19 sie 2014

Pierwszy śnieg II


   Kiedy się przebudziłem, znowu znalazłem się na łóżku. Tyle, że zamiast poranka zobaczyłem całą masę mięśni na jego torsie, a moje czoło było lodowate od ścieki z lodem. Gwałtownie poderwałem się i to był błąd. Ból głowy niemal wysadził mi czaszkę. Z jękiem położyłem się z powrotem. Czułem, jak guz mi pulsuje i byłem jednego pewien na sto procent - będę miał chyba największą śliwkę w całej mojej historii. Posłałem dryblasowi znienawidzone spojrzenie.

- Wynosi się z mojego domu. - wychrypiałem, starając się brzmieć groźnie. Starałem się wymyślić jakieś kłamstwo. - Moi rodzice niedługo wrócą i zadzwoniła na policję.

- Nie kłam. Uciekłeś z domu, dobrze to pamiętam.

   Zaszokował mnie. Skąd on o tym wiedział?! Śledził mnie? Mam do czynienia z psychopatą? Naprawdę się przestraszyłem. Nie miałem kompletnego pojęcia co zrobić, więc zrobiłem najbardziej banalną rzecz na świecie - wziąłem głęboki oddech i zacząłem krzyczeć. Jednakże, nawet nie zdążyłem pokazać, na co mnie stać, kiedy zatknął mi usta dłonią.

- Przestać, chcesz, żeby się pół bloku zbiegło? Nie zrobię ci krzywdy. Chce tylko, żebyś mnie wysłuchał. Możesz mi to obiecać?

   Wolno pokiwałem głową. Mężczyzna niespiesznie zabrał rękę z moich ust. Nie krzyczałem. Za bardzo się bałem, że mógłby mi coś zrobić za karę. W milczeniu obserwowałem, jak przeczesał włosy palcami. Po chwili spojrzał mi w oczy. Jego własne były przerażające - czarne i niezwykle głębokie. Nie potrafiłem z nich wyczytać kompletnie nic. Żadne emocje się w nich nie pojawiały. Mogłyby się wydawać oczami martwego, gdyby nie błyszczały w tak magiczny sposób.

- Nie zastanawia cię, gdzie jest wilk, który tu wczoraj był? Przecież tak duże zwierzę nie mogło wyparować od tak sobie, prawda?

   Pokiwałem głową. Miał rację. Chociaż wypadło mi to jakoś z głowy wcześniej - za bardzo zaniepokoiła mnie myśl o osobie kapiącej się w łazience - zarejestrowałem brak mojego wilka. Nawet teraz przeleciałem dyskretnie wzrokiem po pokoju. Zauważyłem tylko zakrwawiony bandaż na podłodze.

- Był ranny, ten wilk, prawda? Długa, zadana tępym nożem rana na boku. Pamiętasz, tak? - mężczyzna wstał i odwrócił się do mnie bokiem. Od biodra aż do połowy żeber ciągnęła się długa, nierówna i gruba blizna. Świeża blizna. Po czułem, jak krew odpływa mi z twarzy. - Więc...ten wilk wcale nie odszedł. Ten wilk to ja.

   Osłupiałem. Że niby co? Że niby mój wilk i ten facet to to samo? Nigdy w to nie uwierzę. Po za tym, brzmiało to jak z jakiegoś filmu. Ludzie, którzy zmieniają się w wilki? I co jeszcze? Może zębowa wróżka i wampiry też istnieją? Albo krasnoludki i gobliny? Nie, to było nie możliwe. I nie ważne, jak jego blizna była podobna do rany zwierzęcia. To po prostu nie mogła być prawda. Pewnie wilk uciekł przez balkon. W końcu mieszkałem na parterze. Dla dzikiego zwierzęcia nie był to problem, zwłaszcza, że gdy wychodziłem do pracy nigdy nie zamykałem balkonu. I pewnie w ten sam sposób znalazł się tu ten facet. Proste i jak najbardziej możliwe.

