6 lut 2015

Zwiazek dla trzech V

POPRZEDNI ROZDZIAŁ

- Hej, Bummie... jak myślisz? Jak nasze życie będzie wyglądało za dziesięć lat?

- A bo ja wiem? - Przeciągnąłem się na łóżku, patrząc w jego uśmiechniętą twarz. Okno w naszym akademiku było odsłonięte i bez problemu mogłem dostrzec, jak jego oczy niesamowicie błyszczą. - Jesteśmy dopiero na pierwszym roku! To nie pora na takie pytania!

- Ah, jak zawsze nie chcesz myśleć o przyszłości, kiedy należałoby! - Zabawnie przewrócił oczami.

- A ty wiesz, jak nasze życie będzie wyglądało za dziesięć lat?

- Nie mam zielonego pojęcia....ale jednego jestem pewien. - Jonghyun spojrzał na mnie, a w jego czekoladowych oczach odbiło się szczere uczucie. - Nigdy nie przestanę cię kochać.


   Otworzyłem oczy, czując spływające po policzkach łzy. Przekręciłem się na łóżku, zerkając na podświetlany zegarek na nocnej szafce. Westchnąłem ciężko, widząc cyfry układające się w wpół do piątej nad ranem. Znowu się zaczynało. Nie mogłem spać. Ale czemu się było dziwić? Minęły już dwa lata. Dwa lata od tamtej nocy. Nie oczekiwałem, że Jonghyun po tym rozstaniu wróci po miesiącu czy dwóch. Nie liczyłem, że w krótkim czasie ułoży to wszystko sobie w głowie. Ale....za miesiąc zacznie się kolejny rok. Kolejny rok życia w niewiedzy. Jonghyun nie pisał do nikogo, po za swoją rodziną. Nie odpisywał na wiadomości i nie oddzwaniał, niezależnie, czy to był Minho, Taemin, Jinki, czy ktokolwiek z naszej paczki. Ignorował nas, a znowu od jego rodziny niczego nie mogłem się dowiedzieć. Tak więc trwałem w informacyjnym patosie, żyjąc w strachu z dnia na dzień.    Nie wiedziałem niczego. Czy ma się dobrze? Czy nie choruje? Czy właściwie się odżywia? Czy dba o siebie? Czy jest szczęśliwy? Czy kiedykolwiek mi wybaczy? Czy kiedykolwiek wróci? A jeśli nie....czy jest ktoś, kto się nim zajmie? Ktoś, kto pocieszy go, gdy zacznie płakać? Ktoś, kto będzie kładł mu okłady na czoło i gotował ulubione zupy, gdy będzie chory? Czy będzie jeszcze ktoś, dzięki na jego twarzy pojawi się ten rozkoszny, szczęśliwy uśmiech, który zawsze posyłał na mój widok? Chciałem to wiedzieć i jednocześnie nie chciałem. Chciałem go zobaczyć i wymazać z pamięci w tej samej chwili. Jednak...nie potrafiłem. Zachłannie i egoistycznie go kochałem, licząc jak ostatni idiota na to, że do mnie wróci. Ale nie wracał. A ja liczyłem lata i miesiące. Liczyłem tygodnie, dni, godziny, minuty i sekundy. I myślałem. Myślałem o każdej tej chwili, której już nie odzyskamy z winy mojej głupoty. I zastanawiałem się. Zastanawiałem się nad wszystkimi tymi pytaniami, które mi zadawał, a ja nie odpowiadałem. W końcu, było ich tyle w ciągu naszego związku.

