Od Autorki: wiem, opowiadania nie są na czas, za co bardzo was przepraszam. Ale święta były dla mnie pierwszy raz w życiu istnym urwaniem głowy >○<
Późna noc. Za oknem już dawno świecił księżyc, rozjaśniając ciemność. Światło delikatnie odbijało się od leżącego od niedawna śniegu. Wszystko wydawało się iskrzyć, błyszczeć...cechowało to zjawisko coś romantycznego. Może dlatego para, przecinająca boczną dróżkę, wydawała się taka odległa i piękna. Złączone ręce w rekawiczce dla dwojga grzały się swoim wzajemnym ciepłem, a delikatne płatki spadające z nieba uroczo lepiły się do ich płaszczy, szalików i czapek. Jednakże, w tym niemal sielankowym obrazie, który powinien być synonimem szczęścia, nie było tak klarownie, tak cudownie, jak wskazywałoby na to. Choć jeden z nich czuł ciepło, nie docierało ono do jego wnętrza, jakby jedyne, co potrafiło, to ślizgać się po powierzchni i, nie mogąc znaleźć szczeliny, przez którą możnaby było dostać się do środka, po prostu rozpływało się w powietrzu. A mimo to, nie wiedząc czemu, i tak tę parę nazywano wzorem miłości. Każdy, kto ich znał, nie zdawał sobie sprawy, jak wielkie nieszczęście może być ukryte głęboko pod pozorami najszczęśliwszej miłości na świecie.
Weszli do niewielkiego domku na uboczu. Jego wnętrze było niezwykle podobne do obrazu, jaki tworzyli na drodze - piękne, harmonijne, idealne, perfekcyjne...zbyt piekne, zbyt nieprawdziwe. Sztuczne. Tak właśnie czuł przez całe życie. Zbyt pięknie. Zbyt perfekcyjnie. Nawet dzisiejszy wieczór wigilijny, który dla nich dwóch znaczył coś więcej, wydawał mu się sztuczny i zepsuty. Choć wiedział, że dla wszystkich innych spotkanie przy ogromnym stole całą rodziną było czymś niemal magicznym, to on dusił się w domowym szczęściu, cieple...miłości. Zbyt dużo. Zbyt sztucznie. Zbyt perfekcyjnie. Nie powiedział jednak nikomu, wciąż udając, że jest szczęśliwy. Że nic mu nie jest. Że dla niego magia tej miłości także istniała. Choć z coraz większym trudem przychodziło mu "bycie" kochankiem, nie potrafił przestać. Nie chciał przestać, mimo bólu i wylanych łez. Chciał to zmienić. Chciał być kochany prawdziwą miłością, nie sztuczną, nie zakłamaną. Nie potrafił jednak powiedzieć tego głośno.
Rozdzielili się w drodze do sypialni, po zdjęciu butów i kurtek. Wchodząc do pokoju słyszał szum odkręconej wody uderzającej o brzeg porcelanowej wanny. Cichy, jednostajny szum, który kojarzył mu się z jedyną chwilą wytchnienia w życiu od kiedy powiedział "tak". Wspomnienia od razu rozjaśniły się w jego pamięci, przywołując dawne chwile. W zamyśleniu usiadł przy biurku i, bawiąc się wiecznym piórem, ponownie spróbował ubrać swój żal w słowa.
Weszli do niewielkiego domku na uboczu. Jego wnętrze było niezwykle podobne do obrazu, jaki tworzyli na drodze - piękne, harmonijne, idealne, perfekcyjne...zbyt piekne, zbyt nieprawdziwe. Sztuczne. Tak właśnie czuł przez całe życie. Zbyt pięknie. Zbyt perfekcyjnie. Nawet dzisiejszy wieczór wigilijny, który dla nich dwóch znaczył coś więcej, wydawał mu się sztuczny i zepsuty. Choć wiedział, że dla wszystkich innych spotkanie przy ogromnym stole całą rodziną było czymś niemal magicznym, to on dusił się w domowym szczęściu, cieple...miłości. Zbyt dużo. Zbyt sztucznie. Zbyt perfekcyjnie. Nie powiedział jednak nikomu, wciąż udając, że jest szczęśliwy. Że nic mu nie jest. Że dla niego magia tej miłości także istniała. Choć z coraz większym trudem przychodziło mu "bycie" kochankiem, nie potrafił przestać. Nie chciał przestać, mimo bólu i wylanych łez. Chciał to zmienić. Chciał być kochany prawdziwą miłością, nie sztuczną, nie zakłamaną. Nie potrafił jednak powiedzieć tego głośno.
