24 paź 2017

Mysterious Seul - enemy or lover? - obverse


   Przez, o milion lat świetlnych za długą chwilę po prostu na siebie patrzymy. Nieświadomie rejestruję fakt, że jego oczy nie są po prostu brązowe, jak do tej chwili myślałem. Wśród barwy kojarzącej mi się z czekoladą widzę jaśniejsze drobinki, podobne kolorem do złota czy bursztynu. Ta część mnie odpowiedzialna za emocje nie może przestać myśleć o tym, że ten kolor jest piękny i gdybym tylko chciał, mógł bym spokojnie utonąć w jej głębi. Niespokojny dreszcz biegnie wzdłuż mojego kręgosłupa, wywołując drżenie. Kiedy w końcu odwracam spojrzenie, czuję, jak cała moja krew powoli zamarza w żyłach z ciężaru świadomości. Nie...to chyba jakiś żart, prawda? Głośno się o to modlę w mojej głowie, samemu starając się zachować kamienną twarz. Nie mogłem przecież zdradzić się jeszcze bardziej. Musiałem odkryć prawdę i go zdemaskować...dla Yato. Dla chłopaka, który zginął...przeze mnie. Przez moje węszenie. Siedząc i trzymając w dłoniach kartę zgonu, zrozumiałem, że to moja wina. Nie mogłem się jednak jeszcze wycofać. Musiałem udowodnić, że to właśnie Kim Jonghyun stoi za tymi morderstwami. Jednakże, w tej chwili nie potrafiłem nawet powstrzymać drżenia moich rąk. Coś we mnie każe mi odczuwać irracjonalny lęk, przez który zagryzam wargę i odwracam wzrok, szukając ratunku u wiecznie nieobecnych pielęgniarek, zajętych Bóg wie czym w swoim świecie, nazywanym pokojem socjalnym. Mam ochotę je zabić samym spojrzeniem, kiedy czuję, że ktoś obejmuje moje drżące palce. Jego palce są wyjątkowo szorstkie, jakby od wieloletniej, fizycznej pracy. Mimo to...było w nich coś miłego, coś, co sprawiało, że chciało się te dłonie czuć, trzymać w uścisku...mój wzrok niemal automatycznie wędruje do jego ust, czuję się rozproszony w sposób, którego zaznaję po raz pierwszy.

- Wiem, jakie okropne jest uczucie straty, ciekawski dziennikarzu. - pod miłym tonem ukryte jest ostrzeżenie, które potrafię perfekcyjnie wyłapać. - Trzeba godnie pożegnać zmarłych...i uważać, przede wszystkim uważać. W końcu, nieszczęścia chodzą parami, prawda?

