19 kwi 2015

Co to znaczy "kochać" ?

INFO: został zmieniony pairing opowiadania! [JiKook]

  Obraz rozmazywał się przed jego oczami, im więcej krwi przeciekało przez jego palce. Spojrzał na swoją dłoń i lekko się wzdrygnął. Widok obrzydliwie poszarpanej rany, kawałków mięśni i tyle lejącej się krwi w jakiś sposób go odrzuciło. A może to widok własnej rany był taki obrzydliwy? Widział j wiele, zupełnie innych ran. Widział, jak żołnierze tracą kończyny i nawet nie mrugał, kiedy krew lała się ze wszystkich stron na polu bitwy. Ale ta jedna rana była dla jego mózgu, który próbował jeszcze pobudzić jego instynkt samozachowawczy, nie do przyjęcia.
   Zamknął oczy, z których i tak nie miał już większego pożytku. Westchnął, kiedy poczuł, jak jego ciało słabnie i ogarnia podejrzana lekkość. "A więc tak to jest umierać..." przeszło mu przez myśl, gdy ręce bezwiednie mu opadły. Przygryzł lekko wargę. Nie wiedział jeszcze tylu rzeczy. Szkoda mu było żegnać się z tym światem, ale chyba nie miał innego wyjścia. Dzisiaj to on musiał wyjść przed szereg. I nie miał prawa narzekać. "Śmierć wybiera tylko tych, którzy są na tyle silni, by walczyć w tym drugim świecie" - tak kiedyś odparli mu żołnierze, kiedy spytał się, dlaczego tylu ludzi ginie na froncie. "Ciekawe, czy to prawda", pomyślał, kiedy jego oddech stał się urywany. Z chwili na chwilę przerwane płuca łapały coraz mniej tlenu. A może to było tylko złudzenie? Chłopak spróbował wziąć pełny oddech, jednak na próżno. Jedynie zakrztusił się krwią, która nagle pojawiła się w jego ustach. Krwotok wewnętrzny, jak się domyślił. Miał ochotę się zaśmiać. Tak niewiele wiedział o świecie, a już ten świat go pożegnał i spisał na straty.

~*~

   Niewiele pamiętał. Jedynie kilka obrazów, które padły spod przymrużonych powiek. Wspomnienie niewielkiej drogi naznaczonej krwią. Obraz starego, wojskowego wozu. A potem była odrobina hałasu...coś na kształt cudzego krzyku. Szarpnięcie, trochę pchania, podejrzany chlupot i pieczenie. Dźwięk rwanego materiału i więcej uderzeń w klatkę piersiową. Kolejne krzyki. Jungkook miał ochotę tego kogoś uciszyć kolbą pistoletu. Był zmęczony, śpiący i tak niemożliwe ciężki, że jedyne, o czym marzył, to okropnie twarde łóżko w baraku szeregowców. Nikogo to jednak nie obchodziło. Ktoś znowu nim szarpnął, wbił coś w jego ciało. Zabolało. Coś rozpychało jego mięśnie. A może tylko mu się wydawało? Jednak ten piekielny ból nie ustawał. Z jego ust uleciał prawie niesłyszalny krzyk. Może znów skończył na dywaniku u oficera? To było możliwie...tylko czemu tego nie pamiętał?
   Zrobiło mu się słabo. A może jeszcze słabiej, niż wcześniej? Teraz już mu było obojętne, dlaczego nic nie pamiętał. Obojętne mu było, kto i co robi z jego ciałem. Jego jedynym pragnieniem było zanurzenie się w miękkości, jaką oferowało światło. Nie...to nie było światło. To po prostu dziwna pustka, która go otoczyła. Może to i lepiej? W świetle trudno się maskować, a przecież kamuflaż stanowił główny nurt żołnierskiego kunsztu. Był wdzięczny tej nicości, w którą oddał się bez większego problemu. Był już niemal całkiem zanurzony w tej pustce, kiedy poczuł silne szarpnięcie i uderzenie w klatkę piersiową. Skulił się z bólu, czując, jak coś wewnątrz niego mocno wyrywa go z bezpiecznej i odurzającej nicości. Kolejne uderzenie posłało go na kolana. Miał wrażenie, że jego drobne ciało nie wytrzyma więcej takiego rodzaju bólu. Jednakże trzecie uderzenie, które wyrwało jego świadomość z tego stanu uświadomiło mu, że to dopiero początek.