   I chyba wszystkie te myśli odbiły się na mojej twarzy, ponieważ mężczyzna westchnął ciężko.


- Nie wierzysz mi, wiem. Też bym sobie nie uwierzył. - potarł ręką czoło. - I pewnie nie będę mógł nic zrobić, byś mi uwierzył, prawda?

- Skoro jesteś wilkołakiem, to się zmień. - odparłem cicho. - Chyba, że potrzebujesz do tego pełni księżyca.

- Nie...ja.... - westchnął ciężko. - Jestem za bardzo osłabiony. Kiedy mnie wczoraj znalazłeś, już prawie nie żyłem. Po drodze straciłem zbyt dużo krwi.

   No jasne, byłem pewien wymówki. Ten facet miał kompletnie nierówno pod sufitem. I niepotrzebnie mieszał mi w głowie. Jednakże, postanowiłem ciągnąć tą bajeczkę. Chciałem zobaczyć, jak się rozwinie akcja. I liczyłem, że kiedy będzie zajęty badaniem, nie zauważy, jak sięgam po telefon.

- Więc....co się stało? Czemu byłeś ranny?

- Mój klan został odnaleziony. Wymordowano wszystkich. Całą moją rodzinę. Straciłem siódemkę rodzeństwa, rodziców, dziadków, kuzynów....wszystkich. Jako jedyny przeżyłem to, bo mnie wtedy przy nich nie było. Uciekłem po kłótni. Kiedy wróciłem, wszyscy już prawie nie żyli. Próbowałem ocalić ojca, ale on kazał mi uciekać. Widziałem, jak umiera...

   W jego głosie było tyle bólu, że prawie mu uwierzyłem. Przez chwilę widziałem tą tragedię przed oczami. Widziałem te strumienie krwi, rozpacz....szybko jednak się otrząsnąłem. Spojrzałem w jego twarz i zauważyłem mokry ślad na policzku. Zaskoczony, przez chwilę kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć. Potem jednak odchrząknąłem cicho.

- Dlaczego przyszedłeś do mnie?

- Jesteś jedyną osobą, którą znam i która została przy życiu. Z resztą, oznaczyłem cię. Kompletnie przez przypadek. Nie wiedziałem wtedy, jak to działa. Ale chyba nie zrobiłem ci nazbyt dużej krzywdy

- Co zrobiłeś? - nic nie zrozumiałem.

- Gdzieś na ciele masz znamię. Dziwne, wyglądające jak jakiś znak, prawda? - kiedy pokiwałem głową, pokazał mi swoją rękę. - To jest właśnie oznaczenie.

   Spojrzałem na swoje znamię. Zawsze zastanawiałem się, skąd się wzięło i co oznacza, jednakże...nie wierzyłem w te rozwiązanie. Ani trochę. Chociaż wiele elementów układanki wskoczyłoby na swoje miejsce, mój mózg nie potrafił uwierzyć, że on i mój wilk to jedno i to samo. To było przecież niemożliwe....prawda? Potrząsnąłem głowa. "Nie pozwól, by namaścił ci w głowie", napomniałem się, niemal już wsuwając rękę do kieszeni.

- Em...jak się nazywasz? - starałem się odwrócić jego uwagę.

- Matka nazwała mnie Wu Yi Fan. Ale w stadzie nazywałem się po prostu Kris. A ty?
- Jestem Luhan.

- Ładne imię. - rzucił z uśmiechem.

   Wsunąłem dłoń do kieszeni, ale nie znalazłem tam telefonu. Zakląłem w myślach. No jasne. Pewnie był w szkolnej torbie. Miałem ochotę uderzyć się w czoło. To było kompletny idiotyzm z mojej strony. Eh...bylem pewien, że od tej chwili zawsze będę nosił telefon przy sobie.

- Więc...Kris? Skoro opatrzyłem cię już i w ogóle....to możesz sobie już iść.

-Nie mogę, naprawdę. Nie mam gdzie wrócić. Straciłem wszystko - rodzinę, dom, życie. Chyba wiesz, co to znaczy.

