10 mar 2015

Pierwszy snieg - epilog


   Ze smutkiem obserwowałem, jak się pakuje. Było to dla mnie...takie niemożliwe. Widok ukochanego pakującego torby i szykującego się do dalekiej podróży nie był dla mnie czymś naturalnym. Przez ostatnie lata nigdy nie byliśmy osobno - spędzaliśmy razem każdą sekundę. Byliśmy praktycznie nierozłączni, niezależnie od przeciwności. Razem przeprowadzaliśmy się, razem pracowaliśmy, razem uciekaliśmy, razem zabijaliśmy. Kochaliśmy się niemal do szaleństwa i nigdy nie byliśmy osobno. A teraz to wszystko miało się zmienić. Miał pojechać do naszych rodzinnych Chin i zająć niedobitkami obcego klanu. Wiedziałem, że mamy...to znaczy, Kris ma w obowiązku się nimi zająć....ale nadal nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Przecież...tak nie mogło być. Czemu? Czemu po tych wszystkich magicznych latach poprzetykanych miłością i szczęściem, musiałem zostać sam? Czemu miłość mojego życia musiała się tak narażać? Oczywiście, rozumiałem jego powód. Rozumiałem jego wyjątkowo silne poczucie obowiązku. Ale i tak....samolubnie nie chciałem go puścić. Zbyt silnie trzymał mnie strach, że coś mu się stanie, bym mógł na to pozwolić. Byłem zbyt wielkim egoistą, by mu na to wszystko pozwolić. Za bardzo go kochałem, za bardzo zżerała mnie zazdrość o jedyną osobę, która okazała mi dobro. Chciałem go chronić, ale nie mogłem tego zrobić. Nie potrafiłem go przekonać, by ze mną został lub mnie wziął.
   Dźwięk suwaka przywrócił mnie do rzeczywistości. Spojrzałem na ukochanego, który, zmęczony i niezbyt chętny, sprawdzał, czy aby na pewno wszystko wziął. Przygryzłem wargę, obserwując, jak chowa paszport i bilety do bocznej kieszeni. Jak miałem go zatrzymać....nie chciałem go puszczać samego. Jednakże, nie byłem jeszcze na tyle silny. Musiałem się jeszcze wiele nauczyć. Byłbym dla niego utrudnieniem podczas ewentualnego starcia. A przecież właśnie tego starałem się jak najbardziej uniknąć. W końcuchciałem, by wrócił do mnie cały i zdrowy. Ale...

- Nie wyjeżdżaj... - poprosiłem po raz tysięczny łamiącym się głosem.

- Nie możemy zostawić ich na pastwę losu. Ten klan potrzebuje pomocy. Jestem ostatnim prawowitym przywódcą. Muszę to zrobić.

- Nie zostawiaj mnie...! - łzy w oczach odbiły się w moim głosie.

- Luhan...oni nie mają nikogo. Tak jak kiedyś my. Teraz to ja za nich odpowiadam. Muszę ich odnaleźć.

   W jego głosie pobrzmiewało zmęczenie, zapewne od natężenia kilku ostatnich dni. Wiedziałem, że ten wyjazd dla niego jest tak samo trudny jak dla mnie, a może nawet bardziej. Jednak i tak jego słowa wycisnęły ze mnie cichy szloch. Zacisnąłem dłonie w .pięści, spuszczając głowę i ukrywając łzy za grzywką. Tak bardzo nie chciałem go puścić. Tak bardzo się bałem...a on traktował to tak lekko, jakby to nie był problem. Nie widział problemu w bandzie wilków, która upatrzyła sobie za cel posiadanie jego futra na podłodze. Przebiegł mnie dreszcz. Nie, nie mogłem tak myśleć. Nie mogłem. Musiałem wierzyć, że będzie dobrze, że damy sobie radę. Że wróci do mnie.
   Ze strachem oglądałem, jak dopakowuje ostatnie rzeczy. Nie wiedziałem już, co mam zrobić, by odwieść go od tego pomysłu. "Nie mam wyjścia", przebiegło mi przez myśl.
   Podążyłem za nim, obserwując go. Ze smutkiem przyglądałem się, jak ubiera buty i kurtkę. Sam zrobiłem to samo, chcąc zostać z nim najdłużej jak się da. Wyszliśmy po cichu na dwór, uważnie przeczesując ciemnię drzew wokół nas. W milczeniu oglądałem, jak wyciąga motor z garażu i pakuje odpowiednie torby. Nieśmiało podszedłem bliżej, czując rozdzierające się serce. Nadeszła pora odjazdu.
   Wtuliłem się całą osobą w jego plecy.

- Nie płacz mały, niedługo wrócę. - szepnął cicho, odwracając się i przytulając mnie.

- Obiecaj, że wrócisz. - wyszeptałem w jego pierś.

- Oczywiście, że wrócę, Lulu. - pogłaskał mnie z czułością po policzku. - Dlatego teraz cię nie pocałuje. To by było pożegnanie, a ja mówię ci tylko do widzenia.


   Odsunął się o krok i wsiadł na motor. Wycierając łzy z policzków przyglądałem się, jak odpala maszynę i przygotowuje się do odjazdu. Pogłaskał mnie po głowie ostatni raz. Spojrzałem głęboko w jego oczy. Zanim zniknął między drzewami, zdążyłem tylko usłyszeć:

- Wrócę, żeby cię pocałować!

THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2