Jak nasze życie będzie wyglądać za dziesięć lat?
   Chciałbym być z tobą i sprawiać, że każdego dnia będziesz miał coraz więcej powodów do kochania mnie. Coraz więcej powodów do nie żałowania tego, że mi wybaczyłeś i dalej kolejną szansę. Już nigdy bym nie udawał i nie kłamał. Już nigdy nie pozwoliłbym ci płakać z mojego powodu i się smucić. Każdego dnia powtarzałbym ci, jak bardzo cię kocham. I już nigdy nie byłbyś dla mnie - od tego dnia zawsze ja byłbym dla ciebie.
Gdyby się dało, wyszedłbyś za mnie?
   Bez wahania, o każdej porze dnia i nocy. Nawet jeśli byłby to fałszywy ślub gdzieś na drugim końcu świata....bez mrugnięcia okiem powiedziałbym ci "tak". Nie ważne, jakie byłyby tego konsekwencje. Poszedłbym za tobą na koniec świata, ani trochę się nie zastanawiając.
A gdybym kiedyś miał wypadek i
byłbym podłączony do maszyny przez wiele lat...odłączyłbyś mnie?
   Zawsze miałeś durne pytania....oczywiście, że nie. Do póki byłby cień szansy, że uda ci się do mnie wrócić....czekałbym. Nie wiadomo ile lat. Czekałbym nawet do śmierci. I zrobiłbym wszystko, byś wrócił. Nawet, jeśli zależałoby od tego moje życie. Już nigdy nie byłbym egoistą. Chwytałbym się każdej możliwej brzytwy, bylebyś choć jeszcze raz spojrzał na mnie z tą miłością w oczach.

   Starłem kolejną łzę z policzka. Poczułem pustkę w piersi. Chciałem go zobaczyć. Chciałem go przytulić, dotknąć....chciałem go prosić na kolanach o wybaczenie. Chciałem go odzyskać. Ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem odrzucić Minho i wybrać jego. Moje serce trwało w rozrywającej agonii między dwoma, jednowartościowymi uczuciami. Dwiema jednakowymi miłościami, które spędzały mi sen z powiek. A jakby na domiar złego, słowa Jonghyuna przewijały mi się pod powiekami z każdym mrugnięciem oka. 

 Jeśli kochasz dwie osoby to wybierz tą, w której zakochałeś się później. Bo gdybyś naprawdę kochał tą pierwszą, nie zakochałbyś się ponownie.


~*~


- Jesteś pewien, że mogę lecieć? Dasz sobie radę?

   Spojrzałem na Minho i wziąłem jego rękę przez stół, jednocześnie splatając z nim palce. Uśmiechnąłem się uspokajająco, kiwając potwierdzająco głową. Chociaż wiedziałem, że zostawienie mnie samego nie jest dobrym pomysłem, nie miałem prawa odbierać brunetowi takiej szansy. Wystarczy, że zwaliłem mu się na głowę z moim życiem.
   Minho uratował mnie w najtrudniejszym okresie. Po trzech miesiącach odciąłem się od wszystkich. Wtedy to właśnie brunet mnie znalazł, wycieńczonego i na skraju załamania nerwowego w moim mieszkaniu. Zabrał mnie do szpitala i ani razu nie zostawił samego, czekając, aż mój stan się poprawi. To on pilnował, bym brał odpowiednio leki, nie przemęczał się i odpoczywał. Przeprowadził mnie do siebie i o mnie dbał. Był taki kochany....dlatego ja nie mogłem być egoistą. To by było podłe z mojej strony, gdybym teraz, od tak, z własnego widzimisię odebrał mu taką szansę.

- Minho. - rzuciłem cicho, skupiając jego uwagę. - To dla ciebie ogromna szansa. Nie codziennie można zostać fotografem National Geographic. Twoje zdjęcia zostały dostrzeżone pośród setek fotografii na tym konkursie. Musisz jechać na finał i chociaż spróbować. Z resztą, już masz zabukowany bilet i jesteś już spakowany. Naprawdę chcesz się wycofać?

- Po prostu....martwię się o ciebie. Jeszcze nie dawno....

- To było półtorej roku temu. - Ścisnąłem jego rękę. - I już więcej to się nie powtórzy. Więc możesz spokojnie jechać. Z resztą, to tylko miesiąc. A teraz jedź już, bo się spóźnisz na samolot.

   Spojrzał na mnie, jeszcze niezdecydowany. Posłałem mu ciepły uśmiech, zaciskając niezauważalnie palce na kubku z zieloną herbatą, który niemal nieustannie mi towarzyszył. Musiałem być silny. Przecież to był tylko miesiąc, nawet nie cały. Przed świętami miał wrócić. Dam sobie radę. Musiałem dać i musiałem w siebie wierzyć. Nie mogłem być egoistą. Brunetowi należał się ten wyjazd i nie miałem prawa mu go odebrać, nie ważne, jak źle miałbym czuć się w czasie jego nieobecności. Pocieszałem się jednak myślą, że pozostali przyjaciele tu będą. Już dawno się zaoferowali, że będą na każdy mój telefon.