   Jego komunikat jest bardzo klarowny, a mi na chwilę odpływa krew z twarzy, co tylko wywołuje jego uśmiech. Wygląda, jakby już miał odejść, jednak zamiast tego mocniej zaciska palce na moich nadgarstkach i przyciąga mnie bliżej do siebie, tak, że czuję jego usta na moim płatku ucha, w jakimś dziwnym, motylim pocałunku. Na chwilę serce zamiera w mojej piersi, ciało staje się nieruchomym posągiem...jego głos krąży w mojej głowie jeszcze przez dłuższą chwilę, zanim jestem w stanie się otrząsnąć i uświadomić sobie, że ponownie jestem sam w poczekalni. Łaskawie jakaś pielęgniarka wyłania się ze swojej nory i pyta, czy wszystko ze mną w porządku, więc rzucam jej jedno ze swoich słynnych, piorunujących spojrzeń, odkładam kartę i wychodzę bez słowa, licząc, że nieszczęścia, o jakich mówią, nie przydarzą się, zanim nie skończę...bo muszę skończyć, to moja misja, której nie zamierzałem odpuścić, nie ważne, co stanie na szali. Nawet, jeśli mogę przez to stracić życie.
   Wychodzę ze szpitala z wirującym tornadem uczuć. Wielokrotnie w czasie drogi odwracam się za siebie, sprawdzając podejrzliwym wzrokiem niemal każdy cień, jakby każdy z nich był potencjalnym zabójcą. Chyba zaczynałem popadać w paranoję, jednakże to nic dziwnego...jego szept wciąż krążył w moich żyłach, nawet kiedy zamknąłem się na poddaszu, po raz kolejny tego dnia ignorując krzyki wujostwa. Nie pomogła też głośna muzyka w słuchawkach i zakrycie całego ciała kołdrą...jego głos zagłusza bas i śpiew wokalisty, sprawiając, że nie mogę przestać się trząść.
"Radzę ci uważać...szkoda by było, by kogoś tak ładnego znaleziono w rzece"
   Kiedy rano łaskawie wygrzebałem się spod kołdry i wziąłem telefon do ręki, równie dobrze mogłem wziąć rozgrzany do czerwoności pręt. Na wyświetlaczu co sekundę, a nawet krócej pojawiał się kolejny komunikat o nowej wiadomości, nieodebranym połączeniu i setce maili na skrzynce pocztowej. Mam ochotę zakopać się jeszcze na chwilę w silnej grawitacji mojego łóżka, ale momentalnie usłyszałem w głowie słowa babci, przez co wyrzuty sumienia kazały mi wbić hasło blokady i zacząć sprawdzać cały ten spam. Mimo pulsującego bólu głowy, zarówno z powodu złego snu jak i całej sytuacji z dnia poprzedniego, próbuję skupić się na treści wiadomości, jednakże dopiero podczas drugiego podejścia mi się to udaje. Czuję niemal ciarki spływające w dół kręgosłupa, czytając podniecone wiadomości na grupowej konwersacji, ogłaszające, że tego samego dnia i w tym samym klubie, dla którego organizuję event, pojawi się...nikt inny jak Kim Jonghyun. Od razu wyczuwam brak jakiejkolwiek przypadkowości w całym tym zdarzeniu.
   Wyskakuję z łóżka i odpalam laptopa, wchodząc na stronę uniwerka, uruchamiam skrzynkę pocztową i jednym mailem wysyłam do wszystkich podjaranych informację o tym, że nie posiadam oficjalnego potwierdzenia tej informacji, jednocześnie zachodząc w głowę, od kiedy najmłodszy Kim stał się takim celebrytą. Oczywiście, już wcześniej było o nim głośno, ale od kiedy wrócił z Chin zrobił się nagle jakiś podejrzany boom na jego osobę. Czy to też ma jakiś związek z całą sprawą...nie wiedziałem, ale zamierzałem się dowiedzieć. Żadne ostrzeżenia nie były już w stanie mnie zatrzymać.
   By nie skasować niczego ważnego, powoli zajmuję się czyszczeniem poczty, gdy przed oczami staje mi nieznany wcześniej adresat. Przez chwilę się zastanawiam, czy wchodzić w treść maila, jednak ciekawość bierze górę i już po chwili komputer ładuje właściwe okienko. Czytając kolejne linijki wiadomości, zauważam, że się pospieszyłem z informacją na stronę - jednak mam potwierdzenie.


