5 lut 2017

~ Lucky day

~ zamówienie dla 04BaekHyyunnie, która wcale nie jest beztalenciem ~

INFO: zmieniony wiek bohaterów || nie wiem, czy udało mi się napisać coś "słodkiego do po***", jednakże bardzo się starałam || nie ukrywam jednak, że nie lubię przesładzać moich opowiadań, ale próbowałam || serio się starałam (╯°□°)╯︵ ┻━┻ *rzuca stołem, bo boi się, że się nie spodoba*

   Moja babcia uwielbiała malutki sklepik ukryty wśród wielu markowych, ogromnych sklepów i stoisk z pamiątkami. Żeby się do niego dostać, trzeba było przejść dziko rosnący, gęsty park stworzony z wierzb płaczących, przez co dróżka do niego, ułożona z różnokolorowych kamieni była praktycznie niewidoczna, chociaż na początku pasa zieleni stała piękna, miedziana tabliczka, na której połyskiwała wyczyszczonymi na błysk literami nazwa oraz nazwisko rodziny, do której ów sklepik należał. Babcia zawsze mi opowiadała, że to miejsce jest w rękach jednego nazwiska od wielu, wielu lat. Tak wielu, że pamiętała go jako mała dziewczynka, a sama poznała go z opowieści swojej prababci. W tym niewielkim miejscu, w pięknej kamienicy, można było kupić najróżniejsze rzeczy z każdego zakątka świata. W jednym rogu przestronnego salonu stało kilka malutkich stoliczków i kanap, przy których można było spić herbatę czy kawę i przegryźć kawałek domowego ciasta, przez co wiele starszych pań kochało to miejsce. Najpiękniejsze jednak w nim było to, że prawie wszystkie towary były wykonywane ręcznie przez właściciela. Każdego dnia syn państwa Park zajmował się tworzeniem towarów zamawianych przez klientów, zaczynając od misternie zdobionych naczyń i garnków po idealnie skrojone garnitury, garsonki i wszelkie inne, eleganckie ubrania. Każdego dnia, zaszyty w swoich "czterech ścianach" młody "panicz Park", jak mawiała o nim moja babcia, szył, wypalał gliniane i porcelanowe naczynia w ogromnych piecach w piwnicy, czy miksował nowe rodzaje herbat i kaw, by zadowolić swoich klientów, których, co zaskakujące, zawsze miał co niemiara. Moja babcia każdego niemal ranka niosła do tego miejsca kawałek ciasta, który piekła rano, by ulżyć trudów młodemu paniczowi. Niestety, nigdy nie chciała mnie zabrać. Byłem ruchliwym dzieckiem, ciekawskim i rozrabiającym. Jednakże zawsze chciałem poznać to miejsce, chciałem odkryć jego sekrety. Kiedy babcia opowiadała mi o tym miejscu, czułem nawet coś więcej niż ciekawość. Chciałem odkryć to miejsce, tak jak odkrywało się nieznane lądy.
   Kiedy wracałem z wakacji do domu, zapominałem o tym miejscu, pochłonięty nauką, treningami....całym życiem ucznia. Ale kiedy wracałem do jej domu, w mojej pamięci od razu ożywało to tajemnicze miejsce ukryte za wierzbowym parkiem. Jednakże...w pewnym momencie przestałem przyjeżdżać do babci. Zaczęło się liceum, później studia...nie było mnie już w jej domu. Zapominałem o pięknych, porcelanowych serwisach, wytworzonych ludzką ręką i uroczych garsonkach, idealnie zszytych. W wieku 23 lat zacząłem pracować w swoim ukochanym zawodzie - zacząłem projektować grafiki. Byłem zbyt pochłonięty swoim życiem. Zbyt skupiony na zdobywaniu projektów.
   Tuż pod moim nosem moja firma bankrutowała. Zostałem zwolniony. Nie miałem gdzie się podziać...wtedy, niczym światełko w tunelu pojawiła się moja babcia, która od razu zaproponowała mi, bym zamieszkał z nią. Nie grymasiłem nawet przez chwilę, wracając w jej ramiona jak ranny psiak, jak syn marnotrawny. Wróciłem do domu z dzieciństwa, do melodyjnych wspomnień. Przeszedłem po korytarzach, po których biegałem jako dziecko, dotykałem tych samych miejsc, w które uwielbiałem uderzać piłką. Jakie to było nostalgiczne...ale co z tego, skoro nie wiedziałem, co dalej robić? Chowając głowę w dłoniach, starałem się pozbierać. Co miałem z tym wszystkim zrobić?    Przecież nie mogłem pozostać na łasce mojej babci do końca świata. Musiałem przecież podjąć pracę, musiałem wrócić do tego, co stanowiło moje życie...tylko nie wiedziałem jak.