   Wiedziałem aż za dobrze.

   Zadrżałem, kiedy wspomnienia do mnie wróciły. Nigdy nie miałem prawdziwego domu, ale ten, który tworzyłem sobie z babcią był niemal namacalny w świecie przemocy moich rodziców. Jednak, kiedy babcia umarła, nie straciłem tylko tego złudzenia - straciłem również całą rodzinę, jaką chciałem posiadać. Potem był tylko ból. Moja egzystencja, której nie mogłem nazwać życiem, sprowadzała się do krzyków, błagania o litość i łez. Dlatego uciekłem.

   Poczułem jego dużą i silną głowę na moim czole. Kto by pomyślał, że jego palce mogły być tak delikatne. Jednakże, pogrążony w wspomnieniach, jego dłoń stała się inną dłonią, z pozoru czułą, ale na prawdę okrutną. Otworzyłem szeroko oczy i jednym silnym ruchem odepchnąłem jego dłonie.


- NIE DOTYKAJ MNIE !!

   Spojrzał na mnie, oniemiały moim wybuchem. Skuliłem ramiona, chowając twarz w dłoniach. Odetchnąłem głęboko, starając się odzyskać swój spokój. Niestety, przychodziło mi to z ogromnym trudem. Nie pamiętałem już, kiedy ostatni raz tak wybuchłem.

   Starałem się uciec przed przeszłością, ale ona mi nie pozwalała. Wściekły, zacisnąłem dłonie w pięści. Czy ja naprawdę chciałem tak wiele? Jedynie tego, by żyć spokojnie. Żyć, dobrze się uczyć, mieć względy dostatek. Nic więcej, nic mniej. A tak oto proszę - huragan przeszedł przez moje mieszkanie, jakiś facet stoi w mojej sypialni, a na czole rośnie mi guz wielkości Kanady. Miałem ochoto głośno zakląć, ale przecież byłem przykładnym chłopcem i ugryzłem się na czas w język.

   Spojrzałem na niego, zastanawiając się, co sobie o tym wszystkim pomyślał.


- Przepraszam. - jego głos był niezwykle ciepły i skruszony. - Nie wiedziałem...obiecuje, że już nigdy więcej nie dotknę cię bez twojej zgody.

- To ja powinienem przeprosić. Ja...cóż, mam złe wspomnienia.

- Nie szkodzi, Luhan. Wiem, jak wygląda budzenie się z krzykiem z koszmaru. - powiedział zagadkowo. Przez chwilę patrzył pusto w przestrzeń, jednak szybko wrócił spojrzeniem do mnie. - Ja....ja mam pieniądze. Zapłacę za siebie. Tylko pozwól mi tu zostać. Nie znam nikogo, nie wiem, co miałbym ze sobą zrobić.

   Nie chciałem wierzyć w jego słowa, ale...wiedziałem, jak to jest żyć na ulicy. To nie było przyjemne. I jak to jest być samemu. Zamknąłem na chwilę oczy. Czy mogłem uwierzyć kompletnie obcemu mężczyźnie i pozwolić mu ze mną zamieszkać? Czy to było dobre. Jednak....wierzyłem w to, ze stracił rodzinę. Nie dałby rady zagrać takiej rozpaczy.

- Pozwolę ci zostać. - odparłem, otwierając oczy i patrząc w jego własne

- Dziękuję, Luhan. - jego uśmiech na długo pozostał w mojej pamięci.

~*~

   Następnego dnia powiedziałem mu, jak będzie wyglądać nasze nowe "wspólne życie". Od razu uświadomiłem go, że nie może u mnie zabawić zbyt długo, na co ze zrozumieniem pokiwał głową. Potem rozpisałem mu mój plan lekcji, moje zmiany w pracy oraz jego obowiązki, których nie przyjął z uśmiechem, ale bez szemrania się zgodził. Niechętnie zrobiłem mu miejsce w szafie, jednak włożył tam niewiele rzeczy. Resztę trzymał w swoim worku marynarskim, który miał ze sobą. Nie skarżyłem się - chciałem jak najmniej zmian w moim życiu.