~*~

   Z uśmiechem odłożył telefon na półkę, czując się tak, jakby zagonił mysz w kąt pokoju, skąd jedno uderzenie kociej łapy wystarczy, by zginąć. Strzelił wszystkimi palcami, przeciągając się na dużym łóżku, mając ogromną ochotę zapalić. Niestety, ostatnia zakupiona paczka skończyła wraz z resztą dowodów w spalarce na tyłach niewielkich domków dla służących. Musiał się więc zadowolić smakiem powietrza wypełnionego kurzem i nieznanymi wcześniej perfumami. Jego wzrok skierował się na niewielką apaszkę, którą zwinął młodemu "detektywowi", kiedy ten był zbyt oszołomiony jego osobą, by to zauważyć. Intrygował go ten chłopak w sposób, którego się nie spodziewał. Oczywiście, miał świadomość, że jest w to wszystko zamieszany. Spotkanie go raz przy ofierze mogło być przypadkiem, drugie natomiast stawiało go w innym świetle. Kiedy zobaczył go w szpitalu, kiedy dostrzegł jego mokre od nieuronionych łez oczy, przez chwilę poczuł smutek...przez chwilę autentycznie zaczął żałować swojego czynu. I właśnie to uczucie sprawiło, że teraz nie mógł przestać o nim myśleć, że czuł potrzebę...podtrzymania tego kontaktu. Pół dnia spędził na wyszukiwanie najróżniejszych informacji o jego osobie i przeżył spory szok, dowiadując się kilku rzeczy. W wieku szesnastu lat jego rodzice zostali zamordowani przez mafię za wydanie informacji o nich w prasie i na policji. Przez pół roku siedział w bidulu, zanim zajęła się nim babcia, która po kilku latach także odeszła na tamten świat. W ten sposób osiemnastoletni Kibum skończył u swojego wujostwa, które niechętnie się na to zgodziło. Bez problemu domyślił się, że jedynym pretekstem do adopcji była firma, którą już niedługo miał odziedziczyć. Może liczyli, że dzięki temu odnajdą w nim tyle wdzięczności, że odda ten skarb w ich posiadanie na zawsze? Kto wie...mógł się jednak domyślić, że coś takiego było niemożliwe. Chociaż nigdy nie spędził z nim dłużej niż godziny, wydawało mu się, że perfekcyjnie zna jego charakter, jakby od wielu lat byli dobrymi przyjaciółmi...to dziwne uczucie nie chciało go opuścić i powodowało coś na kształt lęku, chowającego się gdzieś na skraju myśli...bo miał świadomość, że kiedyś i jego zdjęcie znajdzie w czerwonej kopercie
   Jego wzrok zbłądził na niski stolik, na którym leżała jedna z takich fotografii, dostarczona dzisiaj rano. Starszy mężczyzna, kochający dziadek, spędzający ze swoimi wnukami każdy weekend. Czuł żal, że tak szybko to się zakończy... świeżo przeszedł na emeryturę. Odwrócił wzrok, zdegustowany. Wiedział jednak, jaka jest jego powinność i nie zamierzał się od niej uchylać. Po za tym, już sobie obiecał, że oszczędzi rodzinie bólu. To będzie zawał. Bezbolesny i w pełni naturalny, jeśli w ogóle można o tym mówić w tej sytuacji. Tylko tyle mógł zrobić dla jego bliskich. Albo aż tyle. Może i był mordercą, ale szanował swoje zasady moralne. Jeśli było to możliwe, wolał oszczędzić komuś bólu, jeśli były to przypadkowe ofiary, które po prostu miały pecha trafić na zły moment.
   Do jego uszu dotarł dźwięk, informujący o nowym mail'u. Na chwilę oderwał sie od mrocznych myśli, ponownie wziął telefon do ręki i...nie mógł powstrzymać uśmieszku. Poderwał się z miejsca, niemal zapominając o swoich powinnościach i wychylił się z sypialni, by trafić na pochylających się w głębokich ukłonach, służących.

- Przygotujcie wóz. - kilka kobiet, ubranych w tradycyjne stroje, szybko opuściły korytarz.


