27 sie 2014

Asystent - prolog


   Stałem przestraszony przed gmachem budynku, ściskając w rękach teczkę. Powtarzałem sobie w głowie "dasz radę Tao. To przecież tylko rozmowa. Dasz radę.". Na miękkich nogach wszedłem do środka i, po grzecznym przywitaniu się z ochroniarzem, wsiadłem (a raczej uciekłem) do windy. Strasznie się denerwowałem. W głowie miałem jeden wielki mętlik pytań bez odpowiedzi. A jak coś palnę? Albo zapomnę języka w gębie? A jak coś przez przypadek ze zdenerwowania uszkodzę? Czy na pewno pasuję do takiej pracy? Dzisiaj startowałem po raz pierwszy w życiu. Miałem tylko pojęcie teoretyczne o tym, jak wygląda zawód, do którego startuje. Liczyłem, że uda mi się zacząć pracować zaraz po studiach, jednak, z każdym kolejnym piętrem coraz bardziej wątpiłem w tą nadzieję. Jadąc na 33 piętro wciąż o tym myślałem i z każdą sekundą stresowałem się coraz bardziej. "Oby tylko się udało...", powtarzałem sobie w myślach.
   Po kilku minutach winda oznajmiła mi, że jestem na właściwym piętrze. Trzęsąc się, wysiadłem i moim oczom ukazało się niewielkie lobby. Podszedłem do kobiety, która siedziała za biurkiem. Kiedy spojrzała na mnie, poczułem się oceniany. Nie lubiłem tego. Kiedy ktoś na mnie patrzył, od razu się peszyłem i zapominałem języka w gębie. A kiedy do tego wszystkie jej spojrzenie stało się zimne i jadowite, miałem wrażenie, że zaraz umrę.

- Słucham. - odezwała się po kilku sekundach niezręcznej ciszy.

- E...ja....n-nazywam się Huang ZiTao, przyszedłem na r-rozmowę kwalifikacyjną.... - wydukałem.

- Prezes oczekuje pana, zapraszam do biura. Zapowiem pańskie przybycie.

   Kobieta posłała mi suchy i formalny uśmiech, wstała i wyszła zza biurka. Weszła przez duże drzwi, które dokładnie za sobą zamknęła. Wypuściłem powietrze, które wstrzymałem nie wiadomo kiedy i poluźniłem krawat pod szyją. Mój stres wskoczył na kolejny poziom. Wszystko we mnie drżało. Myślałem, że będę rozmawiał z jakimś dyrektorem poddziału a nie z prezesem korporacji! W końcu, to tylko posada asystenta....ale przecież nie było napisane kogo. Miałem ochotę uderzyć się w głowę. No przecież mogło chodzić o kogokolwiek! Westchnąłem, okrzykując się największym idiotą na świecie. W międzyczasie drzwi się otworzyły i tym razem brunetka posłała mi promienny i prawie nie sztuczny uśmiech, zapraszając mnie do środka.
   Wolno wszedłem i stanąłem obok jedynego krzesełka przy biurku. Rozejrzałem się szybko. Pomieszczenie było lekko zaokrąglone i posiadało dwie pary drzwi oprócz tych, którymi wszedłem. Na przeciwko wejścia była przeszklona ściana, za którą dało się zauważyć taras. Po bokach stały zamknięte szafki i kilka ułożonych na sobie krzeseł. W centralnej części było duże biurko w kształcie litery "u", a za nim skórzany fotel, na którym pewnie siedział prezes, teraz wyglądający przez okno. Przełknąłem ślinę. Miałem złe przeczucia. Kiedy drzwi się zamknęły, osoba na fotelu odwróciła się do mnie. Kiedy zobaczyłem mężczyznę, byłem w szoku - z twarzy wydawał się niewiele starszy ode mnie! A ja spodziewałem się starszego, grubego wyjadacza z oponką i łysiną, takiego dobrze po 50-siątce. A ten przede mną był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, nie starszym niż 28 lat, ubranym w czarne spodnie i białą koszulę z rozpiętymi dwoma pierwszymi guzikami. Był przystojny, jego twarz miała w sobie coś gwałtownego, ale jednocześnie coś magnetycznego, tak jak spojrzenie jego ciemnoczekoladowych oczu delikatnie przysłoniętych przez zbyt długą już, grzywkę od złotego nieładu artystycznego który miał na głowie. Przy nim czułem się nijako i niepotrzebnie odstawionym. Poczułem, że rumieniec występuje mi na policzki. Błyskawicznie wykonałem ukłon, nie chcąc dać tego po sobie poznać.

