24 lis 2014

Pierwszy śnieg IV


   Na zmianę budziłem się i spałem, wstrząsany dreszczami i trawiony gorączką. Nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje - jedynym elementem prawdziwego świata były czyjeś czułe dłonie, które chłodziły rozgrzane ciało i podawały leki. Nie wiedziałem, gdzie byłem, ale ktoś ciągle troskliwie się mną zajmował. Czułem, że ktoś spędza przy moim łóżku mnóstwo czasu. Kiedy odzyskiwałem świadomość, widziałem zarys ciemnej sylwetki na tle czerwieni. Innym razem widziałem promienie słońca wpadające przez przeszkloną ścianę. Kiedy tylko znów zapadałem w sen pełen choroby, widziałem zakrwawiony uśmiech i spojrzenie mojego wilka. Widziałem potwory z dzieciństwa, przetykające się z koszmarem życia na ulicy. Wracały do mnie złe i dobre chwile, przeplatane ostatnimi wspomnieniami. Powracały do mnie oczy wilka oprawione w ogień, powracała do mnie Co on ze mną wyprawiał....czułem się jak zamknięty w pokoju bez klamek, z którego wysysają tlen. Nie mogę uciec...ale czy tak naprawdę chcę? Nie. Chciałem, by pozbawiał mnie tchu i dróg ucieczki. Chciałem być już na zawsze w jego sidłach. bólu, jaki przeszedłem. Wszystko to do mnie wracało, coraz bardziej i coraz szybciej Z każdą kolejną sekundą czułem, że moje życie powraca, że moja "ja" znowu jest w całości. Pewnego dnia nawet poczułem, jak wszystko ustępuje. Przyjąłem to z tak wielką ulgą, że niemal momentalnie moje ciało zatopiło się z przyjemnością w puchatą pościel. Dźwięki zaczęły wreszcie do mnie wracać, tak samo jak normalne czucie. Poczułem się zwycięzcą - wygrałem tą okropną walkę.

~*~

   Pierwszy poranek mojego nowego życia był koszmarem.
   Poderwałem się gwałtownie na łóżku, jednocześnie jęcząc z bólu. Przyłożyłem obie dłonie do skroni, czując przeszywający ból. Wspomnienia, jak w kalejdoskopie, zalały moją głowę. Jak przez sen widziałem sceny - widziałem ziejące dziury w moim ciele i krew na ubraniach. Słyszałem swój krzyk, kiedy ktoś bez zająknięcia zszywał resztki mojego ciała do kupy. Czułem czyjeś dłonie, które cierpliwie zmieniały opatrunki i dbały o mnie. Wszystko powracało do mnie w przeraźliwej szybkości i natłoku, rozbudzając umysł.
   Każda, nawet najdrobniejsza część mojego ciała zaczęła niemiłosiernie boleć, jakby pamiętała ogień poprzednich dni. Uważnie obejrzałem swoją osobę, nie dowierzając. Jak to możliwe, że żyje? Dobrze pamiętałem umieranie. Pamiętałem ból towarzyszący niszczeniu mięśni i przegryzaniu tętnic przez tamtego potwora. Aż zbyt dobrze pamiętałem to przerażenie towarzyszące braku możliwości wzięcia oddechu. Przesunąłem ręką po śmiertelnej ranie, którą zadał mi tamten wilk. Na szyi miałem gruby opatrunek, tak samo jak na ramionach, piersi i nadgarstkach. Wolne fragmenty skóry pokrywały sino-fioletowe siniaki. Wyglądałem jak ofiara wypadku. Śmiertelnego wypadku. Jak to więc możliwe, że jestem tu teraz i oddycham?! Przecież nic z tego nie miało sensu!!

- Luhan... - czyjeś westchnienie znowu sprowadziło moją jaźń na ziemię.

   W jednej chwili znalazłem się za łóżkiem, wydając ciche warknięcie. Jedyne, co zostało w  mojej głowie to "zagryźć i uciec". Dopiero po kilku sekundach doszło do mnie, co się dzieje i kto to powiedział. W ciężkim szoku wpatrywałem się w ostrożne ruchy Krisa, nie wierząc, ze naprawdę chciałem to zrobić.

