10 lip 2016

Pianista - pierwsza nuta


   Kiedy pierwszego dnia wróciłem z pracy, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że odwaliłem kawał dobrej roboty. Z uśmiechem zdjąłem buty, poluźniłem męczący krawat, który niedbale odrzuciłem na wieszak i rozpiąłem kilka pierwszych guzików koszuli. Podobny do losu krawata stał się los marynarki i teczki z laptopem. Nieco zmęczony, przeszedłem do salonu i z rozkoszą opadłem na kanapę, jednocześnie przysłaniając za pomocą pilota rolety w oknach. Za pomocą kolejnego pilota uruchomiłem wieżę, dzięki czemu rozbrzmiały ciche dźwięki "Czterech pór roku" z subtelnie ukrytych w ścianach głośników. Przesłoniłem oczy, przez chwilę rozkoszując się błogim "nic nie robieniem". Wsłuchując się w jeden z ulubionych utworów, czułem przypływ coraz większej dumy. W końcu, zdobyłem nie tylko pracę marzeń studenta, ale także niesamowicie dobrze opłacalną pracę marzeń studenta, chociaż pieniądze odgrywały tu podrzędną rolę. Najwięcej radości sprawiała mi myśl, że zająłem miejsce profesora, który niezwykle zaległ w moim sercu i myśl, że mogłem się sprawdzić jako on, korzystając ze wszystkiego, czego mnie nauczył, ogrzewała moją pierś.
   Przez chwilę jeszcze w mojej głowie zalegała radość. Musiały jednak przyjść także obowiązki. Podniosłem się z kanapy i ruszyłem w stronę wydzielonej z salonu części kuchennej, uruchamiając ekspres do kawy. Nucąc pod nosem partię skrzypiec, wyciągnąłem dosyć grubą teczkę testów kompetencji, które przeprowadziłem dzisiaj w klasach. Czekając na kawę, zająłem miejsce przy kuchennej wyspie, wyjmując laptopa, rozdzielając testy pomiędzy poszczególnymi grupami studentów i ubierając okulary, które musiałem nosić do czytania. Ze skupieniem wertowałem i nie rzadko rozszyfrowywałem odpowiedzi zapisane niezbyt eleganckim pismem, zapisując wszystkie wyniki w systemie przeliczającym punkty na procenty. Popijając co jakiś czas słodką latte, starałem się podejść do tego jak najbardziej profesjonalnie i "zawsze na lepsze dla studenta". Ostatecznie, po trzech godzinach pracy nad stosami kartek, skończyłem sprawdzanie z prawdziwą ulgą - do tego trzeba było się przyzwyczaić. Powtarzając sobie, że choć jest to nużące, to potrzebne, wyciągnąłem z szafy segregator, gdzie, ponownie, ułożyłem wszystko grupami, podpisując koszulki. Porządek przede wszystkim. Odłożyłem segregatory na miejsce i na powrót spakowałem teczkę do pracy, przeciągając się po skończonym sprawdzaniu. Przyszedł czas na relaks, prawda?
   Wziąłem szybki prysznic i, z mokrymi włosami oraz tylko w spodniach od piżamy niemal wbiegłem na antresolę, gdzie stał klasyczny, czarny fortepian. Musnąłem klawisze niemal z czułością, przysiadając do instrumentu. Strzeliłem wszystkimi palcami, z uśmiechem zastanawiając się nad melodią. Kochałem muzykę. Była dla mnie tajemniczą kochanką, która, jako jedyna, była w stanie zawrócić mi w głowie. Kiedy zasiadałem do instrumentu, czułem, jakby delikatne palce zaplatały się wokół moich ramion, nie pozwalając mi odejść, dopóki nie pozostanę bez tchu. Obłęd zamknięty w czarno-białych klawiszach, który działał na mnie tak, jakby nic innego na świecie, niezależnie od tego, czy wybuchałyby wulkany, tsunami pochłaniało linię brzegową, a kwas palił lasy nie było ważniejsze.
   Ponownie, z czułością, dotknąłem klawiszy, rozpoczynając grę. Melodia ta od wielu tygodni siedziała w mojej głowie, niedokończona, niepełna, ale z pasją, ogniem, życiem. Budziła mnie w środku nocy, zmuszając do napisania na pięciolinii. Ale kochałem to uczucie, które działało na mnie niemal jak sen na zmęczone ciało, gorąca woda gdy się przemarznięte. Niemal czułem, jak moje serce zaczyna zdrowiej i szybciej bić.
   Ułożyłem czystą pięciolinię na podorędziu, jednocześnie zakładając długopis za ucho. A gdy zacząłem grać, straciłem kompletnie poczucie czasu, tonąc w słodkich dźwiękach instrumentu.