- W-witam pana, j-jestem Huang ZiTao. Przyszedłem w sprawie s-stanowiska asystenta. - wydusiłem z siebie na jednym wdechu.

   Wyprostowałem się i zauważyłem wyciągniętą rękę. Niepewnie wyciągnąłem również swoją. Mężczyzna dość silnie nią potrząsnął, uśmiechając się lekko do mnie.

- Jestem Wu Yi Fan, ale nie lubię tego imienia, więc, proszę, zwracaj się do mnie Kevin albo Kris, dobrze? - w jego głosie wyczułem jakiś dziwny akcent. - Proszę, usiądź.

   Zająłem wskazane miejsce, ściskając w palcach moje dokumenty. Drżały mi ręce, przez co czułem się okropnie. Ten mężczyzna był dla mnie taki miły, a ja nie mogłem się uspokoić....

- Więc....mogę zobaczyć twoje CV? - spytał blondyn.

   Speszony, gwałtownie wyciągnąłem przed siebie teczkę, czując rumieniec. Matko, jaki ja byłem głupi....czemu nie mogłem być tak pewny siebie jak moi przyjaciele? Tutaj dawałem tylko popis mojej głupoty. "Na pewno mnie nie przyjmie...", pomyślałem.
   Prezes wziął moje dokumenty i zaczął je dokładnie przeglądać.

- Hm....ukończyłeś studia w Seulu? Na wydziale administracji i zarządzania? Z jakim wynikiem?

- Tak, proszę pana. Mój wynik zajął trzynaste miejsce w Korei.

- No to całkiem nieźle! - mężczyzna cicho zagwizdał. - O, widzę, że uprawiasz sztuki walki. Pierwsze miejsca w kraju... Co konkretnie ćwiczysz?

- Wushu, panie prezesie. - odparł z pokorą.

- Asystent i ochroniarz w jednym - uśmiechnął się lekko, przeglądając następną kartkę. - Nie mam zastrzeżeń do twojego listu motywacyjnego...wszystko wygląda naprawdę dobrze...

   Kris odłożył teczkę i spojrzał na mnie uważnie. Wszystkie mięśnie w moim ciele spięły się nagle. Jego spojrzenie było niezwykle przeszywające. Miałem wrażenie, jakbym był otwartą księgą - mógł ze mnie przeczytać wszystko. Po kilku sekundach tego spojrzenia zacząłem odczuwać dyskomfort, jednak, na całe szczęście, mężczyzna po chwili łagodnie się uśmiechnął i cała jego twarz nabrała pogodnego wyrazu. Odwzajemniłem uśmiech z grzeczności, zastanawiając się, czemu miało służyć to chwilowe wywołanie strachu we mnie.

- Powiedz mi...co robisz na co dzień? Czym się interesujesz? Czego słuchasz? Masz jakieś pasje?

- Po skończeniu szkoły regularnie ćwiczyłem sztuki walki, jednak chciałem się usamodzielnić i zacząłem szukać pracy. - odparłem, nie bardzo wiedząc, co do tej pracy mają te pytania. - Interesuje się....fotografią. Lubię robić zdjęcia, jest to...tak jakby moja pasja. - poczułem się nieco głupio, przekształcając moje zamiłowanie do selfie na profesjonalną sztukę. - A słucham głównie koreańskich i chińskich wykonawców, panie prezesie.

- Tak... - mężczyzna pokiwał głową, jakby przyznawał komuś rację. - Ale nie musisz mi mówić "proszę pana" albo "panie prezesie". Mogłeś tak mówić do mojego ojca. Mi mów po prostu Kevin albo Kris.