- No dobrze, pojadę. Tylko proszę, sprawdzaj pocztę. Będę pisał codziennie. I nie zapomnij brać leków. Rano i wieczorem po jednej tabletce. Dobrze?

- Idź już, taksówka czeka. - zaśmiałem się z jego opiekuńczości.

   Zeszliśmy razem na dół. Stanąłem na chodniku, opatulając się szczelniej szybko narzuconą kurtką. To był naprawdę mroźny grudzień, jednak był on cudowny. Już dawno takiego nie widziałem - wszędzie leżały tony śniegu, a kolorowe, świąteczne ozdoby ulic połyskiwały wraz z nim. Była to magiczna i romantyczna sceneria, ukazująca piękno nawet w tak głośnym i ruchliwym miejscu jak Seul. Zawsze uważałem, że zima wyciąga ze wszystkim miejsc to, co najpiękniejsze.
   Przyglądałem się, jak otwiera bagażnik i pakuje do niego swoje torby. Znaczną część jego wyposażenia stanowiły obiektywy, które pakowaliśmy cały wczorajszy wieczór. Uśmiechnąłem się kącikami ust, oglądając, z jaką delikatnością wkłada walizki. Teraz dopiero poczułem, że naprawdę dobrze zrobiłem, puszczając go na ten konkurs. Na jego twarzy było prawdziwe szczęście. Niestety, znikło one, gdy do mnie podszedł. Delikatnie pogłaskał mnie po policzku, patrząc z troską w moje oczy. Ostrożnie pochylił się nade mną i złożył na moich wargach czuły pocałunek. Westchnąłem w jego usta, tworząc między nami obłoczek pary. Objąłem go za szyję i odwzajemniłem pocałunek, starając się nie robić tego zbyt zaborczo. Moją mowę ciała Minho znał na pamięć. Nie chciałem, by domyślił się, że już za nim tęsknię.
   Odsunęliśmy się od siebie, słysząc klakson taksówkarza. Szybko się pożegnaliśmy, po czym on wszedł do auta. Machaliśmy do siebie jeszcze przez chwilę, zanim samochód zniknął za rogiem. Jednak ja jeszcze tam stałem przez dobrą chwilę i patrzyłem w ślad za nim, czując samotną łzę na policzku. Zostałem sam. Ta świadomość dotarła do mnie właśnie teraz, kiedy jedyną towarzyszącą rzeczą był mój własny cień padający na chodnik. Zadrżałem, czując się nieswojo. Szybko wróciłem do domu, zamykając dokładnie drzwi. W mieszkaniu zastałem niemal lodowatą ciszę, która przyprawiła mnie o ciarki. Podszedłem do kuchenki i szybko wstawiłem wodę na herbatę. Czułem, ze i tak nie zmrużyłbym oka tej nocy, a wiedziałem, że miętowa herbata zawsze mnie uspokajała.
   Położyłem się na kanapie, zawijając w polarowy kocyk i trzymając w ręku kubek. Włączyłem jakiś durny program w telewizji, starając się, mimo wszystko, zasnąć chociaż trochę. powoli sączyłem napar ze szklanki, przeskakując po kanałach. W końcu zatrzymałem się na jakiejś nocnej dramie. Położyłem sobie pod głowę ozdobną poduszkę, odłożyłem herbatę i zamknąłem oczy, starając się zasnąć.

~*~

- Bummie, co być wolał? Miesiąc miodowy w ciepłych krajach czy gdzieś w górach? - rzucił, otwierając nową butelkę mleka

- Kolekcjonujesz durne pytania? - spytałem ze śmiechem, celując w niego drewnianą łyżką pokrytą jajecznicą. - Najpierw to trzeba zalegalizować związki homoseksualne, potem myśleć o miesiącu miodowym!

- Ja nie potrzebuję legalizacji!! - krzyknął, padając przede mną na kolana. Złapał mnie za rękę, zabrał łyżkę i szeroko się wyszczerzył, wkładając mi na palec zawleczkę od denka butelki. - Kim Kibum, czy bierzesz mnie za rękę?

