20 lut 2015

Związek dla trzech [zakończenie]


   Dźwięk zakończonego połączenia towarzyszył moim uderzeniom serca. Mijały lata. Wieki. Tysiąclecia. A może tylko godziny, minuty i sekundy? Świat zwolnił swoje tempo, pokazując mi wspomnienia. Pokazując mi całą historię obu moich życiowych ścieżek. Powolutku widziałem wszystko, od początku do końca - żadna chwila nie została pominięta, nie ważne, jak bardzo chciałem ją kiedyś zapomnieć. Te myśli, te uczucia prześlizgiwały się przeze mnie. Patrzyłem na to wszystko i próbowałem wybrać. Próbowałem dokonać najtrudniejszego wyboru swojego życia, krztusząc się powietrzem w pomieszczeniu. Próbowałem wybrać, między ogniem, a wodą, powietrzem, a ziemią. Czas złudzeń, że mogę dzielić swoje serce na pół przestał istnieć.
   Wybór. Słowo kołaczące się w moim sercu, które próbowało zinterpretować to, co się działo w mojej głowie. Przyłożyłem dłoń do piersi, licząc, że tym uspokoję swoje rozedrgane wnętrze. Na próżno. Świadomość, że czas przecieka przez palce była zbyt dosadna, by pozwolić mi na jeden spokojny oddech. Na miękkich nogach podniosłem się, ogarniając wzrokiem ciemność i szukając drzwi, oddalonych od mojej sytuacji o lata świetlne. Zrobienie tych kilku kroków kosztowało mnie więcej energii, niż się spodziewałem. A zachowanie twarzy i wyjście z pokoju było jak moment położenia głowy pod szubienicą.

- Już myślałem, że coś cię tam pochł....co się stało?! - Minho spojrzał na mnie w szoku, przyglądając się zapewne śladom łez na moich policzkach.

   Podszedł do mnie, jednak ja odsunąłem się o krok. Wiedziałem, że jego zaskoczone spojrzenie za chwilę kompletnie się zmieni. Wziąłem drżący oddech, obejmując się ramionami. Czułem, jak wina na stałe gnieździ się w moim sercu. Gdybym wybrał wcześniej, nigdy nie zraniłbym ich dwóch. Sumienie zrobiło przede mną bezlitosny bilans, ukazując, jak wielkim potworem dla nich obu jest moja niezdecydowana miłość. Zacisnąłem palce na ramionach czując, jak wszystko we mnie błaga o wybaczenie
.
- Minho...przepraszam... - mój żałośnie słaby głos był przepełniony bólem. - Przepraszam, za to, co ci zrobiłem. Przepraszam.... za to, co teraz powiem.

- Nie rozumiem....co się stało? Kto do ciebie dzwonił...?

- T-to Jonghyun. - w pokoju zapadła martwa cisza. Nie podniosłem wzroku, nie chcąc zobaczyć, jak ta informacja na niego wpłynęła. - Jest w Korei...i on...k-kazał mi wybrać...a j-ja...go... - mój głos się załamał, nie pozwalając mi dokończyć.

- Więc co tu jeszcze robisz? - zszokowany, podniosłem zapłakaną twarz do góry. W jego oczach czaił się ślad smutku, choć na twarzy widniał prawie niezauważalny uśmiech. - Jedź do niego. Przecież tak długo czekałeś. Onew na pewno cię zawiezie. Nie każ Jonghyunowi czekać, bo jeszcze za szybko straci nadzieje.

   Nie wierzyłem w to, co usłyszałem. Przecież....przecież właśnie mu powiedziałem, że kazano mi wybrać między nim, a Jonghyunem. Że  wybrałem między nim, a Jonghyunem.  A on, jakby nigdy nic mówił, że mam do niego jechać? Może on nie zrozumiał moich słów? Zbierając się na odwagę i próbując powstrzymać łzy, nabrałem powietrza, by złamać mu serce.

- Minho, ja....ja wybrałem jego... - mój głos się łamał, ale był pewny siebie.