- A-ale to strasznie nieoficjalnie... - przestraszyłem się - N-no i bez szacunku...

- Więc...może hyung? Jestem starszy od ciebie. - uśmiechnął się. - Z resztą, skoro będziesz tu pracował, wiedz, że staram się utrzymać w miarę "przyjacielską i rodzinną" atmosferę.

- Dobr...więc dostałem tą posadę?! - spytałem, dopiero po chwili rozumiejąc.

- Tak, jesteś do tego stworzony.

- Dziękuję, pan... znaczy...hyung... - zarumieniłem się delikatnie, wykonując ukłon.

- Zaczynasz od jutra, reszty dowiesz się od Mei, mojej sekretarki. Ona ci wszystko wyjaśni i da potrzebne rzeczy po moim poprzednim asystencie.

- Tak jest. - uśmiechnąłem się i opuściłem biuro, żegnając się wylewnie i jeszcze kilkukrotnie dziękując.

~*~

   Sekretarka, nagle zaskakująco miła, podała mi sporawy karton i zaczęła wolno objaśniać, na czym polegała moja praca. W sumie, wszystko sprowadzało się do tego, bym był zawsze dostępny, odbierał telefony dotyczące spotkań i był na każde polecenie prezesa. W teorii łatwe, w praktyce już gorzej. Ale nie zniechęcałem się. To była moja pierwsza praca w życiu i może dlatego miałem tyle zapału i wigoru. Kiedy panna Mei, jak kazała mi się nazywać kobieta, oprowadzała mnie po głównych wydziałach firmy, uważnie słuchałem i starałem się zapamiętać wszystko i wszystkich, na jakim piętrze jest jaki wydział, itp. Było dla mnie bardzo ważne - w końcu, pewnie nie jednokrotnie jeszcze się zgubię w tej plątaninie biur i nazwisk. Jednak, nie zrażałem się tym. Byłem gotowy do nauki pracy w korporacji.
   Po godzinie wracałem już spokojnie do własnego mieszkania, nie mając jeszcze śmiałości zajrzeć do pudełka. Dopiero będąc już we własnym domu je otworzyłem. W środku było jeszcze więcej pudełek. Telefon (iPhone), słuchawka Bluetooth, pager, elektroniczny organizer oraz list. Zacząłem od tego ostatniego. Nie znalazłem ani nadawcy, ani odbiorcy, ale w końcu było to w pudełku należącym jakoby teraz do mnie. Dlatego też otworzyłem go i wyjąłem złożoną na pół kartkę. Były na niej tylko trzy zdania.

”Uważaj na prezesa. Nie jest taki, na jakiego wygląda. I nigdy nie zgadzaj się na jego propozycje"
Poprzednik i dobry przyjaciel.

   Miętosiłem kartkę, zastanawiając się, co ten list ma do rzeczy. Ostatecznie wziąłem to za kiepską próbę przestraszenia lub denny kawał. Przecież prezes nie mógł być taki straszny! Ten mężczyzna był naprawdę cudowny. I w dodatku taki miły....tak, uznałem definitywnie, że ten list jest tylko głupi żartem.
   Zacząłem wyciągać rzeczy z pudełek. Wszystko ustawiłem przed sobą, pstryknąłem zdjęcie i, jak to miałem w zwyczaju, wrzuciłem na Instagrama - "Czas zacząć pracę. Fajnie, jak na początek". Potem wszystko schowałem do torby, którą kupiłem specjalnie do tej pracy. Uśmiechnąłem się, szykując strój na jutro. Już nie mogłem się doczekać.


__________________________________________________________
Dla mojego uke, które bardzo chciało TaoRis

2 komentarze:

  1. Waaah, to jest cudne po prostu. <33333 Jak w przeciągu tygodnia mi nie napiszesz kontynuacji, to będziesz wypisywać na moim nagrobku "umarła na niedobór seksóf od seme" czy coś. ;/ CHCESZ TEGO? * Q *

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2