27 gru 2016

~ 24th December

INFO: Mam nadzieję, że wasze święta były udane, a prezenty wszystkim przypadły do gustu! Wraz z tym postem wracam do życia, niestety, nie na długo - zaraz matura :/
Liczę, że przeczekacie ze mną ten okres i nie zostawicie mnie. Ja was także nie opuszczę <3 p="">Szczęśliwego Nowego Roku i pijanego Sylwestra

   Wszystko minęło tak szybko. Jakby te dni były śniegiem opadającym na ciepłe dłonie.
   Miesiące pełne biegów, niezależnych od pory roku, temperatury i naszego zdrowia. Setki dni ciężkich treningów, pełnych najrozmaitszych stylów tanecznych i ćwiczeń rozciągających. Tysiące godzin na lodowisku, pełnych upadków, zwichnięć i odmrożonych palców. Miliony ran na stopach, łokciach, kolanach i dłoniach, które pozostawiają bliżny na każdym centymetrze naszej skóry. Bóle kości, naderwane mięśnie, przeziębienia, zapalenia płuc, pot, krew i łzy. Ciało wyniszczone tak bardzo, że zwykłe chodzenie sprawia ból, chociaż wciąż masz te 27 lat...takie jest właśnie życie łyżwiarza. Polega ono w całości na ciężkiej pracy, jakie nasze mięśnie wkładają w to, by lód zmieniał się pod nami w parkiet, a nasze ciała w płynną muzykę. Na ciężkiej pracy, w którą kładamy cząstkę nas samych, w której ból przestaje mieć znaczenie. Wszystko to robimy po to, by na jedną, krótką chwilę wyjść na lód wśród burzy oklasków, odczekać kilkanaście sekund, wziąć kilka cichych oddechów, uspokoić swoje rozedrgane wnętrze...po to, by w kolejnym mrugnięciu oka chwycić za serca publiczności.
<3 p="">   Cisza, która towarzyszy słodkiej muzyce i dźwiękowi ciętego przez łyżwy lodu, jest dowodem uznania ciężkiej pracy. W tej jednej chwili chcemy pokazać tak wiele, chcemy, by wszystko było na widoku i jednocześnie ukryte w każdym ruchu naszych ciał.  Chcemy, by piękno, dynamika i harmonia dotarły do najgłębszych zakamarków duszy. Chcemy wyrazić tak wiele, chcemy pokazać naszą siłę, miłość, człowieczeństwo lub...nienawiść, złość, zazdrość....każdy łyżwiarz, raz w roku, decyduje o tym, czym będzie to, co ukaże. Czy będzie to delikatność czy gniew, czy nasze dobre czy złe strony. Raz w roku decydujemy o ilości pracy, o temacie morderczych treningów, o ilości skoków, o całej swojej przyszłości do kolejnych finałów.
   Pierwszy raz, od kiedy zadebiutowałem, zdecydowałem, że w tym roku moja noga nie postanie na lodzie.
   Przez tyle lat przeszedłem przez tyle motywów. Piękno. Niewinność. Miłość. Złamane serce. Niedoścignione cele. Samotność. Przeszłość. Przyszłość. Jezioro Łabędzie. Powrót do życia. Sen i marzenie. Ja.
   Przez wiele lat pokazywałem swoją prawdziwą twarz. Przez wiele lat wkładałem cząstkę siebie w swoje układy, w każdy ruch, każdy skok. Ale...w którymś momencie...zabrakło mnie w tym wszystkim. Zabrakło mi twarzy, którą mógłbym pokazać. Zabrakło mi ognia, werwy, chęci....i uświadomiło mi to jedno nagranie. Prezentował mój ostatni układ, którym zasłużyłem na złoto. Każdy ruch jego ciała miał w sobie odrobinę niepewności, jakby z każdym wymachem ramion zastanawiał się nad ich celem...podobnie jak ja tamtego dnia zastanawiałem się, dlaczego jeszcze to robię, chociaż od wielu lat nie czuję z tego radości. Sposób w jaki on tańczył był jednocześnie taki sam, jak mój i zupełnie inny. W jego tańcu były emocje, jakby znał mnie od wielu lat i chciał pokazać całe moje....zamarźnięte w lodzie serce.