   W następnej kolejności poszliśmy do sklepu. W końcu, Kris potrzebował podstawowych rzeczy - ubrań, kosmetyków. A ja musiałem zrobić zakupy i potrzebowałem przez kogoś nowej szczoteczki. Kiedy byliśmy w centrum handlowym, przez chwilę mogłem uwierzyć w jego historie - był wszystkim tak zszokowany, że było to wręcz śmieszne.

   W ciągu tego dnia, jego obecność niemal była mile widziana, co znowu zaszokowało mnie. Wolałem byś samotny w moim nowym życiu. Nie chciałem nikogo. To mógł być strach. Strach przed odkryciem prawdy, strach przed kolejną zawiścią. Ale było mi z tym dobrze. A teraz dobrze mi było z Krisem
   Potem, nasze dni zbyt wiele się nie różniły. Życie prawie wróciło do swojej normalności. Wstawałem wcześnie rano i idąc do kuchni zawsze zerkałem na jego spanie na kanapie. Oczywiście, było kompletnie rozwalone. W przeciwieństwie do mnie, kręcił się okropnie w łóżku. Wstawiałem wodę na herbatę i szedłem pod prysznic, słysząc, jak on powoli wstaje. Ubierałem się, kiedy on szykował dla nas obu śniadanie. Pakowałem się do szkoły, kiedy on narzekał na zbyt wczesną porę. Potem brałem rower i wychodziłem do szkoły.
   Wracałem i wchodziłem do mieszkania, czując zapach czasem nadpalonych potraw a innym razem niezwykle przyjemny aromat. Jedliśmy razem obiad, najczęściej w ciszy. Wcześniej próbował ze mną rozmawiać, jednak nauczył się, że nie jestem nazbyt gadatliwy. Potem odrabiałem lekcje i uczyłem się, kiedy on (zaganiany przeze mnie, bo często zapominał) sprzątał zrobiony przez siebie bałagan. Czasem, kiedy nie musiałem iść do pracy, wychodziłem z nim pobiegać w pobliskim lesie. Oczywiście, ani razu nie zmienił się wilka, jednak powtarzał mi często, że brakuje mu tego uczucia biegania na czterech łapach. Na koniec wracaliśmy do domu i, zmęczony padałem na łóżko, kiedy on szedł się umyć.
   Czasem było naprawdę przyjemnie. Robił dla mnie kolację, kiedy wracałem późno z pracy. Pomagał mi w lekcjach, kiedy miałem z czymś prawdziwy problem. Potrafił być kompletnie cicho, kiedy musiałem spędzić nawet kilka godzin na nauce. To było z jego strony czasem naprawdę miłe. Miłe i rzadkie. Niestety, Kris nie należał do specjalnie wyuczonych, a moja rozszerzona biologia i dodatkowe zajęcia z japońskiego go przerażały. Ale, kiedy nie radziłem sobie z historią czy nauką angielskiego, zawsze służył radą.
   Bywało jednak tak, że żałowałem, że mieszka ze mną. Działo się to najczęściej w nocy. Oddech drugiej osoby przeszkadzał mi. Nie mogłem zasnąć, a kiedy się budziłem, przez pierwszych kilka chwil balem się, że za chwilę do pokoju wejdzie ojciec i znów zacznie na mnie krzyczeć. Balem się, że moje piekło wróciło i za sekundę, poczuje ból i obrzydliwy głos tego ohydnego mężczyzny.
   Była jeszcze jedna rzecz, która sprawiała, że żałowałem, swojej decyzji. Z dnia na dzień powracał do mnie powód, przez który miałem w dawnym życiu tak źle. Powracało to, czemu ojciec mnie katował i tak bardzo nienawidził. Bo ja go chciałem. Z dnia na dzień coraz bardziej. Kiedy widziałem go rano bez koszulki, albo kiedy wychodził świeżo spod prysznica ubrany zaledwie w ręcznik owinięty wokół bioder moim całym ciałem wstrząsnął dreszcz. Chciałem go dotknąć, chciałem, by on dotykał mnie. Pragnąłem, by te jego silne ramiona zamknęły moje kruche ciało w swoim uścisku. Chciałem, by po prostu był obok. Ale, jednocześnie....chciałem, by znikł z mojego życia za każdym razem, kiedy zastanawiałem się, jakby smakowały jego usta. Chciałem, by wypełnił mnie całego. Ta obrzydliwa część mnie usilnie chciała wrócić do życia. Musiałem się od tego uwolnić. Wytrzymałem tego trzy miesiące i wiedziałem, że ani dnia dłużej nie wytrzymam. Zwłaszcza, że niedługo miały się zacząć wakacje.


