26 lip 2014

~ Marzenia

Kiedyś marzyłem o miłości jak z filmu, pełnej romantyzmu i pasji.
A teraz marzę jedynie o tym, by wypełnić tą pustkę w środku.

Leże w jego objęciach i czuje coraz mocniejsze pchnięcia. Przygryzam wargi, zaciskam palce na brzegu blatu, pozwalając rozrywać mu moje ciasne wnętrze, pozwalając mu poniżyć mnie jeszcze bardziej. Nie przejmuje się kompletnie niczym, oddając się rozkoszy, która mnie wypełnia. Zdzieram gardło jękami, okazując jak mi dobrze w tej jednej sekundzie. Ale w momencie, w którym dochodzę, brudząc stół, staje się na powrót przeraźliwie pusty. Nawet kiedy ciepło zalewa moje poranione wnętrze, czuję, że od środka na zewnątrz z mojego ciała promieniuje lód.

Kiedy robi krok do tyłu, osuwam się na kolana, nie licząc się z przeszywającym bólem pleców. Zaciskam pięści na swojej wymiętolonej koszulce, czując kąpiące z moich policzków łzy. Pustka otacza moje ciało kryształem lodu. Słyszę, jak zapinasz pasek od spodni, czuję, jak głaszczesz mnie po głowie i wołasz "do następnego razu", zostawiając mnie samego z bałaganem i nieszczęściem.

Kiedyś marzyłem o tym, by spędzać z tobą każdą sekundę.
A teraz nienawidzę, kiedy zostajemy sam na sam.

Gdy wracacie do domu, po występku nie został nawet ślad. Jedynie ściany, przesycone moim błaganiem o więcej, nadal szepczą po cichu o tym, co się wydarzyło. Nadal owinięty swoim kokonem lodu siadam obok ciebie, wzdychając zapach twojej skóry, który pali mi płuca. Znowu zaczynam grać pod publikę. Stałem się świetnym aktorem. Nigdy nie dostrzeżesz w moich oczach, jak twoja obecność odbiera mi tlen, którym oddycham. Nigdy nie zrozumiesz, czemu tak często milkę, zaopatrując się w dal, jakby było tam coś, co sprawia mi ból. Jesteś byt ślepy, by dostrzec delikatną zmianę we mnie.

Z sekundy na sekundę czuję się coraz bardziej chory. Twoja obecność dla mnie nie jest dobra. A jednak, nadal na naszych twarzach widnieje błazeński uśmiech, nasze oczy błyszczą. Ty nigdy nie zrozumiesz, jak zatruwasz mój świat. Nie wiesz, jak zatruwa mnie nasza przyjaźń.

Kiedyś marzyłem o tym, by porwać cię w ramiona i całował do upadłego.
A teraz ściąga mnie obrzydzenie przez twój dotyk.

Niby przypadkowe muśnięcia naszych ciał działają na mnie jak wsadzenie widelca do kontaktu - czuje się porażony a w następnej chwili ogarnia moje ciało odrętwienie i paraliż. Nie ważne, czy dotknął mnie kawałek twojej nagiej skóry czy ukryty pod materiałem fragment ciała. Zawsze czuje to tak samo mocno, wręcz ze śmiertelnym efektem.

Choć staram się uciec, swoją nieświadomością narażasz mnie na pobyt wśród burzy z piorunami. Łapiesz mnie za rękę, szturchasz w bok, przytulasz ramieniem. Piorun za piorunem trafia moje wymizerowane od środka ciało. Tylko cudem nie upadam na twarz od wyładowań wewnątrz mnie. A ty? A ty nadal uśmiechasz się do mnie tak delikatnie, z radością i oddaniem w oczach. Boże, jak nienawidzę, kiedy patrzysz na mnie z tą szczenięcą miną. Najchętniej starłbym ci ten wyraz twarzy silnym uderzeniem. Jednak zamiast tego śmieje się z twojego żartu, gram. Tak teraz wygląda moje życie.

Kiedyś marzyłem by przygwoździć cię do łóżka i słuchać twoich jęków.
A teraz ledwo radze sobie, gdy jesteśmy w jednym pokoju.