   Przez wiele dni zastanawiałem się, co powinienem zrobić. Ten krótki, amatorski filmik, wrzucony do sieci bez świadomości łyżwiarza stanowił dla mnie dowód, że już nie mogę stanąć na lodzie ponownie. Ale jak miałem zostawić coś, co stanowiło moje życie?
   Wtedy przypomniało mi się, skąd znałem jego twarz. Przypomniałem sobie jego słowa.
   Godzinę później miałem już zabukowany lot.
   Spędziłem z nim tyle czasu. Chciałem poznać źródło jego siły, źródło tego piękna, które w sobie nosił. Zamiast tego dostałem całą jego niepewność, słabość i strach, ale także  miłość, ciepło i łagodność. Dostałem od niego coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. Jego rozechwiana emocjonalność była czymś słodkim, spływającym po moim sercu. Jego strach powodował, że starał się bardziej i bardziej, by zadowolić mnie, jako swojego trenera. Walczył tak, jak jeszcze nigdy nie walczył. Tysiące moich godzin na lodzie były jego milionami. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu ran na stopach i rękach. Nigdy nie widziałem takiego zmęczenia. Ale nic go nie zatrzymało. Wciąz parł do przodu. Wciąż i wciąż, i wciąż....był niesamowity. Nie mogłem wyjść z podziwu, obserwując, jak wykonuje kolejne skoki, próbując je dopracować do perfekcji. Nie ważne, ile razu upadł. Wciąż się podnosił. Wciąż atakował.
   Nic nie przychodziło mu łatwo. Każdy krok sprawiał ból. Także wyjście na lód było oceanem strachu i niepewności. Moje oczy były pełne nieskrywanego podziwu. Jego kruche jak szkło serce stawało się coraz twardsze, a jednak...w moich dłoniach miękło i przelewało się przez palce. Udawał, by mnie zadowolić i jednocześnie, po zejściu z lodu, wtulał się w moje ramiona, prosząc o moją siłę i wsparcie. Jak mogłem mu tego nie dać? Nawet nie wiem, w którym momencie zakochałem się tak bardzo. Nie wiem, co pokochałem pierwsze. Wiedziałem jednak, że to wszystko zmieni. I zmieniło. Odzyskałem to, co utraciłem przed laty. Pierwszy raz wejście na taflę lodowiska sprawiało, że moje serce napełniało się oddechem przyjemności. I to tylko za jego sprawą.
   Dlaczego go pocałowałem? Nie wiem. Był to odruch, Przymus. Chciałem, by wiedział, co do niego czuję. Chciałem, by wiedział, że moje słowa nie służa tylko temu, by odczuł jak najlepiej tegoroczny motyw. Chciałem, by zrozumiał, dlaczego tak bardzo chcę go mieć blisko siebie. Moje serce drżało w niepewności, gdy upadaliśmy na lód. Nigdy jeszcze tak bardzo się nie bałem. A tymczasem, na jego ustach pojawił się jedynie przepiękny uśmiech, który mnie utwierdził, że już wcześniej mogłem to zrobić. Zalała mnie fala słodkiego ciepła. Słodka świadmość odwzajemnionych uczuć. Teraz już nie wiem, ile razy nasze usta się spotkały.
   To, co wydarzyło sie w Rosji powodowało ból silniejszy od tego, jaki mogłem kiedyś czuć. Wiedziałem, jak bardzo mnie potrzebował, ale jednocześnie słyszałem jego słowa, którymi mnie tak poganiał. Jak mogłem mu odmówić? Byłem uzależniony od niego. Nie ważne, co by powiedział, musiałem posłuchać. Wylot kosztował mnie wiele łez, które musiałem ukryć. Nie mogłem pozwolić, by stracił swoją siłę. Ale mimo wszystko....nie było mnie przy jego boku. Gdy spotkaliśmy się na lotnisku, tak bardzo chciałem przeprosić...a zamiast tego, na ten swój słodki, zagadkowy i typowo japoński sposób poprosił mnie, bym został z nim. Jak mogłem odmówić? Powstrzymywałem łzy, trzymając go w ramionach. Chciałem, by ta chwila nigdy się nie skończyła.
