2 kwi 2015

Głos ognia - prolog


   W pokoju było ciemno. Jedyne źródło światła, jakie znajdowało się w tym pomieszczeniu to była świeca, która płonęła mocno czerwonym płomieniem. Ot, niby nic niezwykłego, gdyby nie to, że ogień ten wyginał się na wszystkie strony, choć nie było mowy o żadnym możliwym przeciągu, który wprawiłby płomyk w ten oszalały taniec. Nie było możliwości, by wiatr był odpowiedzialny za ten niespokojny ruch ognia, który swoje źródło miał w czymś, co nie było namacajne.
   Nagle płomień stanął kompletnie nieruchomo i wolno się wydłużył, oświetlając każdy kąt pokoju. W tym momencie w obserwatorze powinien się budzić strach, pewnego rodzaju niepokój rodzący się u dołu pleców, który swoimi lodowatymi palcami muska nasz kręgosłup, przedzierając się do karku. Tak też było i w tej chwili. Powolutku ręce niepokoju ślizgały się po karku chłopaka zawiniętego w koc, który niespokojnie siedział na ogromnym, dwuosobowym łóżku. Te palce przesuwały się po jego cele, zostawiając  na skórze chłodne ścieżki. Jednak to co powinno być jak bardziej widmowe, naprawdę dotykało go. Ręce, które z takim umiłowaniem muskały kolejne części ciała, były jak najbardziej prawdziwe. Czuł na sobie ich ciężar, gdy zaciskały się na jego ramionach i wystających kościach.

~ Dotknij ognia.

   W jego głowie rozszedł się szept. Był delikatny, cichy, niemal nie istniejący. Był głębokim, wibrującym pomrukiem, niemal zwierzęcym dźwiękiem. Był dla niego diabelnym kuszeniem, bo dobrze wiedział, do kogo ten głos należy i czego od niego chce. A on chciał się opierać. Chciał uciekać, odciąć się od tego głosu, zapomnieć i wymazać go z pamięci. Ale nie mógł. Bo jak można uciec od czegoś, co widzimy tylko my? Od czegoś, co żyje głęboko w nas samych? Jak można się pozbyć własnego cienia? Gdyby tylko znał odpowiedź...uwolniłby się wreszcie od tego horroru...
   Skulił się bardziej na łóżku, grabiąc ramiona. Otaczała go przytłaczająca czerń. Otaczał go głos, niosący ze sobą grzech i zgubę. Głos był jak sieć pająka - wpadnięcie w nią było równoznaczne ze śmiercią przez pożarcie. Nie chciał być przekąską. A może chciał? Głos powoli mieszał mu w głowie, choć dopiero co wypowiedział pierwsze słowa.

~ Dotknij ognia. Zrób mi tą przyjemność....

   Chciał zatkać sobie uszy choć wiedział, że to nic nie da. Nigdy nie dawało. Czasem ratowała go głośna muzyka, która zagłuszała jego niski głos, który zawsze kojarzył mu się z mruczeniem tygrysa. Chociaż nie. Tygrys był zwierzęciem majestatycznym, pełnym pewnej klasy i powagi. A ten głos był ukryty, niebezpieczny...przyczajony jak puma bądź pantera. Ten głos tylko czekał na jego potknięcie. Czekał, aż stanie na znaku "x", by spuścić na niego pułapkę.
   Poczuł, że ręce wślizgują się pod jego koszulkę. Chwila, czy to nadal były ręce? Miał wrażenie, że palce zamieniły się w macki, zimne i oślizgłe, które tylko szukały otworu, w który mogłyby się wślizgnąć. przebiegł go dreszcz obrzydzenia, gdy to lepkie coś zaczęło muskać jego sutki.

~ Dotknij ognia. Zrób mi tą przyjemność....pozwól mi się zabawić.

   Kły zahaczyły jego płatek ucha, gdy głos zaczął go osaczać. A może to tylko kolczyk zawinął się do środka? Powoli tracił kontakt z rzeczywistością, zapominając, że przecież nie może zamknąć oczu. Nie teraz. Nie, dopóki za oknem było jeszcze ciemno. Ciemność niosła ze sobą głos, a co za tym szło, niebezpieczeństwo. Dopiero o poranku wszystko znikało - i płomień, i siła głosu. Ale póki co, ciążyło nad nim niebezpieczeństwo. Bezwiednie wyciągnął rękę w stronę płomienia świecy, która była poza zasięgiem jego rąk. W jego głowie zaczęła się walka. Opór, jego mentalne ściany, powoli się kruszyły, a czerń przenikała go na wskroś. Chciał wołać o pomoc, ale głos zatkał mu usta swoimi ustami. Chciał uciekać, ale zamiast tego uległ miękkości i grzechowi, który głos ze sobą niósł.



~ Dotknij mnie...przecież o tym marzysz...prawda, Sehunnie?

   Zamknął oczy, czując, jak ogień parzy jego palce. Po chwili w pokoju zapadł mrok.





1 komentarz:

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2