~*~

  Odrzucając w kąt resztę sprzętu i zakrwawionych szmat, podszedłem bliżej, uważając na łączący nas sprzęt do dializy. Odetchnąłem z ulgą kiedy jego ciało na nowo stawało się ciepłe pod moimi palcami. Odczuwałem coraz większy spokój, mimo, że bandaż nadal zachodził czerwienią, a rana niepokojąco się babrała. Odłączyłem od naszych ramion rurki i oparłem się o ścianę, jednocześnie przykrywając go kocem. Westchnąłem ciężko, odgarniając włosy z czoła. Spojrzałem na obraz tragedii - podłoga lepiła się od krwi, tak samo jak moje i chłopaka ubranie. To samo tyczyło się ścian, których przypadkowo dotykaliśmy. Odchyliłem głowę do tyły, wypuszczając powietrze z ust. Mimo zniszczeń, uśmiechnąłem się delikatnie. W końcu wiedziałem, że było warto.
   Przez kilka godzin nieustannie monitorowałem jego stan. Sprawdzałem, czy szycie się przypadkiem nie rozeszło, czy krew nie została odrzucona. Zmieniałem kompresy na jego czole, gdy dostał wysokiej gorączki i podawałem leki przeciwtężcowe. Dbałem, by przy wymianie okrwawionych bandaży nie dostał się żaden drobnoustrój, który spowodowałby zakażenie. W międzyczasie, gdy mogłem na chwilę odejść od jego posłania, dokładnie wyszorowałem pokój, w którym się znajdował, by, w razie przebudzenia, nie przeraził go makabryczny niemal widok. Do końca dnia niemal nie opuszczałem jego pokoju, bojąc się przegapić któryś z tragicznych momentów. Na szczęście, nic takiego się nie stało ani w dniu, w którym go znalazłem, ani w ciągu długiego tygodnia jego rekonwalescencji i stanu nieprzytomności.
   Później jego stan poprawiał się coraz szybciej. Rany ładnie się goiły, prawie nie jątrząc, a krew, którą mu podałem, na całe szczęście nie została odrzucona. Temperatura także przestała występować. Jedyne, co nadal mnie martwiło,  to to, że chłopak nadal się nie budził. Wiedziałem jednak, że jest cały - oddychał, a dodatkowo czasem wydawał z siebie dźwięki, czego nie robią osoby z uszkodzeniami mózgu. Niestety, nie świadomość tego, jak go wybudzić ze stanu katabolicznego wprawiała mnie w uczucie bezsilności. Nadal podając mu leki przeciwbólowe, liczyłem, że pewnego dnia, wchodząc do pokoju, zastanę go wybudzonego.