~*~

   Nikt w mieście nie mówi o niczym innym, jak o informacji, jakoby sam Kim Jonghyun miał odwiedzić studencką imprezę w jednym z klubów Seulu. Mam ochotę wymiotować za każdym razem, kiedy na mojej skrzynce pojawia się mail z prośbą o potwierdzenie tej informacji. Czy tylko ja mam wrażenie, że ludziom się w głowach poprzewracało? Jak ktokolwiek może na niego lecieć?! Przecież z daleka można przeczytać napis na jego czole - "zadrzyj z moją rodziną, a pokażę ci, jak wygląda świat po drugiej stronie". Naprawdę, najchętniej odwołałbym całą tę imprezę we wszystkie diabły, jednak zrobił się wokół tego taki szum, że zostałem pozbawiony tej możliwości. Wściekle przygryzam długopis, powstrzymując się przed rzuceniem laptopa o pobliską ścianę i blokuję skrzynkę odbiorczą dla każdego, kto nie jest w mojej książce adresowej. Mam dość przygłupich dziewczyn, które liczą na seks w klubowej toalecie. Naprawdę, kobiety dzisiejszych czasów w ogóle nie potrafią się szanować. Nic dziwnego, że pałałem do nich taką niechęcią.
   Odpycham się od biurka i razem z krzesłem wyjechałem gdzieś w okolice środka pokoju. Zamykam oczy, czując pulsujący ból tuż za oczami, charakterystyczny dla mojego zdenerwowania. W głowie wciąż mam dwa maile, które przyszły wczoraj wieczorem, jakby ich treść wypaliła mi się pod powiekami. W co on ze mną pogrywa? Czyżby już czekał na mnie wyrok? Może zamierzał mnie porwać z imprezy, wywieść za miasto i zabić bez skrupułów? Jak zamierzał to zrobić przy wszystkich świadkach, przecież każdy zauważy, jak będzie ze mną wychodził...a może nie? Może przekupi wszystkich, jak wcześniej, przy dziennikarce? Mój mózg chodził na zbyt wysokich obrotach, by znaleźć jakąkolwiek, rozsądną odpowiedź. Muszę odciąć się na chwilę od całego świata, przekradam się na niższe piętro, do łazienki. Jestem szczęśliwy, że dzisiaj wujostwo wyjechało na urlop. Przynajmniej nie będę musiał się z nimi męczyć.
   Zamykam za sobą drzwi i napełniam wannę gorącą wodą, licząc na to, że zakryje mnie całego. Dolewam trochę płynu do kąpieli i kilka kropli olejku, by w sekundę później zanurzyć się w cudownym zapachu i błogim cieple. Zamykam oczy, starając się skupić jedynie na uczuciu wody, otulającą moją skórę. Chciałbym zapomnieć o wszystkim, co mnie spotkało, o tym, co mnie otacza. O śmierci Yato. O poniżeniach, jakie muszę znosić od strony wujostwo. O dziennikarce. I o Kimie Jonghyunie, przez którego zginęli. O Kimie Jonghyunie, który stawał się nadchodzącą groźbą, ostatnim widokiem, jaki mógł zobaczyć na końcu tunelu. Potrząsam głową, próbując pozbyć się tych myśli, jednak relaks nie przychodzi. W mojej głowie pojawia się jego głos, to smutne spojrzenie, jakim mnie obdarzył w szpitalu...przypominam sobie jego uśmiech, którym odprowadził mnie za pierwszym razem, gdy widziałem, jak się całował z moją pracownicą...przez moje ciało przechodzi palący dreszcz, który rozgrzewa mnie bardziej niż woda...przeklinam głośno, czując do siebie coś na kształt obrzydzenia. Przecież on zabił ważną dla mnie osobę, a ja...czuję podniecenie, zastanawiając się, jakby to było zamienić się z tamtą kobietą...jakby to było, gdyby złapał mnie za ramiona, przyparł do ściany i całował....jakby to było, gdyby wsunął ręce pod moją koszulę...do cholery! Ochlapuję twarz wodą, ale i tak jestem świadomy palących rumieńców. Może coś z moją głową jest nie tak? A może za długo już w tym wszystkim siedzę...może powinienem na chwilę się od tego oderwać. Ale jak? Jak można odciąć się od widma śmierci?
   To pytanie krąży za mną coraz bardziej, z minuty na minutę coraz bardziej. Kąpiel nie pomaga, nie działa na mnie tak jak zawsze. Wychodząc z wanny wzdycham tylko ciężko, jakby znane mi rzeczy zaczęły mnie zawodzić. I może tak jest...moja głowa wydaje się zbyt mała na ogrom myśli, jakie mnie otaczają. Kręcę się po domu, starając się chociaż trochę zając ręce. Sprzątam, układam, przekładam, zmieniam koncepcję...ale czas mija zbyt wolno. Nie pomaga także fakt, że każde powiadomienie w telefonie wywołuje we mnie dziwny dreszcz i nie jestem w stanie się powstrzymać przed sprawdzeniem, kto, co, jak i dlaczego.
   Telefon podświetla się po raz kolejny, automatycznie podnoszę go na wysokość wzroku, dostrzegając wiadomość od prywatnego numeru. Odblokowuję telefon, spodziewając się, że na wyświetlaczu dostrzeże pomyłkę czy też jakąś reklamę...zamiast tego jednak widzę enigmatyczny rozkaz - "wyjrzyj przez okno". Rozglądam się niespokojnie po pokoju, zerkam niepewnie na okna, ale nie potrafię się powstrzymać, podchodzę powoli i odsłaniam ozdobne zasłony, dostrzegając na podjeździe czarnego mercedesa i...Kima Jonghyuna, spokojnie dopalającego papierosa. Przełykam gulę w gardle, chowając się z powrotem za kotarą. W mojej głowie rodzi się przerażenie i tysiące scenariuszy z moją śmiercią w tle. Alarm w mojej głowie podnosi się nagle, zmuszając moje nogi do biegu. Zamykam w pośpiechu drzwi na klucz, kiedy telefon w mojej ręce zaczyna wibrować. Numer zastrzeżony. Patrzę na zieloną słuchawkę, jakby to była kobra, która zaraz mnie ukąsi...moje palce drżą, gdy przesuwam nimi po ekranie.
   Milczę, czekając, aż on pierwszy się odezwie.