- Luhan...mogę podejść? Nic ci nie zrobię....pamiętasz mnie? Mieszkaliśmy kiedyś razem... - ostrożnym ruchem położył tackę na komodzie, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- T-tak... - mruknąłem, niepewnie wracając na łóżko.

   Kris podał mi tackę, jednak moje spojrzenie przykuł opatrunek na jego przedramieniu. W milczącym zainteresowaniu przyglądałem mu się, gdy siadał obok mnie.

- C-co ci się stało..? - mój głos brzmiał jakoś nienaturalnie.

- To nie jest teraz najważniejsze. Lepiej zjedz śniadanie. Czeka nas poważna rozmowa.

   Słysząc hasło śniadanie w jednej chwili wlepiłem spojrzenie w talerz, czując ogromny głód. W rekordowo szybkim tempie pochłonąłem cały stos tostów, czując, jak moje wymęczone ciało domaga się jedzenia. W końcu, byłem gotowy się założyć, ze leżałem tu co najmniej kilka dni.
   Po zaspokojeniu pierwszego głodu odstawiłem tacę i spojrzałem z uwagą na mężczyznę, który teraz wpatrywał się w jakiś martwy punkt na podłodze. Chciałem od niego wytłumaczenia. Chciałem wiedzieć, co się ze mną stało. Czemu nadal żyję? Co się stało z tamtym wilkiem? Gdzie jesteśmy? Nie miałem jednak odwagi zadać tych pytań - widziałem, ze Kris walczy ze sobą. Dlatego tylko milczałem, czekając na to, co szatyn chce mi wyłożyć.

- Pewnie masz setkę pytań...pozwól więc, że zacznę od wytłumaczenia ci tego wszystkiego....i od przeprosin.

- Przeprosin? - zdziwiłem się.

- Tak...ja...przepraszam za to, co się stało. To wszystko jest moją winą. To, co się stało...co czułeś...co przeszedłeś... - spojrzał na mnie, lecz szybko odwrócił wzrok. - ...i to, co będziesz musiał jeszcze przejść...wszystko to jest moją winą.

   Mężczyzna przysunął się bliżej i delikatnie złapał mnie za rękę. Czułem, jak jego palce drżą. Zacisnąłem lekko dłoń, próbując dodać mu i jednocześnie sobie otuchy. Co takiego miało mnie jeszcze czekać? Miałem najgorsze przeczucia.

- Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałem ci, że przypadkowo nałożyłem na nas więź? I wspomniałem, ze nic ci się przez nią nie może stać? To była prawda...jednak istniał mały kruczek. Była ona kompletnie nieszkodliwa...do czasu aż w twoim organizmie nie pojawi się "coś" od mojego gatunku. Jakikolwiek płyn ustrojowy z wyłączeniem śliny. Kiedy ten...parszywy gnojek przegryzł twoje gardło...zmieszał wasze płyny, tym samym uaktywniając moc więzi.

- Jaką...moc? - spytałem, kiedy cisza niebezpiecznie się przedłużała.

- Moc zmiany...w osobę taką jak ja. On...zmienił twój gatunek, Luhan...

   Spojrzałem na niego, jak na szaleńce, odsuwając się. Nie....to było śmieszne. Niemożliwe! Przecież ja...ja nie mogłem stać się...wilkiem. Przecież ja urodziłem się człowiekiem. Urodziłem się nim i miałem nim umrzeć, a tymczasem...tymczasem miałem się stać potworem!! Ciągle zaprzeczałem, powtarzając "to niemożliwe". Takie rzeczy działy się tylko na filmach, to nie mogło być prawdziwe życie. W moim świecie ludzie z dnia na dzień nie zmieniają się w istoty nadprzyrodzone!

- Ty....ty kłamiesz...! - krzyknąłem, przyklejając się plecami do bezgłowia łóżka. - T-to niemożliwe! Ja nie mogę być taki jak ty!! Urodziłem się człowiekiem! Ja....ja....

