różnicy. Z resztą, powinienem to robić, dzięki temu nie odkryje, że nie jestem Ayato...powtarzałem to sobie, tłumacząc niemal perwersyjną przyjemność, jaką czerpałem z tego wyjątkowego zboczenia. Zdawałem sobie sprawę, że powinienem przestać, że robiłem źle, wykorzystywałem go dla swoich chorych pragnień...jednak to już nie stanowiło dla mnie argumenty. Ta część mnie, która zachowała zdrowy rozsądek, została zagłuszona przez szum krwi w uszach.
   Pieściłem językiem skórę jego podbrzusza, zerkając na jego twarz, pełną szalejących emocji. Z każdym przygryzieniem wargi czy prośbą o więcej, moje serce gwałtownie drżało w piersi, a podniecenie wzrastało. Patrząc na siebie w tej chwili, nie mogłem uwierzyć, że wstrzymywałem się od tylu lat....że potrafiłem sobie odmówić tej słodkiej trucizny. Patrząc na Kanato, który niemal dochodził pode mną, czułem, jak wszystko to, co siedziało we mnie od dawna, znajduje ujście, ale...tym samym wiedziałem, że kiedyś musi się to skończyć,...że to tylko ta jedna noc, wykradziona spośród wielu, które kazirodcze rodzeństwo spędzi razem.

- A-ah...braciszku...proszę, poczekaj... - jego głos drżał, po policzkach spływały łzy. -  Ja też...ja też chce ci coś dać...

   Zanim się obejrzałem, byłem przygwożdżony przez niego do materaca. Zawisł nade mną, uśmiechając się i ocierając o moje krocze, co mnie jeszcze bardziej podnieciło. Pozwoliłem mu zdjąć ze mnie koszulkę i obsypać pierś drobnymi pocałunkami, zakończonymi niejednokrotnie ugryzieniami. Nie miałem nic przeciwko, od zawsze wiedziałem, że jego apetyt jest nie do zaspokojenia. Wiedział to każdy, kto spędził w posiadłości dłużej niż godzinę. Jego matka, a także bracia zadbali o to, by był małym, rozpieszczonym bachorem o niesamowitych skłonnościach sadomasochistycznych. Czy właśnie to pociągało mnie w nim tak bardzo? To...niebezpieczeństwo? Niepewność? Nie miałem pojęcia.
   Schodził coraz niżej, odnajdując każdy słaby punkt mojego ciała, jakby znał je od dawna. Musiał mieć w tym praktykę...przeszły mnie ciarki na samą myśl, co oni z nim tutaj wyprawiali. Patrząc na ilość kółek, zdobiących wezgłowie, ich wyobraźnia do wiązania Kanato sięgała ponad to, co byłem sobie w stanie zobrazować. Jednakże, czemu się dziwić...podejrzewałem, że w życiu widzieli dużo więcej, niż pozostała część rodzeństwa razem wzięta.
   Jego drobne dłonie z łatwością poradziły sobie z moimi spodniami. Przyglądałem się jego poczynaniom z rosnącym podnieceniem i niesłabnącą ciekawością. Całe jego ciało rozkosznie drżało, czułem to przy każdym jego ruchu. Powinienem wyjść i go zostawić. W końcu, Ayato nie z byle powodu go tu zostawił...na pewno zamierzał go wykorzystać jak tylko wróci ze szkoły. A tymczasem robiłem to ja, zapewne dodatkowo męcząc jego już słabe ciało...ale tego mnie, który napędzał chore fantazje, nie powstrzymywały nawet nadchodzące wyrzuty sumienia i obrzydzenie.
   Zawisł nade mną i, uśmiechając się jak kot przed zabiciem swojej ofiary, wziął mojego członka do ust, przyprawiając mnie o rozkoszne dreszcze. Nie wiedziałem, jak się zachować, ale on...wiedział aż za dobrze. Poruszał językiem, wiedząc, jak powinno się to robić, by doprowadzić kogoś na skraj. Moje ciało zostało nagle zdominowane przez ruchy jego głowy i zaciskające się usta. Nie mogłem się ruszyć, kompletnie oszołomiony i pochłonięty przez to, co wyprawiał. Było mi tak cholernie dobrze...tak dobrze. A jakby tego było mało, Kanato wyglądał tak niesamowicie seksownie, zajmując się mną...naprawdę, nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym się uwolnić spod jego uroku.
   Czułem coraz większe podniecenie w miarę, jak starania wampira stawały się coraz bardziej chaotyczne i szybsze. Sam też nie był w lepszym stanie, czego wcale nie ukrywał. Jego słodkie jęki, gdy zaczał sobie pomagać, rozbrzmiewały w całym pokoju, elektryzując moje ciało i pchając mnie coraz bardziej na skraj. Nie mogłem oderwać wzroku od jego ruchów, wszystko było takie seksowne.