- Zazwyczaj ludzie inaczej reagują na mój widok. - Jest rozbawiony, co tylko mnie denerwuje. - Najczęściej się cieszą, czują się wybrani...nie traktują mojego zjawienia się tak, jakby zapadł na nich wyrok. - Mam wrażenie, że to ostrzeżenie, przez co moje serce przyspiesza tempo.

- Skąd masz mój numer?

- Był podany na stronie uniwersytetu, w gazecie, w kolumnie "kontakt", w ogłoszeniu o sprzedaży ubrań...oraz na stronie randkowej. - Mój rumieniec dostrzegli by z kosmosu. - Łatwo go dostać...zwłaszcza, gdy jest się mężczyzną, prawda? Ale nie przez twoje preferencje tutaj przyjechałem, spokojnie...chociaż to także interesujący temat. - zaczął się śmiać, a ja miałem ochotę nigdy więcej go nie zobaczyć. Jednocześnie nienawiść i zawstydzenie uziemiają mnie pod drzwiami. - Widzisz, twoja impreza nagle osiągnęła niesamowite wręcz zainteresowanie, dlatego zadzwoniłem do waszego samorządu i troszeczkę pozmieniałem, co już zapewne ogłosili na stronie. Zakładałem, że jeszcze tego nie widziałeś, skoro nie odpisałeś na mojego maila, tak więc postanowiłem powiadomić cię osobiście. Impreza jest dzisiaj, w moim klubie.

- C-c-co...?! - Ta informacja mnie szokuje, uruchamiam tryb głośnomówiący i z prędkością światła wchodzę na stronę, by dostrzec, że to, co mówi jest prawdą.

- Tak myślałem, że tym cię zaskoczę. Dlatego też, w ramach przeprosin, zapraszam na zakupy. Od razu zastrzegam, że będę stał pod twoimi drzwiami tak długo, aż się nie zgodzisz, tak więc....radziłbym się szykować.