Rozdzielili się w drodze do sypialni, po zdjęciu butów i kurtek. Wchodząc do pokoju słyszał szum odkręconej wody uderzającej o brzeg porcelanowej wanny. Cichy, jednostajny szum, który kojarzył mu się z jedyną chwilą wytchnienia w życiu od kiedy powiedział "tak". Wspomnienia od razu rozjaśniły się w jego pamięci, przywołując dawne chwile. W zamyśleniu usiadł przy biurku i, bawiąc się wiecznym piórem, ponownie spróbował ubrać swój żal w słowa.
- Kochanie...dlaczego płaczesz? - zmartwiony głos sprawił, że podskoczył na swoim miejscu.
Czując strach, szybko zasłonił mokrą od własnych łez kartkę i odłożył pióro, które tak mocno ściskał w ręku. Nie chciał, by zobaczył list przed jego skończeniem, choć to pewnie nigdy nie nastąpi. Nie pierwszy raz siadał w ten sposób i próbował stworzyć spis wszystkich swoich wewnętrznych strachów, potworów, demonów...tylko po to, by kilka godzin później, po tym, jak ukochany zaśnie, przypatrywać się jak płomień pożera kartkę i słowa na niej zapisane niczym dzikie i głodne zwierzę pochłania swoją zdobycz. I tym razem, świadomy zniszczenia tego dzieła, nie zamierzał pozwolić kochankowi nawet zacząć myśleć o tym, co mogło tu zajść.
Z uśmiechem wyćwiczonym przez lata przyjaźni z TaeHyungiem...przyjaźni, która przerodziła się w dużo silniejsze uczucie, podszedł do niego, stając w odległości niewiele większej niż długość jego drobnej dłoni. Z troską starszy delikatnie starł ślady łez z policzków ukochanego i z czułością go przytulił, obejmując długimi palcami jego smukłą talię. Całując swojego uroczego kochanka w czoło, próbował go pocieszyć. V wiedział, że okres świąt zawsze był dla niego...szczególny. W tym czasie dopadała JungKooka silna nostalgia, pewne wycofanie...i choć nie rozumiał dlaczego, starał się jak mógł, by jego malutki, uroczy chłopiec przechodził ten dziwny stan jak najszybciej.
Z uśmiechem wyćwiczonym przez lata przyjaźni z TaeHyungiem...przyjaźni, która przerodziła się w dużo silniejsze uczucie, podszedł do niego, stając w odległości niewiele większej niż długość jego drobnej dłoni. Z troską starszy delikatnie starł ślady łez z policzków ukochanego i z czułością go przytulił, obejmując długimi palcami jego smukłą talię. Całując swojego uroczego kochanka w czoło, próbował go pocieszyć. V wiedział, że okres świąt zawsze był dla niego...szczególny. W tym czasie dopadała JungKooka silna nostalgia, pewne wycofanie...i choć nie rozumiał dlaczego, starał się jak mógł, by jego malutki, uroczy chłopiec przechodził ten dziwny stan jak najszybciej.
- Nie płacz już, proszę... - wyszeptał cicho starszy, składając drobne pocałunki na jego szyi. - Nie musisz mi mówić dlaczego, po prostu...nie chcę widzieć twoich łez...rani mnie to, że nie mogę Ci pomóc...