~*~

   Wróciłem do domu później niż zazwyczaj. Musiałem przemyśleć każde słowo, które zamierzałem powiedzieć Krisowi. Nie chciałem, by poczuł się wyrzucony z domu. Zestresowany, szybko zdjąłem buty i odwiesiłem torbę na haczyk. Zauważyłem, że mieszkanie było dziwnie ciche, jednak zamiast się przejmować, po prostu wszedłem głębiej, wiedziałem, że chłopak potrafił poruszać się kompletnie bezszelestnie, kiedy tego chciał. 

   Z westchnienie ma wszedłem wgłąb mieszkania i stwierdziłem, że Kris musi siedzieć w łazience. Postanowiłem wykorzystać ten czas na przebranie się. Czułem, że nie dam rady po prostu siedzieć. Za bardzo się denerwowałem na to. Dlatego, przeglądając szafkę, wziąłem pierwsze, lepsze ubrania. Szybko zrzuciłem z siebie noszone ubrania i zacząłem naciągać na siebie dresowe spodnie.


- Ładny tyłek. - rozległo się niezwykle blisko moich pleców.

   Wystraszony, chciałem się błyskawicznie odwrócić, ale poskutkowało to tylko tym, że zaplątałem się w nogawkach i z głośnym "łup" upadłem na łóżko. Usłyszałem tylko jego śmiech. Spojrzałem na Krisa z oskarżeniem i jednoczesnym strachem. Przeżyłem już kiedyś taką sytuację.

- Nigdy więcej tak do mnie nie mów... - powiedziałem cicho.

   Szalały we mnie sprzeczne emocje - jednocześnie chciałem, by w tej chwili wyszedł z mojej sypialni i przygniótł mnie ciężarem swojego ciała. Pragnąłem go i bałem się. Czułem, jak ten  drugi "ja" bierze górę nad moim ciałem.

   Mężczyzna od razu spoważniał i spojrzał na mnie. Usiadł obok mnie na łóżku i spojrzał na mnie przepraszająco.


- Wybacz....ja nie chciałem, żebyś cię bał.

- Nie szkodzi... - "a właśnie, że szkodzi. Odejdź stąd. " - ...nic się nie stało.

   Chłopak uśmiechnął się do mnie w zniewalający sposób. I to przelało czarę, jaką potrafiłem znieść.    Straciłem kontrolę.

   Jednym, błyskawicznym ruchem znalazłem się obok niego i wpiłem w jego usta. Z początku, zaskoczony, w ogóle nie odpowiadał. Jednak potem oddał mi pocałunek z równą pasją. Z moich ust uleciał cichy jęk. Przysunąłem się bliżej, siadając mu na kolanach. Jego ręce w jednej sekundzie rozebrały mnie z koszulki i idealnie wpasowały się w zagłębienia talii. Jego język pieścił moje podniebienie, moje palce wplotłem w jego wilgotne włosy. Kiedy zaczął całować moją szyję, z ust uciekło mi kilka jęków. Niemal zapomniałem, co to znaczy być dopieszczanym.