~*~

   Po dwóch godzinach w końcu ruszyli do centrum handlowego, chociaż nie obyło się bez kilkunastu rozmów przez telefon, które raczej były monologami Jonghyuna. Nie mógł jednak powstrzymać uśmiechu, gdy wreszcie ujrzał go na werandzie, obrażonego na cały świat w perfekcyjnej fryzurze i makijażu. Był ostrożny, gdy zajmował miejsce na tylnym siedzeniu, czego starał się nie komentować. Nie dziwił się. Miał prawo być niespokojny, w końcu jechał z mordercą, nie do końca wiadomo gdzie. Każdy by się bał, dlatego i tak trzeba mu było przyznać, ze należał do odważnego grona. Nie wezwał policji, ostatecznie nie sprzeciwiał się...ciekawiło go, skąd się to brało. Czy to dlatego, że chciał poznać prawdę? Czy może miał jeszcze jakiś inny powód? Czy pozna odpowiedzi? Uśmiechnął się delikatnie do odbicia w lusterku, skręcając na podziemny parking galerii. Liczył, że dzisiaj pozna nie jeden jego sekret.
   Wraz z nim i sunącym jak cień ochroniarzem ruszyli na podbój sklepów. Dał mu wolną rękę - pozwolił się prowadzić. Chciał poznać jego gust, jego ulubione miejsca, to, gdzie się ubiera i co lubił kupować. Chciał wiedzieć o nim...wszystko. Kierowała nim niezdrowa ciekawość, a wszystko za sprawą jego bezczelnych odzywek i odwagi. Minęło już sporo czasu od tamtych dni, w których ludzie na dźwięk jego nazwiska nie zamieniali się w służalcze zombie. Brakowało mu takich ludzi jak Kibum...i brakowało mu chłopców jego pokroju. Tych nieco niegrzecznych, nieco zniewieściałych, którzy mają nie jedną rzecz do pokazania...także w łóżku. W końcu, nie mógł się spotkać z kimś, kogo wcześniej by nie prześwietlił...dlatego zdawał sobie sprawę nie tylko o losie jego osoby i rodziny, ale także o jego przyjaciołach...i "przyjaciołach".
   Mijali kolejne witryny sklepowe, kierując się przez niezbyt duży, ludzki tłum, nie mówiąc ani słowa, jednakże, kiedy znaleźli odpowiednie miejsce, nie mógł nie dostrzec przemiany, jaka zaszła w dziennikarzu. Najwidoczniej postanowił zaryzykować i faktycznie skorzystać z jego zaproszenia. Bez problemu to odczytał - wystarczyło obserwować sposób, w jaki zaczął łowić kolejne ubrania z wieszaków i elegancko złożonych wystaw. Starszy Kim jedynie chodził za nim, przyglądając się temu przezabawnemu spektaklowi z jego czarną kartą kredytową w tle, która zaliczała kolejne kasy w coraz bardziej ekskluzywnych sklepików. Był nawet na tyle miły, że zaliczyli jubilera, gdzie młodszy wybrał sobie "dodatki", chociaż nie powinien tego tak nazywać, patrząc na kwotę na paragonie.
   Zakupy trwałyby zapewne dalej, gdyby nie skończyły się ręce do noszenia toreb. Starszy Kim nie mógł przestać patrzeć na chłopaka przed sobą, który winien był dostać Oscara za perfekcyjne ukrywanie strachu. Jedyną jego oznaką były wzdrygnięcia, gdy jego głowa pojawiała się za kotarą przebieralni, w której komponował kolejne stroje. Za to wśród ludzie maskował wszystkie te odczucia niczym profesjonalista...kilku członków jego rodziny powinno brać u niego lekcje. Ta myśl wywołała głośny śmiech, który szybko wypełnił uwagą kolejkę w Starbucksie. Nagle wszyscy ludzie ich dostrzegli, jakby wcześniej nie przyciągali uwagi z naręczem toreb i ochroniarzem u boku. 
   Nie mając innego wyjścia, szybko wzięli swoje kawy na wynos i ruszyli w stronę windy. Ochroniarz zjechał pierwszy, by przygotować wóz, podczas gdy oni czekali na drugą. Metalowe drzwi otworzyły się ze chrzęstem, z podobnym się za nimi zamknęły, by ruszyć w dół. Jednakże, zamiast dojechać na podziemny parking, została zatrzymana na półpiętrze przez młodszego Kima.

- Czy to rozsądne? Zatrzymywać windę, gdy jesteś w niej z mordercą? - Jonghyun zaśmiał się, patrząc na nagle speszonego dziennikarza.

- Gdybyś...miał mnie zabić, zrobiłbyś to dawno. Widziałem, że masz przy sobie broń.

- Nigdy się z nią nie rozstaję. - zaśmiał się, wyciągając z kieszeni papierosy. - Więc? Dlaczego zatrzymałeś windę?

- Chcę odpowiedzi. Przynajmniej jednej szczerej.

- Hm... - zaciągnął się papierosem, patrząc w jego niespokojną twarz. - Jestem w stanie dać ci jedną szczerą odpowiedź...ale nie za darmo, rzecz jasna.

- Czego chcesz w zamian? - bez problemu można dostrzec, że obawiał się odpowiedzi.

- Najpierw pytanie. Nie mogę określić zapłaty bez niego, prawda?

- Oczywiście... - burknął dziennikarz, biorąc oddech. - Czy...czy znalazłeś moje nazwisko w czerwonej kopercie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lydia Land of Grafic Credits: 1, 2