~*~



   Pierwszą rzeczą, którą zarejestrował to mrowienie i odrętwienie. Całe jego ciało było ogarnięte tym dziwnym uczuciem, które zamieniały jego kończyny w części marmurowej rzeźby. Dość długo trwało, zanim ten stan zaczął go opuszczać. Jednak jego miejsce zaczął zajmować ból, który promieniował z okolić obojczyka w głąb jego ciała, docierając do najmniejszych zakamarków. Jungkook miał ochotę krzyczeć, jednak tego nie zrobił. Kto wie, czy wrogowie już odeszli? A jeśli nadal są za rogiem? Nie mógł pozwolić na zdradzenie swojej pozycji. Milcząc więc i starając się nazbyt nie ruszać, czekał, kiedy odzyska przynajmniej część swojej sprawności ruchowej. Kiedy tylko jego ciało zaczęło stawać się lżejsze, a ból stanowił już element przyzwyczajenia, chłopak powoli otworzył oczy, zachowując pełną czujność. Pierwsze, co zauważył, to ciemność i, jak zakładał, bladożółty sufit.  Zaskoczyło go to. Próbował sobie przypomnieć swoje ostatnie wspomnienie. Ostrzał....las....kula....śmiercionośny cios...chłopak podniósł się gwałtownie, jednocześnie odkrywając swoje posłanie. Na nagiej klatce piersiowej dostrzegł grubo zawinięty bandaż. Nieśmiało, z dużą dozą ostrożności, wsunął pod niego palec, wyczuwając pół profesjonalne szwy w okolicach rany, którą zrobił mu wrogi żołnierz. Otworzył szerzej oczy. Kto go opatrzył? I kto go zabrał tu, gdzie był? Jaki miał w tym cel? Czy był to przyjaciel, czy wróg? Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z tych pytań i ta niewiedza obudziła w nim dużo podejrzliwości. Ostrożnie i po cichu wstał z posłania, rozglądając się uważnie po pokoju. Przeszukiwał pomieszczenie w poszukiwaniu swoich rzeczy, których nie udało mu się znaleźć. Został bez munduru i broni. W tej chwili czuł się niemal tak, jakby kazali mu wyjść przed sąd wojskowy. Jednakże nakazał sobie spokój, podchodząc na palcach do drzwi.
   Delikatnie wymknął się na korytarz, stawiając czujnie stopy na drewnianej podłodze. Uważnie przesuwał się do przodu, nasłuchując kroków i głosów innych osób znajdujących się w najbliższej okolicy. Niemal przyklejony do ściany, wyglądał zza zakrętów, próbując odnaleźć się w dziwnym domu, który w niczym nie przypominał wojskowego baraku. W korytarzach i pomieszczeniach, do których zaglądał przez rozsuwane drzwi, królowało drewno i papier, jakby domostwo było stworzone do ciągłych zmian i przenosin. I choć dziwiło go to, nie zastanawiał się nad tą innością. W końcu, jeżdżąc wraz ze swoim plutonem, widział nie jedno w wioskach, które niszczyli. Po za tym, nie mógł się nazbyt rozpraszać. I tak jego stan pozostawiał wiele do życzenia.
   Wyminął kolejne skrzyżowanie korytarzy, gdy zobaczył przez papierową powłoczkę światło. Gwałtownie się zatrzymał, nasłuchując. Osoba w środku poruszała się dosyć szybko, jakby wymierzała ciosy. Milcząc, przyglądał się z uwagą cieniom, które rzucała postać. Przycupnął przy filarze nośnym, słuchając cichego posapywania najprawdopodobniej mężczyzny. Na palcach podszedł bliżej, z uwagą stawiając stopy. Minimalnie rozsunął drzwi, niepostrzeżenie zaglądając do środka. Miał rację, w środku znajdował się mężczyzna. Jungkook szybko