TaeHyung zamknął młodszego w swoich ramionach i stali w ten sposób przez dłuższą chwilę. Jego ciało, świeżo po kąpieli i rozgrzane, dawało przyjemne ciepło, podobne do stania przy kominku w chłodny, zimowy czy jesienny wieczór. Z czułością głaskał swojego małego kochanka po plecach, cierpliwie czekając, aż ten w pełni się uspokoi. Dopiero wtedy odsunął się na niewielką odległość, by spojrzeć młodszemu w oczy i z uczuciem go pocałować. Po kilku sekundach dostał odpowiedź, a chude ramiona zaplotły się wokół jego szyi. Ułożył ręce na jego biodrach, delikatnie się uśmiechając, kiedy oderwali się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Przyglądał się wręcz zauroczony rumieńcom, które wykwitły na policzkach JungKooka. Ten widok zawsze sprawiał, że krew przyspieszyła swój bieg w jego żyłach. I choć wiedział, że to niewłaściwe, patrząc na "świąteczne" zachowanie kochanka, nie mógł się powstrzymać przed kolejnym zatopieniem ust w słodkich i miękkich wargach młodszego.
- N-nigdy nie obchodziliśmy naszej r-rocznicy...t-tak jak należy... - wysapał czarnowłosy wprost w usta starszego. - M-może przyszedł cz-czas...?
Gdy TaeHyung obudził się nad ranem, pierwszą rzeczą, jaką dostrzegł był jego mały kochanek zwinięty u jego boku, śpiący z głową na jego piersi. Z uśmiechem pełnym męskiej dumy przeczesał jego czarne włosy, układając je w swój ulubiony sposób. Nie mając serca ruszyć ukochanego, leżał tak, bawiąc się jego włosami, aż on sam się przesunął. Po krótkiej chwili przyglądania się wstał i poszedł do kuchni, gdzie, porannym rytuałem, zrobił sobie mocną kawę. Delikatnie ją sącząc wrócił do miłości swojego życia i, nie myśląc nawet o ubraniu się, usiadł na krześle przy biurku. Dłuższą chwilę zajęło mu oderwanie wzroku od JungKooka. Kiedy już tak się stało, spod gazet, książek i notatek wyciągnał list, który wczoraj pisał do niego młodszy. Bez czytania wiedział, co tam znajdzie, jednak i tak pozwolił sobie na lekturę. Po kilku minutach jego serce płonęło ogniem świeżej rany. Bez słowa jednak odłożył list i, stawiając kubek na szafce nocnej, na nowo położył się koło kochanka. Ostrożnie go w siebie wtulił, przyciskając usta do jego czoła.
Oh my God!!! Ten scenariusz jest cudowny no tak bardzo cudowne!!! Kocham kocham i jeszcze raz kocham ❤ I jeszcze te urocze moje OTP VKooki boskie! Czekam na kolejne i fajnie by było gdyby pojawiło się więcej tego paringu :3 Pozdrawiam i życzę weny~
OdpowiedzUsuńTaehyung tak bardzo nie pasuje mi do tej roli.... xD ale opowiadanie jest idealne ;3 wciągnęłam się od samego początku i do końca czytałam z zapałem xd
OdpowiedzUsuńTylko znalazłam jeden błąd, zazwyczaj pewnie bym to olała, ale myślę, że na to warto zwrócić uwagę.
Jak był fragment "niebiosa każą" to powinno być kaRZą.
Każą jest od kazania, a karzą od karania.
Czekam na następny post ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
O kurde, rzeczywiście. Nawet nie zauważyłam błędu. Dziękuję za wytknięcie ^^"
UsuńNadrabiam, nadrabiam! A razem z tym i komentuję!
OdpowiedzUsuńTae... Niee. On mi nie pasuje do roli dominatora. Za Chiny ludowe. Bardziej do Jina, bym powiedziała. A Kookie... On znowu bardziej na takiego... No... Macho? Za silne słowo. Po prostu męskiego haha!
Bardzo fajne. Podobało mi się i czekam na więcej. Już wiele razy prawiłam ci komplementy odnośnie twojej twórczości, ale powtórzę to po raz etny... JESTEŚ CUDOWNA!
Pozdrawiam i weny ~