16 lut 2015

Co to znaczy "kochac" ? - prolog

Od Autorki: Oto nowa rodziałówka, a właściwie jej wstęp. Niestety nie wybrałam jeszcze paringu, więc jest dość bezosobowa. Zastanawiam się jednak nad jednym i już w następnej części dowiecie się, o kim będzie ta historia ^^
Co do pozostałych opowiadań, mam głęboką nadzieję, że uda mi się je napisać do końca lutego, jednak najbliższe dwa tygodnie to będą sprawdziany, sprawdziany i jeszcze raz sprawdziany, dlatego....no cóż, naprawdę coś spróbuję oddać. Trzymajcie kciuki : 3

~*~

   Od najmłodszych lat widział tylko jedną rzecz - otaczały go zielone i szare mundury generałów, oficerów i zwykłych szeregowców. Świat wokół niego składał się z czołgów, pojazdów pancernych, wyrzutni rakiet, porannych musztr i zapachu prochu strzelniczego przedostającego się przez maskę gazową w minimalistycznych ilościach. W tym świecie nie było ciepła. No, może po za wyjątkiem żaru buchającego od rozgrzanej gardzieli lufy czołgowej. Nie licząc tego, jego świat był zimny i niemiłosiernie pusty. Jednakże, był to jedyny świat jaki znał. Dla niego nie było innego. Jego dzieciństwo i dorosłość składały się z kilku godzinnych ćwiczeń, czyszczenia broni i mundurów, uderzeń w tył głowy za nieposłuszeństwo i codziennym zetknięciem ze śmiercią. Każdy dzień opływał w rannych ludzi, dźwięki wystrzałów i w krzyki generała.
   Był on bezimienną sierotą, którą ktoś oddał żołnierzom w zamian za coś czego on nie znał. Nie wiedział co to poczucie bezpieczeństwa, ale szeregowcy próbowali go tego nauczyć. Próbowali pokazać świat chłopcu, który ledwo nauczył się mówić i chodzić. Według nich uczyli go przydatnych rzeczy. Powiedzieli mu, że bezpieczeństwo jest wtedy, gdy masz karabin w ręce i zabezpieczony granat w kieszeni. Później nauczyli go używać pistoletu i już jako sześcioletni chłopiec trafiał w każdy cel na tarczy. Pół roku później jego cel zaczął się poruszać, krwawić i czuć, ale chłopiec nie zauważył różnicy. Został nauczony, by jego kula zawsze miała dosięgać celu i tak właśnie było.
   W wieku dziewięciu lat nauczyli go ładować armatę w czołgu. Rok później, ilekroć ogromna bestia wyjeżdżała z hangaru, by bronić ojczyzny, chłopiec jako dodatkowy członek ekipy ładował sprawnie ogromne naboje. W następnych latach opanował kierowanie wozów pancernych, choć ledwo sięgał do pedałów. Ale to nie był dla niego problem. Trzymał się najważniejszych wartości, które były mu wtłaczane do głowy od zawsze. Musiał walczyć dla ojczyzny, choć nie wiedział co to jest ani gdzie jest. Miał walczyć, by chronić tych, którzy nazywali się jego towarzyszami broni, dopóki posiadał wszystkie kończyny. Najważniejsza dla żołnierza była wiara w wygraną. I chociaż on nie rozumiał ani jednej z tych rzeczy, trzymał się rozkazów generała jakby stanowiły dla niego słowa samego Boga.
   Zanim przestąpił trzynasty rok życia, z pamięci recytował nazwy i numery pojazdów, samolotów i czołgów, które używało wojsko na całym świecie. Po samym dotyku rozpoznawał, który nabój należy do jakiej broni. Po odgłosie wystrzału odgadywał nazwę pistoletu. Jeden rzut oka na mundur i bezproblemowo wskazywał jednostkę, rangę i kraj danego wojskowego. Bez problemu rozszyfrowywał depesze. Znał każdą taktykę i strategię używaną przez swojego generała, znał wszystkich dowódców, pod dowódców, oficerów, poruczników, szeregowych, majorów i innych ludzi w jednostce. Świat ukryty za barwą maskującą nie stanowił dla niego tajemnic. Ale to co było na zewnątrz stanowiło przerażającą nicość.