przeanalizował jego zdolności. Otaksował wzrokiem nagą pierś i postawę. Patrząc na jego posturę, wiedział, że nie miał szans na walkę wręcz. Zwłaszcza, gdy osobnik wymierzył cios kijem, który miał w ręku, w wór wypełniony prawdopodobnie piaskiem. Worek zatrząsł się niebezpiecznie, aż w końcu przewrócił do tyłu od siły uderzenia. Czarnowłosy otworzył szeroko oczy, bardzo dobrze świadom, ile trzeba było włożyć w takie uderzenie siły. Musiał uciekać. Wolał nie wiedzieć, czy mężczyzna jest jego wrogiem.
   Odsunął się i ostrożnie wstał z kucek. Rozejrzał się, szukając drogi ucieczki. Wolno podszedł do ogromnych drzwi, zakładając, że to zapewne jest wyjście. Powoli je rozsunął. Jak na złość, w całym pomieszczeniu rozszedł się okropny skrzek prowadnic. Chłopak z paniką odwrócił się, stając twarzą w twarz z mężczyzną. Ten spojrzał na niego i zrobił niepewny krok do przodu. Odezwał się do niego, jednak Jungkook nie zrozumiał jego słów. Z resztą, nawet nie próbował. Najważniejsze teraz było to, by uciec. Zrobił krok do tyłu i ruszył biegiem przez ogród. Obcy ruszył za nim, próbując go dosięgnąć. Chłopak, mimo bólu, zaczął biec do głównej bramy. Nie dane mu jednak było tam dotrzeć. Kilkanaście metrów przed został złapały za ramiona i powalony na ziemie. Jednak zamiast upadku, poczuł pod sobą twarde mięśnie i ciepło. To nieznany obronił go przez kontaktem z ziemią i prawdopodobnym uszkodzeniem szwów. Zaczął się szarp, jednak mężczyzna ani drgnął, trzymając go mocno w ramionach. Bez większego problemu podniósł się wraz z nim z ziemi i wrócił do domu, mimo jego kopania i walenia. Właściciel zaniósł go z powrotem do pokoju i położył na posłaniu. Wolny chłopak od razu skulił się w kącie, próbując w jakiś sposób się uchronić. Jednakże szatyn który stał przed nim, wydawał się dość spokojny. Uniósł ręce do góry, mówiąc coś, czego Jungkook w ogóle nie rozumiał. Czyżby mówił w innym języku? Jeśli tak, to gdzie on był? Chłopak miał tyle pytań, jednak nie wiedział, jak miałby to przekazać. W milczeniu i z lekkim strachem, przyglądał się jego próbom komunikacji, szukając jednocześnie czegoś, czego mógłby użyć jako broń. Niestety, w swoim zasięgu nie miał niczego, co mogło by posłużyć do walki.
  Co miał teraz zrobić? Czuł się jak zasnute zwierze, które stało się ofiarą bandy chuliganów. Zagryzł wargę, czując się coraz słabiej. Coś było nie tak...z uwagą dotknął swojej rany. Zbliżył palce do oczu, rozumiejąc, dlaczego czuł się coraz gorzej. Prawdopodobnie szwy na ranie pękły i zaczął krwawić. Skupiony przyglądał się ranie, nie dostrzegając, że mężczyzna także zwrócił na to uwagę. Dopiero, kiedy poczuł czułe palce na swojej skórze, które delikatnie zaczęły rozwiązywać bandaż, zdał sobie sprawię z ich bliskości. W panice niemal stopił się z rogiem pokoju, na co mężczyzna uniósł ręce do góry w akcie bezbronności. Kiedy ponownie zbliżył je do rany, chłopak już nie uciekał. Za to z uwagą patrzył na jego poczynania, nie tracąc nawet na sekundy czujności. Nadal nie był pewny, czy był on dobry, czy zły. Nie wiedział, czego się spodziewać. Dlatego wolał pozostać w pełni świadomy, by czegoś przypadkowo nie przegapić.
   
