Wszyscy się niecierpliwili podczas ostatnich poprawek ubrań, fryzur i makijażu. Chłopcy dostali ostatnie wskazówki. Mieli być jak najbardziej naturalni, odgrywać po prostu swoje role. I tak też zrobili po wejściu na scenę wśród ogólnych krzyków podniecenia. Każdy członek ustawił się na swoim miejscu, tak, by w środku pozostawała luka. Spojrzeli po sobie ostatni raz. A potem rozbłysły światła reflektorów.
Show się zaczęło, wszystko było gotowe. Jedenastka chłopaków na scenie śpiewała właśnie kluczową piosenkę. Krzyki fanek były wręcz ogłuszające, ale on nic sobie z tego nie robił. Poprawił taśmę na policzku, przeczesał włosy palcami. Nakazał swojemu sercu, by się uspokoiło. Zacisnął palce na mikrofonie, wyczekując. I w ciszy zaczął odliczać. Trzy. Dwa. Jeden....
Kris zaczął śpiewać i mimo bycia pod sceną usłyszał, że fanki nagle zamilkły w kompletnym niedowierzaniu. Uśmiechnął się do siebie. Jeszcze chwila, ta cisza nie potrwa zbyt długo. Stanął na platformie i po chwili został wybity na scenę, w sam środek układu, w specjalnie przygotowaną dla niego lukę. Reakcja jest natychmiastowa, gdy na ekranie pojawia się jego postać - cisza zmienia się w pisk i ogłuszające skandowanie. Krzyczą jego imię. Chłopak uśmiechnął się, kończąc swoją partię. Zajął miejsce z tyłu, jakby przestał być ważny. Jednak zespół wie, że oczy wszystkich są wrzucone na Kanadyjczyka. Stał się gwiazdą wieczoru.
Skończyli piosenkę, zaczynali kolejną. Gdy tylko Wu Fan zaczynał śpiewać, skandowanie tekstu znów zamieniało się w nawoływanie jego imienia. Tak przebiegł cały koncert. Nawet po zejściu ze sceny nadal słychać było podniecone okrzyki. EXO zebrało się w sali. Wszyscy popatrzyli po swoich twarzach, zmęczeni, ale szczęśliwi. Kris uśmiechnął się do każdego z osobna, chociaż tracił grunt pod nogami. Jednak, mimo wszystko, pogratulował dobrze wykonanej roboty. Chwile później szybko uciekł do przebieralni jak pozostali, ściągając po drodze bluzę. Padł na krzesło, zamykając wcześniej szczelnie drzwi. Wziął głęboki oddech, nakazując swojemu wykończonemu ciału spokój.
- Tak mało czasu.... - westchnął z trudem, patrząc na wymizerowane odbicie. - Ale warto....
~*~
- Za zajebisty kawał dobrej roboty! - krzyknął Chanyeol, podnosząc do góry kieliszek z szampanem.
Wszyscy wydali potwierdzający okrzyk i wypili toast za swój tryumf. Dzisiejszego wieczoru wygrali wszystko, co było do zgarnięcia. Na jaki portal by się nie wchodziło, wszędzie mówiono o ich koncercie. Zarząd był dumny z nich, a oni byli dumni ze swojej ciężkiej pracy, wartej tego wszystkiego. Znowu byli wszyscy razem, a świętowanie w takich okolicznościach było dużo milsze, niż perspektywa 11 osób. Z uczciwością mogli na koniec koncertu zawołać swoje standardowe "we are one". Ich bliskość tylko dopełniała tą radość.
Jednak, wygrana czy nie, promocja w Chinach nie ucieknie. Musieli ograniczyć swoje imprezowanie do kilku butelek szampana i dużej ilości jedzenia. Z resztą, po tak wyczerpującym dniu nikt nie narzekał, że tak szybko została odebrana im zabawa. Jak grzeczne dzieci porozchodzili się do swoich pokoi, powtarzając godziny jutrzejszego treningu, wykrzykując, kto zajmuje jako pierwszy łazienkę oraz życząc sobie dobrej nocy. Oczywiście, jak to u nich, nie obeszło się bez okrzyków protestów oraz odgłosu przepychanek. Cisza w tym dormie panowała jedynie, kiedy ich nie było!