- Głupek. - Pacnąłem go w głowę rączką od patelni. - Nie wyjdę za ciebie, dopóki na moim palcu nie będzie przynajmniej szmaragdu.

- Ty okropny materialisto!! - śmiech Jonghyuna rozbrzmiał chyba w całym akademiku.


   Poderwałem się z łóżka, niemal czując wokół swojej talii ręce ukochanego, który, po moim małym żarcie, zaczął mnie okręcać po całej naszej ogromnej, akademickiej kuchni. Schowałem twarz w drżących dłoniach, starając się oddychać miarowo. Dlaczego....dlaczego te wszystkie drobne wycinki z naszego życia musiały do mnie wracać. Co ja takiego zrobiłem, że teraz tak cierpiałem?! Nie wystarczyło, że nie miałem pojęcia, co się z nim dzieje?! Wziąłem drżący oddech, czując łzy skapujące na dłonie. "Nie, Kibum, nie możesz płakać", napomniałem sam siebie, starając się opanować. Najgorsze, co mogłem teraz zrobić, to się załamać. Zwłaszcza, kiedy byłem sam. Wziąłem delikatny oddech, starając się uspokoić obolałe serce. Wstałem z łóżka i poodsłaniałem rolety, wpuszczając światło do sypialni. Podszedłem do kalendarza i przesunąłem okienko z datą do przodu. Minęło już siedem dni od wyjazdu Minho....i radziłem sobie nawet nie najgorzej. Tylko pierwsza noc była taka okropna. Pierwsza i ta dzisiejsza.
   Wszedłem do łazienki, zdjąłem piżamę i wziąłem szybki prysznic. Woda uspokoiła trochę moje rozedrgane po tym dziwnym śnie serce i ciało, za co byłem naprawdę wdzięczny. Szybko wyskoczyłem z kabiny, ubierając jedynie za dużą koszulkę bruneta i własne bokserki, po czym umysłem zęby i zniknąłem w kuchni. Połknąłem tabletki, wstawiając wodę w garnku. Drugą ręką uruchomiłem wieżę, w której była ustawiona moja ulubiona stacja. Chociaż nie lubiłem już słuchać muzyki tak jak kiedyś, było to dużo lepsze niż siedzenie w ciszy, która mnie naprawdę przerażała.
   Po lekkim śniadaniu ubrałem się i wyprowadziłem pieski na niedługi spacer po pobliskim parku, po czym przystąpiłem do pracy. Nająłem się na etat jako edytor tekstów. Praca nie była specjalnie wymagająca, płaca średnia, a materiał przyjemny. Nie mogłem w końcu żerować na Minho. Wiedziałem, że dla niego nie byłby to problem, jednak nie zamierzałem tego robić. W pewien sposób było to też zależne od mojej dumy. Nie wiedząc czemu, coś mi zabraniało polegać w stu procentach na kimś, chociaż w pełni ufałem Żabie. "Kibum, skup się na pracy!", nakrzyczałem na siebie i odpaliłem laptopa. Szybko sprawdziłem pocztę, gdzie jak zawsze, oprócz reklam, był mail od bruneta.    