   Wyleciałem wraz z nim na mistrzostwa, by sięgnąc po złoto.
   Jedna noc w Barcelonie, podobie jak moja dezycja, zmieniła cały mój świat. Jego ręce tak bardzo drżały, kiedy ubierał mi obrączkę, twarz była czerwona, nie tylko od zimna, a głos był pełen niepewności. Co więc mogłem zrobić? Mogłem go tylko zamknąc w ramionach, splatając nasze dłonie razem. Mogłem tylko złączyć nasze wargi razem, zasłaniając cały jego świat sobą. Powiedzieliśmy sobie wiele rzeczy, pomiędzy pocałunkami i jego łzami rozlegał się co chwilę słodki szept.
   Tej nocy mi się oddał.
   Następnego wieczoru powiedział, żebyśmy to skończyli.
   Moje serce niebezpiecznie zadrżało.
   Słuchałem jego słów, chcąc poznać powód. Dlaczego powiedział coś takiego? Dlaczego chciał z nami skończyć? Nie rozumiałem powodu. Nie mogłem go zaakceptować, ale...nie mogłem wykrzyczeć tego, co myślałem. Wiedziałem, że mówi to tylko ze względu na mnie. Co miałem zrobić? Co zrobiłby ktoś inny? W tej chwili przestałem myśleć. jedynie pokiwałem głową.
   Pierwszy raz to on pocałował mnie.
   Moje serce krwawiło, ale pozwoliłem na to, by tak się stało. Zaskoczyłeś mnie, wręczając mi swój medal. Poczułem, jak coś w mojej piersi odchodzi na zawsze.
   Mistrzostwa się skończyły. Spakowałem swoje rzeczy z dziwną nostalgią i tęksnotą, jakbym miał to robić po raz ostatni w moim życiu. Wróciłem do domu. To miejsce jeszcze nigdy nie było tak ciche...z westchnieniem postawiłem swoje torby na ziemi. Na moim palcu ciążyła obrączka, która stanowiła słodką obietnicę, sekret...słowa niewypowiedziane i splecione w czerwonej nici, łączącej nas obu przez setki kilometrów. Z westchnieniem postąpiłem krok w dalej, w głąb miejsca, które teraz stanowiło dla mnie zbiór bieli, metalu, drewna i szarości. Nie mogłem przecież ciągle stać w miejscu.
   Nim się obejrzałem, mój dom oświetliły małe, choinkowe lampki, a niewielkie drzewko stało w rogu pokoju. Pierwszy raz, od kiedy tu zamieszkałem, święta zawisły w powietrzu, a jednak...brakowało, czegoś. Wciąż na coś czekałem, chciałem, by w ciszy, przerywanej tykaniem zegara, usłyszeć jeszcze czyjś głos. Głos, który mnie irytował, rozśmieszał, rozczulał...głos, który potrafił obudzić mnie w środku nocy i głos, który pieścił moje uszy słodkim jękiem.
   To miejsce jeszcze nigdy nie było tak chłodne.
   Kolejne godziny mijały. Irytowałem się coraz bardziej, chodząc po domu bez celu i sprawdzając najdrobniejsze szczegóły. Kilkukrotnie posprzątałem cały dom. Przynajmniej sto razy układałem miseczki na stole, pełne pierników, wciąż ciepłych. Setki razy poprawiałem zawieszony pod sufitem zbiór lampek. Nie zliczę, ile razy sprawdzałem, czy zrobiłem miejsce w szafach i szufladach. Ile razy przegoniłem Makkachina spod nóg, by po chwili przytulać go i przepraszać. Im bliżej północy, tym moje nerwy stawały się coraz bardziej napięte....
   Pierniczki zdążyły ostygnąć. Wciąż byłem sam. Poczułem pierwsze objawy strachu.
   Kiedy wreszcie usłyszałem pukanie do drzwi, zdążyłem użyć wielu słów, które zasłużyły na cenzurę. Miałem też ogromną ochotę uderzyć w coś za to, że zgodziłem się pozostać w domu.
   Błyskawicznie dopadłem drzwi, wziąłem głęboki oddech i je otworzyłem.