   Reszta moich rzeczy przyjechała po kilku tygodniach. Urządziłem się w domu, wypełnionym pięknymi antykami i prześlicznymi zestawami herbacianymi. Moja babcia mała wyjątkowy gust. Stojąc w swojej starej sypialni i przyglądając się zdobionym zestawom figurek, stojących na półkach w szklanych galeriach przypomniałem sobie o tym, skąd ona to wszystko miała. Przypomniały mi się opowieści o małym sklepiku, w którym wszystko było robione ręcznie, który był pełen małych dzieł sztuki. Pomyślałem, że to, być może, jest moja szansa. W końcu potrafiłem tworzyć grafiki, które wygrywały konkursy...może potrzebowałby kogoś takiego do zakładu. Może mógłbym projektować wszystkie te misterne wzory, kładzione wprawionym ruchem pędzla w dłoni.
   Powtarzając sobie, że naprawdę potrzebuję pracy, przynajmniej na jakiś czas, zanim się nie pozbieram, następnego ranka ruszyłem do tego miejsca, z nie małym trudem odnajdując tajemniczy ląd. Przestępując przez próg, poczułem się tak, jakbym cofnął się przynajmniej o sto lat. Wewnątrz pachniało kurzem i egzotyczną mieszanką zapachów, wszystkie meble wyglądały na niezwykle drogie antyki. Każda półka była pełna ozdobnych imbryczków i srebrnych sztućców, na metalowych stelażach powiewały przez wiatr z uchylonego okna rękawy marynarek i rąbki spódnic od garsonek. W oddzielonej za parawanem części stała maszyna rodem z końca XIX wieku, na ścianie za to wisiały najróżniejsze narzędzia, zapewne krawieckie i rzemieślnicze. A pośrodku tego wszystkiego, starszy ode mnie mężczyzna, siedzący na kanapie i grający na starej gitarze smutną melodię. Nie mogłem oderwać oczu od tego miejsca. Było naprawdę magiczne i nie dziwił mnie zachwyt innych ludzi. Momentalnie zapomniałem, po co tu przyszedłem, kompletnie się zasłuchałem, wyłączyłem...w tej melodii słyszałem siebie. Jak to dziwnie brzmi. Ale w tej melodii był cały mój żal, jaki skrywałem, wszystko to, do czego nie chciałem się przyznać. Nie byłem w stanie zrobić kroku, słuchając jego gry. Stałem przy wejściu, dopóki nie przestał grać i z westchnieniem nie odłożył gitary. Nawet on dopiero teraz powrócił do świata i spojrzał na mnie tak, jakby zobaczył ducha...kiedy już odzyskałem głos, a herbata stała na stole, udało mi się przypomnieć, z czym tak naprawdę przyszedłem do tego miejsca. Wprawił mnie w szok, gdy powiedział, że mogę zostać jego czeladnikiem, jednocześnie obiecując, że jeśli się sprawdzę, mógłby mnie przyjąć na stałe.
   Tak się zaczęła nasza historia.
   Większość czasu poświęcił na to, by zdradzić mi tajniki tej pracy. Opowiedział mi, w jaki sposób wypala się naczynia i jak poznać dobry wyrób przed ozdabianiem. Skrupulatnie tłumaczył, w jaki sposób mieszać farby i kłaść lakier. Jego spokojny głos i ciepłe dłonie, prowadzące moje po gładkiej ceramice...to wszystko było dla mnie jak balsam na spękaną skórę. Tak perfekcyjnie mnie rozumiał. To wydawało się wręcz niemożliwe, ale na to szybko odnalazłem odpowiedź - źródłem jego dobrej znajomości "mnie", była moja babcia, która, w ramach pogaduszek, opowiadała o mnie każdemu, kto chciał słuchać. Była ze mnie ogromnie dumna...i rozumiała moje wieczne zabieganie. Przez to czułem jeszcze większy ból w sercu, ale i ciepło, które pomagało mi go znieść. Babcia zawsze była niezwykle wyrozumiała. Nawet wtedy, kiedy ja nie odbierałem jej telefonów, pochłonięty swoim życiem, ona powtarzała "jest taki zabiegany przez swoją pracę. Na pewno osiągnie sukces przez swoje ogromne zaangażowanie!". Kiedy wracałem do domu i patrzyłem na jej uśmiech, pełen miłości, porzucałem pomysł o powrocie do stolicy. Chciałem przy niej zostać...ale to nie była jedyna rzecz, która mnie przy niej trzymała.