Przewróciłem oczami widząc po raz kolejny przypomnienie o lekach. Z delikatnym uśmiechem odpisałem mu i zamknąłem pocztę, by zaraz odpalić tekst nadeslany przez redakcje. Wolno poprawiałem błędy interpunkcyjne i literówki, jednocześnie sprawdzając skladnię i logikę zdań. Monotonne zajęcie oderwało na kilka godzin moje myśli, za co byłem naprawdę wdzięczny. Jednak w momencie, w którym odesłałem tekst do wydawnictwa, znowu poczułem się samotny, dlatego zacząłem kręcić się po mieszkaniu, układając w półkach, ścierają kurze, odkurzając i myjąc podłogi oraz ścieląc łóżko. Starałem się w jakiś sposób zapełnić cały ten czas, który miałem, byleby nie wracać myślami do moich snów. Im częściej to robiłem, tym więcej wspomnień do mnie wracało. A im więcej miałem ich w głowie, tym bardziej bolało mnie serce i moja nieświadomość. Wszystko to kręciło się wokół mnie, przerażając siłą swoich odczuć. W końcu skończyłem na kanapie, przeskakując po kanałach i zastanawiając się nad kolacją. A kiedy już zjadłem, wychodziłem z pieskami na spacerek i, po powrocie, kladlem się do łóżka. 
   W ten sposób spędziłem kolejny tydzień, na szczęście, już bez sennych przypominajek. Z pomocą przyszły mi tabletki nasenne, choć naprawdę nie lubiłem ich brać. Nie cierpiałem tego uczucia otępienia   zaraz po obudzeniu. Jednakże, z dwojga złego, wolałem to, niż kolejną pobudkę ze łzami w oczach. Nie chciałem tego całego bólu. Chciałem z nim walczyć, choć miałem minimalną szansę przebicia. Ah....gdybym tylko mógł z nim porozmawiać... Głęboko wierzyłem, że gdybym wiedział, co się z nim dzieje, nie zadręczałbym się noc i dzień pytaniami. Nie martwiłbym się tak niewyobrażalnie mocno o jego stan zdrowotny i serce. O to, czy daje sobie radę, całkiem sam w nie gościnnym kraju. Niestety, mogłem tylko spekulować i czekać na rozwój wydarzeń.
   Dni mijały mi bardzo podobnie, aż do przedostatnich dni do przyjazdu Minho. 19 grudnia odebrałem prezenty dla najbliższych i niemal cały dzień spędziłem na pakowaniu prezentów, co sprawiło mi zaskakująco dużo przyjemności. Uśmiechałem się jak głupi do sera, zawijając kolejną kokardkę, czy sklejając taśmą błyszczący papier do pudełka. I chociaż to było takie głupie i dziecinne, chciałem, by te święta były radośniejsze od poprzednich, które niemal kompletnie zepsułem swoim ponuractwem. Dlatego też kupiłem malutką choinkę, którą postawiłem na stole w kuchni i przystoiłem resztkami kolorowych wstążeczek, którymi obwijałem prezenty. Potem pakunki schowałem do sypialni i zadzwoniłem do chlopaków, zapraszając ich na Wigilię Wigilii, co odebrali z dużym entuzjazmem. Miałem tylko nadzieję, że samolot bruneta się nie opóźni i będzie na czas.
   W następnych dniach zrobiłem potrzebne zakupy i ustroiłem odrobinę dom po dokładnym jego wysprzątaniu. Z uśmiechem kładłem się spać, czekając na jutrzejsze przyjęcie.