~*~

   Moja praca była naprawdę świetna. Bardzo szybko dogadałem się ze studentami i, tak przynajmniej mi się wydawało, polubiliśmy siebie nawzajem. Nawet ci, którzy na początku nie chcieli słuchać "kogoś bez autorytetu" zaczęli w końcu uważać na moich wykładach. Sprawiło mi to nie mało radości, zwłaszcza, że właśnie to chciałem osiągnąć. I choć nie byłem taki, jak wcześniejszy profesor, naprawdę się starałem, by studenci traktowali mój przedmiot jak coś znaczącego. Być może nigdy im się to w życiu nie przyda, ale z doświadczenia wiedziałem, że historia muzyki stanowi niezwykłą inspirację dla kompozytora.
   Szybko odnalazłem się także w gronie pedagogicznym, chociaż miałem z tym trudności - nie mogłem się odzwyczaić od zwrotów takich jak"dziękuję, Pani profesor" czy "tak zrobię, Panie profesorze". Przecież wcześniej tylko tak mówiłem do tych osób, a nagłe przejście na "Ty" było powolną i szokującą dla mnie procedurą, zwłaszcza, że byłem chyba najmłodszym profesorem w historii Akademii. Mimo wszystko inni wykładowcy przyjęli mnie ciepło, życząc powodzenia i cierpliwości oraz odnalezienia się na swoim nowym stanowisku. Każdego dnia pomagali mi, gdy miałem problemy z odnalezieniem sali, uzupełnianiem dokumentacji czy elektronicznym systemem oceniania. Na szczęście, zawsze ktoś był pod ręką, by wspomóc "nowego" i dzięki temu już po miesiącu czasu radziłem sobie niemal sam, chociaż czasem wciąż się gubiłem, idąc do ksera.
   Jedyną skazą w tym szczęśliwym obrazie był Lee Taemin, który nie pokazał się przez pierwszy i drugi miesiąc mojej pracy. Martwiła mnie jego nieobecność z prostego względu - nikt, zarówno z nauczycieli, jak i uczniów, nie potrafił mi powiedzieć, dlaczego chłopak jest nieobecny. Dodatkowo, silny podział klasy na tych, którzy go wspierali i na tych, którzy cieszyli się z faktu, że szkolna gwiazdeczka przepadła bez wieści powodował u mnie niepokój - w dzisiejszych czasach tyle się słyszy o ofiarach presji społecznej...a fakt, że grono, które wspierało Taemina i chroniło go było niewielkie, dodatkowo potęgował to uczucie. Tak więc, musiałem zrobić to, co każdy szanujący się profesor powinien zrobić w takiej sytuacji - musiałem zgłosić go do wydalenia, licząc, że w ten sposób uzyskam jakieś informacje od dziekana. Z drugiej jednak strony, wiedziałem, że bardzo ciężko będzie Taemiowi nadrobić. Będąc na tych samych studiach, dobrze wiedziałem, że tydzień opuszczonych wykładów jest bardzo ciężki do nadrobienia, a co dopiero miesiąc czy dwa...niezależnie od tego, jak był zdolny, nie mógł opuszczać lekcji. A jeśli mu na nich nie zależało, nie powinien zajmować miejsca. Tak więc, z całym poczuciem odpowiedzialności, ruszyłem do dziekanatu, licząc jednak w duchu, że to nie przeze mnie straci przyszłość kompozytorską.
   Cicho zapukałem do drzwi i, gdy usłyszałem zgodę, przekroczyłem próg gabinetu. Wiekowy niemal dziekan spojrzał na mnie zza swoich okularów, jednocześnie odgarniając kosmyk białych włosów do ulizanej fryzury.

- W czym mogę pomóc? Jak ci się podoba rola profesora?

- Oh, daję z siebie wszystko. I bardzo polubiłem moich studentów, to dobre dzieciaki. - uśmiechnąłem się delikatnie. - Jednakże...sprawa jednego studenta...

- Zakładam, że chodzi o zwycięzcę konkursu kompozytorskiego. - westchnął, jakby ze znużeniem, patrząc na moją zaskoczoną twarz. - Nie jesteś pierwszym, który dzisiaj do mnie przyszedł w tej sprawie. Lee Taemin nie zostanie wydalony ze studiów. I nie, nie mogę ci zdradzić więcej szczegółów

- Panie Dziekanie...profesorowie powinni coś wiedzieć. Jego nieobecność powoduje nie tylko wśród grona pedagogicznego niepokoje, ale także wśród uczniów...

- To niezwykle delikatna i skomplikowana sprawa, wymagająca dyskrecji i taktu. Wybacz mi, jednakże zostałem poproszony przez jego rodzinę, by nie informować nikogo innego. Bardzo bym chciał wam wyjaśnić, jednakże to życzenie rodziny jest najważniejsze.