   Tym czymś był także Chanyeol, który codziennie trzymał moje dłonie w swoich, zdradzając tajniki swojego zawodu. Ściskał między moimi palcami pędzel lub niewielki nożyk i delikatnie, lecz stanowczo pokazywał mi, jak powinienem wykonywać swoją pracę. Czułem na swoich plecach powolne ruchy jego klatki piersiowej, a cichy głos sączył się do moich uszu, gdy pochylał się nade mną, zdradzając mi cenne rady. Robił ze mną to, czego nie potrafił robić nikt inny. Gdy drzwi małej pracowni w piwnicy zamykały się za nami, miałem wrażenie, że świat zamyka się między nami dwoma. Nawet nie wiem, kiedy ta fascynacja miejscem i nim...przerodziła się w miłość.
   Tygodnie pracy mijały, a ja wciąż...wciąż nie mogłem się wyzbyć się tego uczucia. Wmawiałem sobie, że to tylko podziw, że to tylko...sam z resztą nie wiedziałem, jak to nazwać. Wiedziałem jednak, że nie chcę nazywać tego miłością. W końcu, oboje byliśmy mężczyznami...on był moim, de facto, pracodawcą...i byłem pewien, że nigdy nie spojrzałby na mnie w tej sposób, w jaki ja spojrzałem, oszukany przez swoje serce. Byłem przekonany, że w domu na piętrze na Chanyeola czeka urocza, młoda dziewczyna, tak cudownie pogodna, jak on, która bez problemu jest w stanie odegnać jego smutki, ukryte w dźwięku gitary. Byłem przekonany, że to dla niej każdego ranka pisze urocze melodie o miłości. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że to może być nieprawda, nigdy bym nie uwierzył. Jednakże na własnej skórze przekonałem się o tym, że nie wszystko było takie, jak w moim planie świata.
   Tego dnia miałem wolne, mimo wszystko jednak wieczorem przyszedłem. Po cichu wszedłem tylnymi drzwiami, uśmiechając się, gdy usłyszałem brzdąkanie gitary. Zatrzymałem się w zaciemnionej sieni, słuchając słodkiej i niewinnej niemal melodii, splecionej z pięknym tekstem i głosem mojego pracodawcy. Na palcach przekradałem się w głąb salonu, dźwięk stawał się coraz głośniejszy. Zatrzymałem się tuż przed wnęką do kącika dla gości, gdy Chanyeol zakończył swoje śpiewane wyznanie miłości...moim imieniem. Zamurowało mnie i przed dłuższą chwilę nie wiedziałem co robić...jednak kiedy odzyskałem władzę nad ciałem, momentalnie stanąłem przed nim, powstrzymując łzy. Moje słodkie marzenie się spełniło...ale czy aby na pewno? Chłopak patrzył na mnie tak, jakby zobaczył ducha...a ja nie potrafiłem powiedzieć słowa, próbując się powstrzymać od płaczu. Jednak w końcu jego szok ustał, powoli do mnie podszedł, pochylił się nade mną, tak, jak miał już w zwyczaju...i mnie pocałował.
   Od tamtego wieczoru napisał się kolejny rozdział....wspólny rozdział.
   Porzuciłem plany powrotu do Seulu. Wspólnie sprawiliśmy, że sklepik należący od wieków do państwa Park stał się sławny - tutaj pomocny okazał się internet, ale także moje zdolności, czego nie ukrywałem. Zaczęliśmy wysyłać towary w najrówniejsze strony kraju, a także świata...zatrudniliśmy kilku nowych pracowników, jednakże wciąż pozostaliśmy przy tradycyjnych metodach. Mały sklepik, ukryty za wierzbowym parkiem został wpisany na listę dziedzictwa, wpierw regionalnego, a później ogólnokrajowego. Dzięki przeprowadzonej przeze mnie reklamie uczyniłem to miejsce takim, o jakim zawsze marzył Chanyeol.