~*~

- Bummie....chcialbym kiedyś mieć synka, wiesz? - Spojrzałem na niego tak, jakby co najmniej czułki mu wyrosły. - Mówię serio.

- No to raczej nie ze mną. - żachnąłem się, odkładając karton z moimi ubraniami. - Jakbyś zapomniał, jestem facetem.

- Ale moglibyśmy adoptować. - Uśmiechnął się łagodnie, wyciągając klucz z zamka naszego nowego domu. - To mieszkanie jest takie ogromne....nie cieszyłbyś się, słysząc w nim tupot bosych, dziecięcych stópek?

- Jonghyun, jesteś niemożliwy! Ledwo skończyliśmy studia i zaczęliśmy dorosłe życie, a tobie już dzieci się marzą! - Pacnąłem go w pierś, wybuchając głośnym śmiechem.


   Westchnąłem ciężko, przecierając zaspane oczy i czując na plecach dziwny ucisk. Czemu akurat to mi się dzisiaj przyśniło? Jak przez mgłę pamiętałem tą dziwną handrę ukochanego. Kiedy świeżo zaczęliśmy mieszkać na swoim, Jonghyun bardzo chciał dzieci, chociaż starał się to przede mną ukrywać. Jednak, widziałem to w jego spojrzeniu, kiedy mijaliśmy przedszkola, szkoły podstawowe, czy zwykłe dzieciaczki idące z matkami. Wiedziałem, że jeśli dalej to będzie trwało, doprowadzi się do jakiegoś załamania. Wtedy kupiłem mu psa. Choć na początku nic to nie dało, z czasem mu przeszło, czemu byłem bardzo wdzięczny. Nie lubiłem tego czasu. Miałem wtedy niepokojące wrażenie, że mógłbym mu nie wystarczać.
   Szykując się do przyjęcia gości, wciąż o tym myślałem. Dlaczego ten sen, a nie inny? Miałem tyle dziwnych wspomnień, ale akurat to musiało mi się dzisiaj przypomnieć? Ah....naprawdę. Miałem wrażenie, że moje myśli spisku ją przeciwko mnie, pokazując mi, jak bardzo byłem okropny dla Jonghyuna.
   W milczeniu wziąłem się za przygotowywanie jedzenia na dzisiejszy wieczór. Uznałem, że trochę tradycyjnych dań nie zaszkodzi, dlatego i one znalazły się w dzisiejszym "menu". Wystrojony w fartuszek zacząłem kroić mięso, warzywa i inne dodatki, jednocześnie gotując ryż. Nucąc pod nosem jakąś kolędę, obsmażałem i gotowałem, starając się, by wszystko wyszło dużo lepiej niż w zeszłym roku.

- Proszę! - krzyknałem, słysząc pukanie do drzwi

- Mmm...co tak ładnie pachnie? - Głowa Taemina pokazała się w kuchni. - Ooo, widzę, że umma w akcji!

- Cześć mały! Przyszedłeś sam? - posłałem mu ciepły uśmiech.

- Nie, a co? Nie chcesz innych? - Onew wszedł do środka, zostawiając na przedpokoju walizkę Minho. - W takim razie odstawimy naszego zwycięzcę z powrotem do Australii.

- Minho-hyung zajął szóste miejsce! - Minnie z podekscytowaniem wciągnął bruneta do kuchni, która nagle okazała się zbyt mała.

- Brawo. - przytuliłem się do niego, wśród oklasków pozostałej dwójki. - Świetny wynik.

- Może nie dostałem nagrody, ale jest szansa na kontrakt z azjatycką częścią.

- Okej, ja się zajmie gotowaniem, a wy sobie pogadajcie w salonie. - Jinki wygonił nas z kuchni, samemu przejmując pałeczkę (jak na kucharza przystało).

   Szybko przetransportowaliśmy się do pokoju. Kiedy klapneliśmy na sofę, Żaba zaczął opowiadać, zaczynając od wylądowania Melbourne. Z lekkim uśmiechem słuchałem jego historii, starając się wyłapywać to, czego nie napisał mi w mailach. Jednakże, po dłuższej chwili straciłem zainteresowanie. Oparłem głowę o jego ramię, czując, jak obejmuje mnie delikatnie w pasie i przyciąga do siebie. Jego ciepło podziałało na mnie uspokajająco.
   Przyglądałem się zaaferowanej minie najmłodszego, który żywo przeżywał całą opowieść, na koniec będąc pod prawdziwym wrażeniem. Potem on zaczął nam opisywać ostatni konkurs taneczny, który był dla niego niesamowicie trudny. W międzyczasie na stole zaczęły pojawiać się kolejne potrawy, które niemal niezauważalnie przynosił Jinki. Uśmiechnałem się, czując ciepło w sercu, kiedy wszyscy razem zasiedliśmy w końcu do stołu. Złożyliśmy sobie życzenia i zaczeliśmy jeść, a rozmów nie było końca. Jednakże, jak zawsze, po jedzeniu przyszedł czas na prezenty. Szybko przyniosłem paczki z sypialni i dałem chłopaka.

- H-hyung....ale....ja nic nie mam w zamian.... - Taemin spojrzał na mnie niemal płaczliwe

- Ja też, nie spodziewałem się. - Dorzucił się do niego Kurczak.

- Nie szkodzi, dacie w przyszłym roku. - zażartowałem. Nagle usłyszałem telefon. - Wybaczcie.

   Wziąłem komórkę z blatu, słysząc charakterystyczny dźwięk darcia papieru. Z cichym chichotem zamknąłem się w sypialni i zerknąłem na wyświetlacz. Numer nieznany. "Kto to może być?", przebiegło mi przez myśl, kiedy zastanawiałem się czy odebrać, czy nie. W końcu, niezbyt przekonany, odebrał em telefon i podniósłem słuchawkę do ucha.