Kris wyszedł jako ostatni z salonu, napomniany przez Tao. Przez cały czas był dziwnie zamyślony i cichy, co martwiło młodszego. Kiedy już byli w pokoju, maknae wpadł w ramiona starszego. Przytulił policzek do jego ramienia, czując, jak ten obejmuje go w pasie.
- Cieszę się, że jesteś tu z nami. Bez ciebie nie byłoby to samo. - szepnął cicho Panda.
- Ja też się cieszę, że mogłem ten wieczór spędzić z wami. - wymruczał, całując go w czubek głowy. - Nie wyobrażasz sobie, ile dla mnie znaczy ten powrót.
Chińczyk spojrzał w oczy ukochanego i leciutko go pocałował. Kris nie odpowiedział od razu, jednak zaraz potem wpił się zachłannie w usta niższego. A potem zrobił coś kompletnie nieoczekiwanego - złapał go w pasie i obrócił kilka razy.
- Chodźmy na miasto! - zawołał konspiracyjnym szeptem Wu Fan
- Oszalałeś?! Jest prawie trzecia w nocy! - zaśmiał się w odpowiedzi Tao.
- Tym lepiej! Nikt nas nie pozna. Proszę, kochanie, nie daj się prosić!
Panda nigdy nie mógł się sprzeciwić, gdy Kris używał swojego proszącego tonu. Westchnął tylko, scenicznie przewrócił oczami i pokiwał głową na tak. Kanadyjczyk odstawił go na podłogę, złapał za rękę i na palcach przekradli się przez na wpół śpiący dorm. Po cichu ubrali kurtki i buty, by w następnej chwili iść już ulicami Seulu. Starszy nawet na chwilę nie puszczał ręki Tao, jakby bał się, że chłopaka coś zje.W czasie tego spaceru nie wiele mówili, raczej cieszyli się chwilową swobodą i sobą. Młodszy co rusz zerkał na twarz hyunga i uśmiechnał się, widząc radość w jego oczach. Czuł, że ten wieczór był jakiś inny. I nie chodziło tu tylko o to, że w powietrzu dało się czuć obietnice lata. Chodziło tu raczej o starszego chłopaka. Chińczyk miał wrażenie, że z ramion ukochanego w końcu zniknął ciężar i wracał do swojego starego "ja". I choć to było okrutne, miał wrażenie, że rozstanie dobrze im zrobiło. Wcześniej prawie nigdy nie ryzykowali ucieczkami na randki, więc mieli dla siebie tylko noce. Ten spacer był pierwszym od dawna romantycznym akcentem w ich życiu, nie licząc potajemnych schadzek. A to go bardzo cieszyło.
Szli, klucząc miedzy ulicami, unikając centrum. W końcu lider skręcił w jakąś uliczkę i po niedługiej chwili znaleźli się na rzeką. Wolno spacerowali, każdy zamyślony nad czymś innym. Głowę maknae przepełniała radość i podziw dla nocnego widoku. Ah, jak on tęsknił za takim czymś! Tak mu brakowało romantyzmu! I choć to nie było wyjście do kina czy kawiarnia, ogrzewało jego serce z równą mocą. A tulenie się do boku partnera tylko podsycało to ciepło.
- Tao, jak widzisz naszą przyszłość? - odezwał się nagle Kris.
Maknae zamyślił się. Wiedział, o co chodziło naprawdę w tym pytaniu i wiedział, że szybka odpowiedź może nie być pożądana. Chłopcy zatrzymali się, siadając na ławce. Panda spojrzał na swoje ręce, starając się ubrać swoje uczucia w słowa. To nie było łatwe - zawsze wstydził się swoich emocji i "publicznych" przemówień. Wyłamując palce, próbował wymówić od dawna skrywa na wizję. Odwagi dodał mu uśmiech lidera oraz wzięcie za rękę.
- Hyung...to ciężkie. Wiem, czego bym chciał, ale chcenie to zupełnie co innego, niż posiadanie - zarumienił się. - Chciałbym, byśmy kiedyś, gdy już będziemy mogli, zamieszkali w przytulnym domku gdzieś w Chinach, z dala od zgiełku miast. Byśmy mogli tam żyć i się zestarzec. Marzę, byśmy byli zawsze razem...i chciałbym adoptować dziecko. Chciałbym je z tobą wychować....chciałbym stworzyć szczęśliwą rodzinę. Wiem, pewnie myślisz, że to głupie, ale..
- Nie. - odparł szybko drugi, uśmiechając się. - Uważam...że taka przyszłość byłaby cudowna.