   Zacisnąłem palce na jego ramionach, przysuwając się jeszcze bliżej niego. Nie przeszkadzało mi to, że jego ciało jest mokre, a moje zniszczone. Potrzeba owładnęła cały mój umysł. Pragnąłem go tak bardzo, że każdy dotyk rozgrzewał do białości moją skórę.
   Pchnąłem go na poduszki, by chwile potem pieścić językiem jego szyję. Czułem jego dłonie na starych bliznach - na każdym zadrapaniu, które zostawił mi ojciec. Jego duże, silne dłonie były zaskakująco delikatne. Wręcz rozpływałem się pod ich wpływem. Schodząc ustami coraz niżej, czułem, jak mięśnie pode mną drżą. To było cudowne uczucie.
   Zaczepiłam językiem o brzeg jego bielizny, uśmiechając się. Jednak, kiedy chciałem ją ściągnąć, on odepchnął mnie. Upadłem na łóżko a moje serce pękło. Po trzech latach samotności w końcu chciałem na nowo kogoś do siebie dopuścić....poczułem, że nic nie jestem wart. Ani przyjaźni, ani miłości. Do mojej głowy wkradły się setki myśli, o których pragnąłem zapomnieć od czasu ucieczki. I w tej chwili poczułem, że nie wytrzymam wieku dy dłużej z nim w jednym pokoju. Gwałtownie się podniosłem.


- Nienawidzę cię! Nienawidzę! Wynoś się z mojego domu! Mam dość! Wywróciłeś całe moje życie do góry nogami! Masz w tej chwili wynieść się z moi jego domu i mojego spokojnego życia!

   W milczeniu patrzyliśmy sobie w oczy. W jego, jak zawsze, niczego nie mogłem odczytać. Czasem miałem wrażenie, że to po prostu niemożliwe by czytać w tych oczach. Były zbyt czarne, zbyt głębokie. Ale w niczym nie przypominały tamtych wilczych.

   Kris wstał i w milczeniu się ubrał. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak w końcu po prostu zaciągnął usta w wąską kreskę. Każde jego spojrzenie odczuwałem jak policzek. Ale najgorszy był wstyd, jako czułem. Moje ciało nie było idealne, a on mnie odrzucił. Miałem prawo czuć się jak najgorsza szmata.


- Wybacz. Nie chciałem rujnować twojego życia. Byłeś po prostu jedyną żyjącą istotą, do której mogłem uciec.

   Uśmiechnął się krzywo, sięgając po kurtkę.

- Obiecuje, że już więcej mnie nie zobaczyć, chyba, że będziesz chciał.

   Odsunął się ode mnie, wziął worek marynarski ze swoimi rzeczami i stanął przy drzwiach. Nagle poczułem w gardle niemożliwą do przełknięcia gulę. Oparłem się o krzesło i mocno zacisnąłem palce.

- Żegnaj, Luhan...

   Wyszedł, zamykając cicho drzwi. 

   Od razu pobiegłem do okna i wyszedłem na balkon. Zauważyłem go po chwili na skraju lasu. Zdjął kurtkę, którą upchnął do worka. Tym samym śladem podążyła jego koszulka. Przez chwilę po prostu stał. A potem złożył się w pół, wszystkie jego mięśnie się napięły. Nawet stąd usłyszałem chrupnięcie, jakie wydają łamiące się kości. Z obrzydzenia na chwilę zamknąłem oczy, starając się opanować. Gdy je otworzyłem, zamiast mężczyzny na skraju stał wielki wilk. I wpatrywał się we mnie tymi ognistymi oczami. Zadrżałem. A więc wszystko to było prawdą.

   Chciałem krzyknąć, chciałem go zatrzymać, ale on porwał tylko w zęby worek i zgodnie z moim życzeniem, zniknął z mojego życia. Poczułem nagle, jaki jestem samotny. Po cichu wszedłem z powrotem do mieszkania. Nagle wydało mi się nie możliwie puste i ciche. Przeszedłem korytarzem do sypialni i zwinąłem się w kulkę na łóżku. Poczułem, że straciłem coś ważnego.


A za oknem zaczął padać śnieg.


 ROZDZIAŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2