- Yuuri. - westchnąłem z ulgą, widząc swoją małą, czarnowłosą świnkę. - Wreszcie.

- P-przepraszam...n-n-nie mogłem się dogadać z kierowcą t-taksówki. - odparł niepewnie, trzęsąc się na zimnie.

   Wciągnąłem jego walizkę do środka, gdy tylko wszedł. Zanim zrobił krok w głąb, zamknąłem swoje ramiona wokół niego, ogrzewając zimne ciało sobą. Wolno obrócił się w moich ramionach, wtulając się w moją pierś, która dopiero w tej chwili stała się zdolna do wzięcia głębokiego oddechu. Ile tak staliśmy...znacznie dłużej, niż wieczność i wciąż za krótko. Jego uszy były czerwone i nie miałem pojęcia, czy to z zawstydzenia czy z zimna. Wyglądał tak uroczo...pomyśleć, że ten widok nie będzie mnie już opuszczał.

- Powiedz to. - szepnąłem mu do ucha, wplatając palce w jego włosy. Spojrzałem na jego zawstydzoną twarz, którą wciąż chował w moim swetrze. - Nie po to uczyłeś mnie tych zwrotów, prawda?


ただいま.* - jego głos był uroczą mieszanką zawstydzenia i dumy.

おかえり.**

   Pierwszy raz od dawna, w moim domu słychać było szczery śmiech.
   To był wymarzony prezent na świeta, na urodziny...na całe przyszłe życie. Złapałem jego dłoń, na której z taką dumą nosił obrączkę i ucałowałem, wciąż zimne palce. Poczułem jak po moim policzku spłynęła samotna, ale szczęśliwa łza.
   Pierwszy raz od dawna...znowu miałem rodzinę

_________________________________________________________
*tadaima
** okaeri

2 komentarze:

  1. Pffffff... Mielibyśmy zostawić Autorkę- sama? Jasne.

    No i tak! Tak! Tak! Tak! Wreszcie jakieś porządne ff z Victuuri. Pozwolę sobie przemilczeć ilość odwiedzonych stron i spędzonych godzin nad czytaniem czegoś, co nie spełniało moich oczekiwań. Aż wreszcie się doczekałam! I jak tu nie kochać Autorki?
    Wzruszenie aż odbiera mi mowę.
    Poza tym przeżyłam mały szok, spowodowany kontrastem pomiędzy poprzednim Subaru x Kanato, którego nie mogłam się zebrać skomentować, a delikatnym shounen- ai'em chwytającym za serce.
    Dodatkowo podobało mi się, że zdecydowałaś się na napisanie shota z perspektywy Victora. Mój kochany Vicia! <3

    Albowiem I was born to ship Victuuri~ XD

    Kończąc, czekam teraz na kolejne rozdzialiki i oczywiście trzymam kciuki za maturę. Jeszcze trochę czasu, ale przy nauce też warto mieć wsparcie ^^

    Powodzenia!

    Twoja
    Vampirex

    OdpowiedzUsuń
  2. Miód na moje serce. I te zakończenie takie oooooohhh cudne. Szkoda, że jest tak mało porządnych opowiadań z tego fandomu.

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2