- Rozumiem... - czułem się zbity z pantałyku. 

   Co takiego mogło się wydarzyć w rodzinie państwa Lee, że potrzebowano takiego sekretu? Zamieniłem z dziekanem jeszcze kilka zdań, po czym po prostu wyszedłem z gabinetu, zajęty myślami. Cóż miałem zrobić? Przecież nie mogłem decydować za dziekana. Ciekawiła mnie jednak ta sytuacja. Nie ukrywałem, od zawsze byłem ciekawy. Nie ukrywałem także, że polubiłem moich studentów, nawet tych, którzy na początku nie byli zbyt przychylni. Dlatego los jednego z "dzieciaków", którego ani razu nie widziałem na oczy, stanowił dla mnie niezwykłą zagadkę. Czy możliwe jest, by plotki uczniów miały w sobie ziarno prawdy?
   Dzisiaj uważnie słuchałem rozmów podczas krótkich przerw i w czasie lunchu. Najwięcej na ten temat plotkowały dziewczyny, dużo rzadziej chłopcy, ale tak było zawsze - płeć piękna, nawet jeśli tego nie chciała, miała w sobie coś takiego, że zawsze chciały być jak najlepiej poinformowane na każdy temat, nawet tych kompletnie wyssanych z palca. Najwięcej usłyszałem, siadając w kafeterii. Lee Taemin, co mnie zaskoczyło, stanowił najczęstszy temat rozmów. Niemal każdy, obok kogo przeszedłem, prowadził ten temat. Najwidoczniej nie tylko nauczyciele zaczęli uważać jego nieobecność za coś zwykłego.

- Mówię ci, jak nic wpadł. - jedna z dziewczyn z trzeciego roku uśmiechnęła się z wyższością do koleżanki. - Znajoma znajomej mojej mamy jest ich sąsiadką i, jak była u nas ostatnio to powiedziała, że widziała młodą dziewczynę płaczącą w jego rękaw. - Tutaj wymieniła z drugą studentką znaczące spojrzenie. - Trzymała się za brzuch. Mówiłam już dawno, że z tego tournee po konkursie wrócił inny. Pewnie przespał się z tą dziewczyną i teraz jest w ciąży! A wiesz, dla jego rodziny to musi być ogromny wstyd. Znajoma mówiła, że laska na pewno nie ma 21 lat*.

- Woda sodowa uderzyła mu do głowy. Po prostu poczuł się zbyt wielki - mruknął chłopak przy innym stoliku do swoich znajomych. - Widziałem go ostatnio. Przed konkursem trzymaliśmy się całkiem nieźle, więc zawołałem go, chciałem się spytać, jak tam tournee. Ale ten nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Ze dwa razy wołałem i nic. Kompletnie się zmienił.

- Myślicie, że to prawda, co mówią? - dziewczyna z pierwszego roku w rozgorączkowaniu przysiadła się do dziewczyn z trzeciego. - To, że rzucił studia? Słyszałam, że najbardziej znana filharmonia w Rosji dała mu propozycję pracy. Myślicie, że ją przyjął? Z jednej strony, to niesamowita szansa, ale z drugiej, przecież nawet nie ukończył szkoły! W ogóle dostanie manii wyższości. Ma dopiero dwadzieścia dwa lata! Moim zdaniem, to dużo, dużo za wcześnie, chociaż, kto wie...

Przy innych stoliczkach toczyły sie podobne rozmowy. Zniechęcony, ruszyłem do gabinetu nauczycielskiego. Kompletnie straciłem ochotę na jedzenie. Czemu ludzie musieli być tak bardzo zawistni? Czy jeśli komuś się coś po prostu uda, nie można się cieszyć razem z tą osobą?