   Ale ten nowy rozdział nie był tylko rozdziałem wspólnej pracy nad sklepem. Ten nowy rozdział mieścił nasz związek, który rozwijał się...zaskakująco niewinnie. Zawsze zostawałem nieco po zamknięciu, by razem z nim posiedzieć jeszcze chwilę na starych kanapach, z głową na jego kolanach i słuchałem, jak śpiewa te wszystkie piosenki, które skrycie dla mnie pisał, od kiedy pierwszy raz przestąpiłem próg tego miejsca. Czasem zostawałem na noc i razem, w swoich objęciach, opleceni cichymi jękami, cieszyliśmy się swoją bliskością w domu nad sklepem. Dom Chanyeola był taki jak on - pełen ciepła, oddania, antyków i...mnie, od kiedy poprosił, bym z nim zamieszkał. Moje rzeczy coraz częściej pojawiały się w jego szafkach, aż w końcu...w domu mojej babci nie zostało nic. Jednakże wciąż nie wiedzieliśmy, jak jej o tym powiedzieć...wtedy to właśnie mój kochanek wpadł na genialny pomysł. Stworzył najpiękniejszy imbryczek, jaki w życiu widziałem i, pewnego dnia, kiedy pomagałem babci w generalnych porządkach, przyniósł go do mojego domu. Kiedy babcia zajrzała do środka, spojrzała wpierw na mnie, później na Chanyeola, po czym po jej policzkach spłynęło kilka łez. Ochoczo pokiwała głową, uśmiechając się na moje niezrozumienie...a wtedy on mi się oświadczył. Znaliśmy się niewiele ponad rok. Mieszkaliśmy ze sobą od kilku tygodni. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy o sobie nic. Nie znaliśmy swoich wad, nie znaliśmy swoich zalet. Nie wiedzieliśmy o swoich irytujących nawykach. Ale patrząc w jego oczy pełne nadziei, nie mogłem odmówić.
   W wieku 25 lat moje życie kompletnie się zmieniło. Jeszcze rok temu byłem po prostu kolejnym trybikiem w maszynie, w której traciło się twarz i osobowość dla zyskania awansu. Gdybym nie został zwolniony, nigdy nie odkryłbym sekretu ukrytego za parkiem wierzbowym sklepiku. Nigdy nie poznałbym miłości swojego życia, która zmieniła mnie, sprawiła, że stałem się wrażliwy, że zacząłem dostrzegać rzeczy, których nigdy nie widziałem. Gdyby nie moja babcia, na moim palcu nie pojawiłaby się obrączka, a ja nigdy nie byłbym tak szczęśliwy, jak jestem dzisiaj, pisząc to wyznanie i leżąc obok mojego męża, który, przez całą noc ściska delikatnie moją dłoń, splatając nasze palce. Patrzę na niego, jak światło odbija się od jego włosów i skóry...a jedynym, co czuję, to tę bezwarunkową miłość, którą mnie obdarzył. Znaleźliśmy się przez przypadek, zakochaliśmy się przez zrządzenie losu i zamierzamy być ze sobą do końca życia. Powinienem podziękować mojemu szefowi za zwolnienie, bo dzięki niemu przeżywam najszczęśliwsze dni mojego życia. Ale największe podziękowania należą się mojej babci, która zawsze była dla mnie zbyt dobra i Chanyeolowi, za to, że tamtego dnia się we mnie zakochał.

Byun Baekhyun.
Spełniony mąż, którego jeden dzień, który miał być najgorszym w życiu, okazał się najszczęśliwszym.

2 komentarze:

  1. Może to opowiadanie nie jest słodkie, ale jest takie kochane ;3
    Bardzo mi się spodobało to jak pokazałaś, że da się wyjść poza rutynę, znaleźć swoje magiczne miejsce i na tym wyżyć
    Czekam na kolejne Twoje prace ^^

    cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Odkryłam Cię pniedawno i szczerze mówiąc, zostałabym na tym blogu nawet gdybyś pisał poradniki dla wędkarzy. Twój styl jest tak niesamowicie płynny i wciągający, że nie można się oderwać! Co do tego opowiadania... Awwww, tak uroczego dawno nie czytałam. Poza tym, sam pomysł przykuwa uwagę! (Praktycznie jak przy każdym) Nie mogę się doczekać Twoich dalszych opowiadań~

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2