   Uczucia znał tylko ze starych esejów. Nie wiedział co to miłość, radość czy szczęście. Wiedział jednak, że coś takiego funkcjonuje i wiedział kiedy one występują. Nie znał jednak ich smaku, zapachu, charakterystyki. Za to aż za dobrze znał smak lufy z hartowanej stali. Jak nikt znał śmierć. Wiedział już jako mały szkrab, że koniec zawsze czai się na ramieniu żołnierza, zaraz obok pistoletu i, że to ona kieruje kulami wystrzelonymi z karabinów i wyrzutni. Wiedział, że śmierć nie patrzy na taktykę, mundur, sumienie, charaktery. Ona po prostu przychodziła jak porucznik na poranną musztrę z listą obecności i odhaczała tych, którzy za coś jej podpadli. Nawet jeśli to był źle wypastowany but.
   Kiedy w jednostce został założony burdel, żołnierze powiedzieli mu, że przelotny seks nie jest miłością, ale jest jej substytutem. Chłopiec próbował to zrozumieć, jednak jak wszystko co nie zostało mu wytłumaczone, po prostu przyjął to do wiadomości i zaakceptował. To było dość proste. Później często odwiedzał szaro-brunatny namiot wypełniony roznegliżowanymi kobietami, towarzyszami broni i cienkimi ściankami z nieprzezroczystej tkaniny. Przyglądał się tej miłości i uznał ją za jedyną dostępną żołnierzowi. Zaakceptował tak samo jak walkę za nieznaną sobie ojczyznę i strzelanie do ludzi, którzy byli tacy sami jak inni, z jedyną różnicą w postaci munduru. 
   Kiedy skończył czternaście lat, a jednostka po raz kolejny się przeniosła, doznał tej dziwnej i niezrozumiałej "miłości" na własnej skórze. Jednak rozumiał wtedy, że może mieć ona najróżniejsze oblicza. Dotarło do niego, że może ona sprawiać ból i wyciskać łzy z oczu. Ale nie sprzeciwiał się rozkazom porucznika i posłusznie jak kurwa w wojskowym burdelu rozbierał się i kładł na ogromnym, metalowym łóżku, by chwilę później jego łzy wsiąkały w poduszkę, a jego wnętrze było rozrywane równie skutecznie jak noga, która nadepnęła na minę przeciwpiechotną. Pozwalał na to, bo wiedział, że jest tylko szeregowcem, który musi być oddany przełożonym. Pozwalał na to, bo nikt mu nie powiedział co jest dobre i dozwolone, a co jest złe i zakazane. Rozkaz to rozkaz. Bez względu na to czy było to "zabij go", czy "rozłóż nogi".
   Jego świat sprowadzał się do obrazu w jednej tonacji. Było w nim wiele krwi, łusek od naboi, ciał zaścielających pole bitwy i smak zwycięstwa. Ale on nie cieszył się z innymi żołnierzami z wygranej. Nie opłakiwał również zmarłych. Nie oddawał się tej miłości. Nie kochał samemu. On jedynie przyglądał się całości z dystansem, próbując zrozumieć czym jest otaczający go świat. Czym jest ta wojna, o której mówią jego towarzysze i co to jest dom, na który tak bardzo czekali. Nikt mu jednak tego nie tłumaczył, a on otwierał jedynie usta, by wykrzyczeć "tak jest, sir!". 
   Tak więc ten chłopiec, który rozpoczynał swoją szesnastą wiosnę, wiedział tylko tyle ile pokazywała mu jednostka i pole bitwy. Jednak jego życie nie mogło ciągle tak wyglądać. Wojna musiała się w końcu skończyć. Ktoś musiał wygrać i ktoś musiał przegrać. Musieli być panowie i niewolnicy. Musieli być zmarli i ranni, by ktoś mógł odczuć smak zwycięstwa. Świat musiał się jeszcze wiele nauczyć. Tak samo jak chłopiec. I świat dał mu tę szansę.

