27 lut 2017

Pianista - trudy nastrojenia (III)

   W pewnym momencie postanowiłem się zgodzić na ten szalony pomysł i zaakceptowałem fakt, że zostałem przyjęty ze względu na moje "specjalne" możliwości. Nie było to łatwe, ale mimo wszystko nie mogłem przecież porzucić tej pracy...i ze względu na swoje wspomnienia, nie mogłem pozwolić, by Taemin porzucił swoje marzenia czy szanse na przyszłość. Przez ten czas wracałem do swoich wspomnień, do przerażenia i uczucia zawalonego świata. Nie chciałem, by przeżywał to samo...by się poddał jak wiele osób, które były w podobnej sytuacji jak my dwoje. Po długiej rozmowie z dziekanem uzgodniłem wszystkie warunki nowego zatrudnienia, podpisałem umowę...spotkałem się także w szpitalu z moim nowym podopiecznym. Nie mógłbym zaliczyć tego spotkania do udanych, ale zrozumiałem coś - byliśmy bardziej podobni, niż mi się wydawało. Nie tylko ze względu na ten sam przypadek medyczny. W jego oczach widziałem swój strach. "A co, jak słuch nie wróci?", "A jeśli będę głuchy na zawsze?", "Czy będę mógł jeszcze grać?". Chociaż ja byłem małym dzieckiem, a on już niemal mężczyzną, to oboje baliśmy się tego samego. To utwierdziło mnie w mojej decyzji. Chciałem mu pomóc. Nie ważne jak.
   Po miesiącu zaczęły się pierwsze rehabilitacje i poznawanie na nowo zmysłu słuchu. Z tego, co wiedziałem od dziekana, początkowo nie przynosiły żadnych efektów, głównie z powodu niechęci Taemina. Jednakże, wraz z pierwszymi efektami, wszystko ruszyło z kopyta. Chłopak wolno uczył się na nowo odbierać dźwięki, chociaż wciąż zniekształcone, zbyt wysokie, niskie lub po prostu za głośne.    Jednakże to wciąż były sukcesy, których nie można mu było odejmować. Gdy tylko dźwięki otoczenia zaczęły mieć właściwy odbiór, przygotowaliśmy się do pierwszych zajęć. Moje zdenerwowanie było widoczne, na zajęciach zaczynałem popełniać głupie błędy, na szczęście łatwe do wytłumaczenia przepracowaniem albo, jak uważały moje studentki, jakąś ładną panią, która się do mnie wprowadziła. Oczywiście, takie plotki zbywałem i dementowałem, ale uczniowie zawsze wiedzą swoje...a moje zachowanie, im bliżej ustalonego dnia, nie pomagało mi. No cóż. Zawsze dosyć mocno się przejmowałem...a moje ciało niezbyt mi pomagało w takich chwilach.
   Siedziałem przy barku i popijałem kawę, denerwując się. Zerknąłem po raz kolejny na zegarek. Spóźniał się...może utknął w korku? Albo się zgubił? Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, jednak nie było na nim ani jednej wiadomości czy połączenia. Przygryzłem końcówkę ołówka, którym bawiłem się od dłuższej chwili, zamiast zapisywać nuty na pięciolinii. Chciałem się czymś zająć, a ciągłe sprzątanie domu nie miało sensu...i tak było w nim nieskazitelnie czysto. Wypiłem ostatni zimny łyk kawy, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Poderwałem się ze swojego miejsca i w mniej niż kilka sekund stałem pod drzwiami i witałem swoich gości - dziekana, panią Lee oraz samego Taemina. Zaprosiłem ich do salonu, denerwując się...wiedziałem, zgadzając się na te lekcje, że mają one być prywatne...ale nikt się nie spodziewał, że mój uczeń tak się zbuntuje przed chodzeniem do szkoły. Ostatecznie sam zaproponowałem, że mogę go uczyć w swoim domu - miałem warunki i żadnej rodziny, która by przeszkadzała, ale...to i tak...czułem się niespokojnie, jak nastolatek, który zostanie oceniony ze względu na zawartość pokoju.
   Po chwili rozmowy i przeczytaniu wyników wiedziałem już, czego się spodziewać. Przyspieszony kurs rehabilitacji postępował nadzwyczaj dobrze, więc słuch stopniowo wracał. Mimo wszystko jednak poczyniono lekcje języka migowego, co w sumie mnie ucieszyło. Uważałem, że każdy człowiek powinien go znać, wtedy znikłaby bariera między osobami z upośledzeniami zmysłów. Jednakże to już była inna sprawa. Po niecałej godzinie, która zajęła na wyjaśnieniu mojego planu nauczania i rozmowie z panią Lee, zostałem sam na sam z Taeminem, który przez cały ten czas milczał, stojąc przy oknie i oglądając panoramę miasta, trzymając rękę przy opatrunku, zasłaniającym aparat. Podszedłem do niego i delikatnie stuknąłem go w ramię, uśmiechając się.

- Może zaczniemy? - spytałem wyraźnie i dosyć głośno.

   Bez słowa mnie minął i usiadł przy fortepianie. Westchnąłem tylko, znając ten rodzaj grymaszenia. Sam taki byłem. Nie chciałem, by ktokolwiek się zbliżał. Chciałem zakopać się we własnej tragedii. Wiedziałem jednak, że nie jest to dobre, że trzeba z tego szybko wyjść, jeśli chce się robić coraz większe postępy. Niezrażony, usiadłem obok niego i zacząłem od nowa uczyć go dźwięków. Początkowo niechętnie, z czasem był coraz bardziej przychylny moim staraniom. Zaczął powtarzać proste melodyjki, marszcząc brwi, gdy ich dźwięk różnił się od tego, który pamiętał i znał. Na dużej kartce, rozłożonej na biureczku na kółkach, zapisywaliśmy, które dźwięki czy konstrukcje brzmiały dziwnie. Niektóre oznaczaliśmy jako czyste - najczęściej były z podstawowej gamy. Czas minął nam szybko, ale, jak wierzyłem, z efektami. I to nie tylko na tych zajęciach. Po pewnym czasie zaczął także przychodzić na lekcje do szkoły na prywatne lekcje, jednak, dla dobra postępów, nie rezygnowaliśmy z tych w moim mieszkaniu, bo to właśnie na nich uczył się najwięcej. Niektóre tematy musieliśmy powtarzać, gdy jego słuch płatał figle, jednak z dnia na dzień było lepiej. Czasami wizyty u mnie kończyły się tym, że Taemin próbował grać proste i bardziej skomplikowane melodie, kiedy ja sprawdzałem testy, jednocześnie uważnie słuchając, czy nie popełnia błędów lub, czy nie fałszuje.
   Chwile, które spędzaliśmy razem, wpływały pozytywnie na jego zachowanie. Z czasem się rozluźnił, prowadziliśmy niemal przyjacielskie rozmowy. Pomagałem mu nie tylko z nutami, ale także z językiem migowym - gdy był w dobrym humorze, porzucaliśmy słowa na rzecz gestów. Dzięki niewielkiej zasadniczo różnicy wieku nie mieliśmy problemów, by się dogadać. Co zaskakujące, gdy chłopak się przede mną otworzył, kompletnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałem się...tak wrażliwego dziecka. Jego ulubionym zajęciem w czasie przerw było szperanie w mojej, nie ukrywam, ogromnej biblioteczce. Moim piorytetem przy kupnie mieszkania był właśnie ten mebel, ponieważ moja kolekcja książek i płyt nieustannie rosła. Dlatego też tak szybko kupiłem ten "apartament" - mimo stosunkowo niewielkich rozmiarów fakt, że był dwupiętrowy, pozwolił mi na postawienie półek od podłogi do sufitu, a i tak już prawie wszystkie miejsca wypełniłem...posiadałem kilka tysięcy już winyli, kilkaset płyt CD i porównywalną do tych dwóch wielkości liczbę książek, dlatego naprawdę było co przeglądać. Pewnego razu, gdy wśród moich winyli znalazł swoje ulubione, klasyczne melodie, nie odpuścił mi, dopóki sam ich nie zagrałem lub kiedy ich nie puściłem. Innym razem, schodząc z drabinki dzierżył "2000 mil podmorskiej żeglugi" i tak się zaczytał, że musiałem kilka razy zawołać jego imię, zanim mi odpowiedział. To było...takie urocze i dziecinne, ale to tylko pokazywało, że niezależnie od tego, co potrafił i miał, nie uderzyła mu woda sodowa do głowy. Nie wiedząc dlaczego, cieszyło mnie to. Polubiłem jego charakter. Z czasem staliśmy się bardziej przyjaciółmi niż uczniem i nauczycielem. Nie przeszkadzało mi to. Mieliśmy takie same zainteresowania lub bardzo do siebie zbliżone, niewiele lat nas dzieliło...nie widziałem w tym żadnego problemu. Znałem wielu wykładowców, którzy mieli znajomych wśród studentów i nie był to coś złego. Wierzyłem, że w moim też tak będzie.
   Nasza znajomość w żaden sposób nie wpływała na moją ocenę - potrafiłem być bardzo surowy, zanim zaakceptowałem jego wyniki. Potrafiliśmy przez kilka godzin dopracowywać daną melodię, odwzorowywaną ze słuchu, którą grałem wpierw ja, a później on, a kiedy odmawiał współpracy, przechodziłem na język migowy i, nie przestawałem go używać, nawet wtedy, gdy wygrażał się, że nie rozumie, choć doskonale wiedział, o co mi chodzi. Bywało to jednak bardzo rzadko. Na ogół Taemin był dobrym i zdolnym uczniem, nawet gdy słuch nie działał poprawnie, sam dążył do tego, by wszystko dopracowywać do perfekcji. Był pracowity i zawzięty, co chyba najbardziej w nim polubiłem. Traktował poważnie moje lekcje i czas, jaki mu poświęcałem. Przychodził wcześniej i wychodził później, byleby lekcja była zakończona. Dostosowywał się do każdej mojej niedyspozycji. A w trakcie nauki...tak pięknie się uśmiechał. Zadowolony, szczery i nieco tajemniczy uśmiech zawsze pojawiał się na jego wargach, kiedy dany materiał okazywał się dla niego łatwością. Ten wyraz jego twarzy potrafił mi na długo zostać w pamięci.
   Czas mijał szybko. Pierwszy rok szkolny się skończył, podobnie jak pierwsze, profesorskie rozliczenia. Zaczęły się wakacje. Taemin ukończył rok, chociaż w normalnych warunkach na pewno by się tak nie stało. Na ten czas nie dorastał swoim rówieśnikom do pięt, jednak jego postępy można było odliczać w kamieniach milowych. Jego talent wygrywał ze wszelkimi niedogodnościami, a gdy tylko nauczył się używać słuchu na nowo, co także nastąpiło błyskawicznie, zaczęliśmy na powrót edukację, dodając do naszych zajęć praktycznych materiały od pierwszego roku studiów. Oczywiście, nie wszystko przebiegało tak idealnie. Chłopak wciąż nie był w stanie grać w sali koncertowej, czy przebywać w głośnym otoczeniu, zbyt duża liczba impulsów z zewnątrz powodowała, że ponownie głuchł. Jednak był dzielny. Teraz, kiedy odkrył w sobie siłę, by wygrać ze swoim słuchem, nie martwił się tak i był gotowy stawić czoła temu, co go czeka.
   W tym wszystkim czułem swoją rolę i nie ukrywam, że ja także byłem dumny z naszej ciężkiej pracy. Cieszyła mnie tez myśl o przyjacielu, jakiego zdobyłem. Nasze ostatnia lekcja bardziej przypominała spotkanie znajomych po latach niż faktyczną naukę. Jedyne dźwięki fortepianu to była cicho puszczony winyl z najpiękniejszymi utworami Chopina. Oboje siedzieliśmy na balkonie, popijając mrożoną kawę i rozmawiając na każdy możliwy temat. Czułem niemal ból, gdy uświadamiałem sobie, że spotkamy się dopiero w październiku. Jego osoba rozświetlała mi te szare i monotonne dni.

- Hyung, nie wyjeżdżasz nigdzie na wakacje?

- Raczej nie. - odparłem, mieszając słomką w mojej szklance. - Może wybiorę się gdzieś pod koniec wakacji, ale tak, to pewnie zostanę w domu.

- Tak bardzo nie chcę jechać do Szwajcarii...tam będzie zimno! I nawet nie ma morza, same góry! Co to za wakacje... - w jego narzekaniu wyczuwałem nieco prawdziwego żalu. - Rozumiem, że to tam jest najlepszy ośrodek wspomagający osoby z moim problemem, ale...chciałbym spędzić trochę czasu na plaży, odpocząć...

   Podszedłem do niego i potarmosiłem mu włosy, uśmiechając się. Był taki niewinny i przy tym taki uroczy. Przez to miałem prawdziwą ochotę zapakować go do walizki i wywieźć gdzieś, gdzie będzie mógł spędzić cały rok na ciepłej plaży i w błękitnym morzu. Wywoływał we mnie potrzebę zajęcia się nim, potrzebę opieki nad sobą. Zastanawiało mnie czasem, cyz był tego świadom...czy wiedział, że czułem się czasem, jakbym był jego bratem i miał syndrom "młodszego rodzeństwa". Podejrzewałem jednak, że Taemin mógł tak działać na wszystkich. Był tak pogodnym i wesołym dzieckiem...a przy tym uroczym i niewinnym chłopakiem, który czasem zachowywał się jak siedmiolatek.
   Zastanawiałem się czasem, czy to był dobry pomysł z tą Szwajcarią. Jego wyniki były zadowalające, więc jaki był sens ciągnięcia go na drugi koniec świata tylko po to, by sprawdzić, cyz da się wszystko przyspieszyć. Jak dla mnie, postępy chłopaka i tak były fenomenalne. Pierwszy raz widziałem kogoś, kto odzyskał słuch tak szybko. Nawet lekarze o tym mówili. Nie mogłem jednak się spierać z rodzicami Taemina. To był ich wybór, a ja nie stanowiłem źródła wiedzy medycznej, by coś im odradzać. Szkoda mi było jednak młodego, który powinien wreszcie odpocząć od widoku białych ścian i pokoi szpitalnych...
   Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o wakacyjnych planach, oczywiście zaraz po tym, jak mu obiecałem, że zabiorę go nad morze. Jak zawsze mu uległem, ale nie potrafiłem powiedzieć "nie" temu szczenięcemu spojrzeniu, jakie mi rzucał. Naprawdę, oboje byliśmy dorośli, a jednak żadne z nas się tak nie zachowywało! Zwłaszcza wtedy, kiedy zdradziłem Taeminowi, że mam w lodówce mleko bananowe...w jednej chwili odrzucił od siebie szklankę, by pognać do kuchni i porwać butelkę z, najwidoczniej, ulubionym napojem. Ah, naprawdę...jak odmówić komuś takiemu?
   Po pewnym czasie, kiedy niebo zaczęło się już mocno chmurzyć, wróciliśmy do środka. Zapowiadało się, że przyjdą pierwsze, deszczowe dni lata. Umówiłem się z Taeminem na pierwszy termin po jego powrocie ze Szwajcarii, by sprawdzić, czy rezultaty, jakie mieliśmy, nie uległy pogorszeniu, a słysząc za oknem pierwsze dźwięki czerwcowej burzy, zaproponowałem mu podwózkę do domu. Chociaż początkowo się wymigiwał, kiedy deszcz zaczął wygrywać swoją melodię na szybach, uległ mi. Zadowolony z siebie, zaprowadziłem go do samochodu i po kilku minutach już przemierzaliśmy Seul, by dostać się do jego domu. Pogoda pogorszyła się zaskakująco szybko i ze zwykłej, przelotnej mżawki zamienił się w prawdziwą, letnią burzę z piorunami.
   Zatrzymałem się w alejce domów jednorodzinnych, chociaż równie dobrze mogła nosić nazwę alejki posiadłości. Zaparkowałem przed jedną z bram wjazdowych, zgodnie z życzeniem chłopaka i wygrzebałem ze składzika jakiś parasol, by mój towarzysz nie zamienił się po drodze w przemoczoną kurę. Pożegnaliśmy się i przez chwilę patrzyłem, jak chłopak biegnie po niewielkich, szarych stopniach w stronę drzwi wejściowych. Kiedy już miałem odjeżdżać, usłyszałem krzyk, co kazało mi wrócić na zajmowane miejsce i opuścić szybę.

- H-hyung...zapomniałem ci podziękować za całą twoją ciężką pracę. - jego głos nieco drżał, co zrzuciłem na zimno.

- Nie ma za co. - uśmiechnąłem się. - A teraz leć do domu, zanim się przeziębisz.

- Już, już. Hyung...bardzo, bardzo ci dziękuję. - chłopak pochylił się i zanim byłem w stanie zareagować, pocałował mnie prosto w usta i uciekł.

2 komentarze:

  1. Urocza końcówka ;3
    A rozdział ogólnie super, jak zwykle :D

    http://cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaaaaaak! Nareszcie! Długo czekałam na Pianiste, a on jak zwykle mnie nie rozczarował!!! Cieszy mnie ta zmiana nastawienie u Taemina, ciekawe jak to się potoczy dalej :3 Cudowne opowiadanie, oby następny rozdział pojawił się szybko, bo nie usiedzę! Weny~

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2