Kiedy wreszcie opuszczam twoje otoczenie biorę drżący oddech i zrzucam maskę. Zamykam na klucz drzwi od łazienki i patrzę w swoje odbicie. Widzę zmęczenie w moich oczach, lekko zapadnięte policzki. Jestem naprawdę wykończony udawaniem. Chciałbym, by w końcu ta pustka się zapełniła, by przestało tak piekielnie boleć. Ale już dawno porzuciłem sferę tych marzeń. Już dawno przestałem liczyć, że twój dotyk kiedykolwiek będzie taki, jakiego pożądam, jaki by mnie zadowolił. Taki, który pozwolił by mi być na nowo człowiekiem a nie tylko pustą, lodową skorupą.

Pozwalam, by strumień zimnej wody zmył trudy dnia. Kiedy zamienia się ona niemal we wrzątek, ostrożnie myje poranione ciało. Dotykam każdej blizny na moich ramionach i obojczykach, ostrożnie myje obolałe plecy. Woda leje się po moich drżących nogach, rozgrzewając obolałe mięśnie. Opieram głowę o zimne kafelki, zakręcam wodę i czekam na coś co się nigdy nie wydarzy.

Kiedyś marzyłem, by każdego poranka budzić się w twoich ramionach.
A teraz ledwo potrafię spać w twojej obecności.

Wracam do naszej sypialni i od razu w powietrzu zaczyna mi brakować tlenu. Kładę się do mojego łóżka. Słucham, co do mnie mówisz, jednak milczę, bo w mojej głowie dzieją się złe rzeczy. Za bardzo zbliżyłem się do miejsca, które kiedyś tworzyłem w mojej jaźni. Jestem zbyt blisko cmentarza moich marzeń. Czuję niemal, jak senne wizje chwytają mnie za kostki, pragnąc po raz kolejny zadać mi ból.

Odwracam się plecami do ciebieodmrukując coś na twoje "słodkich snów, hyung". I zaczynam uważnie nasłuchiwać. Wkrótce twój oddech zwalnia a ja błyskawicznie wstaje z łóżka. Jednak dzisiaj jestem zbyt zmęczony, by iść do kogokolwiek, by na chwilę zapchał nicość we mnie. Tym razem wolno skradam się do twojego łóżka i oglądam twoją śpiącą twarz. Mam ochotę odgadnąć ci włosy z czoła, jednak nie ruszam się nawet o milimetr. Po prostu patrzę, zahipnotyzowany.

Kiedyś marzyłem, że będziemy razem, Sehun.
A teraz nie mam wcale marzeń i złudzeń.

W milczeniu siadam na skraju twojego łóżka i w ciszy przeczesuje włosy palcami. Zastanawia mnie, o czym śnisz. Czy tak jak ja, masz tylko koszmary? A może coś zupełnie przeciwnego? Ja nie potrafię już śnić - sen jest zbyt bliski marzeniom, a ja już nie potrafię marzyć

Zamykam oczy. Mam ochotę skulić się w nogach twojego łóżka, tak blisko twojego niedostępnego dla mnie ciała. Jednak, jak zawsze, odsuwam pragnienia po za mój lodowy szkielet i wracam do swojego łóżka. Zawijam się w kołdrę po sam czubek głowy, licząc, ze może tej nocy uda mi się przespać chociaż jedną, spokojną godzinę. Chowam twarz w poduszkę, ale i tak słyszę cichy szmer, jak każdej nocy. Zaciskam mocno powieki, wiedząc co zaraz usłyszeć. Twój głos rozcina powietrze.

- Ah, Luhan hyung....

Kiedy szepczesz moje imię przez sen, nie potrzebuje żyletek. I tak moje serce krwawi.



_______________________________________________________
Opowiadanie z dedykiem dla Shiy(i?)(ii?)(a?) *nie ma zielonego pojęcia, jak to odmienić*. Mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziona ~

4 komentarze:

  1. Shiyi :v
    Wow, wow, jakże mogłoby mi się nie spodobać? *O* Świetnie piszesz, w sumie to zastanawia mnie co tak naprawdę stało się Sehun'owi. :O
    Dziękuję ślicznie. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ci się spodobało ^ ^
      Jeśli chodzi o Sehuna...w tym opowiadaniu ranił Luhana nie zauważając jego uczuci, ale będąc bardzo blisko jako przyjaciel.

      Usuń
  2. Jaki potwór z Sehuna! Niby taki niewinny maknae, a tu się okazuję demonem. Jak można tak ranić biednego Luhana? Takiego słodkiego aniołka ♥
    Ale jak już wspominałam... Uwielbiam zakończenia bez Happy Endu ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, to totalne okrucieństwo, ale wiesz, z jego zapłonem.... xD

      Usuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2