Tao spojrzał na niego. Coś w barwie jego głosu go zaniepokoiło. Jego twarz nie zdradzała uczuć, jednak po plecach blondyna przebiegł dreszcz. Miał wrażenie....jakby kochanek nie chciał mu czegoś powiedzieć. Jednak Panda szybko odrzucił takie myślenie. W końcu, Kris go nigdy nie okłamał ani nie oszukał, prawda? Nie miał więc podstaw. Dlatego też zignorował swoje dziwne odczucia i zaciągnął mocniej palce na ich splecionych dłoniach.
- A ty jak widzisz naszą przyszłość, hyung?
Przez twarz Krisa coś przebiegło, jednak znikło tak szybko, że maknae uznał to za przywidzenie lub jakiś źle rzucony cień przez uliczną latarnie. Jednakże, s deszczem skupił więcej uwagi na twarzy ukochanego. Wolał nie przegapić kolejnego "cienia", jeśli taki będzie.
- Co ma być, to będzie. - rzucił z uśmiechem.
- Nie, hyung, musisz odpowiedzieć! Nie ma takich odpowiedzi. Użyj wyobraźni!
- A jeśli nie potrafię używać wyobraźni?
- Artysta bez wyobraźni? Hyung, przestań się wykręcać i mi powiedz! Ja ci powiedziałem! - zaczepnie uderzył go w ramię.
Jednak zamiast odpowiedzi Kris złożył delikatny acz czuły pocałunek na jego wargach. Położył dłonie na jego policzkach, delikatnie głaszcząc kciukami jego kości policzkowe. Patrzył mu przy tym w oczy, jakby chciał się w nich zanurzyć. Odgarnął mu z czoła zbędny kosmyk włosów i ucalował jego skórę w tym samym miejscu. Tao nie rozumiał jego dziwnego zachowania, ale nie narzekał. Ba, nawet zapomniał już, czego od niego chciał. Wtulił się mocno w swojego hyunga. Szczęście przepełniło jego serce - czuł się prawie tak, jakby byli normalną parą, nie gwiazdorami. Przez chwilę mógł poczuć, że jego marzenie jest na wyciągnięcie ręki. Panda wtulił się mocniej w mężczyznę, na co ten tylko się uśmiechnął. Ten wieczór był prawdziwą magią.
Przeszli jeszcze kawałek wzdłuż brzegu i wolnym krokiem wrócili do dormu. Choć Kris był pewien, że ktoś zauważył ich ucieczkę, nie przejmował się. Mało go interesował zły manager czy zarząd. Dla niego najważniejsze było jego serce, które właśnie wtulało się w jego ramiona. Kanadyjczyk przytulił go do swojej klatki piersiowej i uśmiechnął sennie. Zmęczenie go dopadło niemal momentalnie od położenia głowy na poduszce. Zamknął oczy i chwilę później już spał.
[Kris]
Poderwałem się, ledwo łapiąc oddech. W pokoju było ciemno, ciszę przerywał jedynie oddech drugiej śpiącej osoby. Pochyliłem się, zakładając ręce na karku. Przeklęte koszmary. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio miałem bezsenną noc. Miałem tego dość, jednak nie mogłem tego zmienić. Miałem zbyt wiele myśli, zbyt wiele pytań bez odpowiedzi. Położyłem się i wtuliłem się w Tao, jakby był on talizmanem odgradzającym mnie od nocnych potworów. Jego spokojny oddech i powolne bicie serca były lepsze od kołysanki. On był dla mnie najlepszym środkiem nasennym i najlepszą pobudką. Zamknąłem oczy, poczułem ukłucie w klatce piersiowej. Ukłucie....strachu? Wziąłem głęboki oddech.
- Jeszcze tylko trochę.... - szepnąłem, nie wiadomo do kogo słowa, które z dnia na dzień były coraz bliższe prawdy.
[Tao]
Lot z Korei do Chin był jak zwykle przyjemny, głównie przez świadomość powrotu do kraju. Uśmiechnąłem się, wyglądając przez okienko. Miałem świadomość, że pewnie nie znajdzie się chwila, by wrócić do domu, ale sama myśl o ojczyźnie sprawiała, że robiło mi się jakoś lżej na sercu.