~*~

   Czułem na sobie jego uważane spojrzenie, gdy z delikatnością odwiązywałem zakrwawiony bandaż. Moje zmartwienie odbijało się na mojej twarzy. Ah..., że też akurat dzisiaj zrezygnowałem z bycia przy jego posłaniu dla chwili relaksu! Przez moją głupotę rany chłopaka ponownie się pootwierały. Obwiniałem się za to i za jego strach, który był dostrzegalny w ciemnobrązowych oczach. Cholera...gdybym tylko mógł mu wyjaśnić sytuacje...a tymczasem okazuje się, że mogę do niego mówić, a on albo nie rozumie, albo udaje. Tak czy siak, nie wróżyło nam to łatwych kontaktów. Jednakże, moim priorytetem było jego zdrowie. Sposób na rozmowę zdołamy jeszcze wymyślić.
   Odłożyłem bandaż na bok, oglądając ranę. Na szczęście, to nie szwy pękły, jedynie rana się nieco otworzyła. Odetchnąłem z ulgą i posłałem ciepły uśmiech w stronę czarnowłosego. Niestety, jego jedyną reakcją była usilna próba połączenia się z drewnem budującym ścianę. Nieco zrezygnowany, podszedłem do niskiej komody i wyjąłem świeże bandaże. Wróciłem do młodszego i, po wcześniejszym  oczyszczeniu rany, zacząłem ją na nowo obwiązywać, znów pod czujnym spojrzeniem. Kiedy skończyłem nieznajomy skinął głową, co uznałem za formę podziękowania. Sprawiło to, że na mojej twarzy wykwitł kolejny uśmiech. Szybko jednak zgasł, gdy przypomniałem sobie o kłopotach komunikacyjnych, jakie między nami wystąpiły. Jak zażegnać dość poważny problem? To pytanie zaczęło mnie dręczyć. Przecież musiałem mu powiedzieć, gdzie jest, co tu robi, gdzie go znalazłem. Jak miałem to zrobić, kiedy nie mieliśmy niemal kontaktu? Wtedy wpadłem właśnie na pomysł z rysowaniem. Szybko wyciągnąłem notes, w którym zapisywałem codziennie jego stan. Wyrwałem z niego kartkę i zacząłem rysować. Po chwili przesunąłem kartkę w stronę chłopaka, który z dużą dozą niepewności wziął ode mnie kartkę i pióro. Przyjrzał się moim koślawym rysunkom czołgu i jego osoby, po czym przekreślił czołg i zamiast niego narysował pistolet szturmowy. Zrozumiałem. On był żołnierzem. Ciekawiło mnie to, ile ma lat, jak się nazywa...ale nie wiedziałem, jak mamy to sobie przekazać. Myśląc nad tym, dopiero po chwili zauważyłem, że chłopak przesuwa w moją stronę kartkę. Wziąłem ją, widząc tylko kółko, krzyżyk i znak zapytania. Co to miało znaczyć? Po chwili jednak przypomniałem sobie, że wojskowi krzyżykiem zaznaczali wrogów, więc czym prędzej podkreśliłem kółko. Chłopak pokiwał głową, a brak zaufania od razu zniknął z jego oczu. Zabrał kartkę, rysując coś bardzo dokładnie. Podał mi kartkę, na której była czapka żołnierska i znak zapytania. Zagryzłem wargę, zastanawiając się, jak przedstawić osobę cywilną. Nakreśliłem człowieczka, przekreślając czapkę i broń, na co chłopak znowu w milczeniu pokiwał głową. Wyrwałem kolejną kartkę i podałem czarnowłosemu. Ten narysował mundur i siebie - gdzie są moje rzeczy. Szybko narysowałem piec. W końcu, żołnierze co dzień przemierzali te tereny. Nie mogłem pozwolić, by odkryli prawdę przez takie coś. Chłopak ze smutkiem spojrzał na niewielki kominek stojący w rogu i znowu zaczął rysować. Dom i znak zapytania - gdzie jestem. Narysowałem flagę. Znowu kółko i krzyżyk. Podkreśliłem kółko. Młodszy przygryzł końcówkę pióra, wpatrując się w nasze rysunki. Na koniec narysował siebie i napisał dość koślawo swoje, jak zakładałem, imię. Przyjrzałem się literom, próbując je odczytać.

- Jeon JungKook...? - spytałem na głos, patrząc na niego.

   Czarnowłosy szybko pokiwał głową, jakby od tego zależało całe jego życie. Uśmiechnąłem się. Szybko narysowałem siebie, pisząc drukowanymi literami swoje imię. Podsunąłem mu kartkę, jednak ten tylko spojrzał na litery bez większego zrozumienia. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że chłopak prawdopodobnie nie umie czytać. Nieco zaskoczony, zwróciłem jego uwagę. Pod czujnym spojrzeniem ciemnobrązowych oczu wskazałem na siebie.