- Wiem. - po raz drugi mnie zaszokował. Poczułem jego palce na policzku. - Zawsze wiedziałem, że któregoś dnia wybierzesz Jonghyuna.

- D-dlaczego... - rozpłakałem się, patrząc na jego smutny uśmiech. - Przecież wcale nie jesteś gorszy....przecież wiesz, że cię kocham....więc dlaczego?

- Nie każ czekać Jonghyunowi. - złożył czuły pocałunek na moim policzku i odsunął się ode mnie. - Jinki, odwieziesz Key?

- J-jasne...! - chłopak poderwał się od stołu i zaczął ubierać.

   Patrzyłem na Minho, a łzy wciąż płynęły po mojej twarzy. W końcu odwróciłem wzrok i szybko się ubrałem. Kilka minut później stałem już w pełnej gotowości, patrząc na twarz mojego byłego kochanka. Czułem się podle. On się mną zajął i troszczył, dbał w każdej sekundzie, kiedy Jonghyuna nie było. A teraz, po całej jego dobroci miałem po prostu wyjść i go zostawić? Pociągnąłem nosem, robiąc niezdecydowany krok do tyłu. Nie zdążyłem jednak zrobić następnego, kiedy jego ramiona zamknęły się wokół mnie. Przez chwilę stałem, drżąc na całym ciele, po czym sam go objąłem. Staliśmy tak przez chwilę, czując, że to właśnie jest pożegnanie. Czy naprawdę mieliśmy się już więcej nie spotkać? Dlaczego...
   Odsunęliśmy się od siebie. Minho poprawił szalik na mojej szyi, po czym w milczeniu się odsunął. Zrobiłem to samo, próbując się nie rozkleić. Wyszedłem z domu i zszedłem na dół, gdzie czekał już na mnie Jinki. Byłem mu wdzięczny za to, że nic nie mówił. Jedyne, o co spytał to adres, który wbił w nawigację. Jechaliśmy w milczeniu, w którym starałem się uspokoić i wziąć się w garść. Po dłuższej chwili na mojej twarzy pojawił się ostrożny uśmiech. Chyba wreszcie do mnie dotarło, że za kilkadziesiąt minut spotkam się z miłością mojego życia. Tą prawdziwą...chociaż ból po stracie Minho jeszcze długo nie przestanie pulsować w moim sercu.
   Przebicie się przez miasto zajęło nam niemiłosiernie dużo czasu. W pewnym momencie zacząłem się martwić, że może mi zabraknąć czasu, jednak w końcu zauważyłem na horyzoncie zarys hotelu. Jinki sprawnie zaparkował na parkingu, a ja mu podziękowałem i poprosiłem, by zajął się Minho. Ze śmiechem odjechał, a ja starałem się nie z wątpić w swoje decyzje i na miękkich nogach wszedłem do lobby. Zgłosiłem się w recepcji, gdzie zostałem pokierowany do odpowiedniego skrzydła i na odpowiednie piętro. Po krótkiej jeździe windą stałem już przed drzwiami jego pokoju. Moja ręka zawahała się na klamce, przypominając mi wyraz twarzy Minho, kiedy wychodziłem i kończyłem nasze wspólne życie. Nie płakał, ale w jego oczach był głęboki smutek. Czy mogłem pozwolić po tym, co razem przeżyliśmy, na takie rozstanie...? Spojrzałem jeszcze raz na drzwi pokoju. Za nimi był mężczyzna, któremu kiedyś oddałem swoje serce. A tam, w mieście, był drugi, który skradł jego część. Czy naprawdę byłem w stanie porzucić któregoś? Czy potrafiłem powiedzieć któremuś z nich "jesteś tym jedynym"? "Przecież już wiesz, że możesz", przebiegło mi przez myśl. Wziąłem głęboki oddech. Racja. Przecież odnalazłem swoje szczęście w czułych i ciepłych ramionach, które nawet po tym, co zrobiłem, nie chciały mnie puścić. Nacisnąłem klamkę, wierząc w słuszność swojej decyzji.
   W pomieszczeniu panował półmrok. Wszedłem głębiej, szukając wzrokiem Jonghyuna. Jednak zamiast niego spostrzegłem otwarte drzwi balkonowe. Drżąc, podszedłem bliżej. Wtedy go zobaczyłem między materiałem długich, jasno zielonych firan. Zmienił się. Na jego twarzy pojawiła się powaga, pewna nieznana mi wcześniej dojrzałość. Zauważyłem, że wydawał się nieco wyższy, a wcześniej kasztanowe włosy teraz są czarne. Ale najbardziej zaskoczył mnie papieros, którym się mocno zaciągnął, patrząc na światła lotniska w oddali.