Nawet przeciskanie się przez terminal pełen fanów nie było jakoś takie złe, chociaż Kris musiał puścić moją rękę, którą trzymał przez cały lot. Starałem się iść jak najbardziej obojętnie, skupiając się na sylwetce kochanka przede mną. Zaskoczyło mnie to, że jest zgarbiony. Jakby torba na ramieniu była zbyt ciężka. Lider zawsze szedł dumnie, pewien swojego. Nie powiem, to mnie delikatnie zaniepokoiło. Jednak kiedy w samochodzie na powrót splótł nasze dłonie, odetchnąłem z jakąś ulgą. I chociaż jechaliśmy w milczeniu, przestałem się martwić.
W domie szybko zostawiliśmy walizki w naszych pokojach i znowu się zaczęło - próby układu, dobieranie ubrań, próby śpiewu. Dawaliśmy z siebie wszystko, by wypaść jak najlepiej. W końcu, do promocji zbyt dużo czasu nie zostało. Ciężko pracowaliśmy i to było widać. Najważniejszy był w tej chwili koncert. Przez to znów nie mieliśmy dla siebie czasu za dnia, mimo wolnych godzin. Kris ciągle gdzieś znikał albo spał. Wiedziałem, ze próby go męczą, ale przymykałem na to oko - w końcu znałem jego lenistwo. Po za tym, znaczną część nocy zajmował się mną, więc pozwalałem mu spać i sam zmywałem po nas wszystkich naczynia czy ścieliłem nasze łóżka. Jak to mówią, dla miłości zrobi się wszystko.
Do koncertu został jeden dzień i w powietrzu dało się już czuć nerwowe napięcie. Ćwiczyliśmy po raz setny układ w sali treningowej. Patrząc na nasze odbicie w lustrze byłem dumny. "Ten rok naprawdę będzie rokiem EXO", przebiegło mi przez myśl, wykonując kończący układ krok. Rozległy się oklaski i po chwili rozsiedlismy się na podłodze, zmęczeni, ale szczęśliwi. Właśnie brałem picie od Lay'a, gdy rozległo się pukanie.
- Proszę! - zawołał z podłogi Suho.
Do sali wszedł listonosz, co mnie zaskoczyło. Z reguły listy przychodziły najpierw przez zarząd, prawie nigdy osobiście. Zaciekawiło mnie to. Czy to było coś aż tak prywatnego?
- Wu Yi Fan?
Kris leniwie sturlał się z kanapy i podszedł do mężczyzny, wychodząc na korytarz. Moja ciekawość się pogłębiła, z twarz pozostałych także widziałem, że są tym zainteresowani. Najwidoczniej wszyscy chcieliśmy wiedzieć, co było na tyle ważne, że przyszło osobiście. Jednak, kiedy kroki listonosza uciszły, a Kris nie wrócił, zacząłem się niepokoić. Jako pierwszy wstałem i wyszedłem na korytarz. Zastałem lidera przy oknie, chowającego list do kieszeni. Kiedy podeszłem bliżej, zauważyłem, że ma mokre policzki. To mnie mocno zmartwiło.
- Wszystko w porządku, hyung? Czy coś się stało? - spytałem, ścierając zbłąkaną łzę z jego brody.
- Nie, to tylko... - jego głos się na chwilkę załamał, ale szybko się uspokoił - ...to list...od mojej mamy. Życzy.....powodzenia....nam wszystkim
Rozczuliłem i objąłem go za szyję. Jeszcze nigdy nie widziałem, by zareagował tak na list od rodziny, ale było to naprawdę słodkie. Pogłaskłem go po głowie, uśmiechając się. Kris po chwili wahania mocno mnie objął. Ucałowałem jego policzki.
- Podziękuj mamie. A teraz choć, czas na próbę głosu. - łagodnie go napomniałem.
Ten tylko przewrócił oczami i oboje wróciliśmy do sali, gdzie ukochany został zasypany pytaniami. Gdy im powiedział, wszyscy zgodnie podziękowali i znów wróciliśmy do codziennego trybu swojego życia. Jednak zauważyłem, że mój kochanek ciągle się gubi w układzie i zapomina swoich partii. Czekając na swoją kolej, słuchałem jego głosu w słuchawkach. Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Nie potrafiłem nazwać tego uczucia, które mnie ogarnęło. Miałem wrażenie, jakby coś chłodnego trzymało mnie za kręgosłup. Spojrzałem na mojego hyunga. Miałem złe przeczucie.....coś ml tu nie pasowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz