23 lip 2014

~ Zapach krwi

   Jest to historia o niezwykłych kochankach.
   Jedno z nich było Dzieckiem Księżyca, strażnikiem egzystencji, który dumnie kroczył wsród promieni słońca. Drugie było Panem Nocy, drapieżcą, który nigdy nie opuszczał bezpiecznego dla siebie świata cieni. Połączyła ich wojna, długa i bezkresna, której końca się nikt nie spodziewał. Ale, w każdej tragedii są bohaterowie romantyczni, prawda?
   Jednakże, ta opowieść różni się od innych dramatów. Tutaj nikt nie umrze, chociaż wielu by tego chciało. Tutaj zło nie zdoła ich rozdzielić. Bo w końcu, nikt nie podejrzewa pana i niewolnika o czyny niegodne, prawda?


~*~

   Uwielbiałem spojrzenie, którym obrzucał moje ciało. Kochałem ten jego wygłodniały wzrok, kiedy ściągałem ubrania, torturując go powolnością moich ruchów. Pragnąłem jego kocich ruchów, jego gorzko-słodkiego smaku. Chciałem go w tej chwili bardziej, niż czegokolwiek innego.
   Odszedłem od okna, zaciągając sznurem kotary. Odwróciłem się do niego, obserwując jego osobę na szezlongu. Oparłem się o słupek od baldachimu, jednocześnie rozwiązując sznurki wiążące moją koszulę. Pragnienie w jego oczach rozpaliło w moim zimnym ciele ogień, który obudził każde zakończenie nerwowe. Wiedziałem, że miłość w jego oczach nie jest spowodowana tym, że w jego ciele płynie domieszka mojej krwi. Wiedziałem, że on nie chciał mojej władzy i nigdy nie mógłby się stać niewolnikiem. Ale nie wiedzieli tego inni i to spokojnie ukrywało nasz sekret. 
   Rozpiąłem swoje spodnie, czując jego uważne spojrzenie. Niespiesznie odrzuciłem swoje ubrania na bok, zanurzając się w jedwab pościeli. Czerń materiału kontrastowała z moim bladym ciałem, blask świec zabarwiał wszystko erotyzmem. Przeciągnąłem dłonią po moim płaskim brzuchu, wzdychając cicho drżącym głosem. Wiedziałem, że lubi patrzeć na moje ciało. Chciałem, by mnie wziął, tu i teraz, jednak on tylko patrzył na mnie z ogniem w swoich czarnych oczach. 

Obserwowałem, jak bez trudu zdjął kajdanki i odrzucił je gdzieś w kąt. Kiedy powoli szedł w moją stronę, czułem niemal, jak moje ciało go woła. Bez jego dotyku czułem się nikim.
   Zdejmując ubrania zawisł nade mną.


- Hrabio...  - jego głos pieścił moje ciało.

   Odchyliłem głowę do tyłu, wydając z siebie przeciągłe jęknięcie. Tylko on potrafił wywołać we mnie taki stan, zaledwie muśnięciem mojej skóry 7. Jego dłonie, poznaczone bliznami wojennymi, głaskały z czułością moje ramiona.

- Hrabio... - pochylił się nad moim uchem - ...pozwól, że rozluźnię twoje ciało...

    Przeszedł mnie dreszcz. Choć brzmiało to całkowicie niewinnie, wiedziałem, co się zaraz zacznie. Delikatnie kiwnąłem głową, czekając z utęsknieniem, jak każdego wieczoru, na tę chwilę.
   Położył mnie na plecach i już po chwili czułem, jak cudownie pieści moją skórę. Jego dłonie, jeszcze bez zachłanności, głaskały skórę moich ramion, od czasu do czasu składając na nich motyli pocałunek. Niespiesznie śledził niebieskie żyły na mojej szyi, głaszcząc je opuszkami palców. Moje ciało błagało o więcej, jednak milczałem. Choć kochałem go ponad swoje życie, nie chciałem dawać mu satysfakcji. Wystarczy, że wiedział, jak bardzo go potrzebuje.
   Jego dłonie niespiesznie przesuwały się po mojej piersi, śledząc każdą krzywiznę żeber, od czasu do czasu pieszcząc łuki czubkiem języka. Przesuwał się coraz niżej, z każdą chwilą coraz bardziej zachłanny. 

   Dotykał z czułością drobnych, okrągłych blizn na moim brzuchu i całował każdą z nich. Przymknąłem oczy, czując rozkoszne dreszcze. On uważał je za piękne, w przeciwieństwie do mnie. Jako, że byłem głównodowodzącym armii wampirów, jednocześnie należałem do karmicieli królowej. Nie cierpiałem całej swojej rasy, która myślała, że jest lepsza od wszystkich. To, że mieliśmy życie wieczne, nie zmieniało kompletnie niczego. Byliśmy takimi samymi potworami jak każda długowieczna rasa. 

   Spojrzałem na mojego kochanka, nagle niezwykle świadomy jego kruchości. Wiedziałem, że zranienie go graniczyło z cudem, ale był tylko wilkołakiem - nie żył nazbyt długo. Z czułością wplotłem palce w jego czarne włosy, składając na jego wargach niespieszny pocałunek. Nie minęła chwila, gdy jego język znalazł się w moich ustach. Z mruczeniem odwzajemniłem pieszczotę, przyciągając go jeszcze bliżej. Fuknąłem z niezadowoleniem, kiedy się odsunął. Chciałem zatracić się w jego dotyku, zapomnieć, jak brzmiało moje imię i moje honory.
   Musnął palcami moje kły, które wysunęły się nie wiadomo kiedy.

- Głodny? - spytał, obsypując drobnymi pocałunkami moją szyję.

   Westchnąłem drżąco, odchylając głowę do tyłu. Przesunąłem dłońmi po jego umięśnionych barkach, zjeżdżając na bliznę na piersi, którą sam mu zrobiłem. Pogłaskałem palcami mały półksiężyc nad sercem, czując pod napiętą skórą kuszące uderzenia. Poczułem, jak lodowate zimno ścina moje ciało - głód. Cieszyłem się teraz, że jego ciało było tak gorące. Wtulenie się w nie było czystą rozkoszą.

- Nie na tyle, bym musiał to robić. - wymruczałem.

   Nie chciałem robić mu krzywdy, nigdy. Dlatego właśnie zabrałem go z pola bitwy, ratując przed śmiercią. Zapragnąłem go od pierwszej chwili, w której zobaczyłem go w boju. Był więcej niż nieziemski. Przemykał się pośród martwych ciał, nie jako przegrany, lecz jako myśliwy. Nie poddawał się, nawet po tym, jak nasza armia wymordowała cały jego rodzinny klan. W jego oczach nie błyszczała zemsta, jedynie chęć zadośćuczynienia. Dla mnie jego widok był czystą magią, zakazaną dla mojego gatunku.
  Wspomnienia przerwała jego dłoń na moim udzie. Przygryzłem wargę, oczywiście się kalecząc. Ukochany zlizał kroplę krwi z moich ust i uśmiechnął się lekko, kiedy ranka się zagoiła. Przesunął palcami do góry, przyprawiając mnie o łaskotanie w dole brzucha. Spojrzałem w jego ciemne oczy, oblizując lekko wargi. Jednym błyskawicznym ruchem obróciłem nas tak, że teraz to ja byłem na górze. Pochyliłem się delikatnie do przodu, ocierając się o jego krocze.


- Zamiast cię ugryźć, wole się z tobą kochać. - zamruczałem w jego szyję.

   Drapiąc zaczepnie paznokciami jego brzuch, śledziłem czubkiem języka zarys jego mięśni na piersi. W komnacie rozszedł się jego śmiech, niski i wibrujący, podszyty erotyzmem. Momentalnie poczułem, jak moje podniecenie wzrosło. Tylko on potrafił sprawić, że od samego słuchania jego głosu zaczynałem się podniecać.

- Hrabio, jesteś zbyt przewidywalny. - przebiegł palcami po moim kręgosłupie, od szyi do kości ogonowej. Po chwili jego dłonie znów spoczęły na moich udach. - Ale twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

   Z uśmiechem wziął moją męskość między swoje palce. I choć już wieki temu przestałem oddychać, zachłysnąłem się powietrzem. Tylko on potrafił obudzić moje ludzkie "ja", które dla każdej innej osoby było głęboko pogrzebane. Dla nikogo nie miałem litości, co dopiero cieplejszych uczuć. Tylko mój wilkołak ocieplał lód wokół mojego nieruchomego serca.
   Kiedy zacisnął palce, wygiąłem plecy w łuk, dopraszając się o więcej. Jego dotyk palił moją zimną skórę, ale temu ogniu oddawałem się z dziką rozkoszą. Czując, jak wolno porusza dłonią, jęknąłem przeciągle, drapiąc skórę na jego klatce piersiowej. Zapach krwi połaskotał mnie w nos. Zerknąłem przelotnie na 10 cieniutkich czerwonych kresek. Widząc to, mój partner drugą dłonią starł większość krwi palcami i wyciągnął dłoń w moją stronę.


- Demon. - syknąłem, zlizując z jego palców czerwony płyn.

- Zawsze do twoich usług. - szepnął, zaciskając palce.