- Nie wiedziałem, że palisz... - odezwałem się niemal niesłyszalnie.

- Kibum. - zaskoczony, odwrócił się w moją stronę, prostując jak struna. Spojrzał na niedopałek w swojej ręce i szybko ugasił go w popielniczce ze smutnym uśmiechem. - Widzisz, potrzebowałem zastępczego nałogu. - zamilkł, podchodząc do mnie.

- Jesteś nieco wyższy.

- Mam buty na platformie. - zaśmiał się nieco skrzekliwie. - Ale chyba nie przyszedłeś tu po to, by szukać różnic, prawda?

- Masz rację. - przełknąłem głośno ślinę. - J-ja....dziękuję.

- Dziękujesz? Za co? - spytał zaskoczony.

- Dziękuję za najpiękniejszy prezent świąteczny. - szepnąłem ze łzami w oczach.

   Objąłem go za szyję i ostrożnie pocałowałem. Smakował moimi łzami, alkoholem i papierosami, ale w tej sekundzie potrafiłem myśleć tylko "Jonghyun". I choć początkowo nie opowiedział mi, chwilę później objął mnie mocno w pasie i przyciągnął zachłannie do siebie. Do moich łez dołączyły jego, łącząc się w naszych ustach. W naszych ciałach czuć było tęsknotę i pewien rodzaj winy, ale także szczęście. Jednakże, przede wszystkim, w pocałunku i uścisku, w zachłannym dzieleniu jednego oddechu dominowała miłość, która urodziła się między nami na nowo. Ten pocałunek zakończył związek, w którym go raniłem i zdradzałem, a otworzył nowy, w którym mieliśmy się nigdy nie okłamywać i nie mieć przed sobą tajemnic, nawet tych najgorszych. Upadając na łóżko, nie wierzyłem, ile miałem szczęścia. Nie wierzyłem, że zasłużyłem na kogoś takiego, jak Jonghyun, który wybaczył mi najgorszy grzech. Odrywając się od siebie, mocno go objąłem, cicho szlochając. Te czułe ramiona, które były dla mnie substytutem domu, zamknęły się wokół mnie, tuląc do piersi, w której serce biło tylko dla mnie. Tuliłem się do niego, cicho powtarzając, jak bardzo go kocham.

- Tak bardzo ci dziękuję....dziękuję, że mi wybaczyłeś... - schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi. - Juz nigdy cię nie zranie, przysięgam!

- Wiem, że tego nie zrobisz. - szepnął, biorąc mnie za rękę. Zaskoczony, patrzyłem, jak zakłada na mój palec pierścionek z zielonym oczkiem. - Obiecałeś, że jeśli to będzie szmaragd, wyjdziesz za mnie. A skoro to jest szmaragd, nie możesz mnie zranić. Zobowiązuje cię przysięga małżeńska.

- T-t-t-ty.... - rozpłakałem się na dobre, zaciskając palce na jego koszulce. - Po tym wszystkim, ty nadal...!

- Ciii... - przyłożył palec do moich ust, ścierając łzy z moich policzków. - Już ci kiedyś powiedziałem, że nigdy nie potrafiłbym przestać cię kochać. - szepnął, składając na moich ustach delikatny pocałunek.