   Kiedy rozpłakałem się, Kris niepewnie podszedł do mnie. Kiedy nie zareagowałem, położył się obok mnie i pozwolił mi wypłakiwać się na jego piersi do późnej nocy. Przez cały ten czas, kiedy go obrażałem, nazywałem kłamcą i potworem, bez słowa sprzeciwu się zgadzał, głaszcząc mnie uspokajająco po plecach. I ciągle powtarzał ciche przepraszam, aż w końcu, w środku nocy, zasnąłem z wyczerpania.

~*~

    Następny dzień nie był lepszy.
   Obudziłem się z potwornym bólem głowy i jeszcze większym poczuciem winy. Wiedziałem, że nie powinienem mówić tych wszystkich rzeczy Krisowi. Nie powinienem nazywać go potworem. W końcu, uratował mnie zapewne przed gorszym losem niż ten, który został mi dany. Byłem pewien, ze moi mordercy wcale nie byliby dla mnie łaskawi. Wiedziałem, że tylko on mi teraz pozostał - tylko on będzie potrafił pokazać mi, jak żyć z ta nową częścią mnie.Niepewnie wyszedłem z łóżka, marząc jedynie o kąpieli i o czymś do jedzenia. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie znalazłem swojego wybawcy. Za to poczułem piękny aromat smażonego boczku i jajek. Kierowany swoim nosem wyszedłem na korytarz i, po zejściu po schodach, trafiłem do wielkiego salonu połączonego z równie dużą kuchnia. Kris, z mokrymi włosami, ubrany zaledwie w spodnie od dresu stał przy blacie i coś kroił. Po cichutku podszedłem bliżej, w jakiś sposób bojąc się reakcji mężczyzny. Jednak nie zdążyłem zrobić kilku kroków, jak zostałem przyłapany.

- O, obudziłeś się....  - zaprosił mnie do stołu i postawił przede mną talerz. - Jak się czujesz?

- J-ja...chciałem za to...co się wczoraj stało...- zacząłem się jąkać.

- Nie dziwię się, że tak zareagowałeś. To...nie była zbyt miła informacja.- westchnął, siadając na przeciwko.

- C-...czy ja teraz będę taki...jak ty? - spytałem, przełykając ciężko ślinę. - Będę...wilkiem..?

- Wiem, ze to dla ciebie ciężkie, ale...ale to prawda. Ja wiem, że to nie jest łatwe. Wiem, że całe twoje życie się wywróciło do góry nogami, że wszystko się zmieniło. Przepraszam ciebie za to wszystko...obiecuję, ze zrobię wszystko, bylebyś nie odczuwał tej zmiany aż tak bardzo. - złapał moją rękę, która leżała na blacie. - Ja...ja obiecuje, że wszystko będzie dobrze. Że już nic złego cię nie spotka

   Spuściłem wzrok, czując się niezbyt komfortowo. Zabrałem rękę z blatu i szybko zacząłem jeść śniadanie, starając się zająć swoje myśli czymkolwiek innym, niż tą sprawą. Nie chciałem tego do siebie przyjąć. Nie chciałem...nie chciałem tego wszystkiego. Tego całego brzemienia, tego instynktu....tego całego wilkołactwa! Chciałem być po prostu sobą. A wszystko to zostało mi po prostu odebrane.

 - Co ty masz na ręce...? - spytałem, odsuwając od siebie prawie pusty talerz.

- A...to. - Kris przejechał ręką po opatrunku. - To twoja pierwsza przemiana

- R-rozchoratałem ci ramie?! - przeraziłem się.

- Pierwsza przemiana to dziki instynkt bez kontroli. Nie mam ci tego za złe.