~*~

   Pierwszy semestr szybko się skończył. Zaczęły się kwalifikacje, sesje. W Akademii testom podlegała nie tylko wiedza uczniów, ale także ich umiejętności - grę na instrumentach, komponowanie, strojenie i wiele innych. To nie było łatwe, bo były one dużo, dużo trudniejsze niż w innych szkołach muzycznych. Nasza Akademia utrzymywała najwyższy, światowy poziom. Studenci z całego świata ciągnęli do tego miejsca, by później komponować najpiękniejsze arie operowe, grać najznakomitsze koncerty i wygrywać konkursy na każdym szczeblu. Tacy właśnie byli uczniowie tej placówki - ambitni, pracowici i świetni w tym, co robili.
   Uśmiechnąłem się, wchodząc do sali. Grupa, w której miał przeprowadzić testy, niecierpliwie czekali na to, aż zaprowadzę ich do sal. To byli ostatni, których miałem dzisiaj sprawdzić. I byłem z tego zadowolony. Moja głowa pękała od myśli. Jeszcze dzisiaj rano mieliśmy zebranie w sprawie uczniów, którzy nie zaliczyli. I w sprawie Lee Taemina, którego ani razu nie było w tym semestrze. Niektórzy nauczyciele obwiniali dziekana, że trzyma chłopaka tylko dlatego, że dzięki niemu wygrali pieniądze na generalny remont sali koncertowej. Inni powtarzali słowa usłyszane wcześniej, najróżniejsze plotki uczniów. Tylko garstka grona pedagogicznego powtarzała, że musi istnieć niezwykły powód i nie każdego można oceniać tą samą miarą. Ostatecznie jednak dziekan przegnał ich wszystkich, powtarzając, że chłopak pozostanie studentem, chyba, że sam zrezygnuje ze studiów.
   Zaprowadził studentów do dźwiękoszczelnych sal. Każdy wybrał swój instrument i powykładali swoje nuty, które stanowiły ich zaliczenie. Później zaczynało się nagrywanie utworów, które będzie odsłuchiwał przez cały wieczór, próbując znaleźć błędy. U każdego ze studentów spędzał pięć minut, słuchając na słuchawkach ich utworów, które tworzyli przez cały pierwszy semestr na tą chwilę. 

Przeszedł wszystkie siedem sal i westchnął, czując ulgę. To koniec. Ruszył do biura, skąd miał wziąć płyty, kiedy zauważył, że ostatnia, dziesiąta sala, jest zajęta. Z zaskoczeniem zajrzał do środka, jednak przez przyciemnioną szybę nie był w stanie zobaczyć, kto tak jest. Wszedł więc do pomieszczenia, z którego, przez lustro weneckie, mógł podejrzeć, kto zajmuje pomieszczenie. Z jeszcze większym zaskoczeniem zauważył, że nie znał tego chłopaka. Nigdy go nie widział w Akademii, nawet wtedy, gdy sam się jeszcze uczył. "Może to jakiś pierwszoroczny...", przebiegło mu przez myśl. Patrzył z zaciekawieniem, jak nieznajomy uderzał w klawisze z jakąś namacalną czułością, pieszczotliwe w swojej bezwzględności. Przypominało mu to jego własną grę - sposób, w jaki zwalniał uderzenie przed dotknięciem biało-czarnych kawałków kości słoniowej. Zaciekawiony, ubrał słuchawki i włączył dźwięk. Jego uszy momentalnie zalały się powolną i niezwykle melancholijną melodią, która momentalnie uderzyła w jego serce, w jego duszę. Ta piosenka mówiła wszystko. Ta piosenka była tak pełna rozdarcia, coraz szybsza, coraz bardziej gwałtowna w miarę, jak smutek przechodził w bezsilny gniew podszyty rozpaczą. Z moich oczu nie wiadomo kiedy spłynęły dwie samotne łzy.

   Stałem do końca, do póki nie skończył grać. I dopóki on sam nie zaczął płakać.


____________________________________________
* w Korei istnieje tradycja, że kobieta nie powinna wchodzić w poważny związek (ślub, dzieci) przed 21 rokiem życia

2 komentarze:

  1. Jak zwykle super rozdział ;3 w końcu pojawił się Taemin ^^ czekam, żeby dowiedzieć się jaka naprawdę była przyczyna jego nieobecności. Fighting!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, dzisiaj krótko i zwięźle~
    Podoba mi się póki co fabuła... a raczej to, że choć jeszcze niewiele z niej pokazałaś, ja wciąż chcę wiedzieć, co będzie dalej, jestem ciekawa rozwoju zdarzeń, zaintrygowana przebiegiem akcji i losami bohaterów. Ale o ile same wydarzenia są zajmujące, to sposób, w jaki je opisujesz niekoniecznie. Mam tu na myśli fragmenty, w których niepotrzebnie szczegółowo opisane są czynności codzienne, jak Jinki pracujący w domu nad testami studentów... Rozumiem funkcję tego fragmentu i widzę dobrze wprowadzony potem kontrast ze sposobem na relaks, ale... hm, myślę że po prostu niektórym prozaicznym czynnościom poświęcasz za dużo uwagi, za dużo słów i robi się odrobinę nudno. Za to opisami muzyki jestem urzeczona, zarówno w przypadku Jinkiego, jak i Taemina. Sama końcówka była świetnie poprowadzona, ale dostrzegłam tu małą usterkę, przynajmniej tak mi się wydaje. Między poszczególnymi akapitami ostatniej części tekstu następują dziwne zmiany w narracji - 1 osoba, 3 osoba, po czym znów pierwsza. Nie wiem czy to ja czegoś nie zrozumiałam i tak miało być, czy też samoistnie Ci się ta osoba przełączyła, ale wygląda to nieco dziwnie xD
    Chyba tyle, jestem ciekawa dalszego ciągu!
    Fighting~~
    Shizu

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2