   Płakałem jeszcze długo, a on całował mnie z pasją tak wielką, że zaczynało mi się kręcić w głowie. Całował moje usta, szyję, ramiona....każdy widoczny fragment skóry. Z czułością mnie dotykał, ciesząc się jak nigdy naszymi splecionymi dłońmi. Nie puszczaliśmy ich nawet na sekundę, które mijały. Gdzieś nad naszymi głowami odleciał samolot do Japonii bez pasażera, który zawrócił mi w głowie po raz kolejny. Który nauczył mnie kochać. Który pokazywał mi, że czuła miłość ukochanego potrafi być też agresywna.
   Po drodze zgubiłem rachubę, ile razy zaczynałem płakać ze szczęścia. Przestałem liczyć wszystkie "kocham cię", "już nigdy cię nie puszczę" i "już nigdy cię nie zostawię". Ten hotelowy pokój i ta noc była dowodem tego, że w końcu odzyskałem swoje szczęście i swoje miejscem na świecie. Znalazłem je w silnych ramionach Jonghyuna, które miały mnie już nigdy nie opuścić.

~*~

   Drzwi się zamknęły. Minho patrzył na nie, czując, że właśnie stracił coś ważnego. W jego piersi pojawił się dziwny ciężar. Ciężar, którego nie mogli zidentyfikować. Jednakże nie płakał, milcząc, podszedł do niewielkiego barku i wyciągnął butelkę soju, na co niespokojnie patrzył Taemin. Obserwował on bruneta, który wyciągnął dwa kieliszki i postawił je na stole. Brunet nalał do obu i uniósł rękę do góry, w geście toastu.

- Szczęście młodej pary! - uśmiechnął się lekko, stukając nieruszany kieliszek młodszego i upił odrobinę.

- Hyung....jak możesz być tak spokojny? - spytał, zaskoczony zachowaniem starszego. - Zachowujesz się, jakbyś w w ogóle się tym nie przejmował, a przecież....kochałem hyunga! Przecież Kibum-hyung był dla ciebie całym światem! Kochałeś go tak mocno...!

   Brunet patrzył na zdenerwowanie tancerza i lekko się zaśmiał. Pogłaskał go po głowie, a widząc łzy w oczach, przytulił do siebie. Jak to możliwe, by ten nieświadomy malec tak szybko go rozgryzł? Skrzywił się lekko, czując, że uścisk w jego piersi robi się coraz mocniejszy. Nie...nie mógł się temu poddać. Przecież był szczęśliwy. Jego miłość w końcu była szczęśliwa. A ta odrobina ciepła, która rodziła się z myślą na jego sercu była miodem na złamania.

- Widzisz...jestem spokojny, bo mimo straty odczuwa szczęście. Mój ukochany jest wreszcie szczęśliwy.

- Ale teraz ty cierpisz! - krzyknął, przecierając gniewnie łzy z policzków.

- To skomplikowane... - westchnął, wypijając zawartość kieliszka tancerza. - Wierze, że jeśli kogoś się naprawdę kocha, to największa życiowa wartość to szczęście drugiej osoby. A największym szczęściem Key był właśnie Jjong.

- Minho-hyung...to takie okrutne...

- Jeśli się kogoś kocha, trzeba pozwolić mu odejść. Kiedyś to zrozumiesz, Tae. - szepnął, a jedna zbłąkana łza przecięła jego policzek.

THE END

3 komentarze:

  1. Czy Ty zawsze musisz wyciskać mi łzy akurat wtedy, gdy jestem nakremowana?
    Cudne... <3
    Szkoda, że to już koniec, to było jedno z moich ulubionych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze dopisze jeszcze jakies "spotkanie po latach" czy cuś

      Usuń
  2. Smutne, a zarazem tak szczęśliwe i prawdziwe... Uwielbiam cię. Twój styl pisania jest po prostu zniewalający, a ja sama przy tobie to beztalencie...
    W każdym bądź razie to było coś cudownego. Szkoda trochę Minho... Ale może uda mu się z Taeminem? Kto wie, kto wie... Wyobraźnia dział, heh.
    Szkoda, że moje ulubione opowiadanie już się zakończyło...
    Pozdrawiam, weny i czekam na inne cuda :*

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2