   Spojrzałem w jego pogodny uśmiech. On naprawdę uważał to za nic. Dla niego to była codzienność w klanie. Coś, co dla mnie było potworne dla niego było normalne. I to mnie przeraziło - czy teraz ja też taki miałem się stać? Wlepiłem spojrzenie w talerz, czując dreszcze rozchodzące się po ciele. Jak miałem żyć z tym wszystkim? Z tym, ze teraz miałem stać się potworem? Dotknąłem delikatnie srebrzącego się znaku. Kim teraz, tak naprawdę, byłem? Kiedyś byłem katowany i wykorzystywany przez ojca. Potem żyłem na ulicy, zbierając pieniądze każdą metodą. Wyszedłem na ludzi. Potem moje życie runęło. A teraz jestem....wilkiem? To nie miało sensu. Czym sobie na to zasłużyłem?
   Wyczuwałem tą ciężką atmosferę, jednak byłem głęboko pogrążony w swoich myślach. Czemu...czemu akurat ja? Na tym świecie jest 7 miliardów ludzi i to akurat mnie musiało spotkać to nieszczęście. Jakby tego było mało, osoba, którą pragnąłem i która mnie odrzuciła teraz po prostu najspokojniej w świecie jadła ze mną śniadanie. Paradoks mojego życia, z dnia na dzień coraz bardziej bolesny. Chciałem teraz jedynie uciec od wszystkich problemów. Wstałem i szybkim krokiem ruszyłem w stronę korytarza. Nie zdążyłem jednak wejść po schodach, jak Kris złapał mnie ponownie za rękę. 

 - Ja....chciałem cie przeprosić. To wszystko moja wina.

   Westchnąłem cicho. Czy naprawdę go obwiniałem? Zastanowiłem się nad tym, ale, patrząc w jego oczy, poczułem tylko...przyciąganie. Nie obwiniałem go za to, co się stało. W tej chwili nie uważałem go nawet za potwora. Teraz chciałem go delikatnie przytulić, byleby tylko nie patrzył na mnie smutnym wzrokiem.Wyciągnąłem rękę i nieśmiało pogłaskałem chłopaka po policzku. Z uwagą patrzył na to, co robię, nie odrywając spojrzenia od moich oczu. A ja, z cichy westchnieniem i pewną dozą nieśmiałości, jedynie wychyliłem się do przodu i złączyłem nasze wargi. Przez chwilę w ogóle nie odpowiadał, jednak w końcu przyciągnął mnie ostrożnie do siebie, odpowiadając na mój pocałunek. Poczułem gorąco przebiegające przez całe moje ciało. Kris był wreszcie tak blisko, jak tego chciałem...jak tego potrzebowałem. Bo tak właśnie było - potrzebowałem zapomnienia, które mogłem odnaleźć w jego ramionach. 
   Pogłębiłem ostrożnie pocałunek, jednocześnie czując dreszcze podniecenia, rozchodzące się po plecach. Przylgnąłem do niego, domagając się więcej - chciałem więcej jego osoby, więcej jego ust i dłoni na moim ciele. Moje egoistyczne marzenie rozbrzmiało w rozkosznym westchnieniu, gdy wsunął ręce pod moją koszulkę. Tak...teraz potrzebowałem właśnie jego.
   Nawet nie zauważyłem, kiedy moja koszulka ze mnie zniknęła. Poczułem się obnażony, przez co nieco zesztywniałem. Choć widział już moje blizny i tak poczułem się skrępowany z ich powodu. No i...złe wspomnienia znowu powróciły do mnie falą. Obraz ojca stanął mi przed oczami, a jego oślizgły śmiech rozbrzmiał w moich uszach.

- W porządku? - spytał mnie z troską.

- J-ja...nie mam dobrych wspomnień...

- Wiem. Wykrzykiwałeś je czasem przez sen. - szepnął, co mnie kompletnie zaskoczyło. - Ale obiecuje....już nigdy cię nie skrzywdzę. Nikt cię nie skrzywdzi.

   Spojrzałem mu w oczy i delikatnie kiwnąłem głową. W tej chwili mu uwierzyłem. Pozwoliłem mu więc dotykać moje ciało. Im dłużej to robił, tym bardziej się rozluźniałem i chciałem więcej. Jego dotyk mnie uzależnił, a dziwna czułość mojego nowego ciała zdecydowanie potęgowała doznania.
   Ponownie złączyliśmy nasze usta, zachłannie przylegając do siebie. Coś zwierzęcego ruszyło się wewnątrz mnie, coś kazało mi wczepić w niego pazury i już nie puszczać. Zachłannie go pragnąłem w tej chwili. Ponad wszystko chciałem rozkoszy, którą on mógłby mi zapewnić.
   Wplotłem palce w jego włosy, kiedy całował moją szyję. Wolno przesuwaliśmy się w stronę kanapy, nie mogąc przerwać. Co chwile nasze usta odnajdywały się w rozpalającym wnętrze pocałunku. Dłonie Krisa śledziły każdy fragment mojej skóry, pozostawiając na niej gęsią skórkę. Jego dotyk elektryzował mnie, sprawiał, że chciałem z każdym muśnięciem coraz więcej. Ten zwierzęcy instynkt, jego magnetyzm, był silniejszy niż mój zdrowy rozsądek. Nie minęła chwila, gdy oddałem mu kontrolę.
   Upadliśmy na sofę. Jęknąłem cicho, czując język przesuwający się po mojej klatce piersiowej. Jego dłonie błądziły po moich żebrach, przyprawiając mnie o cudowne dreszcze. Im dłużej się mną bawił, tym więcej chciałem. Chciałem czuć go bardziej, coraz mocniej, w większej ilości, tak zachłannie, jak jeszcze nigdy w życiu. Kiedy zataczał kółka językiem wokół moich sutków, ledwo wytrzymywałem nadchodzące fale przyjemności. Jęczałem coraz głośniej, ściskając palcami jego ramiona. Tak bardzo chciałem w tej chwili go poczuć...
   Ponownie wpiłem się w jego usta, przyciągając go bliżej do siebie. Nasze ciała się stykały, niemal czułem gorąco jego skóry. Bez problemu także wyczułem jego podniecenie...z rumieńcem na twarzy wsunąłem palce za szlufki jego spodni, jednocześnie ściągając je niżej. Kris spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jednocześnie rozwiązując supełek przy moich dresach. Przygryzłem wargę, kiedy powoli ściągał ze mnie spodnie, muskając palcami rozgrzana skórę. Błagałem, by zrobił to szybciej, tak zaborczo go pragnąłem...
   Obrzucił moje nagie ciało zachłanny spojrzeniem, które podniosło mojej ciśnienie krwi, ale tez strach przed odrzuceniem. Nagle bardzo wyraźnie  czułem wszystkie blizny i szramy, zwłaszcza te w dolnych partiach ciała, które zostawił mi ojciec. Każda jak jedna paliła mnie żywym ogniem. To było okropne...wiedziałem, że wszystkie lata terroru są wyrysowane na moim ciele. Że każde zło, które zostało mi wyrządzone, ma odzwierciedlenie na mojej skórze. Dlatego...kiedy Kris zaczął muskać palcami po jej powierzchni...miałem ochotę się schować, ukryć przed jego spojrzeniem. Wstyd mi było za to, co mu pokazywałem. On, w przeciwieństwie do mnie miał takie cudowne ciało..

- Jesteś taki piękny.. - wyszeptał, składając na moim poranionym obojczyku kilka pocałunków.

- N-nie prawda...nie jestem nawet ładny... - zająknąłem się, czując palce ślizgające się po moim brzuchu.

- Kłamca.- wymruczał z ustami na mojej piersi.

   Oglądając go z takiej perspektywy, poczułem rosnące podniecenie. Tak bardzo chciałem go w tej chwili poczuć...chciałbym,by rozrywał teraz moje wnętrze, by wyrywał ze mnie głośne jęki...tak bardzo go pragnąłem. Najdrobniejszy jego dotyk sprawiał mi  tyle przyjemności..miałem wrażenie, że odczuwam wszystko na zupełnie nowym poziomie.
   Między nami zaczęło wyrastać coś dzikiego, niepohamowanego. Oboje stawaliśmy się coraz bardziej zachłanni, potrzebowaliśmy siebie coraz mocniej. Wręcz nie mogłem uwierzyć w to, co się między nami działo. To był..czysty, zwierzęcy instynkt. Granica między naszymi ciałami zacierała się coraz bardziej, im bliżej siebie byliśmy. Ale...było mi tak dobrze! Kris idealnie odczuwał moje nastroje - wiedział, kiedy chciałem więcej, a kiedy powinien już przejść dalej. Wyczuwał mój nastrój z dokładnością co do dreszczu. I choć dla niektórych mogłoby być to przerażające, mnie jeszcze bardziej do niego przyciągało.
   Z pewną dozą nieśmiałości oplotłem go nogami w pasie, jednocześnie przylegając bliżej jego cudownie gorącego ciała. Splotłem palce na jego karku, delikatnie całując jego szyję. Jego palce ślizgały się po całym moim ciele - błądziły po udach, brzuchu, plecach...miałem wrażenie, że były wszędzie tam, gdzie powinienem je czuć. Nasz wzajemny magnetyzm nie zawodził, pozwalał nam obu rozkoszować się chwilą, która prowadziła tylko do jednego.
   Jego palce po krótkiej wędrówce odnalazły moje wejście. Czując napieranie, oderwałem się od jego ust i wydałem z siebie cichy jęk. Jednak, kiedy Kris próbował się wycofać, zacząłem bardziej napierać. Chciałem, by był jak najbliżej mnie w jak najkrótszym czasie. Dlatego, mimo bólu, pozwalałem mu rozciągać moje gorące wnętrze. Im dłużej to trwało, tym mniej dyskomfortu odczuwałem, co delikatnie zasygnalizowałem kochankowi. Szatyn wyciągnął ze mnie palce, jednocześnie obracając mnie plecami do siebie. Oparłem się o jego klatkę piersiową, zakładając ręce na jego szyję. Poczułem, jak szybkim ruchem wszedł we mnie. Krzyknąłem, jednocześnie gubiąc oddech. W moich oczach pojawiły się łzy, jednak milczałem, starając się nie zdradzić. Zacisnąłem palce na jego ramionach, starając się przyzwyczaić. Nie było to łatwe....moje ciało zapomniało już, co oznacza bycie z mężczyzną.
   Jednak...nie chciałem już czekać. Delikatnie poruszyłem biodrami, pozwalając mu wejść głębiej. Kris nie marnował czasu i zaczął się leniwie poruszać. Drżałem, czując jego ruchy, które swoją powolnością doprowadzały mnie do szały i powalały mi zapomnieć o bólu.
   Z każdym kolejnym pchnięciem jęczałem coraz głośniej, drżąc w posadach. Co on ze mną wyprawiał....czułem się jak zamknięty w pokoju bez klamek, z którego wysysają tlen. Nie mogę uciec...ale czy tak naprawdę chcę? Nie. Chciałem, by pozbawiał mnie tchu i dróg ucieczki. Chciałem być już na zawsze w jego sidłach.
   Narzucał coraz szybsze tempo, wchodząc coraz głębiej. Zdzierałem gardło, próbując zgrać nasze ruchy. Bawił się mną, bawił się moim ciałem, a ja pragnąłem być jego jego zabawką. Jego dłonie, wcześniej na moich biodrach, zaczęły śmiertelną dla mnie wędrówkę. Ponownie zaczepiał moje sutki, które ledwie wytrzymały wcześniejszą torturę. Podwójne doznania wprawiały mój głos w wibracje. Gubiłem się we własnym ciele, zapominając nawet jak mam na imię. Tyle cudownych uczuć naraz....wyginałem plecy, dociskając się mocniej i prosząc o więcej. Czułem się jak narkoman, który ma narkotyk, ale nie potrafi go sobie podać. Zachłannie pragnąłem spełnienia, nie mogąc zrobić nic ponad, by je osiągnąć.
   Jego ręce spłynęły z mojej wymęczonej piersi na uda. Jęknąłem skrzekliwie, wiedząc, czego się spodziewać. Tak jak oczekiwałem, objął palcami mojego członka. Krzyknąłem, jednocześnie czując, jak głęboko we mnie jest Kris. Ledwo dałem radę przełknąć ślinę. Zbyt dużo bodźców do mnie dochodziło, doprowadzając do szaleństwa, tak samo jak jego idealnie zagrane ruchy. Starałem się nie tracić rytmu, jednak to graniczyło z cudem. Szatyn wiedział co robi i robił to nad wyraz dobrze.
   Byłem w takim stanie, że nawet nie zauważyłem, kiedy osiągnąłem spełnienie. Dopiero ta wszechogarniająca ulga mnie uświadomiła. Jęknąłem przeciągle, czując ciepło rozlewające się w moim wnętrzu. Ah, to było takie cudowne...oparłem się, zmęczony, o jego pierś, przymykając delikatnie oczy. Poczułem jego palce na moim policzku. Uśmiechnąłem się delikatnie, mocniej obejmując go za szyję.
   Ten dzień był dla nas długim początkiem czegoś nowego.

~*~

   Dni mijały, a ja starałem się przyzwyczaić do nowej perspektywy życia. Przede wszystkim musiałem się przyzwyczaić do okropnej rany na szyi, która miała problemy z gojeniem. Kris powiedział, że to ze względu na pogryzienie tego samego gatunku tak się babrze. Musiałem zmieniać opatrunki kilka razy dziennie, co nie było przyjemnym zabiegiem.
   Inną dziwną rzeczą stał się mój apetyt. Potrafiłem nawet przez kilka dni nic nie jeść. Jednak teraz kilka godzin bez czegoś do zjedzenia wydawały się koszmarem. Szatyn wytłumaczył mi, że to wina traumy kilku ostatnich dni i przemiany. W następnych tygodniach miało, ponoć, wrócić do czasu sprzed przemiany. Ale nie tylko to się we mnie zmieniło. Moje ciało stało się bardziej elastycznie, mój słuch i wzrok wyostrzył się. Nie odczuwałem zmęczenia, stałem się silniejszy, szybciej się poruszałem i robiłem to z wielką gracją. Kris nazywał to wszystko instynktem. Nie chciałem przyznać mu racji, ale wiedziałem - teraz to ja byłem drapieżnikiem. Teraz to ja polowałem i wszystko we mnie miało się do tego dostosować, zaczynając od usposobienia, a kończąc na wyglądzie. I czy tego chciałem, czy nie, musiałem przyjąć to do wiadomości. Kiedy w końcu się z tym pogodziłem, zacząłem się uczyć. Młodszy posiadał w swoim domu rodzinną biblioteczkę. Zacząłem więc czytać kroniki, zaczynając od najstarszych. Starałem się w jakiś sposób przybliżyć sobie to, czym teraz jestem. Chciałem poznać część swojego nowego dziedzictwa. Z czasem rozumiałem i umiałem coraz więcej. Uczyłem się odpowiednio poruszać i skradać. Poznawałem techniki kamuflażu i ataku. Wszystko to miało służyć jednemu celowi, który nieubłaganie był coraz bliżej - mojej przemiany. Nie chciałem tego, jednak wiedziałem, że to konieczne. Byłem świadomy, że w każdym momencie łowcy mogą nas odnaleźć. Nie chciałem dopuścić do tego, by mój kochanek poświęcał się za mnie, bo nie chciałem stać się tym, czym już byłem. Dlatego nadal ćwiczyłem, choć miałem dość i czytałem mimo zmęczenia. By w końcu dojść do dnia, w którym to ja będę mógł obronić Krisa, tak jak on zawsze bronił mnie.

2 komentarze:

  1. Przeczytałam wszystkie dostępne rozdziały tego opowiadania, i strasznie mi się podoba^^ Szukałam czegoś co nawiązywało by do drama version, no i proszę :3 Czekam na następne rozdziały c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Dosłownie po tym jak poprosiłas o udostępnienie twojego bloga na stronce, zaczęłam go czytać. Pierwszym opowiadaniem było właśnie to. Strasznie mi się spodobało ^-^ Lubie opowiadania w tym stylu, a twój charakter pisania wręcz wzbogaca całą tą historię ^-^ trochę smutam bo dawno nie dodalas nowej części tego opowiadania ale mam nadzieje ze do niego wrócisz ^-^ życzę powodzenia i dużo weny a teraz idę czytać i promować tą stronkę na fp :* <3
    PS. wstawiaj jak najszybciej się da bo umrę z niewiedzy >~<

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2