- Park Jimin. Jiiiimiiin. - powiedziałem powoli i wyraźnie.

- Ji-...min. - Jungkook powtórzył po mnie cicho.

   Uśmiechnąłem się, przyglądając, jak z szeregowca przede mną powoli schodzi zdenerwowanie, choć czujność nadal była wymalowana w jego ruchach. Z uwagą usiadł na swoim posłaniu. Podniósł notes, wyrywając kolejną kartkę, na której narysował pokój, w którym był, siebie i znak zapytania. Pokiwałem głową. Póki nie będzie lepszego rozwiązania, musiałem go u siebie przetrzymać. Jednakże, im dłużej przyglądałem się jego drobnej osóbce, tym bardziej chciałem poznać jego historię. Teraz byłem wdzięczny za to, że go znalazłem w lesie.
   Zabrałem kartkę rysując jego i łóżko. Ten tylko, w milczeniu i dość posłusznie położył się na futonie. Odwrócił się do mnie, uważając na szwy. Wpatrywał się we mnie, a w jego oczach dostrzegłem coś na kształt wdzięczności. Sekundę po moim odkryciu odwrócił się w drugą stronę i przykrył niemal po same uszy. Po dziesięciu minutach zauważyłem, że jego oddech się wyrównał, co wziąłem za zapadnięcie w sen. Ciężko wstałem z podłogi. Stojąc tak nad chłopakiem byłem pewien, że to był początek trudnej, ale niezwykle ciekawej znajomości.

7 komentarzy:

  1. Cudowne.
    Brak słów po prostu.
    JungKook, taka mała słodka istotka.
    Ale, kurde... na początku miałam nadzieję, że będzie to angst, a tu klops z morela, ehhh...
    Pozdrawiam i życzę weny ~

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczekać do następnej części... będziesz zadowolona ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj ^^
    Właśnie skończyłam czytać wszystkie związane z kpopem opowiadania na Twoim blogu i muszę przyznać, że są one bardzo dobre! Na początku strasznie mi przeszkadzało, że pisałaś same smuty(?) tak to się nazywa? Nie ważne.. chodzi mi o opowiadania, których głównym celem jest doprowadzenie bohaterów do spełnienia seksualnego.. ale po pewnym czasie Twoje ff zaczęły zmieniać formę. Teraz bardziej rozwijasz fabułę, przez co wszystko jest ciekawsze i poprawiłaś swój styl, dzięki czemu łatwiej jest się przenieść w świat, który kreowałaś dany fan fic.
    Oczywiście obserwuję bloga i licz na komentarze ode mnie ^_^

    http://cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za taki komentarz, jest niezwykle motywujący! Cieszę się, że odnalazłaś na tym blogu coś, co ci się spodobało. Liczę, że w przyszłości więcej moich opowiadań i ciągłe dopracowywanie mojego stylu przyniesie ci wiele miłych chwil podczas czytania ^^

      A po za tym dziękuję za obs <3

      Usuń
  4. Cudowne!
    Pierwszy raz spotykam się z tak dużym bogactwem języka i tak wspaniałymi opisami!
    Po prostu brak mi słów, dodatkowo mój ukochany pairing~ ♥
    Naprawdę nie wiem co powiedzieć (napisać).
    Chcę tylko życzyć weny i zawiadomić, że czekam na kolejny rozdział.
    Czy mogłabym dowiedzieć się kiedy mniej więcej się pojawi?
    Bardzo mnie zaciekawiłaś i już nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna część powinna się pojawić w najbliższym czasie (3-4 dni) i liczę, że również przypadnie do gustu ^^

      Usuń
  5. Świetnie piszesz. Twoje opowiadanie czyta się jak książkę. Jikook to mój ulubiony paring.
    Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2