~*~

   Chłopiec nie pamiętał dokładnie jak to się stało, ale dobrze kojarzył ból, który temu towarzyszył.
   Było to późną nocą, kiedy robili najazd na wrogą bazę. Siedział on wtedy na pace ciężarówki wraz z innymi żołnierzami. Ze skupieniem powtarzali plan ataku i polerowali kolby, by za sekundę mogły one posmakować ciepłej krwi. Jednak zamiast krwi wroga, posmakowała krwi towarzyszy, gdy nierozważny kierowca wjechał na minę przeciwpiechotną. Usłyszeli tylko ciche kliknięcie i już po chwili plandeka na tyle ciężarówki zajęła się ogniem z wybuchu. A więc nie będzie zaskoczenia. Już na nich czekano.
   Chłopiec nie krzyczał chociaż jego mundur zajął się ogniem. Jedynie zagryzł wargę, wyskoczył z auta i przeturlał się po błotnistej drodze, gasząc żar. Zacisnął palce na lodowatym karabinie i ukrył się w gęstwinie przydrożnych krzaków, próbując znaleźć tych, którzy zastawili pułapkę. Przyglądał się ciemności i gdy tylko zobaczył ruch obcego munduru, wykonał strzał. Po sekundzie miedzy dwoma wrogimi frontami był już otwarty ogień, którym towarzyszył jedynie dźwięk upadających łusek i charakterystyczny okrzyk, którym zmarli żegnali świat i witali śmierć.
   Powoli przesuwał się, gdy nacisk z przeciwnej flanki stawał się zbyt silny. Wiedział, że to pora na odwrót. Powoli wycofywał się, jednocześnie próbując dosięgnąć kulą tego, który usilnie w niego celował. Ponownie przygryzł wargę, ukrywając się za cienkimi drzewami, które dobrze chroniły od wrogich kul. Miał nadzieję, że przeciwnicy uznają, że strzał go w końcu dosięgnął i odpuszczą. Z myślą, ukrywając się nasłuchiwał coraz cichszych oznak walki. Kiedy w końcu ostrzał kompletnie umilkł, delikatnie wychylił się zza swojego ukrycia, by w następnej sekundzie upaść od siły, którą niósł nabój. Początkowo nie było bólu, choć śmiercionośny strzał przeciął jego plecy na wysokości łopatki na tyle silnie, by przebić się przez drzewo, za którym się chował. Krew trysnęła, kiedy na młodym ciele powstała ogromna dziura przechodząca na wylot przez szerokość jego tułowia. Zaskoczony dotknął ciepłej i lepkiej cieczy, upadając na kolana. Zrezygnowany upadł na twarz, zatykając ranę ręką. Robił to jednak, bo tego go nauczyli, a nie by się ratować. Wiedział bowiem, że to już koniec. Był świadomy, że jego życie zakończy się powolną i koszmarną śmiercią. Z palącym bólem przewrócił się na plecy i doczołgał do drzewa, które go zdradziło i przepuściło kulę. Oparł się ostrożnie na drugiej, nietkniętej stronie pleców i zamknął oczy. Miał nadzieję, że śmierć szybko do niego przyjdzie. Był na nią gotowy od zawsze, jak na żołnierza przystało.


2 komentarze:

  1. Hej :* Nominowałam Cię do Liebster Award~~
    Więcej informacji tutaj ---> http://kpop-ff-yaoi-polskie.blogspot.com/2015/02/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry.
    Na początku chciałabym Ci powiedzieć, że przed chwilą, już po paru przeczytanych zdaniach zostałam Twoją fanką. Strasznie podoba mi się Twój styl pisania, sposób w jaki składasz zdania, to, jak to opowiadanie wygląda. Białe, wyróżnione słowa... Wszystko. Dosłownie wszystko. Dodatkowo fabuła, która zdecydowanie jest bardzo oryginalna i na pewno przemyślana.
    Po prostu Cię kocham <3

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2