   Jęknąłem gardłowo, ściskając jego dłoń. Doprowadzał mnie do szaleństwa! Palił każdą komórkę mojego ciała, rozgrzewał krew do białości. Nikt inny, przez całe moje życie, nie potrafił zrobić tego, co on potrafił uczynić w jedną noc. Czułem, że spełnienie jest coraz bliżej. Trzymając się jego dłoni jak liny nad przepaścią, jęczałem coraz głośniej, kiedy przyspieszał. Nie musiał czekać długo na efekt - wydobył ze mnie ukrywany krzyk i lepka ciecz pokryła jego brzuch. Dostrzegłem na jego twarzy uśmiech zwycięstwa, kiedy z trudem opierałem się na rękach. Spojrzał na mnie, kiedy pochylałem się nad nim, zlizując białawy płyn. Przymknął lekko oczy, czując mój język. Zlizywałem ciecz, uśmiechając się. Chciałem dać mu równie wiele przyjemności, ile sam dostałem. W tej chwili chciałem, by dla mnie jęczał i błagał o więcej, by to przeze mnie doszedł.
   Uniosłem się i spojrzałem mu wyzywająco w twarz. Przesunąłem się i po chwili wisiałem nad jego biodrami, wolno nabijając się na jego członka. Komnata przesyciła się naszymi splątanymi jękami. Pozwoliłem mu zagłębić się we mnie w całości z moim cichym sykiem. Choć odczuwałem ból inaczej niż za życia, pierwsza chwila nadal pozostawała nieprzyjemna. Odetchnąłem głęboko z przyzwyczajenia, lekko kołysząc biodrami. Czując co robie, ukochany jednym, mocnym ruchem docisnął mnie do swojego ciała, dotykając zachłannie. Z ust uleciał mi urywany krzyk, w którym pobrzmiewała nieopisana przyjemność. Spojrzałem mu głęboko w oczy, pokazując, jak bardzo go pragnąłem, jak bardzo chciałem, by wziął mnie bez litości. Wolno zacząłem się kołysać, zaciskając zaczepnie swoje wnętrze na jego członku. Marzyłem teraz jedynie o tym, by spełnił mnie jak najszybciej. I, jak zwykle spełnił moje życzenie.
   Jednym szybkim ruchem mnie obrócił, przejmując kompletnie dominację. Znalazłem się pod nim, czując go bardzo mocno w swoim wnętrzu. Jęknąłem cichutko, oddając się jego woli. Leniwie zaczął się we mnie poruszać, wywołując dreszcze przyjemności u dołu brzucha. Zacisnąłem palce na jego żebrach, zgrywając nasze ruchy. Nie minęła chwila, jak nasze jęki przesączyły ciszę. Dociskałem biodra, prosząc jak pies o więcej. Na ten widok jedynie zaśmiał się delikatnie, przyspieszając swoje tempo. Wbiłem paznokcie w jego brzuch, tracąc nad sobą panowanie. Przestałem się pilnować, powtarzając z każdym pchnięciem jego imię. Dałem się porwać przyjemności, zapominając z wolna o każdej innej rzeczy po za tym, co czułem. Rozkosz owładnęła mną tak, że nie potrafiłem zlokalizować, gdzie w tej chwili ręce ukochanego - miałem wrażenie, że dotyka każdego fragmentu mojej skóry w tym samym momencie, rażąc ciepłem swojego ciała.

   Zagryzłem usta, nie przejmując się stróżką krwi, która spłynęła z przegryzionej wargi. Wbiłem paznokcie w jego plecy, dociskając go do siebie. Wydałem z siebie ostatni krzyk i doszedłem niemal równo z nim, wsłuchując się w jego posapywanie. Oblizałem zakrwawione palce z delikatnym uśmiechem. Każdorazowo zostawiałem dowody tych niesamowitych nocy na jego barkach. Było to niemal moje oznaczenie dla niego - im mocniej je wbijałem tym lepiej się czułem.
   Otworzyłem oczy i od razu napotkałem jego spojrzenie. Uśmiechnąłem się delikatnie, głaszcząc go po policzku.


- Jonghyun...jesteś niesamowity... - szepnąłem, cudownie zmęczony.

- Ah, hrab-...

- Skończył z tym nudnym tytułem - powiedziałem, jak każdej nocy - Wiesz, co chce usłyszeć.... - zamruczem, całując jego szczękę.

- Tylko dzięki tobie jestem, jaki jestem - uśmiechnął się obejmując mnie - To ty jesteś moim kluczem do szczęścia, Key

   Przykryłem nas obu materiałem, tuląc się. Tylko w jego ustach to śmieszne przezwisko królowej stawało się magiczne. Uśmiechnąłem się, czując, jak jego palce przeczesywały moje włosy, bawiąc się nimi. Zamknąłem oczy, czując się jak nigdy - bezpieczny i kochany.





__________________________________________________________
Opowiadanie z dedykiem dla Cha Grellu. Mam nadzieję, że się spodoba.

 

3 komentarze:

  1. Dziękuję, fanfick bardzo mi się podobał <3 Pozdrawiam Grellu c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealnie dobralas postacie ~~ Jeju, świetne to było : Później całą noc mialam o tym opowiadaniu przemyślenia xDD

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2