- Ah~...braciszku, już dłużej nie wytrzymam...chce cię poczuć. Możesz mnie później ukarać za moje zachowanie~

   Zanim zdążyłem się zastanowić, co tak naprawdę zamierza, jednym ruchem podniósł się i zawisł nade mną, powoli opuszczając biodra i nabijając się. Oddech stanął na chwilę w mojej piersi, żeby ruszyć ponownie, wielokrotnie przyspieszony. Jeżeli posiadałem jeszcze jakąs granicę, która mnie powstrzymywała, została bez skrupułów zniszczona. Momentalnie pchnąłem go na plecy, wbijając się w to delikatne ciało wśród głośnego krzyku. Mocno objął mnie za szyję, przyciągając do siebie i zdobiąc nagie ramiona czerwonymi pręgami po paznokciach. Cichy syk wydostał się spomiędzy moich ust, zanim złączyłem je z jego, narzucając powolne tempo. Każdemu pchnięciu towarzyszył urywany krzyk, zdarte już gardło z trudem sobie radziło, a mimo wszystko nie przestawał, pokazując, jak mu dobrze. Nie mogłem się oprzeć jego osobie, moje podniecenie wciąż wzrastało. Chciałem go mieć tylko dla siebie, posiąść...chociaż wiedziałem, że to niemożliwe. Od lat ukrywane pragnienia w całości mną zawładnęły.
   Przyspieszyłem ruchy, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. Cały drżał, policzki miał mokre od łez...a mimo wszystko wciąż dopraszał się o więcej, powtarzając słodkie "braciszku". A ja, chcoiaż wiedziałęm, że musiał czuć ból, dawał mu, zgodnie z życzeniem, zanurzając się w jego ciale głębiej i głębiej...nie mogłem przestać, nie mogłem się oderwać. Nie chciałem przestać. Emocje, goszczące w moim ciele, wydawały się sprzeczne i rozchwiane, ale miałem to gdzieś. W tej chwili był mój i nie zamierzałem robić coś wbrew sobie czy wbrew jemu. Był mój. Chciałem go złamać.
   Wchodziłem w niego coraz szybciej i mocniej, nie mogąc się powstrzymać, niezależnie od tego, czy sprawiałem mu ból czy nie. Chciałem, żeby to była prawda, żebym miał go na własność. Wiedziałem jednak, że to niemożliwe...budziło to moją wściekłość, więc zdobiwałem jego ciało coraz gwałtowniej...jęki zamieniły się w krzyki, łez na poduszkach było coraz więcej, ale skutecznie to ignorowałem, licząc się jedynie ze sobą. Chciałem, by wiedział, że nie należy tylko do nich, że także tu jestem i już od lat czekam na swoją szansę...przemiawiała przeze mnie zawiść, coraz bardziej widoczna, coraz łatwiejsza do zrozumienia. Nic mnie nie powstrzymywało. 
   Doszliśmy niemal w tym samym momencie. Oboje oddychaliśmy szybko, delektując się tym uczuciem. Ponownie wpiłem się w jego usta, czując smak krwi z przegryzionej wargi. Podniosłem sie z niego, czując, jak emocje wolno ze mnie wychodzą, uświadamiając mi, co tak naprawdę zrobiłem. Przez krótką chwilę stałem i patrzyłem na Kanato, który, przy każdym ruchu, krzywił się z bólu. Coś we mnie pękło, a fala obrzydzenia zalała moją osobę.
   Błyskawicznie się ubrałem. Jak złodziej, chciałem jak najszybciej opuścić pokój, czując rosnące obrzydzenie do samego siebie. Teraz byłem taki sam jak oni. Niczym się nie różniłem. Wykorzystałem i okłamałem, kogoś, kogo...chciałem chronić. Gwałtownie wstałem z łóżka, zapinając spodnie i starając się nie myśleć o tym, co się stanie, jak rodzeństwo wróci do domu i odkryje ten mały sekret. Zagryzłem wargę, powtrzymując się od wypowiedzenia tych słów na głos. Lepiej będzie, jeśli Kanato także nie pozna prawdy. Może on także pomyśli, że to był któryś z nich? Tak będzie lepiej, tak....niech prawda pozostnie w ukryciu.
   Ruszyłem do drzwi, jednak, zanim opuściłem pokój, zatrzymał mnie śmiech. Odwróciłem się w stronę łóżka, patrząc na rozbawionego wampira, który, mimo opaski, wydawał się patrzeć wprost na mnie. Poprawił się wygodnie na łóżku, ponownie eksponując mu swoje nagie ciało.

- Braciszku...przyjdź jeszcze kiedyś. To była taka miła odmiana. Laito i Ayato o niczym się nie dowiedzą, obiecuję~
__________________________________________________
Dla Yuki Yuki
Już trudniejszego pairingu nie dało się wymyślić? XD przynajmniej było zabawnie : D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2