~ Halo?

~ Ah....jak ja dawno nie słyszałem twojego głosu....

   Oddech zamarł mi w gardle, a serce przestało bić. To był Jonghyun. Pierwszy raz od dwóch lat słyszałem jego głos. Moje serce nagle ruszyło z kopyta, a ja usłyszałem w uszach szum własnej krwi, czy to naprawdę był on? Czy to możliwe, że naprawdę do mnie zadzwonił? Przez moje ciało przeszedł piorun, który sprawił, że moje nogi całkowicie zmiękły i zmusiło mnie to do zjechania plecami po drzwiach. Usiadłem na podłodze, czując własne drżenie. W głowie wciąż mi kołatało się "to niemożliwe"

~ J-Jonghyun....t-to naprawdę ty?

~ Tak, to ja. - jego cichy śmiech popieścił moje ucho. - Wybacz, że tak długo milczałem.

~ N-nie szkodzi....miałeś prawo się do mnie nie odzywać. Miałeś prawo mnie nienawidzić. Miałeś....

~ Wiem, że miałem. I powinienem cię znienawidzić i nigdy więcej się nie odzywać. Ale....cholera, nadal kocham cię tak samo zachlannie, jak pierwszego i ostatniego dnia. Myślałem, że ta rozłąka wreszcie mnie nauczy, że powinienem o tobie zapomnieć, ale...nie potrafiłem - Moje serce zadrżało, a w oczach pojawiły się łzy, kiedy tego słuchałem. - Nie mogłem zapomnieć o tobie. Nie było dnia, bym o tobie nie pomyślał. Nie było nocy, w której nie brakowałoby mi twojej osoby w łóżku. Nie było godziny, w której bym za tobą nie tęsknił. I nie ważne, jak bardzo mnie zraniłeś i jak długo mnie zdradzałeś. Wciąż cię kocham tym nieludzkim i zachłanny uczuciem. Wciąż i wciąż, coraz mocniej z każdą chwilą, w której nie jesteś mój. 

   W słuchawce zapadła cisza przerywana jedynie moim cichym szlochem i jego szybkim oddechem. Miałem wrażenie, jakby on też teraz płakał. Poczułem, że moje serce nagle się uskrzydla. On nadal mnie kochał i chciał ze mną być. Miałem wrażenie, jakby ta informacja odcięła z mojej duszy co najmniej tonę kłopotów i zmartwień. Słysząc jego słowa, pierwszy raz od dwóch lat odetchnałem pełną piersią.

~ Bummie....miłość do ciebie jest dla mnie niemal jak trucizna, ale twoja osoba jest jak antidotum. Bez ciebie blisko powoli umieram. A ja...nie chce już dłużej umierać. Tak bardzo cię kocham, Bummie. Ale nie będę cię zmuszał do siebie. Najważniejsze jest dla mnie twoje szczęście. Ty caly jesteś dla mnie najważniejszy. I jeśli wolisz być z Minho, z rozumiem to. Wtedy....wtedy po prostu bądź z nim szczęśliwy i zapomnij o mnie i o tym telefonie. - Jego oddech dziwnie zadrżał. Zrozumiałem, że on sam także płacze. - Ale...jeśli jest dla nas choć cień szansy....jestem w Korei, w hotelu zaraz obok lotniska, pokój 534. Powrotny samolot do Japonii mam za cztery godziny. Jeśli...jeśli nadal mnie chcesz...po prostu tu przyjedź. Będę na ciebie czekać.

   Usłyszałem dźwięk rozłączonego połączenia, jednak nie odsunąłem słuchawki od ucha. Poczułem puste w całym moim ciele. Miałem wrażenie, jakby nawet moje organy przestały pracować, gdy wybierałem. Minho czy Jonghyun? Jonghyun czy Minho?


2 komentarze:

  1. Kocham cię za ten rozdział! Ale równie mocno znienawidzę jak Key nie wybierze Jonghyuna. Ostatecznie mogę również zgodzić się na miłosny trójkącik.
    Uwielbiam Kibuma... Chyba zamówię shota ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawaj, z miłą chęcią napiszę coś dla ciebie ^^

      A co do zakończenia...wszystko w swoim czasie :)

      Usuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2